Buch lesen: «Gargantua i Pantagruel», Seite 21

Schriftart:

Rozdział dwudziesty drugi. Jako Panurg wypłatał damie paryskiej sztukę, która nie wyszła jej na korzyść

Trzeba wam wiedzieć, iż następnego dnia przypadało wielkie święto Bożego Ciała, na które wszystkie białe głowy ubierają się, w co mają najwspanialszego. Jakoż na ten dzień pani ubrała się w piękną suknię z karmazynowego atłasu i białą aksamitną spódniczkę wielce kosztowną. W wilię tego dnia, Panurg póty się uwijał i myszkował, aż znalazł goniącą się sukę, którą związał i zaprowadził do swojej kwatery i żywił ją obficie tego dnia i całą noc. Rano ją zabił, wyjął jej to, co znają dobrze geomanci greccy, pociął na najdrobniejsze kawałeczki, ukrył je dobrze przy sobie i udał się do kościoła, gdzie owa pani miała wędrować z procesją, jak to jest w zwyczaju w dzień owego święta. Zaczem, skoro weszła, Panurg podał jej święconą wodę, kłaniając się bardzo dwornie; w chwilę zaś potem, gdy odmówiła już swoje paciorki, podszedł ku ławce i podał jej rondo wypisane w następującym kształcie:

Rondo
 
Me wdzięczne chuci gdy wam, piękna pani,
Wśród westchnień mnogich, kornie niosłem w dani,
Wówczas wygnałaś mnie, karcąc surowo,
Mimo iż nigdy by najlżejsze słowo
Z ust mych nie padło, co żeńską cześć rani.
Jeśli to, żeście ode mnie kochani,
Tak przykrym, zbyć się mogliście najtaniej
Mych hołdów, skromiąc swą stateczną mową
Me wdzięczne chuci.
 
 
Toć was nie krzywdzę tym, że żywię dla niej
Lube płomienie, których nikt nie zgani,
Kto twoją piękność ujrzał, o królowo!
I nic nie pragnę, jeno byście zdrowo
Chcieli swym kuprem uczcić co najraniej416
Me wdzięczne chuci.
 

I kiedy ona rozwijała papier, aby zobaczyć, co to takiego, Panurg szybko wydobył specyfik, który miał przy sobie, nasypał go jej po rozmaitych miejscach, szczególnie w fałdy rękawów i sukni, po czym rzekł:

– Ach, pani, biedni kochankowie nie zawsze spoczywają na różach! Co się mnie tyczy, mam nadzieję, iż moje

 
Serdeczne bole,
Troski, niedole,
 

w których pogrążyła mnie miłość do ciebie, będą mi za coś policzone w czyśćcu. Wy, pani, módlcie się bodaj za mnie do Boga, aby mi dodał wytrwania w mym nieszczęściu.

Jeszcze Panurg nie dokończył tych słów, kiedy wszystkie psy będące w kościele podbiegły do onej pani, znęcone zapachem specyfiku, którym ją obsypał; małe i duże, misterne i przygrubsze, wszystkie zbiegły się, wysuwając członki, obwąchując ją i sikając na nią: trudno sobie wyobrazić coś szpetniejszego.

Panurg przepędził je z lekka, następnie skłonił się swej damie i ukrył się w kaplicy, aby widzieć, co się dalej stanie. Zasię te paskudne psiska obszczywały jej całe ubranie, aż wreszcie wielki chart zlał się jej na głowę, inne do rękawów, inne na grzbiet; a co najmniejsze psiny siusiały jej do trzewików. Tak iż niewiasty będące w pobliżu wiele miały z tym trudu, aby ją odratować. Zaś Panurg zaczął się śmiać i rzekł do jednego z obecnych:

– Zdaje się, że ta pani mocno jest rozgrzana, albo też jakiś kundys musiał ją pokryć świeżo.

I kiedy ujrzał, jak wszystkie psy warczą naokoło niej, jako czynią dokoła goniącej się suki, wyszedł z kościoła i poszedł szukać Pantagruela. Idąc przez ulicę, gdzie tylko napotkał psa, kopał go nogą, mówiąc:

– Nie poszedłeś z kompanami na wesele? Gońże tam, do stu diabłów, goń a żywo!

Zaczem, wróciwszy do mieszkania, rzekł do Pantagruela:

– Panie, proszę was, chodźcie zobaczyć, jak wszystkie psy z okolicy zebrały się około najpiękniejszej tutejszej damy i chcą ją wyobracać.

Na co Pantagruel chętnie przystał i ujrzał to dziwowisko, które zdało mu się bardzo piękne i niezwykłe.

Ale najlepszy smak był przy procesji, na której ujrzano naokoło tej pani więcej niż sześćset tysięcy i czternaście psów świadczących jej mnóstwo lubostek: i wszędzie, gdzie przechodziła, nowe psy biegły w jej ślady, obsikując w drodze miejsca, gdzie postawiła nogę. Kto żyw zatrzymywał się na to widowisko, dziwując się zachowaniu psów, które wdrapywały się jej aż na szyję i niszczyły piękne stroiki. W końcu, nie mogąc znaleźć innej rady, spróbowała ukryć się w swoim domostwie. Dopieroż psy za nią, dopieroż ona się zaczęła kryć, a służebne pękały ze śmiechu. Kiedy zaś weszła do domu i zawarła drzwi za sobą, wszystkie psy zbiegły się z pół mili wokoło i obsikały tak obficie bramę, iż kaczki mogłyby pływać po potoku z ich uryny. I to jest ów strumień, który przepływa obecnie pod Wiktorowem i Gobelin417 farbuje w nim swoje szkarłaty z przyczyny specyficznej cnoty owej psiej szczyny, jak o tym swego czasu nauczał publicznie mistrz Dorys. I tak nam panie Boże dopomóż, tęgi młyn mógłby mleć na tym strumieniu, nie tyle oczywiście, co młyn w Bazoszy wpodle Tuluzy.

Rozdział dwudziesty trzeci. O tym, jako Pantagruel opuścił Paryż, odebrawszy nowiny, iż Dipsodzi zajechali krainę Amaurotów, i o tym, dlaczego mile są tak małe we Francji

W niedługi czas potem Pantagruel otrzymał wieści, że ojciec jego Gargantua przeniósł się do kraju Feów przez Morgę, jako niegdyś Ożier i Artus; a zarazem że na wieść o jego nieobecności Dipsodzi wyruszyli ze swych granic, zniszczyli rozległą krainę Utopię i właśnie trzymali w oblężeniu wielkie miasto Amaurotów. Zaczem opuścił Paryż, nie żegnając się z nikim, rzecz bowiem była pilna, i przybył do Ruenu.

Otóż tak wędrując, zauważył Pantagruel, iż mile francuskie są bardzo małe w stosunku do innych krajów i spytał Panurga o przyczynę i rację tej różnicy. Ten opowiedział mu powiastkę, zamieszczoną przez Marata Jezierskiego, mnicha, w historii o czynach królów kanaryjskich. A była ona taka:

„Za dawnych czasów kraje nie były podzielone na mile, staje, sążnie i wiorsty, aż dopiero król Faramond418 ustanowił te pomiary, a stało się to w następujący sposób. Oto znalazł w Paryżu stu bardzo urodziwych i tęgich kompanów i sto urodziwych pikardzkich dziewek i kazał ich dobrze raczyć i karmić przez tydzień, a potem wezwał ich przed siebie: i każdemu dał jego dziewczynę, wraz ze sporą kwotą na wydatki podróżne, przekazując rozkaz, aby się rozeszli w rozmaite strony. I na wszystkich miejscach, na których wygodzi sobie który ze swą dziewuchą, ma położyć kamień i to będzie mila. Zaczem owi kompani puścili się ochotnie w drogę i jako że byli wypoczęci i nakarmieni, folgowali sobie pod każdym drzewkiem, i oto czemu mile we Francji są tak małe.

Ale kiedy już przebyli spory kęs drogi i byli zmęczeni jak diabli i zbrakło im oliwy w ampułce, nie huśtali się już tak często i zadowalali się radzi (rozumiem to o mężczyznach) jednym głupim raziczkiem na dzień. I oto skąd poszło, że mile w Bretanii, w Landach, w Niemczech i innych bardziej oddalonych krajach są tak duże. Inni przytaczają inne racje; ale ta zdaje się najpodobniejszą do prawdy”.

Na co chętnie przystał Pantagruel.

Wyjechawszy z Ruenu, przybyli do Homflery, gdzie Pantagruel wraz z Panurgiem, Epistemonem, Eustenesem i Karpalimem wsiedli na statek. Owo podczas gdy tam czekali pomyślnego wiatru i opatrywali kadłub okrętu, otrzymał Pantagruel list od jednej damy z Paryża, z którą miał porozumienie przez czas dosyć długi; list zaś miał nadpis następujący:

Najulubieńszemu z młodzieńców, najniewierniejszemu z książąt,

P. N. T. G. R. L. W. I.

Rozdział dwudziesty czwarty. List który przyniósł Pantagruelowi posłaniec od jednej damy z Paryża i wytłumaczenie słówka wyrytego wewnątrz pierścienia

Skoro Pantagruel przeczytał nadpis, zdumiał się bardzo i pytając gońca o imię tej, która go posłała, otworzył list, lecz nie znalazł wewnątrz żadnego pisma, jeno sam złoty pierścień z płaskim diamentem. Wówczas zawołał Panurga i pokazał mu całą rzecz. Na co Panurg upewnił, że kartka papieru z pewnością jest zapisana, jeno taką subtelną a tajemną sztuką419, iż nie widać pisma. W tym celu przybliżył ją do ognia, aby się przekonać, czy inkaust nie jest sporządzony z soli amoniakalnej roztworzonej w wodzie. Potem zamoczył papier w wodzie, aby się dowiedzieć, czy list nie był pisany sokiem z wilczego mleczu; potem przytknął go do świecy, żali420 nie był pisany odwarem z białej cebuli.

Następnie potarł kawałek ćwiartki oliwą z orzecha, aby zobaczyć, czy pismo nie jest kreślone ługiem figowym. Potem potarł część jego mlekiem niewiasty karmiącej pierworodną córkę, aby zobaczyć, czy nie jest pisany krwią ropuszą. Potem potarł jeden rożek popiołem z jaskółczego gniazda, aby zobaczyć, czy nie był pisany sokiem z alikabuckich jabłek. Potem potarł drugi koniec ropą z ucha, aby zobaczyć, czy nie był pisany żółcią kruka. Potem umaczał go w occie, aby zobaczyć, czy nie był pisany mlekiem z mlecza. Potem pomazał kartkę sadłem z nietoperza, aby zobaczyć, czy nie była zapisana nasieniem z wieloryba, które nazywają ambrą. Potem zanurzył list bardzo ostrożnie do naczyńka ze świeżą wodą i wydobył nagle, aby się przekonać, czy nie jest pisany ałunem. Zaczem widząc, iż nie da sobie rady, przywołał posłańca i spytał:

– Słuchaj no, kmotrze, zali ta pani, co cię tu posłała, nie dała ci jakiegoś patyczka421? – mniemając, iż mogłaby się w tym mieścić owa chytrość, którą podaje Aulus Gellus.

Ale posłaniec odparł:

– Nie, panie.

Tedy Panurg chciał mu ogolić włosy, aby zobaczyć, czy ta pani nie kazała wypisać rylcem na gołej głowie swego zlecenia; ale, widząc iż włosy ma długie i bujne, zaniechał tej myśli, rozważywszy, iż za tak krótki czas włosy nie mogłyby odrosnąć tak obficie.

Wówczas rzekł do Pantagruela:

– Mistrzu, zaprawdę nie wiem już, co czynić i myśleć. Aby przekonać się, czy tam co nie jest napisane, zużyłem większą część środków, podanych przez messer Franceska di Nianio, Toskańczyka, który ogłosił sposoby kreślenia niewidocznych listów, i także to, co przekazał w tym przedmiocie Zoroaster, Peri Grammaton acriton i Kalfuriusz Bassus, de Litteris illegibilibus; ale nie widzę nic i mniemam, że nic się tam nie mieści prócz pierścienia. Zobaczmyż zatem ten pierścień.

Wówczas, obejrzawszy pierścień, ujrzeli wewnątrz napisane: Lamah sabacthani; zaczem przywołali Epistemona, pytając, co by to znaczyło. Na co ten odpowiedział: iż są to słowa hebrajskie, znaczące: „Czemuś mnie opuścił?”. Natychmiast wykrzyknął Panurg:

– Już rozumiem wszystko. Widzicie ten diament? Toć jest fałszywy. Taki jest zatem wykład tego, co chciała wam przekazać owa pani: „Powiedz, kochanku fałszywy, czemuś mnie opuścił?”.

Który to wykład pojął Pantagruel natychmiast i przypomniał sobie, jako odjeżdżając, nie pożegnał się z ową panią. I zasmucił się i rad byłby wrócił do Paryża, aby się z nią pojednać. Ale Epistemon przywiódł mu na pamięć rozstanie Eneasza z Dydoną i rzeczenie Heraklidesa Tarentyńczyka, że kiedy okręt stoi na kotwicy, a konieczność nagli, raczej trzeba przeciąć linę co prędzej, niż tracić czas na rozwiązywanie. I że należy mu poniechać wszystkich innych myśli, jeno śpieszyć do rodzinnego miasta będącego w niebezpieczeństwie.

Jakoż w godzinę później podniósł się silny północno-zachodni wiatr; rozpiąwszy wszystkie żagle, wypłynęli na pełne morze i w niewielu dniach, minąwszy Porto Santo i Maderę, zawinęli do Wysp Kanaryjskich. Stamtąd znów ruszywszy, minęli Przylądek Biały, Senegal, Przylądek Zielony, Gambię, Sagę, Melli, Przylądek Dobrej Nadziei i zawinęli do portu w królestwie Melindy. Stamtąd ruszywszy, rozwinęli żagle na wiatr północny, przejeżdżając przez Meden, Uti, Uden, Gelazim, przez Wyspy Wróżek, tuż koło królestwa Achorii; wreszcie przybyli do portu Utopii, odległego od miasta Amaurotów o trzy mile i jeszcze troszkę.

Skoro orzeźwili się nieco na lądzie, Pantagruel rzekł:

– Dzieci, miasto jest już niedaleko; zanim ruszymy dalej, dobrze byłoby naradzić się, co należy czynić, abyśmy nie byli podobni Ateńczykom, którzy nie zastanawiali się nigdy pierwej, aż dopiero po dokonanym uczynku. Czy jesteście gotowi ze mną żyć i umierać?

– Tak, panie – odparli wszyscy – możesz na nas liczyć jak na palce własnej dłoni.

– Otóż – rzekł – jest tylko jedna rzecz, która trzyma mnie w wahaniu i niepewności: a mianowicie, że nie wiem, w jakim porządku i w jakiej liczbie znajdują się nieprzyjaciele, którzy trzymają miasto w oblężeniu; gdybym to bowiem wiedział, ruszyłbym na nich bez najmniejszej obawy. Dlatego zastanówmy się razem, w jaki sposób moglibyśmy to wybadać.

Na co wszyscy razem rzekli:

– Pozwólcie nam iść na przeszpiegi i czekajcie nas tutaj: a nim wieczór zapadnie, przyniesiemy wam pewne wiadomości.

– Ja – rzekł Panurg – podejmuję się wejść do ich obozu przez sam środek straży i czatów, siąść z nimi do misy i pobawić się ich kosztem, niepoznany od nikogo; takoż mam zamiar przepatrzeć ich artylerię, namioty wszystkich rotmistrzów i wściubić nos we wszystko, nie budząc podejrzenia: sam diabeł by mnie nie podszedł, jestem bowiem z pokolenia Zofira422.

– Ja – rzekł Epistemon – znam wszystkie sztuki wojenne i czyny dzielnych hetmanów i rycerzy ubiegłych czasów, i wszystkie chytrości i podstępy żołnierskiego rzemiosła; pójdę tedy i choćby mnie nawet odkryli i poznali, wymknę się im i wmówię im o was wszystko, co zechcę: jestem bowiem z pokolenia Sinona423.

– Ja – rzekł Eustenes – przejdę wolną nogą między ich okopy, mimo wszelkie czaty i straże; przejadę im po brzuchu i połamię im ręce i nogi, choćby byli tak mocni jak sam diabeł: jako iż jestem z pokolenia Herkulesa.

– Co do mnie – rzekł Karpalim – to jeżeli ptak zdoła się tam dostać, i ja się dostanę; ciało bowiem mam tak zwinne, iż przeskoczę przez wszystkie szańce i wślizgnę się do obozu, nim zdołają mnie nawet spostrzec. I nie lękam się pocisku ani strzały, ani konia najchybszego, choćby to sam był Pegaz Perseusza albo Pakolet; każdemu umknę się zdrowy i cały. Podejmuję się iść po kłosach, po trawach, tak że nie ugną się pode mną: jako iż jestem z pokolenia Amazonki.

Rozdział dwudziesty piąty. Jako Panurg, Karpalim, Eustenes i Epistemon, towarzysze Pantagruela, bardzo zmyślnie przyprawili o zgubę sześćset sześćdziesiąt jazdy

Gdy tak mówili, ujrzeli nagle sześćset sześćdziesięciu jezdnych na dobrych i lekkich konikach, którzy bieżeli, aby zobaczyć, co za nieznany okręt zawinął do portu, a jeśli się uda, pojmać zarazem przybyszów w niewolę. Wówczas rzekł Pantagruel:

– Dzieci, schrońcie się na okręt: widzicie, że nieprzyjaciel się zbliża; ale ja ich pobiję jak bydło, choćby ich nawet było dziesięć razy tyle: wy tymczasem oddalcie się i zabawiajcie się, jak umiecie.

Zaczem odpowiedział Panurg:

– Nie, panie, nie jest rzecz słuszna, abyś ty się miał tym trudzić; przeciwnie, ty wróć na okręt i wy także, i wszyscy: sam się tu z nimi uporam. Ale nie trzeba tracić czasu, usuńcie się.

Na co inni:

– Dobrze powiedziano, panie; ty schroń się, a my pomożemy tu Panurgowi i pokażemy, cośmy warci.

Wówczas Pantagruel rzekł:

– Dobrze tedy, zgadzam się; ale w razie gdyby tamci brali górę, nie omieszkam przybyć z pomocą.

Wówczas Panurg dobył z okrętu dwie liny i przywiązał do kołowrotu na pomoście; potem położył je na ziemi i zrobił dużą pętlę i drugą mniejszą wewnątrz. Po czym rzekł do Epistemona:

– Wróć na okręt, a kiedy dam ci znak, zakręć sumiennie korbą, tak, abyś pociągnął ku sobie obie liny.

Po czym rzekł do Eustenesa i Karpalima:

– Wy, dzieci, czekajcie tutaj, pokazując się jawnie nieprzyjaciołom i ustępujcie przed nimi udając, że się poddajecie; ale baczcie, byście nie wchodzili w pętlę, jeno trzymajcie się zawsze zewnątrz.

Potem wszedł na okręt, wziął dobrą garść słomy i puszkę prochu, rozsypał go wewnątrz kręgu objętego liną i trzymając lont zapalony, stanął w pobliżu. W tejże chwili przybyli w wielkim impecie jeźdźcy i śmiało natarli pod sam statek. Ale jako że brzeg w tym miejscu był stromy i śliski, przewrócili się, oni i ich konie, w liczbie czterdziestu i czterech. Co widząc inni, ruszyli im w pomoc, mniemając, iż tamtym dano odpór. Zasię Panurg rzekł:

– Panowie, zdaje mi się, że wam się zdarzyła niemiła przygoda. Chciejcie wybaczyć: to nie z naszej winy, jeno z przyczyny zdradliwości wody morskiej, która jest zawsze oślizgła. Zdajemy się wszyscy na waszą łaskę.

Toż samo rzekli jego dwaj towarzysze i Epistemon, który stał na pomoście. Równocześnie jednak Panurg oddalał się z wolna i widząc, iż wrogowie już są w pętli, towarzysze zaś usunęli się na bok, ustępując miejsca jeźdźcom, którzy tłumnie cisnęli się, aby zobaczyć statek i załogę, krzyknął nagle na Epistemona:

– Ciągnij, ciągnij!

Wówczas Epistemon zakręcił korbą i obie liny zaplątały się w nogi koniom i obalały ich bardzo łatwo na ziemię wraz z jeźdźcami. Widząc to, dobyli mieczów i chcieli przeciąć liny; ale Panurg przyłożył ogień do rozsypanej słomy i spalił ich wszystkich jak dusze potępione: ludzi i konie, tak iż żaden nie uszedł z wyjątkiem jednego, który miał pod sobą tureckiego bachmata i ratował się ucieczką; ale kiedy Karpalim go spostrzegł, pognał za nim tak zręcznie i chyżo, iż dopadł go, nim ubiegł sto kroków i wskakując na zad konia, chwycił go z tyłu i przyprowadził na statek.

Widząc ten pogrom, Pantagruel weselił się bardzo i chwalił nadzwyczajnie przemyślność towarzyszów, i kazał ich dobrze uraczyć i nakarmić na wybrzeżu w wielkim weselu; i pili, ile wlezie, pokładłszy się brzuchami na ziemię, jeniec zaś doił wraz z nimi w wielkiej poufałości: jeno niebożątko obawiał się ciągle, czyli Pantagruel nie połknie go żywcem; co mógłby snadnie uczynić, tak miał szeroką gardziel, i tak łatwo, jak wy byście połknęli gałkę chleba, i nie więcej by mu zawadził w gębie niż ziarnko prosa w oślej paszczęce.

Rozdział dwudziesty szósty. Jako Pantagruelowi i jego towarzyszom obmierzło solone mięsiwo i jako Karpalim ruszył na łowy, aby zdobyć świeżą zwierzynę

Gdy tak ucztowali, Karpalim rzekł:

– Do kroćset kaduków, a czyż my nigdy wreszcie nie skosztujemy zwierzyny? To wieczne solone mięso o czkawkę mnie już przyprawia. Przyniosę wam tu zaraz udko którego z tych koni, któreśmy spalili: będzie dobrze wypieczone.

Ale gdy się już ruszał z miejsca, ujrzał na skraju lasu piękną, rosłą łanię, która wysunęła się z gąszczu, zaciekawiona, jak sądzę, widokiem ognia. Natychmiast pognał za nią z taką chyżością, iż zdawało się, że to leci pocisk z kuszy, i schwytał ją w jednej chwili; biegnąc zaś, po drodze chwycił rękami w powietrzu:

 
Cztery wielkie głuszce,
Siedem dropiów,
Dwadzieścia i sześć kuropatew szarych,
Trzydzieści i dwie takichże czerwonych,
Szesnaście bażantów,
Dziewięć bekasów,
Dziewiętnaście czapli,
Trzydzieści i dwa dzikie gołębie.
 

Takoż biegnąc, ubił nogami dziewięć czy dwanaście

 
Zajączków,
Tyleż królików,
Osiemnaście chruścieli parzących się w krzakach,
Piętnaście dzikich warchlaczków,
Dwa borsuki,
Trzy wielkie lisy.
 

Zdzieliwszy tedy łanię mieczem przez głowę, zabił ją i odnosząc ją do obozu, pozbierał po drodze zajączki, warchlaczki i chruściele. I już z daleka, jak tylko głos mógł donieść, zaczął krzyczeć:

– Panurgu, hej, przyjacielu: octu, octu!

Zaczem myślał dobry Pantagruel, iż słabo mu się zrobiło, i kazał, by mu nagotowano octu. Ale Panurg domyślił się zaraz, że musiał ubić jakiego zajączka; i w istocie, ukazał go szlachetnemu Pantagruelowi, jak niósł na grzbiecie piękną łanię, cały zaś pas miał przystrojony drobniejszą zwierzyną.

Zaczem Epistemon uczynił, ku wspomnieniu dziewięciu Muz, dziewięć nadobnych rożenków z drzewa, modą starożytnych. Eustenes pomagał obdzierać zwierzynę, Panurg zaś ustawił dwie zbroje w taki sposób, iż służyły za ruszt; kuchcikiem ustanowili jeńca i przy ogniu, w którym smażyli się tamci rycerze, upiekli zwierzynę. A potem dopieroż zaczęło się używanie: do smaku zaprawiali ją octem i jazda na całego! Radość była patrzeć, jak się zażerali, aż się uszy trzęsły. Wówczas rzekł Pantagruel:

– Hej, miły Boże, gdyby to każdy miał ze dwie pary dzwoneczków mszalnych u podbródka, ja zaś u mego one wielkie dzwony reńskie, połtirskie, turskie, albo kambreńskie, Jezusie, Mario! Co byśmy za zgiełk robili, ruszając żuchwami!

– Ale – rzekł Panurg – może by nie od rzeczy było pomyśleć nieco o sprawie i uradzić, jakim sposobem moglibyśmy wziąć za łeb nieprzyjaciół.

– Dobra uwaga – rzekł Pantagruel. I pytał jeńca: – Mój przyjacielu, powiedz szczerą prawdę i w niczym nie zełżyj, jeśli nie chcesz być żywcem obdarty ze skóry: ja bowiem jestem ten, który pożera małe dzieci. Powiedz nam szczegółowo rozłożenie, liczbę i siłę armii.

Na co jeniec:

– Panie, wiedz zatem całą prawdę, iż w armii znajduje się trzystu olbrzymów, uzbrojonych w ciosowe kamienie, nadprzyrodzenie ogromnych, nie tak wszelako bardzo jak ty, panie, z wyjątkiem jednego, którego mają za wodza; ten nosi imię Wilkołaka i cały jest uzbrojony w kowadła cyklopie. Prócz tego mają sto sześćdziesiąt trzy tysiące piechurów opancerzonych w skóry koboldzie, ludzi silnych i odważnych; jedenaście tysięcy czterysta rycerstwa, trzy tysiące sześćset podwójnych dział, kusz i hakownic bez liku, dziewięćdziesiąt cztery tysiące pionierów, sto pięćdziesiąt tysięcy k…ew pięknych jak boginie – („Oto coś dla mnie”, rzekł Panurg) – z tych jedne Amazonki, drugie Lugdunianki, inne z Paryża, Turenii, Andegawenii, Portwenki, Normandki, Niemkinie: jest ich dość ze wszystkich krajów i wszystkich języków.

– Ale – rzekł Pantagruel – czy wasz król jest tam także?

– Tak, panie – rzekł jeniec – jest we własnej osobie i nazywamy go Anarchem, królem Dipsodów, co oznacza, jakby ktoś powiedział, ludzi spragnionych; nie widzieliście bowiem pewnie jeszcze ludzi tak spragnionych ani pijących tak chętnie. I jego namiot jest pod strażą tych olbrzymów.

– Dość już – rzekł Pantagruel. – Hej, dzieci, gotowiście ruszyć za mną?

Na co Panurg:

– Na pohybel temu, który cię opuści! Już myślałem nad tym, w jaki sposób narżniemy ich wszystkich jak wieprze, tak że żywa noga nie ujdzie. Ale jedno mnie tylko trochę niepokoi.

– Cóż takiego? – spytał Pantagruel.

– A to – rzekł Panurg – w jaki sposób zdążę dziś popołudniu obrobić te wszystkie dziewki, które mają z sobą:

 
by się nie upiekło żadnej,
Której bym nie obrócił w sposób dość przykładny.
 

– Ha, ha, ha! – huknął Pantagruel.

A Karpalim dodał:

– Do diaska starego, toć i ja przecie siaką taką nawdzieję na rożen.

– A ja – rzekł Eustenes – co? Toć nie powąchałem ludzkiego mięsa od czasu, jak ruszyliśmy z Ruenu, mimo że wskazówka pokazuje u mnie ciągle dziesiątą albo dwunastą, a mam ją twardą i krzepką jak wszyscy diabli razem.

– Niech stracę – rzekł Panurg – ustąpię ci co najtłustszych i najbardziej dostałych.

– Jakże to – rzekł Epistemon – wszyscy będą jechać wierzchem, a ja mam osła prowadzić za uzdę! Niech wszyscy diabli porwą! To się po mnie nie pokaże! Zastosujemy prawo wojny: qui potest capere capiat424.

– Nie, nie – rzekł Panurg. – Przywiąż osła do płotu i siadaj jak wszyscy.

A dobry Pantagruel przyśmiechiwał się tylko wszystkiemu, a potem rzekł:

– Powiem wam, iż robicie rachunek bez gospodarza. Boję się bardzo, że nim zapadnie noc, ujrzym was tu w takim stanie, iż nie będziecie mieli ochoty składać się przyrodzoną kopią i że po was to będą ujeżdżać, kłując pikami a lancami.

– Basta – rzekł Epistemon. – Oddaję wam ich: możecie ich upiec lub ugotować, uwędzić lub przyprawić w pasztecie. Nie jest ich taka liczba, jaką miał Kserkses425, miał bowiem trzysta tysięcy wojowników, jeśli mamy wierzyć Herodotowi i Trogowi Pomponowi: wszelako Temistokles z małą garstką ich rozgromił426.

– Gówno! Gówno! – dodał Panurg – Mój saczek wystarczy, aby otrzepać z kurzu wszystkich samców, a, na św. Stojałę, to, co się mieści w środku, ochędoży wszystkie samiczki.

– Hajda zatem, dzieci – rzekł Pantagruel – komu w drogę, temu czas.

416.co najraniej (daw.) – jak najwcześniej; tu: jak najszybciej. [przypis edytorski]
417.Gobelin – wytwórca dywanów (od tego nazwa: gobeliny), posiadał farbiarnię szkarłatu nad brzegiem rzeki Bierre. [przypis tłumacza]
418.Faramond – pierwszy król Franków. [przypis tłumacza]
419.Na co Panurg (…) czy nie jest pisany ałunem – Bardzo zabawne drwiny z rozmaitych „nauk tajemnych”, tak rozpowszechnionych za czasów Rabelais'go. [przypis tłumacza]
420.żali a. zali (daw.) – czy, czy też. [przypis edytorski]
421.nie dała ci jakiegoś patyczka – Zapisana wstążka, którą dopiero wówczas można było odczytać, skoro się ją owinęło naokoło patyka identycznej grubości z tym, który był przy pisaniu użyty. [przypis tłumacza]
422.Zofir – przyjaciel Dariusza, który sobie obciął nos i uszy, aby przedstawić się w obozie nieprzyjaciół za zbiegłego jeńca i tym podstępem wydać królowi oblegane miasto. [przypis tłumacza]
423.Sinon – syn Autolika, krewny Ulissesa, uczestnik wojny trojańskiej, doprowadził do podstępnego wprowadzenia konia trojańskiego w mury Troi, umożliwiając Grekom jej zdobycie; wspomniany w Eneidzie Wergiliusza. [przypis edytorski]
424.qui potest capere capiat (łac.) – łapie, kto może złapać. [przypis edytorski]
425.Kserkses I (ok. 518–465 p.n.e.) – król (szachinszach0 Persów z dynastii Achemenidów, syn Dariusza I Wielkiego; panował w latach 485–465 p.n.e. [przypis edytorski]
426.Temistokles z małą garstką ich rozgromił – podczas bitwy morskiej pod Salaminą w 480 r. p.n.e. flota perska pod wodzą Kserksesa I została rozbita przez ateńską, dowodzoną przez Temistoklesa. [przypis edytorski]