Buch lesen: «Litwa za Witolda», Seite 11

Schriftart:

1406

Tak więc wszystko nareszcie zdawało się życzeniom Zakonu dogadzać. Żmudź nadana przez Mindowsa, przez następcę jego Witolda w ręce krzyżackie popchnięta, leżała skrępowana u nóg zwycięzców. Spory nowe z królem polskim, sam już Witold pośrednicząc załatwiał; z nieprzyjaciela mieli go sprzymierzeńcem gorliwym; jemu winni byli najwięcej poddanie Żmudzi i spokój, z jakiego korzystając, kraj ten krępowali. W. mistrz sam gorliwie się starał teraz, aby słuszny wstręt wzbudzony do Zakonu przez jego gwałty, nadużycia, prześladowania, nagrodzić łagodnem obejściem wedle rady Witolda: dostarczano zbóż, soli, narzędzi rolniczych, bydła nawet roboczego, którego pozbawiono wprzód Żmudzi przez ciągłe rabunki. Nowy wójt osadzał ubogich, nadając grunta i zapomogi w ziarnie i uprzęży; zabezpieczono wszystkim posiadanie własności, jaką trzymali, z tem tylko, aby wymierzoną była i opłata od niej oznaczona. Pomimo tych starań, wkorzeniona niechęć ku Niemcom odzywała się u ludu, wzajemne niedowierzanie nie dozwalało się zbliżyć; wójt sam nie ufał pozornej uległości.

Wybierano powoli coraz nowych zakładników, ale z wielką trudnością, gdyż Żmudź ciągle się uskarżała, że ją zmuszają do spełnienia przyrzeczeń, gdy Zakon o swoich nie myśli. W wielu okręgach, jak w Rosieńskiem i koło Graużów nie dali bajorasowie zakładników, tłumacząc się, że ponieważ ulegli byli rozporządzeniom Zakonu, zakłady od nich niepotrzebne się stawały. Następna okoliczność zajątrzyła w ostatku stosunki ludu i nowego rządu. Witold ściągnął na siebie, za pomoc dawaną Krzyżakom, niesłychaną nienawiść i wstręt ludu żmudzkiego. Stara jego wiara dla rodu książąt litewskich zapłacona taką niewdzięcznością zmieniła się w oburzenie i żal gorzki; nikt nie myślał już zbiegać do Litwy i szukać tam schronienia. Teraz, gdy Witold poskramiając Ruś i zamierzając iść przeciwko W. Ks. Moskiewskiemu posiłków potrzebował, Zakon zawdzięczając jego przysługi, dać mu chciał dwieście pięćdziesiąt familij ze Żmudzi i trochę luźnego ludu. Ale Żmudzini sprzeciwili się temu tak uporczywie, że omal nie przyszło do nowego wybuchu. Na oznajmienie wójta, odpowiedziano, że wyznaczone rodziny nie pójdą; – uczyniemy cokolwiek nam każecie, ale nie oddawajcie nas w jego ręce. Bajorasowie zwłaszcza oświadczyli wbrew, że gdyby ich gwałtem gnać miano, nie będą posłuszni. „Co się tycze posiłków na wojnę – odparli – nie przywykliśmy do wypraw dalekich, pójdziemy gdzie zechcą z Niemcami, z Witoldem nigdzie i nigdy”.

Witold widząc taki opór poprzestał na poborze danin od dwóchset pięciudziesiąt familij i wychodźców litewskich, których Zakon miał mu oddać; wspomagając jak wprzód na Żmudzi mistrza przy budowie Dubishain nad Dubissą i dozwalając rozłożyć na granicy Litwy od Żmudzi straż pograniczną krzyżacką.

Szczególną tę powolność84 Witolda dla Krzyżaków, przypisać należy w wielkiej części uwadze zwróconej na nowe podboje w Rusi, które zamyślał, i pochód zamierzony przeciwko W. Ks. Moskiewskiemu.

W Rusi bowiem zerwane traktaty z Nowogrodem i Pskowem, nie mogły zostać niepomszczone. Widzieliśmy wyżej, iż Witold długo cierpiał oczywistą niechęć Pskowian i Nowogrodzian, których dwukrotnie przez Zakon napominał o zachowanie przymierza. Psków i Nowogród W. w r. 1401 sprzymierzyły się z Witoldem i Litwą, ale nie szanowały zawartego traktatu. W. ks. moskiewski Bazyli, dla własnego swego dobra, podżegał zajście, chcąc z rozerwania przymierza korzystać i Psków, posiłków jego potrzebujący, zagarnąć pod swoją władzę. Witold obrażony zagrabieniem kupców swoich, odesłał list peremirny do Nowogrodu i Pskowa, posłał wojsko na zajęcie pskowskiego miasta Kołoży i stąd 11 000 jeńca miał uprowadzić. Być bardzo może, iż osada ruska Kołożan dała nazwanie przedmieściu pod Grodnem położonemu, gdzie stara cerkiew św.św. Borysa i Hleba. Drugi oddział litewski obległ Woronecze, które na próżno przez dwa tygodnie szturmował.

Natychmiast mszcząc się za napad ten Pskowianie, wysłali lud swój niszczyć litewskie naówczas posiadłości, Wielkie Łuki i Rżew Nowy; nareszcie obiegli Połock (w lipcu), ale go przez trzy dni tylko próbując zdobyć, odstąpili z niczem. Mistrz inflancki, stawając ze strony Witolda, w sierpniu wpadł pustoszyć około Izborska, Ostrowa i Kotelnej. Pskowianie nie tracąc jeszcze nadziei, że się oprzeć potrafią, weszli do Inflant pod dowództwem namiestnika swego ks. Daniela Aleksandrowicza, gdzie w październiku Niemców pobili. Nowogrodzianie, ich sprzymierzeńcy, po kilkakroć wzywani do walki, nie chcieli się wdawać w wojnę z Zakonem i Litwą, nie ujęli się za Pskowem, i opuszczeni Pskowianie poddać się musieli w. ks. Bazylemu, szukając u niego opieki. W. ks. Bazyli przyjął Psków pod władzę swoją, posyłając mu z ramienia swego rządcę, brata własnego Konstantego Dymitrowicza; poczem usiłował załatwić zatargi z Witoldem, ale na próżno.

Samo poddanie się Pskowa już wojnę wyzywało, a pomoc dana ks. Jerzemu smoleńskiemu i wyposażenie jego, jątrzyły w. księcia.

Zaledwie uwierzyć można śmiałej napaści ks. Jerzego smoleńskiego, który wtargnąć miał z garścią ludzi do Litwy, dla odzyskania żony uwięzionej w Lidzie. Dnia 5 sierpnia ukazał się on pod tem miastem, gdzie dowodził Jakub z Sielicy. Nim Jakub z Hołdawy nadbiegł, już miasto było zniszczone; – odpędzeni rabusie skryli się w puszczy pod Solecznikami. Stąd śmielszy jeszcze pod niebytność Witolda zrobili zamach na Wilno d. 7 sierpnia, gdzie od Trok (nocą zapewne) podszedłszy, wpadli na klasztor franciszkanów P. Marii na Piaskach i złupili go, a mnichów z ks. Aniołem gwardianem zamordowali. Że to była banda łotrów, dowodzi obejście z braciszkiem Leonardem, którego, dopytując skarbów, na rożnie piekli [Narbutt].

Ks. Bazyli do nieuchronnej gotował się wojny, którą Witold dawno widział także konieczną. W Rusi musiała się Litwa i w. ks. moskiewski spotykać na placu wspólnych podbojów, stąd nieprzyjazne stosunki współzawodników. Chan Szedybek posiłkował w. ks. Bazylemu, także z dawnych sprzymierzeńców Litwy ks. Jan Michałowicz twerski.

Moskwa zapuszczała zagony około Serpejska, Kozielska i Wiazmy. Ks.Ks. litewscy niektórzy poddawali się W. Ks. Moskwy. Tak Aleksander Nielub, Jana Algimuntowicza syn, zbiegły nie wiadomo z jakiego powodu, poddał się i przyjęły został; udarowany dzielnicą w Perejasławiu Zaleskim. Wszystko to jątrzyło Witolda i zbliżało wybuchnienie85 wojny.

Zebrał on siły swoje, daleko mniejsze od moskiewskich, ale z niemi odważnie ciągnął na Moskwę.

Posiłkowali Witolda Żmudzini, których tysiąc koni dostarczył Zakon niechętnych, pod dowództwem wójta Sternberga; i Polacy osobny oddział stanowiący. Wojska zeszły się pod Kropiwną i sposobiły do bitwy; zdaje się, że Witold uznawszy się słabszym, nie mogąc na Żmudzi całkowicie rachować, a obawiając ćmy tatarskiej, skłonił się do zawarcia doczesnego pokoju; po którego opieczętowaniu wojska się rozeszły.

1407

Psków nie tylko że nie potrafił pociągnąć z sobą w wojnę i zerwanie z Litwą przymierza Nowogrodu Wielkiego: ale poddaniem się w. ks. Bazylemu do podobnego nie zachęcił kroku. Nowogród oddzielając się całkiem od niego, wezwał do siebie na rządcę Jerzego Lingwenejewicza, wyznaczając mu trzy miasta jako uposażenie. Tym sposobem Nowogrodzianie zyskali sobie stałą przyjaźń Witolda w chwili, gdy uspokojony od Zakonu, zwracał czynność swą ku Rusi.

Przymierze z ks. Bazylim nie mogło trwać długo; obie strony pragnęły boju, obie się go lękały, znając swe siły. Spalenie Odojewa wziętego przez Litwę w posiadłościach riazańskich, dało powód do kroków nieprzyjacielskich. W. ks. Bazyli zajął Dymitrowiec litewski, poczem wojska z obu stron znów postąpiły ku sobie, i zwarłszy się u Wiazmy, bez walki po umówieniu rozejmu rozeszły.

Wśród nowych zatargów z Polską Zakonu, zamieszek w Litwie wzbudzonych przez Świdrygiełłę i ruskie wpływy, a razem czynne pogan nawracanie, mistrz Zakonu Konrad von Jungingen umarł dnia 30 marca. Do końca wytrwał on w stosunkach przyjaźni i pokoju, tak drogo okupionego przez Litwę. Był to ze wszech miar znakomity i jeden z najgodniejszych pamięci Naczelników Zakonu. Umiarkowany, łagodny, wolał pokój uczciwy nad krwawą, choć chlubną, wojnę. Nieraz od brata marszałka strofowany, naglony od swoich, upierał się za pokojem, widząc, że czas działania orężem dla Zakonu upłynął. Umierając ostatnią myślą jego było, aby brat Ulrych, zbyt wojennego ducha i rycerskiej sławy chciwy człowiek, mistrzem obrany nie został. Wszyscy w kraju żałowali mądrego, sprawiedliwego, umiarkowanego Konrada; ale nikt jeszcze nie wiedział wielkości poniesionej straty, bo ją dopiero z klęsk późniejszych poznać miano. Młodzi cieszyli się, że nareszcie na wojnę pociągną i walczyć zaczną.

Po śmierci Konrada nie zmienił bynajmniej Witold swoich dla Zakonu skłonności, owszem dowiódł, że pokój szanował i zachować go żądał, dopomagając dostarczeniem materiałów do budowy zameczku Dubishajn, i wszelkim żądaniom Krzyżaków starając się dogodzić.

Z królem polskim już dawniej z powodu użytego słówka w liście (innata sapientia), które za szyderstwo wzięto, jeszcze pod życie Konrada wszczęły się niesmaki; potem król z odpowiedzi danej w sprawie o Drezdenek (Driesen) nie był kontent; nareszcie w czasie między śmiercią mistrza a wyborem nowego, gdy odmówiono Władysławowi Jagielle przyjęcia go w Gdańsku i dozwolenia zwiedzenia brzegów morza, które zobaczyć pragnął, pod błahym pozorem, iż Zakon pozbawiony naczelnika, nie umiałby go przyjąć jak należało; – wzrosła niechęć wzajemna.

Krzyżacy przeczuciem obawiali się Polski. Tymczasem dnia 20 czerwca 1407 padł wybór Zakonu starszyzny na Ulrycha von Jungingen, brata zmarłego mistrza, człowieka wojennego ducha; którego zwierzchnictwa nad Krzyżaków zgromadzeniem lękał się brat umierający.

Ulrych daleki był od umiarkowania, jakiego Konrad dał dowody w traktowaniu; zaraz po obesłaniu się podarkami i oznajmieniu o wyborze, objawiły się między nim a Polską podejrzenia, obawy, potrzeba tłumaczeń wzajemnych. Witold jeszcze w to nie był wmieszany; a Litwa od Zakonu niezachwianego używała pokoju. Pośpiech tylko, z jakim zameczek nad Dubissą kończono, dowodzi, że jedność, jaka między królem Jagiełłą a Witoldem trwała, i wpływ, który niewiadomemi środki w. książę odzyskiwał na Żmudzi, przestraszały już w. mistrza.

1408

Witold z Rusi, gdzie się łowami zabawiał, wysłał glejt, zapraszając w. mistrza na zjazd z królem do Kowna, dla porozumienia się o niektóre trudności od Polski Zakonowi zarzucane. W licznym poczcie starszyzny swej, rycerzy, komandorów, dworu, wielki mistrz zjechał na miejsce d. 6 stycznia. Za nim szły dwieście koni orszaku i sto pięćdziesiąt sań z zapasem żywności. Król i Witold w świetnych pocztach ze swej strony stawili się także; – przybył za niemi mistrz inflancki w orszaku komandorów. Zgromadzenie było liczne, przyjęcie świetne.

Zaczęto od układów o granice Polski od Zakonu; w początku skłaniał się w. mistrz ustąpić, co by nie było staremi aktami objętem, używaniem dawnem zabezpieczonem, a znakami granicznemi uprawnione w posiadaniu Zakonu; lecz gdy przyszło mówić o Zantok i Drezdenek, nadzwyczaj trudnym się okazał.

Witold był w przykrem położeniu, gdyż obrany za pośrednika, nie wiedział, co począć; nareszcie oświadczył otwarcie, że prawa Polski do Drezdenka słuszniejszemi się mu zdawały od tych, które rościł Zakon.

W. mistrz nie zgadzając się na to, obrażony zerwał układy. Przez resztę czasu na próżno starano się coś ułożyć jeszcze; a chociaż rozjeżdżano się nic nie uczyniwszy, pożegnano się grzecznie i król nawet mistrza inflanckiego łaskawie bardzo odprawił.

Sąd Witolda ściągnął wszakże podejrzenia na niego; wszędzie chciano widzieć knowania i zdrady, i widziano je też; długo w nienawistnym sobie pokoju przez przeszłego mistrza utrzymywany Zakon, rwał się do wojny, od której nowy naczelnik nie myślał go odstręczać.

Witold widząc już niechęć ku sobie, spiesznie zażądał posiłków z Polski, które mu Jagiełło podesłał. Na wieść o przybywających Polakach wstrzęsły się Prusy i chwyciły do broni. Komandor nieszawski dał o tem znać w. mistrzowi, nakazano uzbrojenia, rozesłano polecenia gotowości do wojny, lękać się nawet zdawał Zakon wtargnienia króla polskiego w granice swoje. Granice i puszcze osadzone ludźmi, słowem postrach i żądza boju razem opanowały Krzyżaków; w. komandor pod niebytność mistrza kraj cały na stopie wojennej postawił.

Tymczasem nic jeszcze tak bliskiego nie zwiastowało wybuchu; na papierze tylko posyłano skargi o zbiegów z dobrzyńskiej ziemi, w Prusiech przetrzymywanych itp. Król zajął niektóre włości pod Drezdenkiem; pokój wszakże z Litwą przez to zerwany nie był. Witold utrzymywał go jeszcze, chociaż ani już Zakonowi, ani Zakon jemu nie ufał. W takim stanie rzeczy najdrobniejsze zadarcia wyrastały na ważne spory, grożąc wojną; spozierano na się wzajemnie szukając tylko powodu do zerwania wiążących jeszcze umów.

Niewiele pomyślniejszy był wewnętrzny stan kraju, który rządami Witoldowemi, zbyt może srogiemi, uciśniony, znowu skłaniał się do rozpadnienia z ciężko spojonej całości. Tak Aleksander Algimuntowicz uszedł do Moskwy, ks. twerski odstąpił przymierza, ks.ks. smoleńscy stali się otwartemi nieprzyjaciółmi Litwy, Psków także; nareszcie nigdy nieukołysany Świdrygiełło, uszedł znowu do Moskwy, rzucając spalone zamki brański i starodubowski. Powodem do tego było, że znając go dobrze, Witold sposobiący się do wojny, nie chciał za sobą zostawić nieprzyjaciela, który by w domu knuł spiski; myślał więc wziąć go i uwięzić. Uwiadomiony o tem wcześnie Świdrygiełło, uszedł do w. ks. Bazylego z biskupem czernichowskim Izaakiem, Aleksandrem i Patrycym ks.ks. zwinigrodzkiemi, Teodorem Aleksandrowiczem putywelskim, Urustajem mińskim, bojarami z Nowogrodu Siewierskiego, Brańska, Starodubia, Lubuska i Rosławia. Przyjął łaskawie ten niespodziany posiłek w. ks. Bazyli, i Świdrygiełłę z tytułem w. ks. litewskiego osadził na Perejasławiu, Juriewie, Wołoce, Rżewie, pół-Kołomnej i Włodzimierzu nad Klazmą. Posiłki te i zdrady dawały nadzieje łatwego zawojowania Litwy, zawładania Rusią zachodnią, strącenia z tronu Witolda.

Kilkakrotne odkazywania się wzajemne teraz miały już wybuchnąć wojną, która groźną być obiecywała.

Błahy był pozór, którego Witold użył do zerwania przymierza w Wiazmie zawartego i wypowiedzenia wojny. Zagrabienie i odarcie litewskich siewruków (siewierzan86?) na granicach moskiewskich, którym odebrano dwa bobry, kadź miodu, dwie siekiery i troje sukien niedaleko Putywla, o co próżno szukali sprawiedliwości i wynagrodzenia, stało się groźnego uzbrojenia powodem pozornym. Ludzie ci przybywszy do Wilna skarżyli się o gwałt i szkody.

Chwycono się błahej przyczyny, choć pomoc Tatar87, litewskie zbiegi do Moskwy, stare teścia z zięciem na Rusi współzawodnictwo, prócz tego aż nadto wystarczały do wojny. Ze strony Witolda przyjęcie Świdrygiełły dostatecznym już było; cieszył się tym zbiegiem w. ks. moskiewski, nie znając jeszcze, jak dalece zawodne były wielkie obietnice Świdrygiełły, którym już Krzyżacy wierzyć przestali. Zdrajca Świdrygiełło wraz z Edygą, zwycięzcą Witolda u Worskli, wspomagali ks. Bazylego.

Tymczasem litewskie wojska nie dając się uprzedzić, zbierały pod wodzą Rombowda u Smoleńska. Siewierszczyzna, którą podburzyć obiecywał Świdrygiełło, była spokojną. Tatarzy nie przychodzili; a litewskie siły z tysiącem pancernych kopijników od Władysława Jagiełły, jedną chorągwią krzyżacką i Żmudzią posiłkową pod dowództwem Moniwida, Iwana Borejkowicza Chodkowicza, Olelka ks. słuckiego i Zbigniewa z Brzezia, ciągnęły w pole. Witold na czele dobranej Litwy d. 25 czerwca wyszedł z Wilna, ciągnąc wprost do Smoleńska, skąd połączywszy wszystkie swe siły, szedł na spotkanie w. ks. Bazylego, postępującego ku niemu ze Świdrygiełłą.

Ostatni, mający liczne związki na Rusi i w Litwie, ludzi swych posyłał, starań dokładał, rachując bardzo na niechęć, jaką wzbudzało srogie często obejście się Witolda z poddanemi; wmówił był nawet z lekkością sobie zwyczajną w. ks. Bazylemu, że wojska Witoldowe zdradzą go i ku nim przejdą, że miasta poddawać się im dobrowolnie będą, kraje całe podnosić. Lecz wszystko to było lekkomyślną obietnicą i złudzeniem; odzyskanie nawet Nowogrodu Siewierskiego, zajęcie części Rusi od Litwy, trudniejsze już okazywało się nad wszelkie spodziewanie.

Po raz trzeci spotkały się Ruś i Litwa u rzeki Ugry, i znowu do boju nie przyszło, ale do przymierza tylko i układów nowych.

Rzeka Ugra, nad którą stanęły obozy, gdzie nowe przymierze zawierano, granice państw litewskich od Moskwy stanowić miała. Kozielsk, Peremyśl, Lubuck oddane w. księciu Moskwy; Odojew został przy Litwie. Świdrygiełło, o którego wydanie dopominał się Witold, wyłączony został z przymierza, jednakże wstydził się w. ks. Bazyli oddać go w ręce bratu.

Powrót z wyprawy tej był ciężki. Naprzód posiłki żmudzkie wielce Witoldowi niechętne, a niezwykłe do dalekich wypraw, wraz z niewiele chętniejszemi Krzyżakami odciągnęły nazad, nim jeszcze pokój zawarty został; potem wojska idąc nową drogą przez kraj opustoszony wiele ucierpiały z powodu głodu i napadów cząstkowych od Świdrygiełły i Tatarów. Konie w wielkiej liczbie zdychały z głodu, wozy dla złej drogi i braku koni zostawały po drodze: grzęzawica, wezbrane rzeki i rozlane błota utrudniały ten pochód, który zewsząd opasywała ćma tatarska.

Po odjeździe Witolda, który przodem pośpieszył, jak niektórzy chcą, z powodu jakichś tam miłostek, dla których pilno mu wracać było; – wojsko, którego każdy oddział chciał co najpierwej ciągnąć, wpadło w zamieszanie i nieporządek, wywijając się manowcami, chociaż bliższemi, ale wśród pustych stepów, gdzie osad prawie nie było. Wodzów słuchać nie chciano, bezład wkradł się w szyki zbrojne. To było powodem, pisze Wapowski, że kiedy na miejscach błotnistych, od ustawicznych deszczów jeszcze bardziej rozmiękłych, wojsko się sparło bezładnie, pasując z sobą kto kogo wyprzedzi, największa część z końmi i wozami, na których była żywność, w bagniskach zagrzęzła; – jezdni, potraciwszy konie, przeszli na pieszych. Wnet i głód dojmować zaczął, tak dalece, że połowa podobno ludu z nędzy poginęła. Nadto Tatarzy, którzy Moskwie na pomoc przybyli, a których w. ks. Bazyli, skończywszy wojnę, odprawił, niepokoili odwrót najazdami, żołnierzy picujących zabijali i wojsku Witoldowemu rozejść się różnemi gościńcami nie dozwolili. Wreszcie na znużone tylu niewczasami całą siłą uderzyli. Że zaś szyki wojska Witoldowego już po większej części piechota składała, jazda tatarska, z małą w ludziach stratą, bardzo jej szkodziła, dopóki po wstępnych utarczkach wręcz walczyć nic poczęto, bo Litwa wzięła górę i znaczną liczbę Tatarów nad Dnieprem wyciąwszy, już spokojniejszy odwrót miała. Polacy, którzy w tem wojsku walczyli, pozbywszy koni i ciężarów, wrócili na początku zimy do króla Władysława, w Niepołomicach bawiącego (d. 11 listopada), który po królewsku nagrodził im poniesione straty.

W Rusi tymczasem oręż, który miał być użyty na Witolda, obrócił się przeciwko samemu ks. Bazylemu. Tatarzy pod dowództwem Edygi wzmógłszy się w siły, w środku państw jego pustoszyli, dawnych dopominając haraczów. Świdrygiełło przed niemi uszedł z Włodzimierza nad Klazmą z kupą zbrojną tułając się nad Dniestrem podobno.

Zbliżało się grożące już zerwanie pokoju Polski i Litwy z Zakonem; traktowano jeszcze, ale nadaremnie. Wojnie na Rusi radzi byli Krzyżacy, gdyż ona Polskę zostawiała samą pozbawioną pomocy Litwy, a przez to łatwiejszą do ugody. Zawsze nieufny Zakon, w przymierzu nad Ugrą zawartem widział jakiś zamach na Inflanty uknowany. W zapytaniach Witolda, który powróciwszy znad Ugry chciał wiedzieć, czy Prusacy będą posiłkować mistrza inflanckiego w wojnie ze Pskowem, widziano także jakieś zdradliwe zamysły; upatrywano je wszędzie i szukano powodu do zerwania. Zakon, coraz silniejszy, chciał wojny; widział, że Żmudź niełatwo teraz oderwać będzie Witoldowi, który ją zniechęcił; trzymał w rękach, czego pożądał, wojna dać mu mogła nowe zdobycze. Spodziewając się wojny, wzmocniono zamki nadgraniczne, w Tylży, Friedbergu; kończono Dubishajn na Żmudzi. Stosunki i spory z Polską do naszej historii nie należą, wspomnimy je tylko, o ile wpłynęły na losy Litwy lub Witold w nich uczestniczył.

Mistrz bogate dary sypiąc królowi, królowej, arcybiskupowi gnieźnieńskiemu, Witoldowi i w. ks. Annie (której dostał się klawikord i ołtarzyk podróżny), usypiał tych, których podejrzewał, lękał się lub spodziewał od nich co zyskać.

Wiedział Ulrych, co wymawiano jego bratu i poprzednikowi, zamyślał więc wojnę, ale nie chciał na siebie ściągnąć zarzutu, że sam był jej powodem. Stąd ta mieszanina grzeczności i dumy, łagodności i uporu w traktowaniu.

Witold wiedząc, że Zakon trzymał na pogotowiu jako narzędzie do wojny Świdrygiełłę, dopomniał się o to; – odpowiedziano mu, że o nim nic nie wiedzą i dopomagać mu nie myślą wcale. Tak jednak nie było – Zakon skrycie znosił się88 ze zbiegiem.

W. księciu powód zdał się dobrym do pomyślenia o wojnie i odebraniu Żmudzi. Zdaje się pozornie rzeczą niepodobną do wiary, żeby na Żmudzi znaleźć się jeszcze mieli przyjaźni w. księciu, który dwa razy kraj ten w niewolę niemiecką zaprzedał: – a jednak tak było. Zakon już o tajemnych związkach Witolda ze Żmudzinami wiedział, wiedział o wysłańcach litewskich i ruskich, co się snuli niedaremnie po kraju. Jakieś kupy zbrojne zjawiły się tu i poczęły aż ku Pskowu pomykać. Nareszcie Witold z Władysławem Jagiełłą zjechali się, wedle kronik niemieckich, w Nowogródku tajemnie, naradzając o odebraniu Żmudzi i wypowiedzeniu wojny.

Jednej iskierki brakło tylko, aby pożar, tajony długo, wybuchnął.

Wedle dawnej umowy dla zmuszenia Żmudzi do poddania się, postanowiono było przeciąć jej dowóz żywności, soli i handel z Litwą i Polską całkiem powstrzymać.

Wójt żmudzki odebrał stosowne rozkazy, co dowodzi, że kraj ten znowu powstawał i opierać się silniej poczynał Krzyżakom.

Łajano Litwinów wszędzie, krzywdzono ich na granicach, upatrując w nich to wysłańców Witoldowych, to knujących spiski. Nareszcie z niechęci przeciwko w. księciu, o którego zamiarach wiedziano lub wiedzieć chciano, czy przez podejrzenie jakieś, czy dla wywołania wojny z Polską i Litwą, Krzyżacy dwadzieścia łasztów89 zboża z Kujaw przez Zakonu posiadłości do Litwy od Władysława Jagiełły wysłane, gdyż nieurodzaj i drożyzna była wielka, zachwycili90.

Statki te, które prowadzili Zaklika z Międzygórza kanclerz i Jan z Obichowa kasztelan sremski, szły w dół Wisłą do Jeziora Warmińskiego, potem w górę rzeki Pregel mimo Królewca przez Kanał Taplawski. Przez ten kanał do Dejne i zamku Łaukiszek przybyły, stąd do Łabiany i Kurońskiej Zatoki, do której Niemen wpada. Dopiero w Ragnedzie, ostatnim zamku krzyżackim, mistrz Zakonu spędziwszy sterników polskich, gwałtem wstrzymał statki, pod pozorem, że dla Żmudzi broń wiozły.

Gniew w. mistrza za jakiś list Witolda, w którym mu wymawiał posiłkowanie Świdrygielle, był także jednym z powodów do tego zuchwałego kroku. Chcąc wojny, wiedząc o rozdrażnieniu Witolda, poddawał do niej powody. Zabranie statków, wedle dziejopisów polskich, stało się przyczyną wojny; lecz w istocie było tylko pozorem do wybuchu już uknowanego i przygotowanego od wstąpienia na mistrzostwo Ulrycha.

Krzyżacy poczęli się uzbrajać i osadzać twierdze swoje.

84.powolność (daw.) – uległość, podporządkowanie się czyjejś woli. [przypis edytorski]
85.wybuchnienie – dziś: wybuch. [przypis edytorski]
86.siewierzanie – mieszkańcy Siewierza. [przypis edytorski]
87.Tatar – dziś popr. forma D.lm: Tatarów. [przypis edytorski]
88.znosić się (daw.) – porozumiewać się z kimś. [przypis edytorski]
89.łaszt – daw. (XIV–XIX w.) jednostka miary objętości towarów sypkich stosowana w portach nadbałtyckich, dzieląca się na 30 korców i równa ok. 3–4 tys. litrów. [przypis edytorski]
90.zachwycić (daw.) – pochwycić, przechwycić. [przypis edytorski]
Altersbeschränkung:
0+
Veröffentlichungsdatum auf Litres:
19 Juni 2020
Umfang:
390 S. 1 Illustration
Rechteinhaber:
Public Domain
Download-Format:
epub, fb2, fb3, ios.epub, mobi, pdf, txt, zip

Mit diesem Buch lesen Leute