Kostenlos

Był sobie król

Text
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

Król zmieszał się i rzekł pełen podziwu:

„Widzę, że mała córeczka nasza wyrosła na piękną kobietę”.

„Naturalnie!” – odparła królowa, wzdychając. – „Czyż nie wiesz, że minęło dwanaście lat!”.

„Czemuż nie zaślubiłaś jej do tej pory?” – spytał król.

„Ciebie nie było!” – rzekła królowa. – „Jakże tedy mogłam znaleźć dla niej odpowiedniego małżonka?”.

Królem owładnęło wzburzenie i zawołał:

„Pierwszy mężczyzna, którego ujrzę jutro, wychodząc z pałacu, zostanie jej mężem!”.

Królewna poruszała dalej wachlarzem z pawich piór, a król ukończył biesiadę.

Gdy następnego ranka król wyszedł z bramy pałacu, spostrzegł syna pewnego bramina, zbierającego chrust i suche gałęzie w pobliskim lesie. Chłopak miał siedem lub osiem lat.

A król rzekł:

„On zostanie mężem córki mojej!”.

Któż się oprzeć ośmieli woli króla?

Przywołano chłopca i musiał zamienić z królewną ślubne wieńce.

Przytuliłem się do babuni mocniej jak dotąd i gładząc jej białe włosy, spytałem gorącym szeptem:

– I cóż dalej?

Na dnie serca mego taiło się palące pragnienie, bym mógł znaleźć się na miejscu owego siedmioletniego męża cudnej królewny. Z dworu dochodził jednostajny chlupot wody. Gliniana lampka, u mego łóżka stojąca, płonęła niskim, mdłym płomyczkiem. Głos babuni brzęczał cichutko niby skrzydełka owada. Wszystko było jak tajń cudu, a z niej snuła się złota nić rozmarzeń. Zdało mi się, że ongiś… dawno… w zamierzchłym, nieokreślonym czasie zbierałem suche gałęzie w lesie przytykającym do pałacu dziwnego króla. Tam to pewnego ranka spotkało mnie szczęście. Oto zamieniłem wieńce małżeńskie z królewną, cudną jak sama bogini wdzięku. We włosach jej połyskiwała przepaska złota, złote kolczyki zwisały z jej uszek różowych, złocisty łańcuch opasywał jej wiotką kibić i złote obrączki brzękały u kostek jej nóżek przecudnych.

Gdyby babunia była autorem, ileż by musiała przydać objaśnień tej krótkiej, nikłej baśni! Przede wszystkim spytano by, po co król przebywał przez całych lat dwanaście w lesie? Po wtóre, dlaczego królewny nie wydano za mąż? Jedno i drugie to oczywisty nonsens.

A choćby nawet aż do tego punktu czytelnicy wytrzymali bez krytyki, to niewątpliwie na samą wzmiankę o tak dziwnym małżeństwie powstałby rumor niesłychany i zewsząd rozległyby się protesty. Po pierwsze bowiem, małżeństwo to nigdy w ogóle zawarte nie zostało, a autor zmyśla. Po wtóre, jakże mogła królewna, pochodząca z kasty wojowników, poślubić chłopca z kapłańskiej kasty braminów? Czytelnicy musieliby nabrać przekonania, że autor potajemnie, w osłonie baśni, występuje przeciwko uświęconym długą tradycją wieków zwyczajom religijnym i społecznym urządzeniom narodu. Naturalnie zasypano by listami dzienniki.

Toteż modliłem się z całego serca do Boga, prosząc go, by babunia w następnym wcieleniu nie przyszła na świat jako postępowy wnuk swój, autor, ale ponownie jako stara zacofana babunia opowiadająca po prostu bajki.

– I co dalej? – spytałem, oczekując dalszego ciągu z biciem serca.