Kostenlos

Wyprawa Bohaterów

Text
Aus der Reihe: Kręgu Czarnoksiężnika #1
Als gelesen kennzeichnen
Wyprawa Bohaterów
Wyprawa Bohaterów
Kostenloses Hörbuch
Wird gelesen Piotr Bajtlik
Mehr erfahren
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY

Thor dotarł do Królewskiego Dworu, popędzając konia bez ustanku poprzez ciemną noc. Przejechał ostatnią bramę, zeskoczył z wierzchowca praktycznie w biegu i wręczył wodze jakiemuś służącemu. Cały dzień spędził na koniu. Drugie słońce zaszło już kilka godzin temu. Zorientował się natychmiast po świetle pochodni i dobiegającym zza bramy hałasie, że uczta trwa już w najlepsze. Pluł sobie w brodę, że stracił tyle czasu i modlił się, aby nie było za późno.

Podbiegł do najbliżej stojącego sługi.

– Czy nic się nie stało? – zapytał pospiesznie. Musiał wiedzieć, czy król czuje się dobrze, a przecież nie mógł spytać wprost, czy nie został otruty.

Sługa spojrzał na niego zaskoczony.

– A co miałoby się stać? Nie, nic się nie stało, nie licząc tego, że się spóźniłeś. Królewscy legioniści się nie spóźniają. Cały jesteś brudny. Przynosisz wstyd innym legionistom. Umyj ręce i spiesz do środka.

Thor minął pospiesznie wejście, cały zlany potem, i włożył ręce do małej kamiennej misy wypełnionej wodą. Obmył twarz i przeczesał mokrymi palcami przydługie włosy. Od wczesnego ranka był w ciągłym ruchu, ubranie miał całe w kurzu i czuł się, jakby tego dnia przeżył już dziesięć dni. Wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić, poprawił strój i pospieszył długimi krokami przez korytarze prowadzące do wielkich drzwi sali biesiadnej.

Kiedy wszedł przez olbrzymie, zwieńczone łukiem podwoje, jego oczom ukazał się widok niemal wyjęty z jego koszmaru: dwa biesiadne stoły, długie przynajmniej na sto stóp, na końcu których przy głównym miejscu własnego stołu siedział król w otoczeniu świty. W uszy Thora uderzył niemal namacalny hałas. Sala była po brzegi wypełniona ludźmi. Przy stołach siedzieli nie tylko królewscy żołnierze, Srebrni, legioniści, ale także setki innych: wędrowni muzykanci, tancerze, błaźni, damy lekkich obyczajów... Byli też przeróżni słudzy, strażnicy i psy ganiające dookoła. Huczało jak w ulu.

Ludzie pili wino z wielkich kielichów i piwo z wielkich kufli, przeważnie stojąc i śpiewając pijackie przyśpiewki, klepiąc się po ramionach i stukając kielichami. Stoły uginały się od nadmiaru jedzenia, a na rożnach przy kominku piekły się dziki, jelenie i inna zwierzyna. Połowa biesiadników obżerała się ponad miarę, a reszta kręciła się między stołami. Thor zrozumiał, że gdyby przybył wcześniej, zastałby większy porządek – teraz na sali panował chaos i większość ludzi miała już dobrze w czubie, a uczta zmieniła się w pijatykę.

Choć cały ten widok trochę go przytłaczał i onieśmielał, Thor odetchnął z ulgą, ujrzawszy króla wśród żywych. MacGill miał się dobrze. Chłopiec pomyślał, że może i tamta zła wróżba, i jego dziwny sen nic nie znaczą; może to tylko urojenia, na które reaguje zbyt przesadnie, wyolbrzymiając je w myślach ponad miarę. Nadal jednak nie mógł się pozbyć złego przeczucia. Nadal czuł naglącą potrzebę pomówienia z królem, ostrzeżenia go.

Strzeż króla.

Zaczął przedzierać się w jego stronę przez gęsty tłum, ale szło mu to powoli. Ludzie byli pijani i hałaśliwi, stali i siedzieli ściśnięci ramię przy ramieniu, a MacGill był setki kroków dalej.

Thorowi udało się przejść mniej więcej połowę drogi, gdy nagle stanął jak wryty, widząc Gwendolyn. Siedziała przy jednym z mniejszych stołów ustawionych z boku sali, otoczona służkami. Wyglądała na przygnębioną, co było do niej niepodobne. Jadło i napoje stały przed nią nietknięte, a miejsce, w którym siedziała, wyraźnie oddzielało ją od reszty królewskiej rodziny. Thor zastanawiał się, co też mogło się stać. Wyrwał się z tłumu i pospieszył do niej.

Podniosła głowę i zobaczyła, że się do niej zbliża; nie uśmiechnęła się jednak, a przeciwnie, jej twarz spochmurniała. Pierwszy raz zobaczył w jej oczach gniew. Odsunęła się z krzesłem od stołu, wstała, odwróciła się do niego plecami i ruszyła w przeciwną stronę.

Thor poczuł się, jakby jego serce przeszył sztylet. Nie rozumiał jej zachowania. Czy zrobił coś nie tak? Obiegł stół, dogonił ją pospiesznym krokiem i chwycił ją delikatnie za rękę. Znów go zaskoczyła, szorstko odtrącając jego dłoń. Odwróciła się i spojrzała na niego gniewnie.

– Nie waż się mnie dotykać! – krzyknęła.

Thor z wrażenia aż cofnął się o krok. Czy to na pewno ta Gwendolyn, którą znał?

– Wybacz – powiedział. – Nie chciałem ci zrobić krzywdy. Ani być nieuprzejmy. Chciałem tylko z tobą porozmawiać.

– Nie mam ci nic do powiedzenia – wysyczała, a w jej oczach płonęła wściekłość.

Zaparło mu dech; nie miał najmniejszego pojęcia, co złego zrobił.

– Moja pani, powiedz proszę, co takiego zrobiłem, czym cię uraziłem? Cokolwiek to było, przepraszam.

– To, co zrobiłeś, jest niewybaczalne. Żadne przeprosiny tego nie naprawią. Widocznie taki już jesteś.

Znów odwróciła się, by odejść, i coś mu mówiło, że powinien jej na to pozwolić. Z drugiej strony nie mógł tak po prostu się z nią rozstać, nie po tym, co zdążyli już razem przeżyć. Musiał się dowiedzieć, dlaczego tak bardzo go znienawidziła. Obiegł ją, stanął przed nią i zagrodził jej drogę. Nie mógł pozwolić jej odejść; nie w ten sposób.

– Gwendolyn, proszę. Daj mi choć szansę dowiedzieć się, co takiego zrobiłem. Proszę, daj mi choć tyle.

Podparła się pod boki i wpatrzyła mu się w twarz, kipiąc oburzeniem.

– Myślę, że wiesz, i to wiesz bardzo dobrze.

– Naprawdę nie – zapewnił ją solennie.

Spojrzała na niego badawczym wzrokiem i chyba mu w końcu uwierzyła.

– Mówiono mi, że w nocy przed naszym spotkaniem odwiedziłeś zamtuz. Że używałeś sobie z wieloma kobietami. Że cieszyłeś się nimi przez całą długą noc. A potem, kiedy wstał dzień, przyszedłeś do mnie. Teraz sobie przypominasz? Brzydzę się tobą. Czuję odrazę na myśl, że cię w ogóle poznałam, że mnie dotykałeś. Mam nadzieję, że już nigdy nie będę cię oglądać. Zrobiłeś ze mnie idiotkę – a ze mnie nikt nie robi idiotki!

– Moja pani! – wykrzyknął Thor. – To wszystko nieprawda!

Próbował ją zatrzymać, chciał wszystko jej wytłumaczyć. Nagle jednak rozdzieliła ich grupa muzykantów i Gwen rzuciła się do ucieczki. Wśliznęła się w tłum tak szybko, że Thor stracił ją z oczu, a w chwilę później nie mógł już jej znaleźć.

Cały płonął. Nie chciało mu się wierzyć, że ktoś do niej dotarł, naopowiadał tych wszystkich kłamstw i nastawił ją przeciwko niemu. Ciekaw był, kto za tym stoi, choć właściwie nie miało to już znaczenia; wszelkie jego szanse u Gwen właśnie prysły. Czuł, że wszystko w nim umiera.

Odwrócił się i, przypomniawszy sobie o królu, chwiejnym krokiem ruszył dalej przez salę. Czuł w sobie pustkę, jakby nie miał już po co żyć.

Nim uszedł kilka kroków, ni stąd ni zowąd wyrósł przed nim Alton. Zagrodził mu drogę i uśmiechnął się szyderczo, z zadowoleniem. Miał na sobie jedwabne pończochy, aksamitną marynarkę i upstrzony piórami kapelusz, spod którego sterczały jego charakterystycznie wydłużony nos i podbródek. Patrzył na Thora z góry z najwyższą arogancją i samozadowoleniem.

– Proszę, proszę – powiedział. – Kogo my tu mamy? Przecież to nasz wieśniak. Może się już widziałeś ze swoją przyszłą narzeczoną? Nie sądzę. Przypuszczam, że wieści o twoich lubieżnych wyczynach w zamtuzie szybko rozeszły się po całym dworze. – Nachylił się bliżej, odsłaniając w uśmiechu małe, żółte zęby. – A nawet nie przypuszczam; jestem pewien. Wiesz, jak to mówią: jeśli w kłamstwie jest choć ziarno prawdy, zbierze się z niego całe żniwo plotek. Znalazłem to ziarno i zszargałem twoje dobre imię, chłoptasiu.

Thor kipiał ze złości; to było nie do zniesienia. Rzucił się na Altona i jednym ciosem w brzuch powalił go na ziemię.

W okamgnieniu skoczyli ku niemu legioniści i żołnierze, aby obydwu rozdzielić.

– Przebrałeś miarę, chłoptasiu! – wrzeszczał Alton, grożąc mu palcem nad ich głowami. – Nikt nie tyka członka rodziny królewskiej! Każę cię wtrącić do lochów! Będziesz gnić w dybach przez resztę życia! Możesz być pewien! O świcie po ciebie przyjdą! – Alton odwrócił się i odszedł spiesznym, ale dumnym krokiem.

Thor nie dbał już jednak ani o Altona, ani o jego groźby. W tej chwili myślał już tylko o królu. Wyśliznął się z rąk kompanów z Legionu i podjął marsz w stronę MacGilla. Rozpychał ludzi, torując sobie drogę do stołu króla. W sercu kłębiły mu się emocje i sam nie wierzył w to, jaki obrót przybierały sprawy. Z dnia na dzień zyskiwał na dworze coraz lepszą opinię po to tylko, by w jednej chwili zniweczył ją jakiś złośliwy gad i podstępnie odebrał mu ukochaną. Potem jeszcze ta groźba, że nazajutrz trafi do więzienia. A że miał przeciwko sobie samą królową, nie zdziwiłby się, gdyby właśnie to go czekało.

Nic jednak nie obchodziło go w tej chwili bardziej, niż bezpieczeństwo króla.

Zaczął mocniej przepychać się w tłumie, lawirować; wpadł po drodze na błazna w samym środku pokazu. Wreszcie, rozepchnąwszy jeszcze trzech służących, dotarł do królewskiego stołu.

MacGill siedział pośrodku. W jednej ręce trzymał wielki skórzany bukłak z winem. Śmiał się, uradowany zabawą, z policzkami czerwonymi od przepicia, w otoczeniu swoich najważniejszych generałów. Chłopiec zaczął torować sobie wśród nich drogę do ławy, na której siedział król, aż w pewnym momencie MacGill go zauważył.

– Wasza Wysokość! Panie mój – krzyknął Thor, słysząc desperację w swoim głosie. – Proszę! Muszę z wami pomówić!

Jakiś strażnik podszedł odciągnąć go od stołu, ale MacGill powstrzymał go ruchem dłoni.

– Thorgrinie! – ryknął swym głębokim, królewskim, teraz pijanym basem. – Chłopcze mój. Dlaczego przychodzisz do naszego stołu? Legion siedzi tam.

Thor ukłonił się nisko.

– Wybaczcie mi, Wasza Wysokość. Ale muszę z wami pomówić.

 

Jakiś muzykant uderzał w talerz tuż przy uchu Thora. W końcu MacGill uciszył go gestem.

Muzyka ucichła, a uwaga i spojrzenia wszystkich generałów skupiły się na Thorze.

– Cóż, młody Thorgrinie, możesz mówić. Mów więc. Co takiego nie może zaczekać do jutra? – zapytał MacGill.

– Wasza Wysokość– zaczął Thor, ale zaraz urwał. Co ma właściwie powiedzieć? Że coś mu się śniło, że zobaczył zły znak i wierzy, że król zostanie otruty? Czy nie brzmiało to zbyt idiotycznie?

Nie miał już wyboru. Musiał ciągnąć dalej.

– Wasza Wysokość, miałem sen. Sen o was. Siedzieliście w tej sali biesiadnej, na tym właśnie miejscu. Sen mówił... że nie powinniście pić.

Król pochylił się w przód, wytrzeszczając oczy.

– Że nie powinienem pić? – powtórzył głośno i powoli.

Po krótkiej chwili konsternacji MacGill odchylił się w tył na krześle i wybuchnął gromkim śmiechem, który aż zatrząsł całym stołem.

– Że nie powinienem pić! – powtórzył. – Co to za sen?! Chyba raczej koszmar!

Król ponownie wybuchł śmiechem, a jego doradcy mu zawtórowali. Thor cały poczerwieniał, ale nie mógł się wycofać.

MacGill skinął na strażnika, który podszedł, złapał Thora i zaczął go odciągać. Chłopiec jednak strącił go z siebie szorstko. Był zdecydowany, że przekaże królowi wiadomość.

Strzeż króla.

– Mój królu, żądam, byś mnie wysłuchał! – wrzasnął, z przejęcia czerwony na twarzy, podchodząc do stołu i waląc w niego pięścią.

Stół zadrżał od uderzenia i znów wszyscy spojrzeli na Thora. W miarę jak królowi mina rzedła i pochmurniała, zapadała cisza pełna zaskoczenia.

– TY żądasz? – wrzasnął MacGill. – Ty niczego nie możesz ode mnie żądać, chłopcze! – wrzasnął, a jego gniew przybierał na sile.

Biesiadnicy zupełnie umilkli, a Thor poczuł, że policzki mu czerwienieją jeszcze bardziej z upokorzenia.

– Mój królu i panie, wybacz mi. Nie mówię tak z braku szacunku, tylko z obawy o twoje bezpieczeństwo. Proszę cię, nie pij. W moim śnie zostałeś otruty! Proszę. Bardzo zależy mi na tym, żeby nic ci się nie stało i tylko dlatego ci to mówię.

Powoli gniew zaczął znikać z twarzy MacGilla. Król spojrzał chłopcu głęboko w oczy i wziął głęboki oddech.

– Tak, widzę, że ci zależy, choć zachowujesz się lekkomyślnie. Daruję ci twój brak szacunku. Idź już, zejdź mi z oczu przynajmniej do rana.

Skinął na strażników, a ci odciągnęli Thora, tym razem bez ceregieli. Biesiadnicy zaś powoli odzyskiwali humor, wracając do opróżniania pucharów.

Kiedy strażnicy odciągali go od stołu, w Thorze wzbierało oburzenie, a zarazem obawy. Co właśnie uczynił? Miał przeczucie, że napytał sobie biedy, a nazajutrz przyjdzie mu za to zapłacić. Może nawet wyrzucą go stąd na zawsze.

Strażnicy popchnęli go po raz ostatni i znalazł się przy stole Legionu, oddalonym od stołu króla o jakieś dwadzieścia stóp. Poczuł na ramieniu czyjąś dłoń, odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Reece’em.

– Szukam cię cały wieczór. Co ci się stało? – zapytał Reece. – Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha!

Ale Thor był zbyt poruszony, by zdobyć się na odpowiedź.

– Chodź, usiądź koło mnie. Zająłem ci miejsce – powiedział Reece.

Pociągnął Thora w stronę stołu zarezerwowanego dla rodziny królewskiej i posadził przy sobie. Za stołem siedział Godfrey z kielichami w obu rękach, a obok niego Gareth, który obserwował wszystko skaczącymi nieustannie oczami. Thor przez chwilę liczył, że zobaczy tu Gwen, ale na próżno.

– Co się stało, Thorze? – spytał Reece, gdy chłopiec siedział już obok. – Patrzysz na ten stół, jakby miał cię ugryźć.

Thor pokręcił głową.

– Nawet jeśli ci powiem, i tak nie uwierzysz, więc wolę siedzieć cicho.

– Powiedz. Mnie możesz powiedzieć wszystko – zapewnił go Reece gorąco.

Thor dostrzegł jego wzrok i zorientował się, że w końcu ktoś traktuje go poważnie. Wziął głęboki oddech i zaczął opowieść; nie miał już nic do stracenia.

– Tego dnia, kiedy spotkałem się z twoją siostrą w lesie, natknęliśmy się na węża, białogrzbietnika. Gwen powiedziała, że to zapowiedź śmierci. Wierzę, że tak jest w istocie. Poszedłem też do Argona, a on potwierdził, że zbliża się czyjaś śmierć. Tuż potem miałem sen, w którym twój ojciec został otruty. Tutaj, w tej sali. Tej nocy. Czuję to w sercu: otrują go. Ktoś próbuje go zabić.

Powiedział to wszystko niemal jednym tchem i ciężar spadł mu z serca. Dobrze było czuć, że ktoś go w końcu słucha.

Reece milczał i tylko przez dłuższą chwilę patrzył mu w oczy. W końcu powiedział:

– Mówisz szczerze. W to nie wątpię. I dziękuję, że troszczysz się o mojego ojca. Wierzę ci. Naprawdę. Ale sny bywają zdradliwe. Nie zawsze są tym, za co je bierzemy.

– Opowiedziałem sen królowi – odrzekł Thor. – I wszyscy mnie wyśmiali. Wcale nie zamierza przestać pić.

– Thorze, wierzę, że ci się to przyśniło. I wierzę, że targają tobą złe przeczucia. Ale ja sam przez całe życie miewam okropne koszmary. Pewnej nocy przyśniło mi się, że ktoś wypchnął mnie z zamku, i obudziłem się z uczuciem, jakby to rzeczywiście się stało. Ale to się nie wydarzyło. Rozumiesz? Sny potrafią być dziwaczne. A Argon mówi zagadkami. Nie możesz traktować tego wszystkiego tak poważnie. Mój ojciec czuje się dobrze. Tak samo i ja. I wszyscy tutaj. Spróbuj usiąść wygodnie, napić się i odprężyć. I bawić się dobrze.

To powiedziawszy odchylił się na oparcie swego wyściełanego futrem krzesła i pociągnął łyk trunku. Skinął na sługę, a ten postawił przed Thorem wielką porcję sarniny oraz kielich.

Chłopiec jednak siedział nieruchomo, wpatrując się w jedzenie. Miał wrażenie, że cały jego świat obraca się właśnie w zgliszcza. Nie miał pojęcia, co robić.

Nadal nie potrafił myśleć o niczym innym niż tamten sen. Siedział i patrzył, jak wokół niego toczy się uczta, jakby sam znalazł się w koszmarze na jawie. Mógł jedynie śledzić oczami wszystkie kielichy i czary zdążające w stronę króla. Obserwował każdego sługę i każdy kielich z winem. I wzdrygał się za każdym razem, gdy król pociągnął łyk trunku. Był jednak jak opętany i nie potrafił oderwać od króla wzroku. Patrzył i patrzył, jak mu się zdawało, godzinami.

W końcu Thor dostrzegł, jak jeden ze sług podchodzi do króla z kielichem nieprzypominającym żadnego innego. Był wielki, z prawdziwego złota, ozdobiony rzędami rubinów i szafirów.

Był to ten sam kielich, który Thor widział w swoim śnie.

Serce zaczęło mu mocno walić, gdy patrzył z przerażeniem, jak sługa zbliża się do króla. Kiedy był już od niego zaledwie o krok, Thor nie wytrzymał. Każdą cząstką ciała miał ochotę krzyczeć, że kielich jest zatruty.

Skoczył od swego stołu i przepchnął się przez gęsty tłum, bezceremonialnie używając łokci, rozpychając tych, którzy stali mu na drodze.

W chwili, gdy król oburącz ujął czarę, Thor jednym susem wskoczył na stół i wytrącił mu naczynie z rąk.

Kielich przeleciał w powietrzu i z głośnym brzękiem runął na kamienną posadzkę, zaś w całej sali biesiadnicy wydali z siebie stłumiony okrzyk zgrozy. Potem zapadła śmiertelna cisza. Zamilkli wszyscy: muzykanci, kuglarze. Setki ludzi zwróciło wzrok na króla.

Król MacGill wstał powoli i zgromił Thora spojrzeniem.

– Jak śmiesz! – zawrzasnął. – Ty bezczelny chłopaczku! Pójdziesz za to w dyby!

Thor stał porażony strachem. Cały jego świat obracał się w gruzy, a on sam pragnął zapaść się pod ziemię.

Nagle do rozlanego na posadzkę wina podszedł jakiś ogar i zaczął je zlizywać. Zanim Thor zdążył cokolwiek zrobić czy powiedzieć, zanim ktokolwiek zdążył się poruszyć, oczy wszystkich zwróciły się na psa, który zaczął przeraźliwie skomleć. Chwilę później znieruchomiał, przewrócił się na bok i zdechł. Wszyscy wydali z siebie okrzyk przerażenia.

– Ty wiedziałeś, że w kielichu jest trucizna! – ktoś krzyknął.

Thor obejrzał się, skąd dobiegł głos, i ujrzał Garetha, który szedł w stronę króla, oskarżycielsko wskazując chłopca palcem.

– Jakim cudem mogłeś wiedzieć, że wino jest zatrute? Tylko jeśli sam je zatrułeś! Thor próbował otruć króla! – wrzasnął Gareth.

Wszyscy zgromadzeni wykrzyknęli z oburzenia.

– Do lochu z nim – rozkazał krótko król.

Chwilę później Thor poczuł, że strażnicy chwytają go mocno od tyłu i ciągną przez całą salę. Wykręcał się i próbował protestować.

– Nie! – wrzeszczał. – Nic nie rozumiecie!

Nikt go jednak nie słuchał. Strażnicy szybko i sprawnie wlekli go wśród tłumu. Widział, jak wszyscy znikają mu sprzed oczu, a razem z nimi znika bezpowrotnie całe jego życie. Strażnicy wyprowadzili go z sali bocznymi drzwiami, które zamknęły się za nimi z hukiem.

Zapanowała cisza. W następnej chwili poczuł, że kilka par rąk ciągnie go i prowadzi krętymi schodami w dół. Wokół robiło się coraz ciemniej i ciemniej. Wkrótce też usłyszał krzyki więźniów.

Otwarły się żelazne kratowane drzwi i zrozumiał, że faktycznie wiodą go do lochów. Znów zaczął się wykręcać, protestować, wyrywać.

– Nic nie rozumiecie! – wrzasnął.

Podniósł wzrok i ujrzał strażnika, wielkiego zarośniętego gbura o żółtych zębach, który patrzył na niego z kwaśną miną.

– Ależ rozumiem bardzo dobrze – zachrypiał i zamachnął się.

Jego pięść była ostatnią rzeczą, jaką zapamiętał Thor.

Potem świat ogarnął mrok.

Dostępna w wersji anglojęzycznej!

Tłumaczenie na język polski w przygotowaniu.



MARSZ WŁADCÓW

(Księga 2 cyklu Krąg Czarnoksiężnika)

MARSZ WŁADCÓW ukazuje dalsze heroiczne przygody Thora na jego drodze do stania się mężczyzną. Przyjąwszy los wojownika, zaczyna coraz lepiej rozumieć, kim jest i jakie posiada moce.

Thor ucieka z lochów i z przerażeniem dowiaduje się o kolejnym zamachu na życie króla MacGilla. Kiedy MacGill umiera, królestwo pogrąża się w chaosie. Rywalizacja o tron przybiera na sile, a Królewski Dwór staje się świadkiem rodzinnych tragedii oraz walki o wpływy, korzyści i przywileje, której towarzyszy zazdrość, przemoc i zdrada. W związku z koniecznością wybrania następcy tronu spośród dzieci króla pojawia się kolejna okazja, aby Miecz Przeznaczenia – źródło królewskiej potęgi – został podniesiony przez kogoś nowego. Plany te jednak mogą obrócić się wniwecz, kiedy zostaje ujawnione narzędzie zbrodni, a w efekcie poszukiwań zabójcy coraz bardziej zacieśnia się krąg podejrzanych. Jednocześnie MacGillowie stają w obliczu ataku ze strony McCloudów, którzy kolejny raz gotują się do wojny na terytorium Kręgu.

Thor walczy o odzyskanie względów Gwendolyn, ale ma coraz mniej czasu: otrzymuje bowiem rozkaz spakowania się i wyruszenia z towarzyszami broni na Rytuał Stu Dni: wyczerpującą, koszmarną, trwającą sto dni wyprawę, którą wszyscy członkowie Legionu muszą przetrwać. Przekraczając Kanion, zmuszeni są opuścić bezpieczny Krąg i zagłębić się w Dzicz, a potem pożeglować przez Morze Tartuwiańskie na Wyspę Mgieł, którą rzekomo patroluje smok. Jest to prawdziwa inicjacja zmieniająca chłopców w mężczyzn.

Czy uda im się wrócić? Czy Krąg przetrwa podczas ich nieobecności? Czy Thor pozna w końcu sekret swego przeznaczenia?

MARSZ WŁADCÓW to finezyjny świat pełen wyrafinowanej scenerii, to epicka opowieść o przyjaźni i miłości, rywalizacji i zalotach, rycerzach i smokach, intrygach i politycznych machinacjach, dojrzewaniu, złamanych sercach, oszustwach, ambicjach i zdradach. To opowieść o honorze i odwadze, losie i przeznaczeniu oraz czarnoksięstwie. To opowieść fantasy wciągająca czytelników w świat, którego nigdy nie zapomną, a który przemawia do każdego bez względu na wiek czy płeć.

Księgi od 2 do 13 są dostępne w wersji anglojęzycznej. Tłumaczenie Księgi 2 na język polski – w przygotowaniu.