Kostenlos

Lambro

Text
0
Kritiken
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

XII

 
Wstąpił na pokład Ryga wśród janczarów40,
Kiedy chciał mówić, słowa mu nie dali;
Więc tylko okiem raz rzucił po fali,
Spojrzał na mgłami osrebrzone góry.
A wtenczas ucichł dźwięk niesfornych gwarów,
W szmer się zamienił gasnący – ponury,
I była cisza… Z ciszy wybłąkana
Pieśń, między Turków urodzona tłumem,
Na kilka cichych głosów rozłamana,
Rośnie i z fali kołysze się szumem,
Rzuciła w tłumie grzmiące Rygi hasła:
Powstańcie, Grecy! ale Grek nie słyszy.
Powstańcie, Grecy! brzmiało – ale ciszéj41
Do broni – cicho – pieśń znikła – zagasła.
Pieśń serce Rygi przy skonaniu kruszy,
Lecz radość widna z twarzy i z postawy.
Jak gdyby przeczuł nieśmiertelność duszy…
Może czuł tylko nieśmiertelność sławy.
 

XIII

 
Widziałem! ja sam widziałem, o Greki!
Jako na wielkie wstąpił rusztowanie;
Widziałem wszystko – i tłumiłem łkanie…
On był tak młody – nie zmrużył powieki,
Choć śmierć tak bliska! choć śmierć tak straszliwa!
Jeszcze go widzę, jak zasłonę zrywa,
Jeszcze go widzę – jak pod nieba stropy
Na rusztowaniu stanął – i smutnemi
Oczyma dawał pożegnanie ziemi,
Siłom młodości – marzeniom młodości.
Wtem szczeble pękły wymknięte spod stopy…
Nie mam wyrazów… Któż mu nie zazdrości
Śmierci, teutońską42 sprowadzonej zdradą?
Lecz któż się zemści? któż w całym narodzie?
 
 
I właśnie słońce wstawało na wschodzie,
I promień z rannej otrząśniony rosy
Pozłocił Rygi twarz martwą i bladą
I na ramiona spływające włosy.
Na twarzy siłę ukazał niezmienną,
Uratowaną z męczarni rozbicia;
Na twarzy walczy senna boleść życia
Z drugą boleścią wieczności – bezsenną.
 

XIV

 
A w tłumie widzów jedna łódź ożyła;
Jak po jeziorze trzcinami zarosłem
Wężową ścieżką z tłumu się wywiła;
Turek ją pędził obustronnym wiosłem
I bawił Turków, rzucając nad głowy
Tysiączne kręgi wodnistych obręczy,
Umalowane kolorami tęczy.
A łódź, jak delfin w wodzie rozigrana,
Czasem tonęła w odmęt lazurowy,
Równa powierzchni morza, tak że piana
Żagiel srebrzyła; czasem statek złoty
Po wierzchu fali szedł ptasimi loty,
I coraz bliższy fregaty sułtana,
Nie bacząc niby, pod srogimi kary43
Wzbronione łodziom granice przechodzi.
Nie śmieli strzelać strzegące janczary
I od płynących zdrady się nie bali;
Bo w tej złocisto malowanej łodzi
Ujrzeli postać dziewicy – i głośno
Śmiejąc się wszyscy – wszyscy przeklinali
Szatę turecką – zamkniętą – zazdrośną,
I ów kalemkiar z musselinu biały,
Tak gęsto lśniącym haftowany złotem,
Że go powiewy wiatru nie odwiały
Ani łódź szybkim odsłoniła lotem.
Ta pod zasłoną róża niewidoma,
Snadź z ciekawością dziecinną haremu,
Może przejęta zgrozą – nieruchoma,
Chciała się bliżej przypatrzyć zmarłemu?
Może się pod tą zasłoną ukrywa
Uśmiech w połowie ciekawy – wesoły?
Z takim uśmiechem liście róż obrywa,
Z takim uśmiechem te ziemskie anioły
Widzą zgon róży – serca – lub człowieka.
 
 
A wtem okrętu piersi niedaleka,
Łódka uczuła silny popęd wiosła,
Biegła po fali – z fregatą się zrosła:
I wnet z jej łona dym się wybił szary,
A potem jasność błękitnawa siarki.
 
 
Majtek przez chwilę patrzał na pożary;
A gdy mu płomień ramiona otoczył,
Odrzucił turban i do fali skoczył.
Za zbiegłym setne strzeliły janczarki,
Przed kulą w morzu zanurzony zginął…
Po chwili błękit pianą się zakłócił,
Majtek na fali powierzchnie wypłynął,
Pobladłym Turkom śmiech szyderczy rzucił…
A gdy śmiech echo okrętu powtarza,
Gdy się twarz majtka słońcem oświeciła,
Śmiech ten poznałem – był to śmiech korsarza,
I twarz poznałem – to twarz Lambra była.
 

XV

 
Spłonęła łódka – a w dymie z lazuru
Błękitna siarka błyska – zrazu blada,
Całuje okręt jak czarę z marmuru,
Jąć się nie może, ślizga się i spada —
Wgląda na pokład – potem z trzaskiem nagle
Czerwono dębu zajęła się ściana
I w dymu kłębie iskra zabłąkana
Jak gwiazda z nieba upadła na żagle.
Wnet płomień szybko aż na maszty wbiega,
Spodem okrętu roztwiera szczeliny…
Pękały szyby i rwały się liny,
 
 
I maszt z węglowym padł na pokład dźwiękiem.
Odgłos rozpaczy w trzasku się rozlega,
A tysiąc jęków było jednym jękiem…
Ucichły razem… huk płomieni głuchnął;
Ciszą się zdawał, gdy doń słuch nawyknął.
Nagle – w płomieniach nowy blask wybuchnął.
Jak tknięty różdżką czarowną aniołów,
Z gromem wulkanu cały pożar zniknął,
Zostawił przepaść – i w niej wrącą44 pianę,
I wszystkie łodzie burzą kołysane,
A na nie chmura upadła popiołów.
 

XVI

 
Takim był Ryga uczczony pogrzebem…
Nie poszedł próchnieć w marmurowe lochy,
Stos miał wzniesiony pod błękitnym niebem
Z dębów i trupów – jako do łzawicy
Do czary morza spadły jego prochy. —
Lecz jak okropna śmierć młodej dziewicy!
Anielskim niby ożywiona duchem,
Kiedy ją ogień dokoła obchodzi,
Boleści żadnym nie zdradziła ruchem,
Bez jęku prochem opadła do łodzi.
 

XVII

 
A Lambro w morzu przechował się cały,
Do korsarskiego dopłynął okrętu;
Przywołał pazia – i na pół omdlały
Padł na kobierce – mówił – a z odmętu
Myśli zburzonych płynie mowa skora,
W stu słowach ledwo jedna myśl rozkwita…
Mówił do pazia: „Już pora! już pora!
Zmienić banderę… Ale czy powstaną?
Gdy krzyż na czarnej banderze zaświta,
Może powiedzą: „Szalony! za rano!”
Więc dla niczego tyle znieść męczarni?
Paziu! idź w góry, gdzie się Klefty kryją,
Do marmurowych zazieraj kawiarni
I pieśń im śpiewaj – i zobacz, czy żyją?
Zobacz – na grobach czy płaczą mściciele?
Lecz wróć jak zwykle lać napój makowy,
O każdą kroplę napoju się spierać;
Bo dzisiaj czuję straszny ciężar głowy
I ciężar myśli… wypiłbym za wiele.
Dzisiaj chcę marzyć dłużéj – i spać dłużéj —
Ale żyć muszę – z Grekami umierać…
Idź, dobre wieści przynieś mi z podróży…”
– „Poszedłem” —
 
 
Śpiewak cały się zapłonił,
Czuł, że się słowem nieroztropnym zdradził:
Kryjąc zmięszanie – silnie w lutnię dzwonił,
Ręką przez wszystkie struny przeprowadził.
Obejrzał koło Greków… myśli czyta.
Zaśmiał się gorzko – rzucił wzgardy okiem
I wyszedł… Za nim śpiesznym wyszła krokiem
Jakaś Greczynka zasłoną okryta.
Może ciekawa pieśni tajemnicy
Za odchodzącym paziem zawołała?
Potem z nim długo – długo rozmawiała
Na ośrebrzonej księżycem ulicy.
A choć rozmowy nie dosłyszeć dźwięku,
Snadź45 gorącymi prosiła go słowy…
Musiał zezwolić – bo na jego ręku
Błysnął księżycem pierścień brylantowy.
 

Pieśń druga

I

 
Już noc zapada w korsarza kabinie,
Zalana falą szyba bursztynowa
Coraz ciemnieje; jak w piekła krainie
Mrok był ognisty i cisza grobowa,
Piekło to było… i te same słowa,
Co na piekielnej wypisane bramie,
Tu z pierwszym wiatrem na wchodzących wieją;
Bo kto tu wejdzie, żegna się z nadzieją46.
Tu myśl starzeje w przeciągu godziny;
Gdy się nad głową grzmiąca fala łamie,
Gdy huczą płótna, jęczą starte liny,
Choćbyś wrażenia powiązał łańcuchem,
To się rozprysną – ogarnąć nie mogą
Ruchu, co ziemi wydaje się ruchem,
Pojęty tylko jednym zmysłem – trwogą.
Jest ktoś w kabinie – bo chociaż wśród cienia
Nie widać kształtu żyjącej istoty;
Lecz słychać często ciężkie odetchnienia.
Ktoś w tym się grobie musiał zamknąć żywy.
Jeżeli czuwa, to ma myśl zgryzoty;
Jeżeli zasnął, to ma sen straszliwy.
 

II

 
Paź wszedł… postawił na stół lampę kryształową.
Przy stole siedział korsarz z pochyloną głową
I zadrżał, bo te światło z marzenia go budzi,
Bo te światło natrętne było jak tłum ludzi,
Co widząc blade czoło o szaleństwo woła.
Korsarz długo ze światłem godził rysy czoła,
Twarz jego jakby z kruszcu łamała się twardo,
Malowana na przemian śmiechem, bólem, wzgardą;
A potem się w bezwładną spokójność przybrała;
Jeśli twarz może skonać, twarz Lambra skonała.
I spoczywał bezwładnie na stole oparty,
Przed nim rozwite świata znajomego karty,
Cała ziemia, ramieniem Lambra opasana,
Leżała jak w żelaznych skrętach Lewiatana47.
 
 
A te ściany są krwawą powieścią korsarza.
Lampa, co przed nim płonie, zdjęta sprzed ołtarza,
Świeci zbrodni, jak niegdyś przyświecała Bogu.
Tam dalej blask księżyca rzucony na progu
Odbłyska jakby kawał śniegu błękitnawy.
I różne pawilony, z obcej wzięte nawy,
Skarżą się pod stopami korsarza rozdarte.
A tam – lampa oświeca pargaminu kartę,
Firman48 – złotem w sułtańskie ustrojony słowa;
Na nim jak pieczęć z wosku leży trupia głowa,
Od sułtana samego głowy mało mniejsza,
Żółta, lśniąca i może z czaszek najpiękniejsza.
Dalej złotem wybite, krwią rdzawe oręże,
Nad czarami ze spiżu okręcone węże
Zginają kark do czary po szczątki trucizny.
Z tych ścian wyczytaj zbrodnie wygnańców z ojczyzny.
A sumnieniem49 kajuty są ścienne zwierciadła,
Których powierzchnia parą wilgoci pobladła,
I – co dnia zasłonami grubszymi ciemnieją,
I co dnia, na co patrzą, spowiadać nie śmieją. —
 
 
Czasem słychać szum morza, czasem cichość głucha.
W ciszy korsarz podnosi blade czoło – słucha.
Jego myślom, w dalekie rzuconym zawody,
Odpowiadają dźwiękiem krople morskiej wody,
Co ze szczelin sączone dźwięk wydają szklanny50,
Jak płacz łzawy dalekiej w cytrynach fontanny.
 
40janczary – dzwoneczki. [przypis edytorski]
41ciszéj – forma z „e pochylonym”, wymawianym jako „y”, nie została uwspółcześniona z uwagi na rym. [przypis edytorski]
42teutoński (z łac.) – germański, niemiecki. [przypis edytorski]
43kary (daw. N lm) – dziś: karami. [przypis edytorski]
44wrący – dziś popr.: wrzący. [przypis edytorski]
45snadź (przestarz.) – przecież, zapewne. [przypis edytorski]
46te same słowa (…) żegna się z nadzieją… – aluzja do Boskiej komedii Dantego, gdzie napis na bramie piekieł brzmiał: „Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie” (III, 9). [przypis edytorski]
47Lewiatan (z hebr.) – starotestamentowy potwór morski. [przypis edytorski]
48firman (z pers.) – dokument wystawiony przez sułtana. [przypis edytorski]
49sumnienie (daw.) – dziś popr.: sumienie. [przypis edytorski]
50szklanny – dziś: szklany. [przypis edytorski]

Weitere Bücher von diesem Autor