Kostenlos

Orso

Text
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

Zorze gasły; mrok ogarniał ziemię coraz większy. Miejscami, gdzie lianosy59 przerzucały się z jednej strony na drugą, tworząc jakoby sklepienia nad strumieniem, było zupełnie ciemno i wcale60 straszno. Na górze słychać było jakoby szum drzew, których z dołu nie mogli dojrzeć. Orso dorozumiewał się61, że to już puszcza, w której pełno było zapewne dzikich zwierząt. Od czasu do czasu dochodziły już nawet stamtąd rozmaite podejrzane głosy, a gdy noc zapadła, słychać było wyraźnie chrapliwe beczenie rysiów, ryki kuguarów i płaczliwe głosy kujotów62.

– Boisz się, Dży? – pytał Orso.

– Nie! – odpowiedziała dziewczynka.

Ale była już bardzo zmęczona i nie mogła iść dalej, więc Orso wziął ją na ręce i niósł. Sam jednak szedł ciągle naprzód, w nadziei, że trafi na jakiego skwatera63 lub na namioty meksykańskie. Raz lub dwa razy zdawało mu się, że widzi w oddali świecące oczy dzikiego zwierza. Przytulał wtedy jedną ręką do piersi Jenny, która już spała, drugą ściskał swoją pałkę. Sam był także strudzony bardzo. Mimo olbrzymiej jego siły, Jenny poczynała mu już ciężyć64 tym bardziej że niósł ją na lewym ręku; prawą chciał mieć wolną do obrony. Chwilami stawał dla nabrania tchu, potem szedł dalej. Nagle zatrzymał się i nadstawił pilnie uszu. Zdawało mu się, że z dala dochodziły go odgłosy dzwonków, jakie skwaterowie przywiązują na noc krowom i kozom. Ruszywszy śpiesznie naprzód, wkrótce doszedł do skrętu strumienia. Głos dzwonków stawał się coraz wyraźniejszy, a na koniec dołączyło się do niego szczekanie psa. Orso był już pewny, że zbliża się do jakiejś siedziby ludzkiej. Dla niego czas też był wielki; wyczerpał się przez dzień cały i poczynało mu sił brakować.

Minął jeszcze jeden skręt i ujrzał światło; w miarę jak posuwał się naprzód, jego bystre oczy poczęły odróżniać ognisko, psa, który widocznie przywiązany do pnia, szarpał się i szczekał, a wreszcie siedzącego koło płomienia człowieka.

„Boże, daj, aby to był człowiek z «dobrej książki»” – pomyślał.

Następnie postanowił obudzić Jenny.

– Dży! – zawołał – obudź się, będziemy jedli.

– Co to? – pytała dziewczynka. – Gdzie my jesteśmy?

– W pustyni65.

Rozbudziła się zupełnie.

– A tam co za światło?

– Tam mieszka jakiś człowiek. Będziemy jedli.

Biedny Orso był bardzo głodny.

Tymczasem byli już blisko ogniska. Pies szczekał coraz gwałtowniej, a stary człowiek siedzący przy ogniu przysłonił oczy i patrzył w ciemność. Po chwili spytał:

– Kto tam?

– To my… – odpowiedziała cienkim głosikiem Jenny – i bardzo nam się jeść chce.

– Zbliżcie się! – rzekł stary człowiek.

Wyszedłszy zza wielkiego głazu, za którym byli ukryci, stanęli oboje przed ogniem, trzymając się za ręce. Starzec spojrzał na nich zdumionymi oczyma; z ust jego wyrwał się mimo woli okrzyk:

– What is that66?

Ujrzał bowiem zjawisko, które w bezludnych górach Santa Ana mogło każdego zdziwić. Oto i Orso, i Jenny mieli na sobie cyrkowe kostiumy. Śliczna dzieweczka ubrana w różowe trykoty i krótką spódniczkę, pojawiwszy się nagle, wyglądała w blasku ognia jak jaki sylf67 fantastyczny. Za nią stał chłopak o niezwykłych kwadratowych kształtach, ubrany także w cielisty trykot, spod którego przebijały jego muskuły na kształt sęków na dębie.

Stary skwater patrzył na nich szeroko otwartymi oczyma.

– Co wyście za jedni? – spytał.

Mała kobietka, licząc widocznie więcej na swoją niż na towarzysza wymowę, poczęła szczebiotać:

– My z cyrku, kochany panie! Pan Hirsch wybił bardzo Orsa, a potem chciał bić mnie, więc Orso mnie nie dał i wybił pana Hirscha i czterech Murzynów, i potem uciekliśmy na pustynię, i szliśmy długo przez kaktusy, i Orso mnie niósł, potem przyszliśmy tu, i bardzo się nam jeść chce.

Twarz starego samotnika rozjaśniała się powoli, a oczy jego spoczęły z dobrotliwym ojcowskim wyrazem na uroczym dziecku, które śpieszyło się, jakby pragnąc wypowiedzieć wszystko jednym tchem.

– Jak ci na imię, mała? – spytał.

– Jenny.

– Więc welcome68, Jenny! i ty, Orso! Ja rzadko widuję ludzi… Pójdź do mnie, Jenny.

Mała kobietka bez namysłu zarzuciła swoje nagie rączki na szyję starca i ucałowała go serdecznie. Wydawał jej się z „dobrej książki”.

– A czy nas pan Hirsch tu nie znajdzie? – pytała oderwawszy swą różaną buzię od zwiędłej twarzy osadnika.

– Kulę znajdzie! – odparł starzec, a po chwili dodał. – Mówicie, że wam się jeść chce?

– O, bardzo!

Skwater pogrzebał chwilę w popiele i wydobył z niego wspaniały udziec jeleni, którego zapach rozszedł się naokoło. Po czym siedli do jedzenia.

Noc była pyszna; na niebo wysoko nad wąwóz wytoczył się księżyc, w gęstwinie poczęły śpiewać słodkim głosem maukawisy, ogień huczał wesoło, a Orso począł mruczeć z radości. Oboje z dziewczynką jedli jak najęci; stary tylko samotnik jeść nie mógł – i nie wiadomo dlaczego, spoglądając na małą Jenny, miał łzy w oczach.

Może dawniej był ojcem, a może w pustych górach ludzi rzadko widywał…

––

I odtąd troje tych ludzi pędziło życie razem.

59lianosy – dziś: liany. [przypis edytorski]
60wcale (daw.) – dość, zupełnie. [przypis edytorski]
61dorozumiewać się (daw.) – domyślać się. [przypis edytorski]
62kujot – dziś: kojot; wilk preriowy. [przypis edytorski]
63skwater (z ang.) – nielegalny osadnik. [przypis edytorski]
64ciężyć – dziś: ciążyć. [przypis edytorski]
65pustynia (daw.) – każde pustkowie niezamieszkałe przez ludzi, a więc również niedostępne obszary leśne i górskie, niekoniecznie pozbawione roślinności. [przypis edytorski]
66what is that (ang.) – co to jest; tu: co to znaczy [przypis edytorski]
67sylf – duch powietrzny. [przypis edytorski]
68welcome (ang.) – witaj. [przypis edytorski]