Kostenlos

Sen Abarysa

Text
0
Kritiken
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

Jedna z rusałek. – Abarysie, chcesz róży z mojego wianka?

Druga z rusałek. – Chcesz pocałunku?

Trzecia z rusałek. – Chcesz sławy, którą za bezcen, darmo, wyśpiewuję na tym perłowym rogu.

Jeden z sylfów. – Topazy, opale, rubiny… jak błyszczą! jak brzęczą!

Drugi z sylfów. – Giętkim trzcinom śliczne wyśpiewuję pieśni.

Trzeci z sylfów. – Temu, który sam sobie jest bogiem i celem, liśćmi lilii uściełam łoże.

Duch zwątpienia (chmurnie). – Myślałem kiedyś, że po téj tęczy wedrę się do nieba, dziś widzę, że to wątły łachman.

Duch omdlenia. – Znużony jestem i senny a wiecznie spać przecież nie można. Więc budźcie mnie, wskrzeszajcie mnie: piosnko, trunku i miłości!

Abarys (do ducha ognia). – Przebacz, panie, że tak długo w tamtą stronę zapatrzony stoję. Tyś wielki, lecz ona tak piękna i orszak jéj tak wesoły!

Duch ognia. – W odwiecznym i nieustannym losie zmierzyłem wszystkie otchłanie słabości i moce pokuszeń. Hufcu mój, do mnie!

Z prawéj strony ukazują się widma mędrców i wynalazców z księgami i narzędziami nauki w dłoniach, wieszczów ze snopami promieni w źrenicach; lirników ze strunami, które ociekają płomieńmi i łzami; męczenników, ukazujących zakrwawione serce w rozwartych piersiach. Za nimi przybywa blady, wynędzniały tłum cierpiących, zgnębionych, zmęczonych.

Wieszczka strumienia. – Patrzcie! patrzcie! Już legion żebraczy przybył pod wodzą głupców i szaleńców! Głód, łachmany, szkielety zwiędłą ociągnięte skórą, wybladłe czoła i rozdarte serca, śliczne to, ponętne, nieprzeparte wdzięki, cha, cha, cha, cha!

Orszak wieszczki. – Sidła dla głupich, pastki na bezrozumne myszy! cha, cha, cha, cha!

Głos 1 (z prawej strony). – Jam wynalazł prawo liczby i wymiaru…

Głos 2. – Ja ruchy słońca zbadałem i ich wielkością zmierzyłem małość ziemi…

Głos 3. – Jam dostrzegł nieskończoność małości, która buduje nieskończoną wielkość.

Duch zwątpienia. – Cóż z tego wszystkiego wynikło? Czy gorzkiéj wody ubyło w morzach, a na lądach przybyło słodyczy?

Głos 4 (z prawej strony). – Przeciw wiatrom siejemy i ziarna nasze długo tułając się po przestrzeni i czasie, nim plon wydadzą.

Chór sylfów. – Nie dla was plon wydadzą, nie dla was, komedyą wielkości oszukani!

Głos 5. – Nie dla siebie na świat przyszliśmy.

Jedna z rusałek. – Przemówiłeś, cnotliwy Sokratecie! A smaczna była cykuta? Pewno-byś wolał całus Aspazyi?

Głos 6. – Nad zgon wyższa wola czynu. Kto w poświęceń zmarł godzinie, ten się przelał w drugich!

Duch omdlenia. – Czyn! poświęcenie brrr! jakie to fatygujące! Nie rodzić się śmiertelnym było-by najlepiéj, lub zrodzonym jak najprędzéj przebyć Hadu wrota i spać, na oczy nasunąwszy błota jak najwięcéj. Ponieważ jednak urodziłem się, a błoto jest… nieprzyzwoite, sylfie, daj wina. Z wina także utworzyć można błoto do zamykania powiek. – tylko piękniejsze nad to, które tworzy pomięszanie wody z piaskiem…

Głos 7, z prawéj strony. – Ja usnąć i zemdléć nie mogę, choćbym chciał, bo nazywam się milion i za miliony kocham i cierpię!

Duch zwątpienia. – Dużo z miłości twéj ludziom przybyło! Czubią się sobie dotąd w najlepsze i jeden drugiemu skórę z kości zdziera. Niegdyś… Niegdyś… płakałem nad tém jak mazgaj, teraz śmieje się z ciebie, z nich i ze wszystkiego, cha, cha, cha, cha! O gorzki mój śmiech, boli mię mój śmiech! Nie mogę zapomnieć, że niegdyś wierzyłem… cha, cha, cha, cha!… o!

Głos 8. – Pociesz się, najnieszczęśliwszy z duchów! Jam prorok, widzę! U kresu wieków, miecze przekuwają na pługi, a dziecię bezpiecznie igrać będzie w gnieździe wężowém…