Kostenlos

Baśń o rumaku zaklętym

Text
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

– Do widzenia – odparł ze śmiechem Indianin, kierując rumaka w górę, w sam błękit. – Bywajcie zdrowi! Nie troszczcie się o nas! Damy sobie rady na świecie. Świat jest szeroki, a rumak mój nie zna ani przeszkód, ani zmęczenia! Żegnajcie raz na zawsze!

I, mówiąc to, jeszcze mocniej pokręcił śrubką. Rumak wzbił się w obłoki i znikł z oczu króla, księcia i całej świty.

Któż opisze rozpacz Firuz-Szacha, jego łzy i jego lamentowania? Rzadko to bowiem się zdarza, aby ktokolwiek komukolwiek przed samym ślubem porwał narzeczoną i uciekł z nią w obłoki na rumaku zaklętym. Niezwykły ten zbieg okoliczności zwiększał tylko rozpacz biednego Firuz-Szacha. Postanowił on jednak nie tracić czasu i natychmiast wyruszyć w podróż niewiadomą na poszukiwanie księżniczki. Przebrał się tedy za derwisza7, pożegnał się z ojcem i poszedł w świat – przed siebie, gdzie oczy poniosą.

*

Indianin, szybując po obłokach, mówił do omdlałej księżniczki:

– Ocknij się i spójrz na mnie. Musisz zostać moją żoną. Nikt cię teraz nie wyrwie z mych objęć. Bądź mi więc posłuszna i przyzwyczaj się do myśli, że należysz do mnie.

– Kocham Firuz-Szacha – szepnęła księżniczka, budząc się z omdlenia.

– Firuz-Szach jest już daleko – rzekł Indianin – nigdy go nie zobaczysz. Rumak zaklęty uniesie nas na drugi kraniec ziemi – w krainę samotną, gdzie będą kwiaty i drzewa, i ptaki, i strumienie, i ogrody, i pałace, ale nie będzie Firuz-Szacha.

– Kocham Firuz-Szacha – szepnęła znowu księżniczka.

– Nie powtarzaj tych słów! – zawołał gniewnie Indianin. – Ja teraz jestem twoim panem i nie wolno ci nikogo prócz mnie kochać. Jeżeli raz jeszcze szepniesz o miłości swojej do Firuz-Szacha, to zrzucę cię z siodła i spadniesz w przepaść!

– Kocham Firuz-Szacha – szepnęła znowu księżniczka.

Słysząc te słowa, Indianin chwycił ją mocno w objęcia, uniósł w górę nad siodło i już chciał rzucić księżniczkę w otchłań, która ich od ziemi dzieliła, ale spojrzał raz jeszcze w jej twarz i powstrzymał się. Była tak piękna, że nie mógł wykonać zbrodniczego zamiaru. Posadził ją z powrotem na siodle i w milczeniu cwałował z nią razem po obłokach. Wszakże głód zaczął dokuczać Indianinowi. Postanowił spuścić się na ziemię, aby głód zaspokoić i w dalszą podróż wyruszyć. Zakręcił więc inną śrubkę, i po chwili rumak, kołysząc się lekko, opadł na polanę leśną – pustą i samotną. Indianin przywiązał księżniczkę do drzewa, rumaka zostawił w pobliżu, a sam poszedł w las, aby tam upolować jakąkolwiek zwierzynę. Gdy Indianin odszedł, księżniczka próbowała zerwać powrozy i uciec. Lecz daremnie! Była związana tak mocno, że wszelkie wysiłki spełzły na niczym. Prócz tego osłabił ją głód i niezwykłe wypadki tego dnia ostatniego. Westchnęła więc i trwała nadal – nieruchoma i cicha. W tej chwili właśnie usłyszała tętent koni. Z lasu na polanę wjechało kilku jeźdźców bogato i jaskrawo ubranych. Na czele ich jechał najpiękniej i najbogaciej ubrany, zapewne król jakiegoś państwa, bo miał ruchy królewskie i królewski wyraz twarzy. I rzeczywiście był to sułtan8 Kaszmiru9 ze świtą swoich dworzan.

Sułtan spostrzegł księżniczkę przywiązaną do drzewa, podjechał ku niej i pochyliwszy się z konia, zapytał:

– Kto cię przywiązał do drzewa, piękna księżniczko? Bo na pewno jesteś księżniczką, ponieważ masz książęcą postawę i książęcy wyraz twarzy.

– Zgaduję, że jesteś sułtanem – rzekła księżniczka – więc zwracam się do ciebie z prośbą o ratunek.

I księżniczka opowiedziała sułtanowi o tym, jak zły czarownik wykradł ją z domu na rumaku zaklętym, lecz przemilczała o swej miłości dla Firuz-Szacha… Ze łzami na oczach skarżyła się sułtanowi na Indianina, który ją do drzewa przywiązał, aby mu nie uciekła. Właśnie gdy księżniczka kończyła swe opowiadanie i swoje skargi, Indianin wrócił i, widząc co się stało, rzekł do sułtana:

– Ta kobieta przywiązana do drzewa jest moją żoną. Sprzeniewierzyła mi się i dlatego ją w ten sposób ukarałem. Nikt nie ma prawa wtrącać się do naszych kłótni małżeńskich. Toteż żądam, abyś ty, sułtanie, wraz ze swoją świtą oddalił się stąd i zostawił nas w spokoju. Sami, bez niczyjej pomocy, najlepiej dojdziemy do porozumienia.

Sułtan spojrzał na Indianina najpierw lewym, potem prawym okiem, wreszcie obojgiem oczu i zawołał:

– Widzę, że jesteś złym czarownikiem i że porwałeś tę piękną księżniczkę przeciw jej woli! Ale nie ujdzie ci to bezkarnie!.

To mówiąc, dał znak swym rycerzom, aby zabili Indianina. Rycerze natychmiast złotymi mieczami posiekali złego czarownika, a sułtan tymczasem własnoręcznie rozwiązał powrozy na rękach i nogach księżniczki.

– Teraz jesteś wolna – rzekł do niej. – Zapraszam cię do mego pałacu w Kaszmirze. Rumaka zaś zaklętego zabieram do swego skarbca.

Rycerze podali księżniczce białego konia z purpurowym czaprakiem i złocistym siodłem i wszyscy udali się do Kaszmiru.

Wkrótce księżniczka znalazła się w komnacie pałacowej i, zmęczona, zasnęła. Co się jej śniło tej nocy – nie wiadomo. Zapewne widziała we śnie Firuz-Szacha. Spała wszakże mocno i bez przebudzenia aż do świtu. O świcie jednak zbudził ją hałas niezwykły. Zaczęła się przysłuchiwać temu hałasowi i zrozumiała wreszcie, że są to odgłosy trąb, bębnów, cymbałów i innych instrumentów. Wyjrzała przez okno. Tłumy ludzi na ulicach otaczały jeźdźców, którzy na rozmaitych rogach ulic ogłaszali ludowi, że sułtan zakochał się w księżniczce i postanowił dziś jeszcze ją poślubić. Dlatego też kazał bić w bębny i dąć w trąby, ażeby tym sposobem zwiększyć uroczystość tego dnia. Zanim księżniczka zdążyła obmyślić plan dalszego postępowania z sułtanem, drzwi jej komnaty rozwarły się na oścież i wszedł sam sułtan, kłaniając się, uśmiechając i robiąc najprzyjemniejsze wyrazy twarzy, na jakie go stać było.

– Księżniczko – szepnął – przynoszę ci wiadomość, która cię na pewno uraduje. Nie chcę ci tej wiadomości udzielać od razu, bo zbyt wielkie szczęście mogłoby cię przyprawić o zemdlenie. Wolę więc tę wiadomość podzielić na trzy pomniejsze szczegóły, które się złożą na piękną całość, mianowicie: po pierwsze – podobasz mi się, po wtóre – kocham cię, a po trzecie – dziś jeszcze postanowiłem ciebie poślubić i uczynić sułtanką Kaszmiru.

I sułtan przymrużył oczy, chcąc zobaczyć, jakie wrażenie na księżniczce sprawią te słowa.

Tymczasem księżniczka postanowiła udawać szaloną, która nie rozumie, co się do niej mówi. Zaczęła więc biegać i miotać się po komnacie, drapiąc każdego, ktokolwiek się do niej zbliżył.

– Niestety! – zawołał sułtan, załamując dłonie. – Ta piękna księżniczka jest obłąkana! Obłąkanej poślubiać nie wolno!.

– Jestem chora, od rana do wieczora trapi mnie zmora! Połknęłam potwora! Wpadłam do jeziora! Ratujcie, bo już pora! Poślijcie po doktora! – wołała księżniczka, starając się dobierać słowa bez sensu i związku i, podbiegłszy do sułtana, podrapała mu lewy policzek prawą ręką, a jednocześnie nogą uderzyła go w brzuch opasły i pulchny jak poduszka.

– Oj! Oj! Oj! – zawołał sułtan. – Czylim się spodziewał, że ta drobna rączka tak drapie, a ta mała nóżka tak kopie! Sprowadźcie jak najprędzej doktora! Niech uleczy tę piękną księżniczkę, abym ją mógł nareszcie poślubić!

I sułtan wyszedł, zostawiając księżniczkę samą w komnacie. Natychmiast wydał rozkaz, aby sprowadzono najsławniejszych doktorów. Nazajutrz kilku słynnych w całym Kaszmirze lekarzy weszło do pokoju księżniczki. Księżniczka wciąż biegała błędnie od ściany do ściany, wykrzywiając twarz i krzycząc wniebogłosy:

– Kto się zbliży na łokieć – w krtań mu wsunę paznokieć! A kto bliżej przyskoczy – temu wydrapię oczy! Jestem straszna i wściekła, rodem z samego piekła! Mam ja duszę ponurą i diabła mam pod skórą! Brat mój – wąż, siostry – żmije! Kogo dotknę – zabiję! Zabitego w piec wkładam i smażę go, i zjadam!

Doktorzy, słysząc te groźne słowa, bali się podejść do księżniczki i zbadać jej puls oraz stan zdrowia. Gdyby zbadali, może by przyszli do przekonania, że tylko udaje chorobę. Ale ponieważ żaden z nich nie ośmielił się księżniczki dotknąć, więc tylko kiwali smętnie głową i mówili szeptem do siebie:

– Dziwna choroba… nieuleczalna choroba… niebezpieczna choroba…

Sułtan, słysząc te szepty doktorów, pogrążył się w rozpaczy.

– Czy nie macie żadnej nadziei na uleczenie księżniczki? – zapytał drżącym głosem.

– Żadnej – odrzekli chórem doktorzy.

– Kocham ją – szeptał sułtan – ale jest obłąkana, więc nie może mnie pokochać! Gdybyście ją uzdrowili, na pewno wyznałaby mi miłość i byłbym najszczęśliwszym ze wszystkich sułtanów na świecie.

– Nie wątpimy o tym, że pokochałaby ciebie – rzekli doktorzy – przede wszystkim dlatego, że jesteś władcą Kaszmiru.

– I dlatego, że jestem piękny – dodał sułtan, głaszcząc dłonią swoją brzydką twarz.

 

– I dlatego, że jesteś bogaty – rzekli doktorzy.

– I dlatego, że jestem mądry – dorzucił sułtan, robiąc przy tym głupią minę.

– I dlatego, żeś ją wyzwolił z rąk złego czarownika – mówili dalej doktorzy.

– I dlatego, że mam miły głos, wyraziste oczy, ponętny podbródek i czarujący nos – zawołał sułtan, wzdychając głęboko.

– Tak! – rzekli doktorzy – posiadasz mnóstwo zalet, ale musisz się wyrzec księżniczki. Nie znamy środka, który by ją uleczył! Przez całe życie będzie obłąkana.

Powiedziawszy te słowa, złożyli niskie ukłony i wyszli. Sułtan, pobity i posiniaczony przez księżniczkę, też opuścił komnatę i udał się w głąb pałacu, aby tam rozmyślać o swoim nieszczęściu.

W tym właśnie czasie przybył do Kaszmiru jakiś derwisz z obcej krainy. Był to Firuz-Szach, przebrany za derwisza. Ponieważ w całym mieście mówiono o chorobie księżniczki bengalskiej i o tym, jak ją sułtan wybawił od przemocy złego czarownika, właściciela zaklętego rumaka, więc Firuz-Szach od razu się domyślił wszystkiego. Był pewien, że jego narzeczona udaje obłąkaną, ażeby tym sposobem uniknąć przymusowego ślubu z sułtanem. Natychmiast zrzucił szaty derwisza, przebrał się za doktora i poszedł wprost do pałacu sułtana.

Zdziwiono się wielce w pałacu, że znowu nieznany jakiś doktór zamierza leczyć księżniczkę. Sułtan sam wybiegł na jego spotkanie i zawołał:

– Nieszczęsny doktorze, nie mam już nadziei na twoją pomoc i na twoje znawstwo. Czekają cię tylko kopnięcia nogą, uderzenia ręką i przekleństwa tak straszne, że włosy dęba stają na głowie! Nie będziesz mógł nawet zbliżyć się do obłąkanej księżniczki, ażeby zbadać puls, ale jeżeli chcesz koniecznie spróbować szczęścia – to spróbuj! Wszakże trudno znaleźć mędrszego, piękniejszego i ponętniejszego człowieka ode mnie, a pomimo to księżniczka nie pozwala mi zbliżyć się do siebie!

– Znam takie tajemnice medycyny – odrzekł Firuz-Szach – i posiadam taką potęgę spojrzenia, że potrafię ugłaskać księżniczkę i nawet – o ile los mi dopomoże – uzdrowić zupełnie.

– A więc wejdź jak najprędzej do jej komnaty – zawołał ucieszony sułtan – i zrób wszystko, ażeby wyzdrowiała i mogła nareszcie wyznać mi swoją miłość, bo wiem, że mnie kocha, lecz obłąkanie mąci jej rozum i przeszkadza rzucić mi się na szyję z wyznaniem miłości.

Firuz-Szach pogładził siwą, przyprawioną brodę i szybkim krokiem wszedł do komnaty księżniczki. Księżniczka, ujrzawszy doktora, zaczęła jak zwykle biegać po pokoju, wrzeszcząc i wygrażając pazurkami. Sułtan stanął opodal i przyglądał się tej scenie.

– Niech śmierć ciebie zaskoczy, niech czart wyżre ci oczy, niech cię obłęd zamroczy! – wołała księżniczka, zaciskając pięści i tupiąc nogami.

Firuz-Szach zbliżył się do niej i szepnął tak cicho, ażeby go sułtan nie słyszał:

7derwisz – wędrowny mnich muzułmański, pobożny żebrak. [przypis edytorski]
8sułtan – tytuł dawnych władców Turcji i niektórych innych państw muzułmańskich. [przypis edytorski]
9Kaszmir – region dziś leżący w Indiach i Pakistanie. [przypis edytorski]