Kostenlos

Konrad Wallenrod

Text
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

Adam Mickiewicz

Konrad Wallenrod

Dovete adunque sapere come sono due generazioni da combattere….. bisogna essere volpe e leone

.

1

1



Dovete (…) leone

 – Macie bowiem wiedzieć, że są dwa sposoby walki… trzeba być lisem i lwem (

Książę

 Niccolo Machiavelli).





Machiavelli

Bonawenturze i Joannie Zaleskim na pamiątkę lata tysiąc ośmset dwudziestego siódmego poświęca



Autor.

Wstęp



     Sto lat mijało, jak zakon krzyżowy

We krwi pogaństwa północnego brodził;

Już Prusak szyję uchylił w okowy

Lub ziemię oddał, a z duszą uchodził;

Niemiec za zbiegiem rozpuścił gonitwy,

Więził, mordował, aż do granic Litwy.





     Niemen rozdziela Litwinów od wrogów:

Po jednej stronie błyszczą świątyń szczyty

I szumią lasy, pomieszkania bogów;

Po drugiej stronie, na pagórku wbity

Krzyż, godło Niemców, czoło kryje w niebie,

Groźne ku Litwie wyciąga ramiona,

Jak gdyby wszystkie ziemie Palemona

2

2



Palemon

 – legendarny wódz rzymski, który miał założyć państwo litewskie.



Chciał z góry objąć i garnąć pod siebie.





     Z tej strony tłumy litewskiej młodzieży,

W kołpakach rysich

3

3



kołpak rysi

 – rycerskie nakrycie głowy ze skóry lub głowy rysia.



, w niedźwiedziej odzieży,

Z łukiem na plecach, z dłonią pełną grotów,

Snują się, śledząc niemieckich obrotów

4

4



śledząc niemieckich obrotów

 – dziś popr. z B.: śledząc niemieckie obroty; obroty: zmiany szyków oddziałów wojsk.



.

Po drugiej stronie, w szyszaku i zbroi,

Niemiec na koniu nieruchomy stoi;

Oczy utkwiwszy w nieprzyjaciół szaniec,

Nabija strzelbę i liczy różaniec.





     I ci, i owi pilnują przeprawy.

Tak Niemen, dawniej sławny z gościnności,

Łączący bratnich narodów dzierżawy,

Już teraz dla nich był progiem wieczności;

I nikt, bez straty życia lub swobody,

Nie mógł przestąpić zakazanej wody.

Tylko gałązka litewskiego chmielu,

Wdziękami pruskiej topoli nęcona,

Pnąc się po wierzbach i po wodnym zielu,

Śmiałe, jak dawniej, wyciąga ramiona

I rzekę kraśnym

5

5



kraśny

 – piękny.



 przeskakując wiankiem,

Na obcym brzegu łączy się z kochankiem.

Tylko słowiki kowieńskiej dąbrowy

6

6



dąbrowa

 – obszar leśny porośnięty w przeważającej części dębami.



,

Z bracią swoimi zapuszczańskiej góry,

Wiodą, jak dawniej, litewskie rozmowy,

Lub, swobodnymi wymknąwszy się pióry

7

7



pióry

 – starop. forma N. lm; dziś popr.: piórami.



,

Latają w gości na spólne

8

8



spólne

 – dziś: wspólne.



 ostrowy

9

9



ostrów

 – wyspa, kępa roślinności na wodzie.



.





     A ludzie? – ludzi rozdzieliły boje!

Dawna Prusaków i Litwy zażyłość

Poszła w niepamięć: tylko czasem miłość

I ludzi zbliża… Znałem ludzi dwoje.





     O Niemnie! Wkrótce runą do twych brodów

Śmierć i pożogę niosące szeregi;

I twoje dotąd szanowane brzegi

Topor z zielonych ogołoci wianków,

Huk dział wystraszy słowiki z ogrodów;

Co przyrodzenia

10

10



przyrodzenie

 – tu: natura, przyroda.



 związał łańcuch złoty,

Wszystko rozerwie nienawiść narodów;

Wszystko rozerwie… Lecz serca kochanków

Złączą się znowu w pieśniach wajdeloty

11

11



wajdeloty

 – na Litwie w czasach pogańskich kapłan, guślarz, wróżbita i bard opiewający dzieje narodowe.



.



I

Obiór

12

12



obiór

 (daw.) – wybór.





   Z Maryjenburskiej

13

13



Marienburg

 – po polsku

Malborg

 , miasto obronne, niegdyś stołeczne Krzyżaków, za Kaźmierza Jagiellona przyłączone do Rzeczypospolitej Polskiej, później oddane w zastaw margrabiom brandeburskim, przeszło na koniec w posiadłość królów pruskich. W sklepach [

sklepy

: sklepienia, tu: podziemia; Red. WL] zamku były groby Wielkich Mistrzów; niektóre dotąd ocalały.

Voigt

, profesor królewiecki, wydał przed laty historią [

historią

 dziś B. lp: historię; Red. WL] Marienburga, dzieło ważne dla historii Prus i Litwy.



 wieży zadzwoniono,

Działa zagrzmiały, w bębny uderzono:

Dzień uroczysty w Krzyżowym Zakonie.

Zewsząd komtury

14

14



komtur

 – zwierzchnik zakonu rycerskiego, komandor; także: zarządca terytorium zwanego komturią, obejmującego zamek będący siedzibą zakonu i jego okolice.



 do stolicy śpieszą.

Kędy zebrani w kapituły gronie,

Wezwawszy Ducha Świętego uradzą,

Na czyich piersiach wielki krzyż zawieszą

I w czyje ręce wielki miecz

15

15



wielki krzyż (…) wielki miecz

 – insygnia Wielkich Mistrzów.



 oddadzą.

Na radach spłynął dzień jeden i drugi,

Bo wielu mężów staje do zawodu;

A wszyscy równie wysokiego rodu,

I wszystkich równe w Zakonie zasługi;

Dotąd powszechna między bracią zgoda

Nad wszystkich wyżej stawi Wallenroda.





    On cudzoziemiec, w Prusach nieznajomy,

Sławą napełnił zagraniczne domy

16

16



domy

 – Tak nazywały się klasztory, albo raczej zamki po różnych krajach Europy rozrzucone.



:

Czy Maurów ścigał na kastylskich górach,

Czy Ottomana przez morskie odmęty,

W bitwach na czele, pierwszy był na murach,

Pierwszy zahaczał pohańców okręty;

I na turniejach, skoro wstąpił w szranki,

Jeżeli raczył przyłbicę odsłonić,

Nikt się nie ważył na ostre z nim gonić

17

17



gonić na ostre

 – dawne wyrażenie polskie;

combattre à outrance

.



,

Pierwsze mu zgodnie ustępując wianki.





    Nie tylko między krzyżowymi roty

18

18



rota

 – tu: oddział wojsk.



Wsławił orężem młodociane lata,

Zdobią go wielkie chrześcijańskie cnoty:

Ubóstwo, skromność i pogarda świata.





     Konrad nie słynął w przydwornym nacisku

Gładkością mowy, składnością ukłonów;

Ani swej broni dla podłego zysku

Nie przedał w służbę niezgodnych baronów.

Klasztornym murom wiek poświęcił młody;

Wzgardził oklaski i górne urzędy

19

19



wzgardził oklaski i górne urzędy

 – dziś popr. z N.: wzgardzić oklaskami, urzędami itp.



;

Nawet zacniejsze i słodsze nagrody,

Minstrelów hymny i piękności względy

Nie przemawiały do zimnego ducha.

Wallenrod pochwał obojętnie słucha,

Na kraśne lica pogląda

20

20



poglądać

 – dziś: spoglądać.



 z daleka,

Od czarującej rozmowy ucieka.





     Czy był nieczułym, dumnym z przyrodzenia,

Czy stał się z wiekiem – bo choć jeszcze młody,

Już włos miał siwy i zwiędłe jagody,

Napiętnowane starością cierpienia —

Trudno odgadnąć.Zdarzały się chwile,

W których zabawy młodzieży podzielał,

Nawet niewieścich gwarów słuchał mile,

Na żarty dworzan żartami odstrzelał

I sypał damom grzecznych słówek krocie,

Z zimnym uśmiechem, jak dzieciom łakocie:

Były to rzadkie chwile zapomnienia…

I wkrótce lada słówko obojętne,

Które dla drugich nie miało znaczenia,

W nim obudzało wzruszenia namiętne;

Słowa: ojczyzna, powinność, kochanka,

O krucyjatach i o Litwie wzmianka,

Nagle wesołość Wallenroda truły;

Słysząc je, znowu odwracał oblicze,

Znowu na wszystko stawał się nieczuły

I pogrążał się w dumy tajemnicze.

Może, wspomniawszy świętość powołania,

Sam sobie ziemskich słodyczy zabrania.

Jedne znał tylko przyjaźni słodycze,

Jednego tylko wybrał przyjaciela,

Świętego cnotą i pobożnym stanem:

Był to mnich siwy, zwano go Halbanem.

On Wallenroda samotność podziela;

On był i duszy jego spowiednikiem,

On był i serca jego powiernikiem.

Szczęśliwa przyjaźń! Świętym jest na ziemi,

Kto umiał przyjaźń zabrać ze świętemi.





     Tak naczelnicy zakonnej obrady

Rozpamiętują Konrada przymioty.

Ale miał wadę – bo któż jest bez wady?

Konrad światowej nie lubił pustoty,

Konrad pijanej nie dzielił biesiady.

Wszakże, zamknięty w samotnym pokoju,

Gdy go dręczyły nudy lub zgryzoty,

Szukał pociechy w gorącym napoju;

I wtenczas zdał się wdziewać postać nową,

Wtenczas twarz jego, bladą i surową,

Jakiś rumieniec chorowity krasił:

I wielkie, niegdyś błękitne źrenice,

Które czas nieco skaził i przygasił,

Ciskały dawnych ogniów błyskawice.

Z piersi żałosne westchnienie ucieka

I łzą perłową nabrzmiewa powieka,

Dłoń lutni szuka, usta pieśni leją,

Pieśni nucone cudzoziemską mową,

Lecz je słuchaczów serca rozumieją:

Dosyć usłyszeć muzykę grobową,

Dosyć uważać na śpiewaka postać.

W licach pamięci widać natężenie,

Brwi podniesione, pochyłe wejrzenie

Chcące z głębiny ziemnej coś wydostać:

Jakiż być może pieśni jego wątek?

Zapewne myślą w obłędnych pogoniach,

Ściga swą młodość na przeszłości toniach…

Gdzież dusza jego? – W krainie pamiątek.





     Lecz nigdy ręka, w muzycznym zapędzie,

Z lutni weselszych tonów nie dobędzie;

I lica jego niewinnych uśmiechów

Zdają się lękać, jak śmiertelnych grzechów.

Wszystkie uderza struny po kolei,

Prócz jednej struny – prócz struny wesela.

Wszystkie uczucia słuchacz z nim podziela,

Oprócz jednego uczucia – nadziei.





     Nieraz go bracia zeszli

21

21



zejść kogoś

 – najść kogoś, odwiedzić nieoczekiwanie; tu forma 3.os.lm cz.przesz: zeszli go.



 niespodzianie

I nadzwyczajnej dziwili się zmianie:

Konrad, zbudzony, zżymał się

22

22



zżymać się

 – oburzać się, reagować niecierpliwie, gniewnie.



 i gniewał,

Porzucał lutnię i pieśni nie śpiewał;

Wymawiał głośno bezbożne wyrazy,

Coś Halbanowi szeptał po kryjomu,

Krzyczał na wojska, wydawał rozkazy,

Straszliwie groził, nie wiadomo komu.

Trwożą się bracia… Stary Halban siada

I wzrok zatapia w oblicze Konrada,

Wzrok przenikliwy, chłodny i surowy,

Pełen jakowejś tajemnej wymowy.

Czy coś wspomina, czyli coś doradza,

Czy trwogę w sercu Wallenroda budzi:

Zaraz mu chmurne czoło wypogadza,

Oczy przygaszą i oblicze studzi.





     Tak na igrzysku, kiedy lwów dozorca,

Sprosiwszy pany, damy, i rycerze,

Rozłamie kratę żelaznego dworca,

Da hasło trąbą: wtem królewskie zwierzę

Grzmi z głębi piersi, strach na widzów pada;

Jeden dozorca kroku nie poruszy,

Spokojnie ręce na piersiach zakłada,

I lwa potężnie uderzy – oczyma;

Tym nieśmiertelnej talizmanem duszy

Moc bezrozumną na uwięzi trzyma

23

23



oczyma (…) moc bezrozumną na uwięzi trzyma

 – Wzrok człowieka, powiada

Cooper

, jeśli jaśnieje wyrazem odwagi i rozumu, sprawia mocne wrażenie nawet na dzikich zwierzętach. Przytaczamy z tej okoliczności prawdziwe zdarzenie amerykańskiego strzelca, który skradając się do kaczek, usłyszał szelest, podniósł się i ujrzał z przestrachem ogromnego tuż leżącego lwa. Zwierz zdawał się być równie zdziwiony nagłym widokiem człowieka atletycznej postawy. Strzelec nie śmiał dać ognia, mając strzelbę śrutem nabitą. Stał więc nieruchomy, oczyma tylko grożąc nieprzyjacielowi. Lew ze swojej strony, siedząc spokojnie, nie spuszczał oczu ze strzelca: po kilku sekundach odwrócił głowę i oddalił się powoli, ale zaledwo uszedł kilkanaście kroków, zatrzymał się i znowu powrócił. Znalazł na miejscu nieruchomego strzelca, spotkał się znowu z nim oko w oko i na koniec, jak gdyby uznawał wyższość człowieka, spuścił oczy i odszedł.

Bibliothèque Universelle

,

1827 fèvrier

.

Voyage du capitaine Head

.



.



II



      Z Maryjenburskiej wieży zadzwoniono.

Z obradnej sali idą do kaplicy:

Najpierwszy komtur, wielcy urzędnicy,

Kapłani, bracia i rycerzy grono.

Nieszpornych modłów

24

24



nieszporne modły

 – modły wieczorne;

nieszpory

 (łac.

vesperae

 od

vesper

: wieczór) liturgia odprawiana w kościołach chrześcijańskich wieczorem (tradycyjnie o zachodzie słońca).



 kapituła słucha

I śpiewa hymny do Świętego Ducha.



Hymn



            Duchu, Światło Boże!

                  Gołąbko Syjonu!

      Dziś chrześcijański świat, ziemne podnoże

            Twojego tronu,

            Widomą

25

25



widomy

 (daw.) – widoczny; dostrzegalny.



 oświeć postacią

I roztocz skrzydła nad syjońską bracią.

      Spod twych skrzydeł niech wystrzeli

            Słonecznymi promień blaski,

      I kto najświętszej godniejszy łaski,

Temu niech złotym wieńcem skronie rozweseli;

A padniem na twarz syny człowieka,

Temu, nad kim spoczywa twych skrzydeł opieka.

                  Synu Zbawicielu!

            Skinieniem wszechmocnej ręki

                  Naznacz, kto z wielu

                  Najgodniejszy słynąć

      Świętym znakiem twojej męki,

Piotra mieczem hetmanić żołnierstwu twej wiary

            I przed oczyma pogaństwa rozwinąć

      Królestwa twego sztandary;

A syn ziemi niech czoło i serce uniża

Przed tym, na czyich piersiach błyśnie gwiazda krzyża.



*



      Po modłach wyszli. Arcykomtur

26

26



arcykomtur

 –

Grosskomthur

, najpierwszy urzędnik po Wielkim Mistrzu.



 zlecił,

Spocząwszy nieco, powracać do choru

I znowu błagać, aby Bóg oświecił

Kapłanów, braci i mężów obioru.





      Wyszli nocnymi orzeźwić się chłody:

Jedni zasiedli zamkowy krużganek,

Drudzy przechodzą gaje i ogrody.

Noc była cicha, majowej pogody;

Z dala niepewny wyglądał poranek;

Księżyc, obiegłszy błonie szafirowe,

Z odmiennym licem, z różnym blaskiem w oku,

Drzemiąc to w ciemnym, to w srebrnym obłoku,

Zniżał swą cichą i samotną głowę;

Jak dumający w pustyni kochanek,

Obiegłszy myślą całe życia koło,

Wszystkie nadzieje, słodycze, cierpienia,

To łzy wylewa, to spojrzy wesoło,

Wreszcie ku piersiom zmordowane czoło

Skłania – i wpada w letarg zamyślenia.





      Przechadzką inni bawią się rycerze.

Lecz arcykomtur chwil darmo nie traci:

Zaraz Halbana i celniejszych braci

Wzywa do siebie i na stronę bierze,

Aby z daleka od ciekawej rzeszy

Zasięgnąć rady, udzielić przestrogi.

Wychodzi z zamku, na równinę spieszy.

Tak rozmawiając, nie pilnując drogi,

Błądzili kilka godzin w okolicy,

Blisko spokojnych jeziora wybrzeży.

Już ranek: pora wracać do stolicy;

Stają… głos jakiś… skąd… z narożnej wieży:

Słuchają pilnie – to głos pustelnicy.

W tej wieży dawno, przed laty dziesięciu,

Jakaś nieznana pobożna niewiasta,

Z dala przybywszy do Maryi miasta —

Czy ją natchnęło niebo w przedsięwzięciu,

Czy skażonego sumienia wyrzuty

Pragnąc ukoić balsamem pokuty —

Pustelniczego szukała ukrycia

I tu znalazła grobowiec za życia

27

27



pobożna niewiasta (…) znalazła grobowiec za życia

 – Kroniki owych czasów piszą o wiejskiej dziewicy, która przybywszy do Marienburga żądała, aby ją zamurowano w osobnej celi i tam życia dokonała. Grób jej słynął cudami.



.





      Długo nie chcieli zezwalać kapłani,

Wreszcie, stałością prośby przełamani,

Dali jej w wieży samotne schronienie.

Ledwie stanęła za święconym progiem,

Na próg zwalono cegły i kamienie:

Została sama z myślami i Bogiem;

I bramę, co ją od żyjących dzieli,

Chyba w dzień sądny odemkną anieli.





      U góry małe okienko i krata,

Kędy pobożny lud słał pożywienie,

A niebo wietrzyk i dzienne promienie.

Biedna grzesznico! Czyż nienawiść świata

Do tyla

28

28



do tyla

 – na tyle, tak bardzo.



 umysł skołatała młody,

Że się obawiasz słońca i pogody?

Zaledwie w swoim zamknęła się grobie,

Nikt jej nie widział przy okienku wieży

Przyjmować w usta wiatru oddech świeży,

Oglądać niebo w pogodnej ozdobie

I miłe kwiaty na ziemnym

29

29



ziemny

 – ziemski.



 obszarze,

I stokroć milsze swoich bliźnich twarze.





      Wiedziano tylko, że jest dotąd w życiu:

Bo nieraz jeszcze świętego pielgrzyma,

Gdy nocą przy jej błąka się ukryciu,

Jakiś dźwięk miły na chwilę zatrzyma;

Dźwięk to zapewne pobożnej piosenki.

I z pruskich wiosek, gdy zebrane dzieci

Igrają w wieczór u bliskiej dąbrowy,

Natenczas z okna coś białego świeci,

Jak gdyby promyk wschodzącej jutrzenki:

Czy to jej włosa pukiel bursztynowy,

Czyli to połysk drobnej śnieżnej ręki,

Błogosławiącej niewiniątek głowy…

Komtur, tamtędy obróciwszy kroki,

Słyszy, gdy wieżę narożną pomijał

Weitere Bücher von diesem Autor