Kostenlos

Z pamiętnika

Text
0
Kritiken
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

– Dobrze, to ma kolor.

– Sos Bordeles75.

– I owszem, to jakby z kawałkiem wiosny!

– A dla rozpamiętywania, tak kartofelki sauté76.

– Ślicznie, ja kocham przyrodę, kocham wieś.

– A potem jaką ptaszynę…

– Żywioły wszelkie chwalą Pana!

– A na konkluzję gaiczek pomarańczowy, podlany strumykiem białego goa!

– Wypłacalny!

Radca odetchnął i powiada:

– Janie Gwalbercie, jedziesz do Włoch?

– Tak. (Ciekawym, kto mu powiedział?)

– Piękny wojaż, ale co mówisz, gdybyśmy sobie teraz tak zajrzeli nad Ren?…

– Gotowy, ale Johannisberger77 z roku 1864, młodszy zestraszy raki.

– A później spławili ptaszki w burgundzkim?

– Zgoda, byle nie potonęły. Rozsądne umiarkowanie, to mój ideał!

– Kawka i maleńskie curaçao78.

– Podnieca i daje wigor, całym sercem zgoda.

Kiedyśmy już zaspokoili pierwszy głód, radca powiada:

– Jedziesz, kolego, do Włoch. Ślicznie! Ale prócz zabawy, prócz przyjemności waszej, niechajże i to biedne, ciemne społeczeństwo nasze odniesie z tego jaki pożytek!

– W jaki sposób?

– Postaw radca wdówkę Cliquot79, tylko ochędożną80, bardzo sec81, a ten pożytek społeczny łatwiej nam się wyklaruje.

Postawiłem.

Trąciliśmy się raz i drugi, a radca powiada:

– Pisz kolega pamiętnik z podróży, spostrzegaj, obserwuj złe i dobre; oglądaj wszystko i wszystko, co ci się wyda pożytecznym, notuj skwapliwie. Może się w tym mieścić głęboka nauka dla nas albo i dla dzieci naszych.

– Psiakość nóżki baranie, prawda, że też mnie to nie przyszło do głowy!

– Bo – powiada dalej, gdyśmy już zapalili cygara przy kawie – nasi ludzie włóczą się po świecie, latają po Europie jak cielęta na wiosnę, tu skubną, tam wytrzeszczą oczy, gdzie indziej wierzgną, a do obory nic nie przyniosą i ogół nie ma ze swoich pieniędzy wydanych żadnego pożytku. Rozumiesz kolega?

– Święte słowa! Rozumiem, jakże?

Postawiłem wdówkę raz jeszcze, bo mnie rozczulił. To obywatel, to rozum. Ministerialna głowa, psiakość nóżki baranie!

– I piszcie wszyscy, bo czego ty nie spostrzeżesz, to zobaczy żona i córka.

Gorąco nam było, wzięliśmy „gumę”82 i pojechali się nieco przewietrzyć. Ale szelma dryndziarz83 zawiózł nas prosto do „Fantazji”…

Nie chciałem szczerze, bo jakże, czy to wypada porządnemu człowiekowi pokazywać się tam… gdzie te…

– Nie chcieliśmy, a sam nas zawiózł, w tym palec Boży! – powiada radca – te błaźnice są tak zabawne, to nam dobrze zrobi na trawienie…

*

Napisał mi tylko radca krótką notatkę: co i gdzie, jak mam oglądać, i zaraz żeśmy wyszli.

Odwiozłem go do domu, bo zimne powietrze zmorzyło go trochę, a on jeszcze przed bramą rzucił mi się na szyję, całował i mówi:

– Janie Gwalbercie, pamiętaj, com mówił: pilnuj się notatki, bo to twoja podróżna ewangelia.

– Jak to, ja, obywatel, ja, mąż, ja, ojciec, mógłbym zapomnieć o pożytku tego biednego, ciemnego społeczeństwa naszego? Nigdy!

Matka się gniewała, że późno wróciłem, ale nawet najmądrzejsza kobieta nigdy tego nie zrozumie, że można być pożytecznym społeczeństwu swojemu nawet w klubie.

Radca Malinowski powtarza zawsze:

– Kobieta! Cóż to jest kobieta? Kostium letni za pięćdziesiąt rubli na wiosnę i kaprysy, kostium zimowy za sto rubli i przywidzenia, kostium balowy za sto pięćdziesiąt rubli i bezmyślność – oto nasze kobiety, co mówię, oto są wszystkie kobiety!

Ma słuszność, psiakość nóżki baranie, świętą słuszność.

Trzeba iść spać, bo rano wstać muszę. Trzeba iść jeszcze do cyrkułu84, może się da co zrobić z komisarzem względem tych suteryn85 wilgotnych… Że tam trochę cieknie po ścianach, to cóż to może komu zaszkodzić! Przecież lokatora nie wyrzucę i nie dam lokalu tego stróżowi!

To zgroza, czego to się już nie zachciewa tym chamom!

Oto notatka, jaką mi dał radca, przepisuję dosłownie, żeby nie zaginęła:

Kraków. Stanąć w Saskim86 . Wódka, przekąski, tylko Hawełka87. Wino – Federowicz88. Piwo – Wentzel. Wawel – zaprowadzi ekspres89. Nic więcej godnego uwagi.

 

Wiedeń. Klomser Hotel90. Central Cafe91. Ronacher92, jeśli z rodziną pójdziesz. Spitzer Cafe – sam. Burg93 zmiana warty o 1. południa. Są tam jeszcze jakieś muzea. Wszędzie w lepszych kawiarniach pilzner94 z beczki! Doskonałe cygara!

Wenecja. Bauer Hotel95. Kanały, Floriani96 – lody i inne smakołyki dla kobiet. Pilzner Halle tuż przy placu97 – doskonały! Calle dei Fabri 6 – zajrzeć samemu, w dzień mało ludzi! Gołębie na placu! Wieczorem gondole – kanał, śpiewy. Teatry pod psem, nie warto, ani jednej nóżki baletowej!

Zaraz odnoszę matce i idę spać.

Dopisek Ma

Przeznaczeniem kobiety jest być żoną i matką, i aniołem mężczyzny! Nie znałam Żmichowskiej98, ale jej przyjaciółka mnie wychowywała. To mówi dosyć!

Boże, jakie rozkoszne są te Stokrotki! Och, one mają dusze czułe i wierne, a czemuż mężczyźni są tak brutalni i poziomi99?

Czemu świat jest tak nieszczęśliwym?

Ksiądz Tolo mówi, że dlatego, iż zaparł się Boga.

Och tak, bez ideału nie można być szczęśliwym.

Ale czy można mówić o ideale, jeśli mięso kosztuje czterdzieści groszy funt, kucharce trzeba płacić piętnaście rubli kwartalnie, a nawet najskromniejsza suknia kosztuje pięćdziesiąt rubli?

O, świat jest zły i przewrotny!

Ale poświęcenie jest fundamentem rodzin chrześcijańskich!

Jak wzniosła jest rola kobiety chrześcijanki!

Jest kapłanką domowych ołtarzy, jest skarbnicą cnót, jest służebnicą dobra!…

*

Nie mogę pisać, bo mąż tak chrapie!

Piwo, dobry obiad, karty, a potem chrapie – oto są mężowie.

Wtorek rano

Już po nabożeństwie. Dorożki czekają przed domem.

Sparzyłam sobie język herbatą. Zaraz jedziemy!

Boże! żeby czego nie zapomnieć!

Pan Henryk poleciał jeszcze do apteki, bo Stokrotki jakieś smutne… jakby chore. Piszę już w kapeluszu i… ach, byłabym zapomniała pudru i ołówków do brwi… ja ich nie czernię, tylko Ma kazała zabrać dla siebie…

Ciocia płacze. Zdziś płacze… Ze wszystkich okien wyglądają… Słyszę kroki pana Henryka na schodach!

Zaraz jedziemy!

Tak mi smutno i tak czegoś wesoło.

Byłabym zapomniała swoich oszczędności, mam je w woreczku na szyi… nikt o nich nie wie.

Już jedziemy!

Więc to prawda!

Później, już w wagonie

Jedziemy do Włoch.

Piszę ołówkiem i patrzę w okno!

Dostałam pięć pudełek cukierków i tyle kwiatów, że całą ławkę zajęły, a cukierków to mi chyba wystarczy aż do Rzymu.

Spłakałam się na stacji ze złości, bo ciotka Hortensja na pożegnanie, tak przy wszystkich, na peronie włożyła mi na szyję szkaplerz100. Śmieszna dewotka! Ma mi zapisać dom swój, bo żeby nie to… Mnie szkaplerz! mnie, która z panem Henrykiem czytałam Spencera101 i jadę do Włoch102.

Te stare ciotki to… jedynie tyle są warte, że… że… mają domy!… Śmieszne istoty!

Muszę obserwować i zapisywać, bo pan Henryk mnie prosił, abym mu wszystko opisywała.

No tak, to wszystko, co wypada napisać narzeczonemu.

Tyle osób nas odprowadzało!

Była i Ceśka z Nacią, zobaczyłam je przed samym odjazdem, bo pierwej musiałam się pożegnać z Malinowskimi, rozstałam się z nimi serdecznie, bo ja nie zważam na różnice majątkowe lub towarzyskie. Jak przyjaźń, to przyjaźń!

Będę do nich pisywała z drogi, tak mnie o to prosiły.

Swoją drogą czułam, że mi zazdroszczą i tej angielskiej sukni z pasmanterią, którą mam na sobie, i tej podróży do Włoch!

Także! Dzisiaj to byle jakaś nauczycielka lub córka urzędniczyny ma już pretensję, żeby wyjeżdżać za granicę.

Paradne103 sobie! Jakby nie mogły pojechać sobie w niedzielę tramwajem do Wilanowa i z powrotem.

Tyle ludzi i tego nie może!

W wagonie pusto.

Pa trochę drzemie!

Ma daje Stokrotkom pigułki homeopatyczne.

Aha! trzeba obserwować!

Pola z jednej i pola z drugiej strony… same pola…

Dziwne, dlaczego tyle placów stoi pustkami?… Można by przecież wszędzie porobić letnie mieszkania!

Widzę sama, że to, co piszą o biedzie chłopskiej, to gruba przesada.

Mój Boże, gdybyśmy to mieli takie pola na Lesznie!

Nie cierpię wszelkiej przesady i egzaltacji, nie wiem dobrze, czy egzaltacja pisze się przez „k” czy przez „g”, ale mniejsza z tym.

Na każdej stacji stoi taki pan w czerwonej czapce… a czasem i w białych rękawiczkach, i ze wszystkich okien dworców wyglądają jakieś panie…

Wsie widać z okien, to znowu jakieś domy pojedyncze, ale takie brudne, takie obdarte. Że to policja nie nakaże poodnawiać.

Śnieg jeszcze i wody, i błoto…

Słońce nie świeci, nawet nie wiem, w której104 teraz może być stronie…

A tam już wiosna i kwitną pomarańcze…

Za nic w świecie nie mieszkałabym na wsi… Jezus, co za nudy, ani ulic, ani sklepów, ani balów, nie rozumiem, dlaczego ludzie tu mieszkają?…

No, bo że chłopi, to naturalne, któż by za nich robił…

Skierniewice

Pa poszedł na piwo.

Chciałam kupić miejscową ansichtskartę105 – nie mają.

 

Co za barbarzyństwo jeszcze u nas, to coś okropnego… A za granicą to każda stacja, każda wieś ma swoją ansichtskartę!…

Jedziemy dalej… jedziemy.

Same pola… pusto… szaro… brzydko… chałupy… nagie drzewa…

Ciekawam, co tam robi pan Henryk? Mówił, że zaraz idzie do szpitala, ale na pewno poszedł z kolegami na bibę106. Oho, kuzynek Jaś opowiadał mi, jak się to uczą i studiują…

Kontrolują bilety… wyjrzałam za nimi i zobaczyłam, że konduktorzy pili w korytarzu wódkę i tak prosto z butelki… to coś okropnego!…

Obok nas, w sąsiednim przedziale siedzi jakieś towarzystwo i mówi po francusku… Pewnie arystokracja… Pa twierdzi, że to taka końska, z lombardów107 arystokracja…

Na wyścigach byłam tylko raz jeden, ale nie wiem, dlaczego tam chodzą i tyle piszą, prawda, tualety108 wspaniałe, ale żeby się interesować tym, że konie lecą i panowie spadają na ziemię, tego nie rozumiem.

Jestem pewna, że to robią tylko dla mody!

Chciałam tyle notować, ale doprawdy, że zupełnie nie mam co.

Koluszki

Pa poszedł na piwo. Tak mi się chce spać… Już nie mogę jeść cukierków…

Piotrków

Pa poszedł na piwo. Stokrotki uciekły z wagonu, ledwie je Ma z pomocą tragarza złapała. Jakiś oficer wsiadł do naszego wagonu… śliczny, blondyn, wąsiki zakręcone, a usta… bardzo podobne do pana Henryka. Wysiadł zaraz na następnej stacji. Strasznie bym chciała, żeby pan Henryk chodził w takim pięknym mundurze, bo te uniwersyteckie, nawet z płaszczami, już mi się przejadły. Ale w Wiedniu muszę kupić sobie princessów i zapalę. U Altenberga to wszystkie panie palą princessy.

Ruszamy!

Pa przez okno wymyśla garsonowi, że mają podłą lurę, nie piwo, i obiecuje napisać zażalenie. Ale nie napisze, znam go dobrze, machnie ręką i powie: „Psiakość nóżki baranie, bocianem nie jestem, żebym miał świat czyścić”. W domu tak jest zawsze…

Ciągle te pola i pola… Zupełnie nie ma patrzeć na co…

Śnieg zaczyna padać… a słupy telegraficzne mają taką zabawną minę… pochylają się w jedną stronę, jakby z nami biegły… Boże, jak to już daleko od Warszawy!

Na jakiejś stacyjce wsiadła stara, gruba pani, lokaj w liberii109 wniósł za nią walizkę i stoi teraz w korytarzu. Boże, jaki ona ma kapelusz! Ale chciałabym, żeby zawsze lokaj nosił za mną… Oglądaliby się za mną na ulicach! Pokłóciła się z Ma, bo usiadła młodszemu Stokrotkowi na ogonie i podobno rozerwał jej okrycie czy tam coś podobnego!

Bardzo dobrze, niech uważa, gdzie siada; myśli, że ma lokaja w liberii, to już jej wolno wszędzie siadać…

Częstochowa

Pa poszedł na piwo. Znalazłam ansichtskartę. Brzydka, bo tylko z wieżą klasztorną.

Napiszę w drodze, bo jakiś brunet chodzi przed wagonami i zagląda w okno. Bezczelni ci mężczyźni. A ten i brzydki do tego. Nie patrzyłam na niego, a gdy pociąg ruszył, ukłonił mi się… zarumieniłam się… to coś okropnego…

Śnieg taki pada, że boję się, żebyśmy nie uwięźli w zaspach! To byłoby okropne, jechać do Włoch i uwięznąć w śniegach!

Tak mi jest smutno, tak się czuję osamotnioną, że chce mi się płakać… Ach, ten Pa, żeby tak obrzydliwie chrapać!… Nigdy mężowi nie pozwolę na chrapanie, to wstrętne. Że to Ma pozwala mu na to! Rozwydrzył się, bo mama za wiele pobłaża, i robi, co mu się podoba!

Mam jakieś złe przeczucia… czy aby Zdziś nie zbił mi lustra?…

No tak, ma się rozumieć, zapomniałam grzebyka, a to wszystko przez Pa, tak się śpieszył, tak naglił, a potem całe dziesięć minut czekaliśmy jeszcze. Na pewno, skoro go Rozalia znajdzie – „zje śledzia”110.

Śnieg pada coraz gęstszy. Przypudrowałam się trochę, bo mnie ogromnie twarz pali, muszą o mnie mówić w Warszawie. Na stacjach pełno Żydów i brudnych, obdartych ludzi, a nikogo z towarzystwa! Mam jeszcze trzy pudełka cukierków. W Wenecji muszę koniecznie kupić sobie żabot koronkowy.

Jakaś stacja

Pa się przebudził i koniecznie chciał iść na piwo, ale pociąg zaraz ruszył… – Pa zwymyślał konduktora i powiedział, że zaraz w Granicy111 napisze zażalenie na takie nieporządki.

Śnieg przestał padać. A nawet słońce prześwituje, ale tak nisko, jakby miało spaść…

Aha, tak: „Ostatnie promienie zachodzącego słońca padały na uśpioną czarną ziemię” – niedobrze, bo ziemia jest biała od śniegu.

Chciałabym tę kartę dla Ceśki ładnie napisać. Zaraz:

„Najdroższa moja. Jedziemy szalenie. Do Włoch jeszcze daleko, ale już minęliśmy Piotrków, przejechali nawet Częstochowę. Smutno mi, tak mi żal ciebie, że nie jedziesz. Śnieg białymi puchami zasypywał ziemię, a teraz słońce zachodzi i ponury mrok przysłania słomiane strzechy wiosek, lasów, miast… Zaraz przejedziemy granicę… a ostatnie promienie zachodzącego słońca ślą nam na pożegnanie od opuszczonej, drogiej ziemi rodzinnej i od Ciebie, Najdroższa, czego Ci życzy

Twoja Hala

P. S. Ucałuj ode mnie Nacię.

P. S. Zajrzyj do nas i powiedz cioci, że zapomniałam grzebyka, leży na stole w stołowym, żeby go Rozalia nie ściągnęła…

P. S. Jeśli Ci łyżwy nie będą potrzebne, to odeślij”.

Wsiadł jakiś gruby pan z dwiema walizami i wyżłem. Jezus, Stokrotki się rzucały na wyżła! Myślałam, że umrę ze strachu…

Ten straszny człowiek złapał Stokrotki za grzbiety i wyrzucił je na korytarz! Ma zemdlała. Pa przyniósł Stokrotki. A ten straszny człowiek kłóci się z Pa, że nie ma gdzie swoich waliz postawić, i powiada, że kto wiezie tyle łachów, to powinien je oddać do wagonu bagażowego!… Pa się strasznie rozgniewał i krzyczy:

– Pan wyrzucasz moje Stokrotki! to ja kopię w brzuch pańskiego wyżła i wyrzucam pańskie walizy, psiakość nóżki baranie! – I tak kopnął psa, że ten zaczął wyć…

Dobrze, że zaraz była jakaś stacja, bo byłoby się stało coś okropnego!

A jednak nigdy mnie przeczucia nie zawodzą… Przyszedł zawiadowca. Pa chciał, żeby pisali protokół na służbę, że puszczają do wagonów takich ludzi i psów podobnych do wilków. Straszny człowiek wysiadł i tak wymyślał, że Pa wołał żandarma, żeby go pociągnąć do sądu za obelgi.

Pociąg ruszył, a rzeczy nasze mają wziąć na granicy do opłaty! Ma nawymyślała Pa, że jest safanduła112 i zły ojciec rodziny, że pozwala robić krzywdę Stokrotkom.

Biedne pieski jeszcze drżą z przerażenia i tak piszczą żałośnie! Niegodziwi są ludzie, żeby krzywdzić takie biedactwa… Ledwie się uspokoiłam. Biłabym takich ludzi!

Przed Granicą

Lasy… ogromne lasy… Prawie tak wielkie, jak w Otwocku…

Pa chce, abym część papierosów schowała przy sobie… na p…, bo jestem tutaj dosyć szczupła, to nie poznają… Wstydzę się trochę, bo jak ja będę wyglądała? Schowałam i poszłam się przyjrzeć… nie, niemożliwe… Poznają, bo jestem taka… wypukła… jak ta, co Zdzisia karmiła… Ciekawam, czyby się to podobało panu Henrykowi?

Granica!

Przesiedliśmy się do wagonów austriackich!

Ma wzięła Stokrotki pod suknię, bo konduktor nie chciał ich puścić.

Wyjrzałam oknem, ale nie wiem, w której stronie ta Austria. Jacyś robotnicy wsiadają do wagonów! Więc i robotnicy jeżdżą za granicę?… Ale chyba nie do Włoch?

*

Szyldwachy113… most… woda… woda… piasek… przejechaliśmy granicę!

To już tutaj „za granicą”?! Dziwne, ale tego nie widać! Nie rozumiem, takie same lasy, taki sam wieczór i to jest za granicą?! A ja myślałam!…

Trzebinia, w nocy

Awantura! Sądny dzień. Boże, jak się to skończy! Pa skonfiskowali w Szczakowej papierosy, Ma herbatę, a mnie cukierki! Potem Stokrotki zginęły, że ledwieśmy je znaleźli… Nie daruję sobie nigdy, że ich nie zjadłam przed granicą… Całe trzy pudełka zabrali!

Pa tak krzyczał, tak wymyślał im za to, że chcieli go zatrzymać!

Ma płacze i modli się, Stokrotki się gryzą, a mnie tak smutno, tak strasznie smutno, żebym chociaż miała cukierki!… Musimy czekać do rana w Trzebini, bo pociągu nie ma do Krakowa! Co za nieszczęście! Musimy spać na krzesłach! A może Pa jeszcze wezmą do więzienia?… Nie, takiej hańby bym nie przeżyła.

Dopisek Pa

Ulżyło mi trochę, myślałem, że mnie już szlag trafi!… A szelmy, żeby mnie tak zirytować! Mnie, Jana Gwalberta, mnie, obywatela, mnie, porządnego ojca i obywatela ciągać do protokółów jak jakiegoś zbrodniarza!…

I te gałgany mają takie piwo!

Boże, Boże, Ty widzisz wszystko, co się dzieje. Jadę wesoły, szczęśliwy, i tu zaraz w Szczakowej pytają mnie, czy czego nie deklaruję?… czy czego nie wiozę?… A zjadłeś sto par diabłów, psiakość nóżki baranie! Cóż to, będę im głupie papierosy, cukierki albo herbatę deklarował, czy ja to tym handluję, obywatel jestem!… A ci robią rewizję i mnie z żoną biorą na osobność!!! Świat się kończy czy co?… Rewizja, konfiskują – kara, protokół! Do samego cesarza pójdę, świat cały poruszę, a swojej krzywdy nie daruję! To ja mam nie palić, moje dziewczątko ma cukierków nie jeść, matka i Stokrotki, i my wszyscy mamy herbaty nie pić…

Zrozum, kto w Boga wierzy, bo ja, Jan Gwalbert, nie potrafię.

Przyjeżdżamy tutaj, nie ma połączenia z Krakowem, nie ma hotelu, nie ma gdzie spać!…

I pytam się raz jeszcze, gdzie ta konstytucja?… gdzie ta wolność?

Nie, spać na krzesłach w zimie, nawet bez szlafroka!

Zgroza! Zgroza!

Gdzież jest ta wolność? Proszę mi ją pokazać! Psiakość nóżki baranie! Ja, Jan Gwalbert, chcę widzieć tę wolność!…

Pójdę się chyba napić czegoś, bo czuję, że mnie znowu złość chwyta, a doktór114 zabrania mi wzruszeń wszelkich…

28 marca rano. Za granicą…

No, nareszcie jesteśmy w Krakowie. Stanął mi zegarek, że nie wiem, o której godzinie przyjechaliśmy do hotelu…

Umyślnie napisałam tytuł u góry, bo to bardzo ładnie brzmi: Za granicą! Nie wiem tylko, czy to właściwie, bo tutaj tak wszystko po polsku, jakby to nie było jeszcze za granicą, a w pociągu to tylko z jednym konduktorem mogłam się rozmówić po niemiecku, a i on w końcu powiedział, że będzie mi wygodniej mówić po polsku… Także się wybrał. Nie po to się chyba jeździ za granicę, żeby rozmawiać po polsku… Ale kiedy w tym Krakowie to prawie inaczej nie rozumieją.

Zażądałam od pokojówki wody ciepłej, ma się rozumieć, mówiłam po francusku – nie rozumiała! Dopiero jak jej po polsku nawymyślałam, to zrozumiała.

Pa i Ma już śpią, a i Stokrotki także, biedactwa, takie były zmęczone drogą, że je Pa z wagonu musiał wynosić.

Deszcz pada i takie błoto, takie zimno! Z okna nic nie widać, tylko takie same domy, jak u nas, ale tak odrapane… że też to na to pozwala policja.

Pierwszy raz w życiu mieszkam w hotelu…

Trzeba iść spać, bo kuzynek Jaś ma przyjść o drugiej…

Byłam na korytarzu; długi i ciemny, drzwi koło drzwi, a prawie przed każdym stoją buty… Jak to zabawnie wygląda! A przed sąsiednimi drzwiami stoją długie buty z ostrogami i damskie buciki, ogromne, powykrzywiane i takie niezgrabne, to pewnie jaki oficer z żoną! Ale żeby szanująca się kobieta miała takie pokrzywione buciki?…

Służba tu ogromnie grzeczna w tym hotelu, wszyscy mówią: „Całuję rączki” i „Jaśnie panienka”. Tutaj umieją cenić ludzi. A u nas, to nawet nasz stróż tak nie mówi. Ale, bo też u nas… Boże się zmiłuj – chamstwo.

Ach, żeby to już prędzej być w tym Neapolu, Rzymie, Florencji, tam to dopiero śliczne mieć muszą ansichtskarty!

U nas tam już wstają, Rozalia pewnie nastawia samowar albo poszła po bułki, a ciocia zaczyna się wypychać… tapicerka!

Także pomysł… jadę do Włoch, jestem już za granicą i będę sobie jakąś tam głupią Rozalię przypominała…

Ciekawam, co pan Henryk robił wieczorem?…

Dziwne, ale jeszcze jakoś za nim nie tęsknię. Chociaż, kto mi teraz będzie przynosił cukierki?…

Wieczorem

Ale ten kuzyn Jaś, od czasu jak został dekadentem i mówi samemu Przybyszewskiemu „Stachu”, to ogromnie wyprzystojniał. A taki dowcipny i tak dziwnie patrzy, że… coś okropnego. Ubrany tylko tak jakoś, że w Warszawie tobym się wstydziła z nim iść na ulicę, boby wszyscy zwracali uwagę… Ale tutaj to mi wszystko jedno, nikt mnie nie zna! I ogromnie dobrze wychowany, przyniósł mi pudełko cukierków… gorsze co prawda niż u nas w Warszawie, ale już tak byłam stęskniona!

Ma już śpi, zmęczona pewnie, bo tyleśmy dzisiaj się nachodziły i po sklepach, po kościołach i muzeach, że już nóg nie czuję. Pa z kuzynkiem Jasiem wyprowadzili Stokrotki na spacer, bo biedne pieski prawie cały dzień przesiedziały w hotelu…

Jutro mamy iść do teatru, bo dzisiaj nie grają. To dopiero prowincja! Ale ansichtskarty mają śliczne! Napisałam z piętnaście i szkoda, że już nie mam więcej do kogo pisać!… Aha, mam, tak, napiszę nawet do Rozalii, to może grzebyk się znajdzie i zaraz cały dom będzie wiedział, że jesteśmy już za granicą – i jak ja pamiętam o naszej służbie.

Wstaliśmy już po drugiej, kuzynek Jaś zaraz przyszedł i z zaproszeniem od swojej matki, która jest cioteczno-stryjeczną siostrą Pa, na obiad na jutro. Kuzynek Jaś przyjeżdża do nas często. Obiecał, że jutro w teatrze pokaże mi Przybyszewskiego. Już o tej znajomości napisałam Ceśce.

Byliśmy na obiedzie u tego sławnego Hawełki. Boże! Jakaż to obrzydliwa nora! U nas w Warszawie toby policja zaraz zamknęła taki brudny zakład, a tutaj to wszyscy chodzą i jest sławny! A jak obrzydliwie jeść dają… bez serwet, na bibułkach, jak dla dorożkarzy. A takie podawali potrawy, że majonezu nie można było odróżnić w smaku od kurcząt! Wstrętna garkuchnia115! A Pa tak był zachwycony, że temu, co odbierał pieniądze, podał rękę… Jak ci mężczyźni na niczym się nie znają i nie umieją się szanować, to coś okropnego! Aż Ma musiała mu powiedzieć: „Janie!”.

Muszę notować po kolei, żebym miała o czym pisać panu Henrykowi.

Wyszliśmy od Hawełki i chciałam, abyśmy pojechali w tutejsze Aleje Ujazdowskie, ale Pa twierdził, że mu radca tego nie zanotował. A kuzynek Jaś powiada, że nie ma.

– A gdzież jeżdżą i chodzą na spacer?

– Spaceruje się po Plantach116 i po Linii Analfabetów.

Także miasto i wartoż było wstępować?

O, mnie nigdy przeczucia nie zawodzą: najpierw grzebień, potem ta historia na granicy, a teraz, że nie ma gdzie zobaczyć tutejszego towarzystwa! Naprawdę, ale żeby nie Przybyszewski, toby tutaj zupełnie nie było co oglądać!

I zaprowadził nas na Planty! Błoto chyba po kolana, jak u nas na Pradze, jakieś podejrzane osoby i trochę księży, to całe towarzystwo!

Kuzynek pokazywał nam „Rondel”117, śmieszna nazwa, i tę Bramę Floriańską, ale to nic szczególnego, brudne, odrapane i wcale nieładne. Pa powiedział, że to tylko szkoda tak porządnego placu, bo w tym miejscu mogłyby stać porządne domy o czterech frontach, ze sklepami na dole, toby się lepiej opłaciło miastu niż te rumowiska!… No, i z pewnością byłoby ładniej.

Floriańską poszliśmy na A–B118, którą kuzynek Jaś nazywa Linią Analfabetów, ale nie wiem, dlaczego, bo mnie się podoba ta nazwa A–B – to jakoś tajemniczo brzmi… jak z romansu.

Obejrzeliśmy wystawy! Boże zmiłuj się, ja nie wiem, ale naprawdę to tutaj kupują chyba same pokojówki i kucharki! Takie wszystko ordynarne, bez gustu, taka tandeta… u nas na Nalewkach to sto razy lepsze rzeczy sprzedają!… tylko że ogromnie tanio. Weszłyśmy do paru sklepów… ogromnie tanio i wszędzie można mówić po niemiecku. Ma kupiła mi śliczną matinkę119 i tylko za 25 guldenów, u nas to by kosztowało ze 20 rubli.

Rynek taki sobie, u nas plac Teatralny znacznie ładniejszy, tylko Sukiennice ładne, ale na ulicach prawie nikogo, ani jednej sukni, ani jednego możliwego kapelusza i nigdzie nie widać studentów, u nas to przecież zawsze można ich spotkać na ulicy.

A kuzynek Jaś powiada, że i tutaj nie robią nic innego, tylko się włóczą po mieście, ale że nie noszą mundurów, to się nie odznaczają.

Jak to? Studenci nie noszą mundurów!

To nie do uwierzenia, to coś okropnego!

Ależ to barbarzyńskie, obrzydliwe, to nie do uwierzenia, żeby studenci chodzili bez mundurów i wyglądali na pierwszych lepszych!… Żeby nikt tego nie widział, że są studentami! Nie, nigdy bym tutaj nie chciała być studentem…

Jestem przekonana, że i pan Henryk by nie chciał, bo jemu jest bardzo dobrze w mundurze.

Wstąpiliśmy potem do kościoła Mariackiego. Ma i Pa zostali modlić się w ławkach, a myśmy z kuzynkiem oglądali!…

Istotnie duży kościół, ale ciemny i brudny…

Kuzynek pokazywał mi te ściany malowane przez Matejkę120 i powiada, że to arcydzieła… Nie znajduję… mnie się wydają bez gustu, jak w jakim chłopskim kościele… mogliby odnowić szykowniej! Trochę się znam przecież, bo mamy duży dom i wiem, jak się odnawiać powinno, żeby wyglądało elegancko! A już te kolorowe okna121, to dobre na schody, do przedpokojów, ale żeby w kościele…

Chociaż na taką dziurę, jak Kraków, to dobry i taki kościół… Ale u nas w Warszawie toby go nikomu nie pokazywali, mamy tyle piękniejszych, czystych, porządnie wymalowanych.

Pan Henryk mówił, że koniecznie trzeba zwiedzić Wawel i groby królewskie, więc pojechaliśmy. Ale nie widziałam jeszcze ani jednej dorożki na gumach, pewnie i tego nie ma w tym Krakowie.

Groby były już zamknięte, to i lepiej, bo ja się strasznie boję umarłych, no i przecie jeszcze kiedyś będę w Krakowie… Chociaż co może być interesującego nawet w grobach królewskich! Nie leżą przecież na wierzchu, w płaszczach i koronach, z berłami!…

Katedry małośmy widzieli, bo się już szaro robiło i tak była zastawiona rusztowaniami… a przy tym Ma, to zamiast oglądać, przed każdym prawie ołtarzem klęka i modli się… a naprawdę, mnie tak kolana bolą od klęczenia, że to coś okropnego…

Naprawdę, ale widzieliśmy prawdziwego i żywego kardynała!

Wychodzimy z katedry, mija nas jakiś wysoki ksiądz! A nasz przewodnik powiada: „To kardynał”.

Wróciliśmy za nim, ale już się gdzieś podział. Ma koniecznie chciała go widzieć… ledwie jej Pa wytłumaczył, że przecież jedziemy do Rzymu, to ich tam zobaczymy.

Byliśmy i na zamku. Ogromny, ale też odrapany i taki smutny, i tak tam czuć żołnierzami122… że to coś okropnego…

Mają z niego robić mieszkanie dla cesarza123, chciałabym go wtedy zobaczyć! Dopiero to muszą być wspaniałości!

Pa miał łzy w oczach i tak klął, tak wymyślał, że bałam się, aby kto nie usłyszał, a Ma ciągle nos wycierała!

Tylko nie rozumiem, dlaczego? No, bo że dawny zamek i że teraz mieszkają żołnierze – to cóż nadzwyczajnego?…

A u nas też całe dwa lata mieszkał jeden jenerał124

Byłabym zapomniała. Prawie razem z nami chodzili jacyś państwo.

Naprawdę, ale od wyjazdu z Warszawy to dopiero pierwszy kostium wart oglądania! Ona śliczna, a jak ubrana! Jezus, aż mnie oczy rozbolały od patrzenia na nią. Cała na popielato: futro, kostium, buciki, kapelusz, a jaki szyk, jakby prosto od Wortha125!

Chciałabym się kiedyś tak ubrać, mnie doskonale w popielatym…

Później

Pa dopiero wrócił ze Stokrotkami. Tłumaczył się przed Ma, że Stokrotki uciekły mu na Planty i długo musiał ich szukać.

Już było ciemno, jak wróciliśmy z Wawelu, na Linii Analfabetów było pełno ludzi… Dobrze się przyglądałam i naprawdę nic, ani jednego kostiumu, ani jednego kapelusza, ani jednej twarzy… A u nas, jak się idzie Krakowskim, to nie wiadomo wprost, gdzie pierwej patrzeć!

A na rogach i przed Hawełką stało pełno oficerów… Myślałam z początku, że to posłańcy albo inni jacyś ludzie, no, bo tak wystają przed domem! Ale kuzynek mówi: oficerowie! bo posłańcy noszą czerwone czapki i nazywają się ekspresami!

Ale ci oficerowie są bardzo szykowni, tylko tak śmiesznie ubrani! Mundury mają takie jakieś, jakby spódniczki baletowe, no i z pewnością chodzą w gorsetach!…

29 marca, rano

Boże, taka jestem wzruszona, iż poparzyłam się herbatą! Nadzwyczajna wiadomość! Nie, nigdy bym się tego po Pa nie spodziewała.

Idźcie sobie, Stokrotki, nie przeszkadzajcie! W nocy przyszła depesza z Warszawy, że Pa został wybrany prezesem nowego towarzystwa asekuracyjno-pożyczkowo-lombardowego. Pa prezes! Mój Pa jest prezesem!

Wieczorem

Ach, co wrażeń, co wrażeń… jestem wprost upojona i nie chce mi się wierzyć, że to naprawdę, ale ja tego nie czytałam… Ale jutro wieczorem jedziemy dalej.

Dostałam list od pana Henryka! Tak ślicznie napisany, że ogromnie żałuję, iż nie mogę go przeczytać chociaż Naci… a taki dobry, że aż mi się płakać chciało… chociaż szkoda, że on nie pisze tak, jak dekadenci, ci przyjaciele kuzynka, co to Przybyszewskiemu mówią: „Stachu”.

A propos Przybyszewskiego! Poznałam go, to jest pokazał mi go w teatrze, w loży, kuzynek. Nie, nie jest taki śliczny, jak mówiła Ceśka, ale taki dziwny, że aż mnie dreszcz przeszedł. Pierwszy raz widziałam sławnego człowieka z tak bliska, no bo niegdyś w Nałęczowie126 pokazywali nam Prusa, ale nie zrobił na mnie wrażenia: stary, w okularach i jak pierwszy lepszy. Naprawdę, ale ja myślałam, że wielcy ludzie to powinni inaczej wyglądać niż wszyscy!…

Pan Henryk tak mnie prosi, abym wciąż myślała i pamiętała o nim, ale to trudno, bo wprost nie mam na to czasu… tyle nowych wrażeń!…

Co się mogło stać Stokrotkom?… takie niespokojne, piszczą…

Pa, „prezes”, nie chciał iść z nimi na spacer i poszedł sam na piwo…

Pa przez to prezesostwo zaczyna się coś za bardzo stawiać… ale to się skończy, jak tylko przyjedziemy do Warszawy.

O! ktoś w sąsiednim numerze jakby płakał!

*

Wypuściłam Stokrotki na korytarz, niech sobie pobiegają!

Te damskie buciki, ogromne i pokrzywione, już stoją pod drzwiami, ale takie zabłocone i takie jakieś nieszczęśliwe… ale buty z ostrogami jeszcze widocznie nie przyszły!

Byliśmy na Kopcu, ale tylko na dole, bo deszcz padał i takie błoto…

Ostatecznie, to w końcu nudne to oglądanie, i naprawdę, ale w Krakowie nie ma co oglądać…

Byliśmy na wystawie sztuk pięknych; jakieś tam krówki na łączkach, łączki bez krówek, jakieś tam wiatraczki, jakieś zachodziki i wschodziki słońca; jakieś chłopy w białych kapotach i chłopy bez kapot, a razem właściwie „mydlarstwo”, jak powiedział kuzynek Jaś.

Mnie i Ma bardzo się podobały obrazki Stachiewicza127, takie śliczne…

– „Mydlarz glicerynowy” – powiada kuzynek.

A Pa bardzo się zachwycał jakimś polowaniem Fałata128.

– „Mydlarz cesarski”.

Zobaczyłam obraz Gersona129, bo on i u nas w Warszawie wystawia…

– „Mydlarz warszawski, najgorszy gatunek” – powiada kuzynek… ale ja się na to zgodzić nie mogę, bo chociaż kuzynek Jaś mówi także Przybyszewskiemu „Stachu” i zna się… ale i Gersona tak u nas w „Kurierach” ciągle chwalą… że także się znać muszą…

75sos Bordeles (z fr.) – popr.: sos bordelaise, robiony na bazie wytrawnego czerwonego wina wywar z kości szpikowych, cebuli szalotki, masła, ziół i przypraw. [przypis edytorski]
76sauté (fr.) – smażone w niewielkiej ilości tłuszczu. [przypis edytorski]
77Johannisberger – wysokiej jakości niem. białe wino z okolic zamku Johannisberger nad Renem. [przypis edytorski]
78curaçao – likier wytwarzany ze skórek gorzkich pomarańczy. [przypis edytorski]
79wdówka Cliquot (z fr: veuve Clicquot) – wysokiej jakości szampan; nazwa marki pochodzi od młodo owdowiałej właścicielki firmy. [przypis edytorski]
80ochędożny (daw.) – porządny, schludny. [przypis edytorski]
81sec (fr.) – wytrawne (wino). [przypis edytorski]
82guma (daw., pot.) – dorożka na kołach obciągniętych gumą. [przypis edytorski]
83dryndziarz (daw., pot.) – dorożkarz. [przypis edytorski]
84cyrkuł – komisariat policji w Rosji carskiej i w zaborze rosyjskim. [przypis edytorski]
85suteryna a. suterena (z fr.) – kondygnacja mieszkalna znajdująca się poniżej parteru, częściowo pod ziemią. [przypis edytorski]
86Saski – hotel Saski, w centrum Krakowa, na rogu ulic św. Tomasza i Sławkowskiej. [przypis edytorski]
87Hawełka, Wentzl – znane restauracje krakowskie przy Rynku Głównym. [przypis edytorski]
88Federowicz – winiarnia krakowska przy ul. Szewskiej. [przypis edytorski]
89ekspres (daw.) – posłaniec, goniec. [przypis edytorski]
90Klomser Hotel – funkcjonował w dawnym arystokratycznym budynku Palais Batthyány, w centrum Wiednia. [przypis edytorski]
91Central Café – znana kawiarnia wiedeńska, w Pałacu Ferstel; ulubiona przez Petera Altenberga. [przypis edytorski]
92Ronacher – wiedeński teatr, na przełomie XIX i XX w. funkcjonujący jako teatr rozmaitości połączony z restauracją, prezentujący siedzącej przy stolikach publiczności rewie, operetki, tańce, piosenki. [przypis edytorski]
93Burg (niem.: zamek) – tu: rezydencja cesarska w Wiedniu. [przypis edytorski]
94pilzner – gatunek jasnego piwa produkowany w Pilznie. [przypis edytorski]
95Bauer Hotel – hotel wenecki tuż przy Canal Grande, w odległości krótkiego spaceru od Placu św. Marka. [przypis edytorski]
96Floriani – właśc. Caffè Florian: najstarsza włoska kawiarnia, działająca od r. 1720; mieści się w budynku Prokuracji Nowej, po płd. stronie Placu św. Marka w Wenecji. [przypis edytorski]
97plac – Plac św. Marka, najbardziej znane miejsce Wenecji, otoczone cennymi zabytkami arch.; w Wenecji powszechnie nazywany po prostu „placem” (la Piazza). [przypis edytorski]
98Przeznaczeniem kobiety jest… – aluzja do wiersza powieściopisarki i poetki Narcyzy Żmichowskiej (1819–1876), zawartego w powieści Poganka. [przypis edytorski]
99poziomy (daw.) – przyziemny, pospolity. [przypis edytorski]
100szkaplerz – jedno z uznanych przez kościół katolicki dewocjonaliów; dwa małe kawałki materiału z imieniem lub wizerunkiem Matki Boskiej lub Chrystusa, połączone tasiemkami, noszone na piersiach, pod ubraniem; sukienny szkaplerz bywa zastępowany medalikiem. [przypis edytorski]
101Spencer, Herbert (1820–1903) – ang. filozof, biolog i antropolog, współtwórca socjologii; twórca ewolucjonizmu, systemu filoz. uznającego stopniowy rozwój za powszechną zasadę wszechświata, której podlega cały świat fizyczny, organizmy żywe, umysły, kultury i społeczeństwa; zasady etyczne uważał za podlegające zmianom, wytworzone w toku ustawicznie trwającej ewolucji; również naturalistycznie wyjaśniał powstanie i rozwój religii. [przypis edytorski]
102czytałam Spencera i jadę do Włoch – częścią procesu zjednoczeniowego Włoch w 2 poł. XIX w. była likwidacja Państwa Kościelnego i włączenie jego obszernych terytoriów do Zjednoczonego Królestwa Włoch; papież Pius IX nie uznawał państwa włoskiego, postanowił nie opuszczać siedziby i ogłosił się „więźniem Watykanu” (1870). [przypis edytorski]
103paradny (daw.) – zabawny, śmieszny. [przypis edytorski]
104w której (…) stronie – dziś popr.: po której stronie. [przypis edytorski]
105ansichtskarta (z niem. Ansichtskarte) – widokówka, pocztówka. [przypis edytorski]
106biba – pijatyka (z łac. bibo, bibere – pić). [przypis edytorski]
107lombard – zakład udzielający pożyczek pod zastaw przedmiotów wartościowych. [przypis edytorski]
108tualeta (daw.) – dziś popr.: toaleta. [przypis edytorski]
109liberia – rodzaj oficjalnego munduru noszonego przez służbę. [przypis edytorski]
110zjeść śledzia (daw. pot.) – zniknąć, przepaść bez śladu. [przypis edytorski]
111Granica – ostatnia stacja kolei warszawsko-wiedeńskiej leżąca na terenie Królestwa Polskiego, przed wjazdem na terytorium monarchii austro-węgierskiej. Obecnie dworzec kolejowy Sosnowiec Maczki. [przypis edytorski]
112safanduła – człowiek niezaradny, pozbawiony energii, fajtłapa. [przypis edytorski]
113szyldwachy – dziś popr. forma M. lm: szyldwachowie; szyldwach (daw., z niem.): żołnierz na warcie, strażnik. [przypis edytorski]
114doktór – dziś: doktor. [przypis edytorski]
115garkuchnia – podrzędna, tania jadłodajnia. [przypis edytorski]
116Planty – krakowski park miejski otaczający stare miasto, założony na miejscu daw. murów obronnych i splantowanej fosy. [przypis edytorski]
117Rondel (daw., pot.) – barbakan krakowski, okrągła gotycka budowla obronna z XV w.; część dawnych fortyfikacji miejskich. [przypis edytorski]
118linia A–B – półn.-wsch. ściana zabudowy Rynku Głównego w Krakowie, obejmująca kamienice pomiędzy wylotami ulic Floriańskiej i Sławkowskiej. W 1882 wprowadzono podział ścian zabudowy rynku krakowskiego na tzw. linie: A–B, C–D, E–F, G–H. [przypis edytorski]
119matinka (z fr. matinée: poranek) – daw. podomka; poranny strój kobiecy; luźny, ozdobny kaftanik. [przypis edytorski]
120ściany malowane przez Matejkę – polichromia wnętrz kościoła Mariackiego wykonana wg projektu Jana Matejki w latach 1889–1891. [przypis edytorski]
121te kolorowe okna – witraże wg projektów Stanisława Wyspiańskiego i Józefa Mehoffera, wykonane w latach 1890–1891. [przypis edytorski]
122na zamku (…) czuć żołnierzami – w XIX w. zabudowania wzgórza wawelskiego służyły za koszary wojska austriackiego; przebudowane mury obronne stanowiły część fortyfikacji Twierdzy Kraków. [przypis edytorski]
123Mają z niego robić mieszkanie dla cesarza – w 1880 uchwałą Sejmu Galicyjskiego Krajowego ofiarowano zamek cesarzowi Franciszkowi Józefowi jako rezydencję cesarską, co spotkało się z przychylnością władcy. W 1905, po zebraniu i wpłaceniu odszkodowania dla armii austriackiej, wojsko opuściło wzgórze wawelskie, które oficjalnie przekazano władzom krajowym Galicji. [przypis edytorski]
124jenerał – dziś: generał. [przypis edytorski]
125Worth, Charles (1825–1895) – ang. projektant mody damskiej działający we Francji; tworzył luksusowe ubrania na zamówienie. [przypis edytorski]
126Nałęczów – znane uzdrowisko w woj. lubelskim; od 1882 ulubione miejsce kuracji i wypoczynku Bolesława Prusa. [przypis edytorski]
127Stachiewicz, Piotr (1858–1938) – krakowski malarz i ilustrator, tworzył obrazy religijne, historyczne, rodzajowe oraz portrety. [przypis edytorski]
128Fałat, Julian (1853–1929) – polski malarz, jeden z najwybitniejszych polskich akwarelistów; wśród jego obrazów dominują sceny myśliwskie, dzikie zwierzęta i pejzaże. W latach 1886–1895 pracował na dworze cesarza Wilhelma II. [przypis edytorski]
129Gerson, Wojciech (1831–1901) – polski malarz, pejzażysta, historyk sztuki, twórca wielu obrazów z historii Polski. [przypis edytorski]