Kostenlos

W małym dworku

Text
0
Kritiken
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

SCENA SIÓDMA

Ciż sami minus Nibek.

WIDMO

do Kozdronia

Nalej mi tymczasem kawy, mój Ignacy. I przestań się tak bać. Jeżeli jestem nawet widmem, to w każdym razie różnię się od innych. Jestem widmem, które je i pije. Nawet wódkę pije, mój biedny Ignacy.

Kozdroń, który skrzywiony straszliwie stał dotąd bez ruchu, drgnął cały i jak zahipnotyzowany nalewa Widmu kawy. Słońce znowu oświetla krajobraz. Kuzyn rzuca papier i ołówek, wywala się na wznak na trawę i tak pozostaje, z rękami założonymi pod głowę, wpatrzony w błękit nieba.

KOZDROŃ

Proszę. Pij. Anastazjo. Może, jak zobaczę, że pijesz kawę, przyzwyczaję się jakoś do ciebie.

WIDMO

popijając kawę

No, widzę, że robisz pewne postępy. Wczoraj fatalnie się zblamowałeś.

KOZDROŃ

Przebacz, Anastazjo, ale naprawdę nie wiedziałem, co mam myśleć. Dziś, od tej chwili, jestem zdecydowany na wszystko.

WIDMO

I już nie wyprzesz się mnie przed nim?

KOZDROŃ

twardo

Nie. Daję ci słowo. Tylko jedną rzecz mi powiedz. Tylko mów prawdę.

WIDMO

uroczyście

Widma nie kłamią nigdy.

KOZDROŃ

Nie mów tak, bo jakaś cienka szybka tylko oddziela mnie od najpotworniejszego strachu. Jak to coś pryśnie, będę wariatem. Na Boga! Nie przerażaj mnie. (bierze ją za prawą rękę) Och, jakaż twoja ręka jest lekka! Ona nic nie waży. Och! Znowu zaczynam się bać.

WIDMO

lewą ręką bierze filiżankę z kawą; popijając

Patrz. Uspokój się. Piję przecież kawę.

KOZDROŃ

opanowując się

Dobrze. Będę spokojny. Niech się dzieje, co chce. Ale powiedz mi, czy Zosia jest córką Nibka czy moją? Wszystko mi się poplątało we łbie i nic nie wiem, co było pierwej, a co później.

WIDMO

z uśmiechem

Biedny Ignacy! Uspokój się. Zosia jest córką Dyapanazego. Daję ci na to słowo widma. Czy ci to nie wystarcza? Mam wszystkie daty zapisane w dzienniku. Nie czytałeś dotąd mego dziennika?

KOZDROŃ

Bałem się tego dotknąć.

WIDMO

Przeczytaj go więc, a potem pokaż Dyapanazemu. Musicie obaj wiedzieć prawdę.

KOZDROŃ

Bo on tu robił jakieś aluzje do niebieskich oczu Zosi, do jakiegoś podobieństwa uśmiechów. A przy tym muszę ci się przyznać: ja strasznie kocham Zosię.

WIDMO

I możesz kochać ją dalej z czystym sumieniem. Moja matka miała fiołkowe oczy. O tym nie wie Nibek. Uspokój się, Ignacy. Daj mi głowę: niech cię pocałuję. Byłeś zawsze potwornym tchórzem, ale nawet to podobało mi się kiedyś w tobie.

Kozdroń schyla się. Widmo całuje go w głowę. Wchodzi Nibek z butelką wódki w prawej ręce i z czterema kieliszkami między palcami lewej.

SCENA ÓSMA

Ciż sami plus Nibek.

NIBEK

zatrzymuje się, ujrzawszy tę scenę

A to coś nowego. Czyżbyś miała rację, Anastazjo?

WIDMO

odsuwając Kozdronia

Mam rację mój Dyapanazy. Właśnie mówiłam Ignacemu: widma nie kłamią nigdy. Byłam jego kochanką.

KOZDROŃ

Tak jest, panie Nibek. Uwiodłem ci żonę. Przyznaję się.

Skrzyżowuje ręce na piersiach. Nibek ciężkim krokiem podchodzi do stołu, stawia butelkę i wysypuje kieliszki na kupę. W dworku skończyły się wprawki i ktoś, zapewne Amelka, gra sonatinę Schmitta.

NIBEK

dysząc ciężko

A Zosia? Odpowiadajcie, zdrajcy!

WIDMO

Zosia jest twoją córką, Dyapanazy. Przysięgam ci na to, że jestem widmem i widmem tylko! Już na parę dni przed śmiercią zostawiłam mój dziennik Ignacemu i ten biedny tchórz nie miał odwagi go przeczytać. Przeczytajcie go najlepiej razem i wszystko się wyjaśni. Musisz mi wierzyć. Jako żyjąca kłamałam strasznie, przyznaję się, jako widmo – nie. Widma mają swój honor, nawet widma kobiece. Ten honor, którego nie mają, niestety, żyjący ludzie. Niebieskie oczy ma Zosia po babce swej, a mojej matce, która była z domu Dzięciewicka.

Kuzyn budzi się i przeciąga się na trawie.

NIBEK

z ulgą

Jeśli Zosia jest naprawdę moją córką, przebaczam wam. Przebaczam ci to, że tak długo mnie oszukiwałaś z tym biednym, nieszczęsnym Kozdroniem.

KUZYN

zrywając się

Co? Ona śmie jeszcze twierdzić, że nie była moją kochanką?! Wypiera się mnie – artysty, a przyznaje się do jakiegoś zwykłego Kozdronia, do marnego ekonoma?! (podbiega do stołu) Byłaś moją kochanką, Anastazjo! Byłaś! Byłaś moją jedyną, okropną, męczącą miłością. Przez ciebie stworzyłem wszystko, co ma jakąkolwiek wartość. Nie kłam, Anastazjo! Nie kłam w obliczu śmierci. Zabiję cię, jeśli jeszcze raz skłamiesz.

Nibek i Kozdroń patrzą na tę scenę oniemiali. Nareszcie Nibek nerwowo chwyta butelkę, nalewa sobie kieliszek i wychyla. Potem nalewa Kozdroniowi, który wypija duszkiem, znowu sam nalewa i zaraz wypija.

WIDMO

Zapominasz, kuzynie, że jestem widmem i że śmierć ma tyle dla mnie znaczenia, co przyjście na świat dla innych. Raz się tylko umiera i raz się rodzi, niestety. Gdy mówię to ja – przestaje to być banalne. (do Nibka) Daj i mnie wódki, Dyapanazy.

Nibek machinalnie spełnia jej żądanie.

KUZYN

Dosyć tych niewczesnych filozofii. Jesteś tragedią mego istnienia i ja nie pozwolę, aby żartowano sobie z tego, co przypłaciłem utratą twórczości omal nie na życie całe. Gdyby nie ten wierszyk, który dziś z trudem spłodziłem, nie wiem, co bym z tobą zrobił. A i to tylko zawdzięczam temu, że cię wczoraj widziałem choć na chwilę.

WIDMO

Mylisz się, kuzynie Jęzory. Ja wszystko lepiej wiem od ciebie. To są te poetyckie wmawiania, którym nigdy się nie poddałam i dlatego to nie byłam nigdy twoją.

KUZYN

z wściekłością

Byłaś moją! Pamiętam te potworne noce, któreśmy spędzali razem, gdy on, mój biedny wuj, rozjeżdżał bryczkami po miasteczkach, sprzedając zboże. Dotąd mam wyrzuty sumienia, dotąd gnębi mnie to wszystko, a pieniędzy jak nie ma, tak nie ma. Byłaś moją, Anastazjo. Nie kłam tak bezczelnie.

NIBEK

Siostrzeńcze, uspokój się. Pomówmy o tym wszystkim na zimno.

Widmo zamyśla się głęboko i machinalnie nalewa sobie i popija wódkę.

Widzisz, Jeziu: ona mówi, że widma nie kłamią nigdy, i ja jej wierzę. Kozdroń sam się przyznał, że oszukiwali mnie razem przez cały szereg lat.

KUZYN

Dla mnie to jest wprost potworne. (z ironią) Może wtedy byłaś widmem, kuzynko, a teraz jesteś żyjącą? Może i to nam zechcesz wmówić?

WIDMO

nagle

Czekajcie, czekajcie! Możliwe, że ja nie kłamię, a kuzynek też ma rację. Musi być jakieś wyjście z tego wszystkiego. Widzicie: miałam raka w wątrobie. To dziedziczne, po Dzięciewickich. Bardzo dobra szlachta, ale zaraczona. Moja matka też na to samo umarła.

NIBEK

Jak to też? Może zechcesz to mi nawet wmówić, że cię nie zastrzeliłem? Zabiłem cię, jak zborsuczoną sukę tym oto browningiem systemu Clement.

Dobywa rewolwer i wymachuje jej przed nosem.

WIDMO

Schowaj to i uspokój się, Dyapanazy. Jesteś podchmielony i postrzelisz jeszcze kogo: któregoś z tych panów. Ja oczywiście nie boję się tego – jestem widmem. Ha! ha!

NIBEK

chowając posłusznie rewolwer

Ona śmie żartować w takiej chwili! A, tego już nie zniosę. Ja cię zabiłem już raz – czy ty rozumiesz, co to znaczy?

KUZYN

groźnie

Ja też tego dłużej nie zniosę. Dosyć tych głupich żartów.

WIDMO

I cóż z tego, że tego nie zniesiecie? Cóż możecie zrobić mnie, biednemu widmu?

KOZDROŃ

budząc się z ogłupienia

Możemy te porachunki skończyć między sobą bez twojego mieszania się w to wszystko. Możemy się powystrzelać jak kaczki, Anastazjo. Możemy cię zupełnie zlekceważyć. Ja mam sprawę z tym panem. (wskazuje na Kuzyna) Obraził mnie. Wymyślał mnie od Kozdroniów. Ja tego nie zniosę. A przy tym uwiódł mi ciebie, jak się okazuje.

Kuzyn chce coś powiedzieć. Widmo przerywa mu, rozstawiając między nimi ręce.

WIDMO

Ignacy, wiadomo, że jesteś tchórzem. Wypiłeś wódki i zebrało cię na odwagę. Jutro będziesz tego żałować. A ten (wskazuje na Kuzyna) zastrzeli cię zupełnie na zimno. On się nie boi niczego. A teraz dosyć głupstw. Chodzi o prawdę. Zdaje się, że to jest dość ważne. (groźnie) Będziecie mnie słuchać czy nie?

NIBEK

pokornie

Mów – słuchamy cię.

WIDMO

Tylko się nie wściekaj, Dyapanazy, i słuchaj uważnie. Mój gniew może być gorszy niż wasze fochy na mnie.

KOZDROŃ

O, Boże! Znowu zaczynam się bać.

NIBEK

Wiecie, że i mnie jakiś straszek obleciał. Co u diabła! Przecież jest biały dzień.

 

KUZYN

Panowie, ja się niczego nie boję, ale z sercem jest mi jakoś niewyraźnie.

Widmo patrzy na nich z drwiącym uśmiechem.

WIDMO

A więc – słuchajcie: byłam chora na raka i cierpiałam straszliwie, jakkolwiek nikt z was nic o tym nie wiedział. Piłam opium szklankami i chwilami nic nie wiedziałam, co się ze mną działo. Czy czasem w jakimś takim stanie nie było czegoś między nami, kuzynie?

Spogląda na Pasiukowskiego.

KUZYN

Ależ tak – na pewno. Teraz widzę to jasno. Nigdy nie mogłem tego pojąć. Czasami byłaś dla mnie wprost odpychająca, to znowu dawałaś mi ze sobą robić wszystko, co chciałem.

NIBEK

Nie bądźcie już zbyt bezczelni, moi drodzy. Nie wchodźcie w szczegóły w mojej obecności. Zgadzam się na tę hipotezę. Tylko co zrobić z tym, że cię zastrzeliłem jak sukę, przekonawszy się naocznie o zdradzie? Przecież to było dziesięć dni temu. Nie jestem przecie wariatem. Spałaś sobie spokojnie, a ja łupnąłem ci prosto w serce. Musisz mieć ślad od kuli. I ja głupi o tym nie pomyślałem! Chodź ze mną do domu i zaraz się przekonamy.

WIDMO

Głupi jesteś, Dyapanazy. Zaczynam ci się widocznie podobać na nowo i chciałbyś zostać ze mną sam na sam.

Nibek mięsza się.

Och! Głupi jesteś, mój stary, więcej, niż to myślałam. Przecież widmo nie może mieć śladów na ciele, bo nie ma ciała. To jest tylko wasze wzrokowe i dotykowe złudzenie – nic więcej.

NIBEK

Tak. Palnąłem jakiegoś straszliwego byka. Ale naprawdę: taka ładna jesteś jako widmo, moja Anastazjo… Panowie wybaczą – mówimy otwarcie.

KOZDROŃ

Dosyć tego, panie Nibek. Nie można tak otwarcie kpić z kochanka swojej żony.

KUZYN

Czy wuj myśli, że ja bym pozwolił ruszyć się wujowi na chwilę w jej towarzystwie? Ja jeden kochałem ją naprawdę.

WIDMO

groźnie

Dosyć. Ani słowa więcej. (znowu łagodnie) A więc, wracając do poprzedniego – oto moja hipoteza: zastrzeliłeś mnie śpiącą, i to w dodatku śpiącą snem opiumowym. Dlatego cały czas myślałam, że umarłam od raka. Rozumiesz, stary? Wszyscy mamy rację, wszyscy czworo, jak tu jesteśmy.

NIBEK

Nie – te kobiety, jak zechcą, to wszystko mogą człowiekowi wmówić, widma czy nie widma. To piekielna rzecz ta kobieca inteligencja.

WIDMO

No, dosyć. A teraz zawołaj tu dzieci. Dosyć tego brzdąkania. Chcę się z nimi zabawić na ogrodzie, jak dawniej.

NIBEK

Dobrze, Anastazjo. Byłem i jestem skończonym pantoflem. Słucham cię. (idzie ku domowi i krzyczy) Dzieci! Do ogrodu! Mama przyszła. (muzyka trwa dalej) A to przeklęte brzdąkanie: nic nie słyszą.

Wychodzi na lewo.