Kostenlos

Maszi

Text
0
Kritiken
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

– Maszi, czy przyszedł lekarz?



– Tak, jest na dole. Chce zostać na noc tutaj.



– Powiedz mu, że to jest bezcelowe. Nie chcę też nasennego środka. Nie daje mi on spoczynku, a czuję się tylko gorzej po nim. Pozwól mi czuwać… dobrze? Wiesz, Maszi, że ślub nasz odbył się w maju, w noc, kiedy księżyc był w pełni. Jutro przypada rocznica tego dnia i na niebie ukażą się te, co wówczas, gwiazdy. Mani pewnie o tym zapomniała. Chciałbym jej to przypomnieć… zawołaj ją tu na chwilę! Czemuż milczysz? Pewnie ci lekarz powiedział, że jestem tak słaby, że każde wzruszenie… ale zapewniam cię, Maszi, że ta kilkuminutowa rozmowa z nią tak mnie uspokoi, iż nie będę potrzebował brać nasennego środka. Maszi, nie płaczże tak strasznie! Czuję się całkiem dobrze, serce moje tak radosne dzisiaj, jak może nigdy dotąd nie było. Dlatego chciałbym zobaczyć Mani! Nie… nie, Maszi… nie mogę znieść twego okropnego łkania. Przez kilka dni ostatnich byłaś taka spokojna… Cóż ci się stało nagle?



– Ach, Dżatinie! Myślałam, że wypłakałam już moje łzy, ale płyną… płyną… i nie mogę ich powstrzymać.



– Zawołaj Mani! Chcę jej przypomnieć rocznicę naszego ślubu, tak, by jutro…



– Idę… już idę! Szombhu będzie czuwał pod drzwiami. Zawołaj go, gdyby ci czego było potrzeba.



Maszi poszła do sypialni Mani i padła, łkając na podłogę. „O przyjdźże, przyjdź!” – wołała. – „Bodaj ten jeden raz przyjdź, istoto bez serca. Spełń ostatnią prośbę tego, który ci dał wszystko, co posiadał. Umiera już! Nie zadaj mu ostatniego ciosu!”.



Dżatin posłyszał w korytarzu kroki i zawołał:



– Mani!



– To ja, Szombhu! Czy mój pan raczył mnie wołać?



– Powiedz twej pani, by tu przyszła!



– Kto ma przyjść, panie?



– Twoja pani!



– Jeszcze nie raczyła powrócić!



– Powrócić? Skąd?



– Z Sitarampury!



– Kiedyż wyjechała?



– Przed trzema dniami!



Przez chwilę był Dżatin pogrążony w zupełnym oszołomieniu i wszystko kręciło mu się przed oczyma. Zsuwał się z poduszek podpierających plecy i strącił z kolan wełniany szal.



Gdy po dobrej chwili Maszi wróciła, Dżatin nie wspomniał wcale imienia Mani i Maszi myślała, że o wszystkim zapomniał.



Nagle zawołał: „Maszi, czym ci opowiadał sen mój wczorajszy?”.



– Jaki sen?



– Sen, w którym wydawało mi się, że Mani popycha drzwi, ale drzwi nie chcą się otworzyć szerzej jak na jeden cal? Stała w korytarzu i wejść nie mogła. Teraz wiem, że aż do końca Mani pozostać musi na zewnątrz, pod mymi drzwiami.



Maszi nie odpowiedziała ni słowa. Przekonała się, że sklepienie owego raju złud, zbudowanego z kłamstw, zapadło się mimo wszystkich jej wysiłków. Gdy nadchodzi cierpienie, najlepiej nie unikać go wcale. Bóg uderza, czyż można umknąć przed jego ciosem?



– Maszi! Miłość, jaką mi dałaś, trwać będzie przez wszystkie przyszłe wcielenia moje. Wypełniła całe moje obecne życie, przeto zabieram ją z sobą. Pewny jestem, że w przyszłym życiu odrodzisz się jako moja córka, a ja z wielką miłością będę cię strzegł od złego i hodował.



– Co mówisz, Dżatinie? Sądzisz, że znowu urodzę się dziewczyną? Pomódl się, bym została synem twoim.



– Nie, nie chcę syna. Przyjdziesz na świat w moim domu tak samo niezrównanie piękna, jaką byłaś czasu młodoś