Kostenlos

Gargantua i Pantagruel

Text
0
Kritiken
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

Rozdział dwudziesty szósty. Jako wylądowaliśmy na wyspie Chodów, w której drogi podróżują

Po dwudniowej żegludze ukazała się nam wyspa Chodów, na której ujrzeliśmy rzecz godną uwagi. Drogi są tam istotami żyjącymi, jeśli prawdą jest twierdzenie Arystotelesa, który podaje jako niezbitą cechę zwierzęcia, iż zdolne jest poruszać się samo przez siebie. Bowiem drogi wędrują tam jakoby zwierzęta. I są tam drogi błędne na kształt planet, drogi przechodnie, drogi krzyżowe, drogi poprzeczne. I widziałem iż podróżni, słudzy i mieszkańcy tego kraju pytali: „Dokąd idzie ta droga? A ta?”. Odpowiadano im: „Do młyna, do gospody, na plebanię, do miasta, do rzeki”. Zaczem, wstępując na właściwą drogę, bez trudu i fatygi przybywali do żądanego miejsca: tak samo jak ci, którzy siadają na statek na Rodanie, aby się dostać z Lionu do Awinionu lub Arles. A jako wiecie, iż w każdej rzeczy są jakieś chyby1191 i że nic nie jest we wszystkich punktach szczęśliwe, tak samo i tu powiedziano nam, że istnieje odmiana ludzi, których nazywają zawalidrogami albo szlifibrukami. I biedne drogi obawiają się ich i uciekają przed nimi jak przed złoczyńcami. Czyhają na nie przytajeni z boczku, jako na wilki koło paści lub na bekasy z siecią. Widziałem jednego takiego, którego ścigano sądownie, bowiem obrał niegodziwie, na przekór rozumowi, drogę do szkoły ze wszystkich najdłuższą; inny chełpił się, iż chwycił się po żołniersku najkrótszej, mówiąc, iż tym sposobem pierwszy dojdzie do celu, do którego zmierza.

Tedy rzekł Karpalim do Epistemona (zastawszy go jednego dnia, jak ze swą przyrodzoną polewaczką w garści ćwiczył się w polewaniu muru), iż nie dziwi się już, że zawsze pierwszy był przy wstawaniu dobrego Pantagruela z łóżka, skoro dzierżył się najkrótszej i najmniej chwiejnej. Rozumiecie, pijaki, że myślał o kuśce.

Poznałem wielką drogę z Bourges i ujrzałem ją, jak wędrowała proboszczowym kroczkiem i także jak uciekała za zjawieniem się paru woźniców, którzy grozili, iż rozdepczą ją kopytami koni i przejadą jej wozami po brzuchu, jako Tulia kazała wóz przepędzić przez brzuch ojca swego Serwiusa Tuliusza, szóstego króla Rzymian.

Poznałem również starą drożynę z Perony do Senkantyny i zdała mi się bardzo godna, poczciwa drożyna.

Ujrzałem pomiędzy skałami stary dobry gościniec ferracki, jadący na wielkim niedźwiedziu. Widząc go z daleka, przypomniałem sobie malowanego świętego Hieronima, z tą odmianą, że tam zamiast niedźwiedzia był lew: bowiem był ów gościniec wielce umęczony, z dużą brodą całkiem siwą i licho uczesaną; rzekłbyś, zwisające sople śniegu; miał na sobie mnóstwo różańców z sosnowego, grubo obciosanego drzewa i wlókł się jakoby na kolanach, nie prosto na nogach, ani też leżąc całkiem i bił się po piersiach dużymi i ciężkimi kamieniami. Wzbudził w nas przestrach i litość zarazem. Gdyśmy tak nań patrzeli, odciągnął nas na stronę jakiś szkolarz z tamtych okolic i rzekł, ukazując drogę gładką, całkiem białą i nieco poprószoną słomą:

– Odtąd nie ważcie sobie lekce mniemania Talesa z Miletu, który powiada, iż woda jest początkiem wszystkich rzeczy, ani też zdania Homera, wedle którego wszystkie rzeczy czerpią początek swój z oceanu. Ta droga, którą widzicie, zrodziła się z wody i w nią się znowu obróci: przed dwoma miesiącami statki po niej żeglowały, a zaś teraz jeżdżą po niej wózki.

– Doprawdy – rzekł Pantagruel – śpiewacie nam bardzo stare piosenki! Toć u nas takich przeobrażeń widzimy corocznie po pięćset i więcej.

Następnie, poglądając na zachowanie tych dróg wędrujących, rzekł nam, iż, wedle jego sądu, Philolaeus i Arystarch musieli filozofować na tej wyspie, jak również i Seleukus tam snać1192 doszedł do swego pewnika, iż to ziemia obraca się naokoło osi, nie zaś niebo, mimo iż prawdą nam się zdaje rzecz przeciwna; tak samo jak, gdy płyniemy rzeką Loarą, zdaje się nam, iż drzewa nadbrzeżne się ruszają, wszelako nie one się ruszają, jeno my, wraz z biegiem statku. Wracając do okrętów, ujrzeliśmy jak łamią kołem trzech zawalidrogów, których przychwycono na gorącym uczynku. Również palono na wolnym ogniu jednego wielkiego nicponia, który szlifował bruk gościńca i złamał mu jedno żebro: i powiedziano nam, że była to droga do wielkiej tamy na rzece Nilu w Egipcie.

Rozdział dwudziesty siódmy. Jako przybyliśmy do wyspy Trepków i zakonu Braci Buczących

Następnie przybyliśmy na wyspę Trepków, którzy żywią się jeno zupkami ze sztokfisza; wszelako godnie byliśmy tam podjęci i ugoszczeni przez króla wyspy, zwanego Beniuszem, trzecim tego imienia, który, po kilkunastu kolejkach, zaprowadził nas, byśmy odwiedzili nowy klasztor, zbudowany, założony i ufundowany za jego sprawą dla Braci Buczących: tak nazywał swoich zakonników. Powiedział nam też, iż na lądzie stałym zamieszkują bracia mniejsi Służebnicy i Przyjaciele Słodkiej Pani1193; item wspaniali i piękni bracia Minores, dla których starczy pół bulli i stąd nazywani są bi-buły; bracia Minini, czyste piklingi wędzone, także bracia Minini z zakrzywioną łapą. I pospolicie nadawano im miano Braci Buczących. Na podstawie statutów i jednej bulli uzyskanej od pani Kwinty, która nie droży się ze swymi łaskami, byli wszyscy ubrani jak zbrodniarze albo podpalacze, z tą odmianą, że tak jak pobijacze dachów w Andegawenii mają podwójne pikowane pludry na kolanach, tak oni mają brukowane brzuchy i brukarze brzuchów w wielkim są u nich zachowaniu. Saczek u pludrów noszą w formie pantofla i każdy z nich ma przyszyty jeden z przodu a drugi z tyłu; i twierdzą, iż ta dwoistość rozporka wiernie przedstawia jakoweś wysokie i przeraźliwe tajemnice. Noszą trzewiki okrągłe jak miednice1194, wzorem tych, którzy zamieszkują na piaskowym morzu: zresztą mają ogolone brody i podeszwy podkute. I aby okazać, iż nie dbają o szczęście doczesne, kazał ich ostrzyc i oskubać jak świnie na tylnej części głowy1195, od czubka aż po łopatki. Na przedzie, od kości bragmatycznej1196 włosy im rosną wolno. Tak oni kształtują się kontrafortunnie, jako ludzie nietroszczący się o dobra tego świata. I dalej tak wyzywając niestałą Fortunę, nosił każdy z nich, nie w ręku jak ona, ale u pasa, kształtem różańca, ostrą brzytwę1197, którą ostrzyli dwa razy na dzień i przeciągali trzy razy na noc.

Na nogach każdy nosił okrągłą kulę, ponieważ powiedziane jest, iż Fortuna ma taką pod nogami. Czubek ich kapturów był umocowany z przodu, a nie z tyłu: w ten sposób mieli twarz schowaną i kpili sobie swobodnie tak ze Szczęścia, jako i ze Szczęśliwców, ni mniej ni więcej jak panienki z miasta, kiedy przywdzieją swoje welonki i chusteczki: starożytni nazywali je chuteczki, bowiem kryją pod sobą wielką moc pożądliwości. Mieli także zawsze odsłoniętą tylną część głowy, jako my mamy twarz: to była przyczyna, iż chodzili przodem albo zadem, jak im przyszła ochota. Jeśli szli zadem, rzekłbyś iż jest to ich naturalny sposób, tak z przyczyny okrągłych butów, jak i rozporka na przodzie, takoż gęby z tyłu gładkiej i pomalowanej grubo z dwoma oczami i ustami, jako widzicie na indyjskich orzechach. Jeśli szli brzuchem naprzód, wzięlibyście ich za ludzi, którzy grają w ślepą babkę. Radość była patrzeć na nich.

 

Sposób ich życia był taki. Skoro jasny lucifer1198 zabłysnął nad ziemią, wkładali sobie buty i przypinali ostrogi nawzajem jeden drugiemu, z chrześcijańskiego miłosierdzia. Tak, w butach i z ostrogami, spali albo chrapali przynajmniej: i we śnie mieli binokle na nosie albo zgoła okulary.

Ten obyczaj zdawał się dość dziwny: ale wyjaśnili go nam, przedstawiając, iż, kiedy przyjdzie sąd ostateczny, ludzie będą pogrążeni we śnie i w spoczynku. Aby zatem jawnie okazać, iż nie wzdragają się stanąć na nim, jako czynią gnuśni szczęśliwcy ziemscy, trzymali się w pogotowiu, w butach i z ostrogami, gotowi wsiąść na koń, skoro tylko trąba zabrzmi.

Skoro biło południe (zważcie, iż dzwony ich, tak w dzwonnicy jak w kościele i refektarzu, były uczynione wedle poncjalnej maksymy, to jest z delikatnego skubanego pierza, a zaś serce było z ogona lisa), skoro tedy biło południe, budzili się i rozzuwali; kto chciał, oddawał urynę, kto chciał, wypróżniał się, kto miał ochotę, kichał. Ale wszyscy, z obowiązku i z surowego nakazu statutów, obficie i hojnie ziewali: ta poziewka to było ich śniadanie. Widowisko zdało mi się ucieszne: bowiem, powiesiwszy buty i ostrogi na szaragach, zstępowali do refektarza: tam myli sobie pilnie ręce i gęby, następnie zasiadali na długiej ławce i wykałali zęby, aż dopóki prefekt nie dał znaku gwiżdżąc w palce: wówczas każdy rozdziawiał gębę, ile tylko mógł i ziewali czasem pół godziny, czasem więcej, czasem znowu mniej, wedle tego, jakie śniadanie przeor uważał za odpowiednie do uroczystości dnia. Potem czynili piękną procesję, w której obnosili dwie chorągwie: na jednej był pięknie wymalowany i wyobrażony obraz Cnoty, na drugiej Szczęścia. Brat buczący pierwszy niósł sztandar Szczęścia, za nim szedł drugi, niosąc sztandar Cnoty, w ręku trzymając kropidło umaczane w wodzie merkurialnej, opisanej przez Owidego w jego Fastis; i tym kropidłem nieustannie jakoby ćwiczył pierwszego brata buczącego, niosącego Szczęście.

– Ten porządek – rzekł Panurg – przeciwny jest zdaniu Cycerona i Akademików, którzy chcą, aby Cnota szła przodem, a Fortuna za nią.

Wszelako przekonali nas, iż tak a nie inaczej godzi się czynić, ponieważ ich zamiarem jest chłostać Fortunę.

Podczas procesji buczeli melodyjnie między zębami jakieś antyfony, nie wiem dobrze jakie, bowiem nie rozumiałem ich szwargotu. Kiedym się uważnie wsłuchał, spostrzegłem, iż śpiewają jeno uszami. O cóż za piękna harmonia i jakże zgodna z graniem ich dzwonów! Nigdy nie usłyszycie żadnego rozdźwięku. Na widok tej procesji, przyszła Pantagruelowi szczególna myśl i rzekł nam:

– Czy widzieliście i zauważyliście przemyślność tych braci buczących? Odbywając swą procesję, wyszli jednymi drzwiami kościoła, a wrócili drugimi. Pilnie się strzegli wrócić tamtędy, którędy wyszli. Na mą cześć, to jakieś kute pachołki: powiadam, kute jak stal damasceńska, kute na cztery nogi, kute, podkute i zakute.

– Ta chytrość – rzekł brat Jan – wypośrodkowana jest z jakiejś tajemnej filozofii i nic z tego diabelstwa nie rozumiem.

– Tym bardziej – rzekł Pantagruel – jest niebezpieczna, że się z niej nic nie rozumie. Bowiem chytrość przejrzana, chytrość zrozumiana, chytrość odkryta, traci istotę i miano chytrości: nazywamy ją niezgrabstwem. Na mój honor, oni muszą znać lepsze jeszcze sztuki!

Ukończywszy procesję (niby zdrową sobie przechadzkę i zbawienne użycie ruchu), udawali się do refektarza i klękali pod stołami na kolana, przy czym każdy opierał brzuch i piersi o latarnię. Gdy znaleźli się w tej pozycji, wchodził wielki Trepek, z widelcem w dłoni, i częstował ich z tego widelca: i zaczynali posiłek od sera, a kończyli go musztardą i sałatą, jako, wedle świadectwa Marcjala, było obyczajem u starożytnych. W końcu podawano każdemu z nich talerzyk musztardy po obiedzie.

Pożywienie ich było takie: w niedzielę jedli kiszki, kiełbasy, serdelki, potrawki, bigosy, nie licząc oczywiście sera na początek, a musztardy na zakończenie biesiady. W poniedziałek piękny groch ze słoniną, z obszernym komentarzem i glossą interlinearną. Wtorek: dużo opłatka, kołacze, ciasta, biszkopty. Środa: pieczyste, to jest smakowita głowa barania, głowa cielęca, głowa borsuka, który obficie znachodzi się w tej okolicy. We czwartek zupy w siedmiu rodzajach i wiekuista musztarda do tego. W piątek nic, jeno jarzębina, a i ta niezbyt dojrzała, o ile mogłem sądzić po kolorze. W sobotę ogryzali kości: wszelako nie trzeba sądzić, iżby byli zmizerowani albo cierpiący głód, bowiem każdy miał zapasik brzucha wcale pokaźny. Za napitek służyło im wino antyfortunalne; tak nazywali swój miejscowy napój. Kiedy mieli jeść albo pić, obracali szpice kapuzów ku przodowi, iżby służyły im za śliniaczki.

Skoro ukończyli obiad, modlili się pięknie do Boga, a zawsze buczeniem. Resztę dnia, oczekując sądu ostatecznego, ćwiczyli się w dziełach miłosierdzia; w niedzielę iskając jeden drugiego, w poniedziałek dając sobie szczutki, we wtorek drapiąc się wzajem, we środę wycierając nos jeden drugiemu, we czwartek wyciągając sobie muchy z nosa, w piątek łaskocząc jeden drugiego, w sobotę biczując się wzajem.

Taki był ich tryb życia, kiedy przebywali w klasztorze. Jeśli, za zleceniem przeora klasztoru, wychodzili na świat, zakazane im było surowo, pod straszliwymi karami, dotknąć ani jeść ryby, kiedy będą na morzu lub na rzece, ani też jakiego bądź rodzaju mięsa, gdy będą na lądzie stałym. A to, aby każdemu było jasne, iż, mając pod ręką te potrawy, nie ulegają grzechowi użycia i pożądliwości i równie są niezachwiani w cnocie, jak skała marpezjańska1199: a wszystko czynili z odpowiednimi i stosownymi antyfonami i ciągle śpiewając uszyma, jako się rzekło. Gdy słońce zachodziło za oceanem, kładli buty, zapinali ostrogi jeden drugiemu i, w okularach na nosie, układali się do snu. O północy Trepek wchodził i wszyscy wstawali: wówczas ostrzyli i przeciągali brzytwy i, odbywszy procesję, włazili pod stoły i pożywiali się jak przedtem.

Brat Jan Łomignat, widząc tych wesołych braci buczących i słysząc treść ich statutów, nie mógł się pohamować i wykrzyknął głośno:

– Widzicie tego grubego szczura tam przy stole! Jak mi Bóg miły, przewiercę mu to brzucho! O czemuż tu nie ma Priapa, jako niegdyś bywał przy świętach nocnych w Kandii, abyśmy go usłyszeli, jak z pełnego wora pierdzi i popierdując buczy tu sobie wraz z nimi! W tej chwili poznaję, zaiste, iż jesteśmy w ziemi Antychtonów i Antypodów. W Germanii burzą klasztory i ściągają mnichom habity; tutaj, przeciwnie, buduje się je i stroi świat kudłami do wierzchu.

Rozdział dwudziesty ósmy. Jako Panurg, zadając pytania Bratu Buczącemu, zdołał wydobyć zeń jeno same monosylaby1200

Panurg, od chwili naszego przybycia, cały czas uważnie wpatrywał się w gęby tych wspaniałych braci buczących: zaczem pociągnął za rękaw jednego z nich, chudego jak wędzony diabeł, i spytał:

– Frater1201 Bububuu, a gdzie jest dziewuszka?

Braciszek odpowiedział na to:

– Tam.

Panurg: Czy dużo ich tu macie?

Braciszek: Nie.

Panurg: Ileż jest naprawdę?

Braciszek: Sześć.

Panurg: A ileżbyście chcieli?

Braciszek: Sto.

Panurg: Gdzie macie je schowane?

Braciszek: Tam.

Panurg: Przypuszczam, że nie wszystkie są w tym samym wieku, ale czy są bodaj gładkie?

Braciszek: Hej.

Panurg: Jakaż jest ich płeć1202?

Braciszek: Biel.

Panurg: Włosy?

Braciszek: Blond.

Panurg: Oczy?

Braciszek: Czerń.

Panurg: Piersi?

Braciszek: Krąg.

Panurg: Buziak?

Braciszek: Miód.

Panurg: Brwi?

Braciszek: Pilśń.

Panurg: Wdzięki?

Braciszek: Smak.

Panurg: Spojrzenie?

Braciszek: War.

Panurg: A nogi?

Braciszek: Płask.

Panurg: A pośrodek?

Braciszek: Cmok.

Panurg: A ręce jakie, długie?

Braciszek: Dość.

Panurg: A pierścionki na palcach, z czego?

Braciszek: Miedź.

Panurg: A w jakie sukno je ubieracie?

Braciszek: Plusz.

Panurg: Jakiego koloru?

Braciszek: Żółć.

Panurg: A czepek na głowę, czego ma kolor?

Braciszek: Nieb.

Panurg: A trzewiczki?

Braciszek: Brąz.

Panurg: A na trzewiczki czego używacie?

Braciszek: Skór.

Panurg: A co jeszcze zdobi je zazwyczaj?

Braciszek: Brud.

Panurg: Tedy rade wychodzą z domu?

Braciszek: Hum.

Panurg: Przejdźmyż tedy do kuchni: rozumiem do kuchni tych dziewuszek; i, bez pośpiechu, rozpatrzmyż wszystko szczegółowo. Cóż jest w kuchni?

Braciszek: Żar.

Panurg: Czego używacie dla podtrzymania żaru?

Braciszek: Drew.

Panurg: Aby się dobrze paliły, wprzódy…?

Braciszek: Schną.

Panurg: Jakież drzewo bierzecie do tego?

Braciszek: Świerk.

Panurg: A na podpałkę?

Braciszek: Chrust.

Panurg: A jakimż drzewem palicie w izbie?

Braciszek: Buk.

Panurg: I jeszcze inne?

Braciszek: Cis.

Panurg: Bardzo mi leży na sercu zdrowie waszych dziewuszek: jakież tu one mają pożywienie?

Braciszek: W bród1203.

Panurg: Cóż jedzą?

Braciszek: Chleb.

Panurg: I czegóż jeszcze kosztują?

Braciszek: Mięs.

Panurg: Jak zgotowane?

Braciszek: Ruszt.

Panurg: A zupy nie jadają?

Braciszek: Nie.

Panurg: A ciasta?

Braciszek: Dość.

Panurg: To mi się podoba: a rybę jedzą?

Braciszek: Tak.

Panurg: No i czegóż więcej dostają?

Braciszek: Jaj.

Panurg: Twardych?

Braciszek: Głaz.

Panurg: I to cały ich posiłek?

Braciszek: Nie.

Panurg: No i cóż więcej jeszcze za potrawy?

Braciszek: Wół.

Panurg: A więcej?

Braciszek: Wieprz.

Panurg: A więcej?

Braciszek: Gęś.

Panurg: I jeszcze?

Braciszek: Kur.

Panurg: Item1204?

 

Braciszek: Tryk.

Panurg: A cóż mają za zaprawę?

Braciszek: Sól.

Panurg: A dla delikatniejszych potraw?

Braciszek: Moszcz.

Panurg: A na wety?

Braciszek: Ryż.

Panurg: I co jeszcze?

Braciszek: Miód.

Panurg: I jeszcze?

Braciszek: Groch.

Panurg: A do niego?

Braciszek: Tłuszcz.

Panurg: A owoc jaki?

Braciszek: Źrał1205.

Panurg: A z drzew jakich?

Braciszek: Grusz.

Panurg: I do tego?

Braciszek: Trześń1206.

Panurg: A piją jak?

Braciszek: Ex1207.

Panurg: Czego im lejecie?

Braciszek: Win.

Panurg: A jakiego, dobrego?

Braciszek: Smak.

– Na kudły mego habitu – zakrzyknął brat Jan – toż te szelmutki buczące muszą być pulchne i muszą dobrze kłusa chodzić, zważywszy, iż paszę mają tak smaczną i obfitą!

– Czekajcie – rzekł Panurg – niech skończę.

Panurg: Jakaż jest pora, kiedy udają się na spoczynek?

Braciszek: Noc.

Panurg: A kiedy wstają?

Braciszek: Dzień.

– Oto – zawołał Panurg – najmilszy Buczek, jakiego zdarzyło mi się ujeżdżać w tym roku: dałby Bóg i błogosławiony święty Buczek i przewielebna dziewica święta Buczyha, aby został pierwszym prezydentem paryskiego trybunału. Kroćset fur beczek śledzi, hej, przyjaciele, co by to był za pies na wszystkie dysydencje! Co by to były za krótkie procesy, co za szybka ekspedycja aktów, rewizja apelacyj! Przejdźmyż teraz do innych wiktuałów i pomówmy spokojnie i rozsądnie o naszych godnych siostrach miłosierdzia.

Panurg: Jakiż jest ich formularz?

Braciszek: Głąb.

Panurg: U wejścia?

Braciszek: Chłód.

Panurg: A w głębi?

Braciszek: Żar.

Panurg: A po brzegach?

Braciszek: Sierć.

Panurg: Jaka?

Braciszek: Blond.

Panurg: A u starych?

Braciszek: Szpak.

Panurg: Jakżeż idzie wsuwanie?

Braciszek: Huź.

Panurg: A wytrząsanie pośladków?

Braciszek: Hoc.

Panurg: I wszystkie są takie hocliwe?

Braciszek: Zbyt.

Panurg: A wasze instrumenty, jakież są?

Braciszek: Drąg.

Panurg: A na końcu?

Braciszek: Krąg.

Panurg: A koniec jakiego koloru?

Braciszek: Róż.

Panurg: Kiedy już zrobiły swoje, co się z nich czyni?

Braciszek: Flak.

Panurg: A wasze przybory genitalne ile ważą?

Braciszek: Pud.

Panurg: Owo, wedle waszych ślubów, kiedy chcecie je obskoczyć, jak je kładziecie?

Braciszek: Wznak.

Panurg: Cóż one mówią na takowe ujeżdżanie?

Braciszek: Nic.

Panurg: Jeno pieszczą się z wami i czulą, i ciągle jeno myślą o waszym wisiorku?

Braciszek: Hej.

Panurg: Czy dają wam dzieci?

Braciszek: Nie.

Panurg: Jak sypiacie razem? W gatkach?

Braciszek: Bez.

Panurg: Wedle nakazów waszego ślubowania, ile razy czynicie to zwyczajnie przez dzień?

Braciszek: Sześć.

Panurg: A w nocy?

Braciszek: Ośm.

– Ha – rzekł brat Jan – taki syn nie chciał się przyznać do więcej niż czternastu; wstyd mu.

Panurg: No i cóż, bracie Janie, potrafiłbyś mu dotrzymać placu? Niechże go trąd1208 ogarnie! I wszyscy inni tak czynią?

Braciszek: Tak.

Panurg: I któryż jest tu najczerstwiejszy?

Braciszek: Ja.

Panurg: I nigdy wam nie spali na panewce?

Braciszek: Nie.

Panurg: Głupieję doprawdy. No, a jeżeli poprzedniego dnia wyciśniesz i opróżnisz wszystkie swoje naczynia spermatyczne, nazajutrz znów czujesz w nich pełno?

Braciszek: Znów.

Panurg: Tam do licha! Albo ja śnię, albo oni musieli znaleźć owo ziele indyjskie, sławione przez Teofrasta. Ale, jeżeli wskutek jakiejś godziwej zwłoki albo innej przyczyny, przytrafi się wam w tym obcowaniu jakoweś upośledzenie na członku, jak się z tym czujecie?

Braciszek: Źle.

Panurg: A cóż wtedy robią dziewuchy?

Braciszek: Wrzask.

Panurg: I cóż wtedy?

Braciszek: Kij.

Panurg: A one, cóż dają wam wtedy?

Braciszek: Gnój.

Panurg: Co ty mówisz?

Braciszek: Smród.

Panurg: Skądżeż się to bierze?

Braciszek: Zad.

Panurg: Jakżeż je wówczas karcicie?

Braciszek: Bicz.

Panurg: I co z nich dobywacie?

Braciszek: Krew.

Panurg: I takie pokrwawone zostawiacie?

Braciszek: W gzłach1209.

Panurg: I nie dajecie im…?

Braciszek: Jeść.

Panurg: I co z tego rośnie dla was?

Braciszek: Strach.

Panurg: I jeszcze?

Braciszek: Cześć.

Panurg: Owo, wedle nakazów waszego ślubowania, jaki jest miesiąc, w którym najwięcej to czynicie?

Braciszek: Wrześń.

Panurg: A najkrzepciej1210?

Braciszek: Marc.

Panurg: Ale zazwyczaj przybór wasz jest jaki?

Braciszek: Zdrów!

Na to Panurg rozśmiał się i rzekł:

– Jak mi Bóg miły, otoć siarczysty brat Buksa: słyszeliście, jaki on jest stanowczy, treściwy i zwięzły w odpowiedziach? Nie można z niego wydobyć więcej ponad jednę sylabę. Myślę, że takiemu poziomka starczyłaby na trzy kąski.

– Do kroćset – rzekł brat Jan – inaczej za to on gada ze swymi dziewuszkami, tam jest bardzo polysylabiczny. Powiadacie, że poziomka starczyłaby mu na trzy kąski: owóż, na świętego Wsuwantego, ja bym przysiągł, że z udźcem baranim załatwiłby się najwyżej w dwóch kłapnięciach zębami, a z garncem wina w jednym łyku. Spójrzcie nań tylko, co to za mizerne niebożątko.

– W całym świecie – rzekł Epistemon – te hycle mnichy są takie zażarte na jadło, a potem powiadają, że mają tylko swój żywot1211 na świecie. A cóż u diabła mają królowie i inne mocarze?

1191chyba (daw.) – uchybienie, niedoskonałość. [przypis edytorski]
1192snać (daw.) – może, podobno, przecież, widocznie, najwyraźniej, zapewne; także: sna a. snadź. [przypis edytorski]
1193bracia mniejsi Służebnicy i Przyjaciele Słodkiej Pani – Servi S. Mariae, założeni w r. 1232. [przypis tłumacza]
1194Noszą trzewiki okrągłe jak miednice – Aby móc stąpać, nie zostawiając śladów [wskazujących kierunek, w którym szli; red. WL]. [przypis tłumacza]
1195kazał ich ostrzyc i oskubać jak świnie na tylnej części głowy – Fortunę przedstawiano jako postać z grzywą włosów z przodu oraz łysym tyłem głowy, na znak tego, że należy ją (tj. szczęśliwy traf) chwytać zawczasu, zaś kiedy minie stosowna chwila, nie sposób tego uczynić. [przypis edytorski]
1196kość bragmatycznej – z fr. os bregmatique; kość ciemieniowa. [przypis edytorski]
1197nosił każdy z nich (…) u pasa, kształtem różańca, ostrą brzytwę – Jako symbol obłudy, w myśl włoskiego przysłowia: „miód w ustach a brzytwa za pasem”. [przypis tłumacza]
1198lucifer – dosł.: niosący światło; tu: księżyc. [przypis edytorski]
1199skała marpezjańska – czyli marmur z Paros. [przypis tłumacza]
1200Jako Panurg, zadając pytania Bratu Buczącemu, zdołał wydobyć zeń jeno same monosylaby – Rozdział ten wyszydza dyscyplinę mnichów, nakazującą im milczenie. [przypis tłumacza]
1201frater (łac.) – brat. [przypis edytorski]
1202płeć (daw.) – cera, skóra twarzy. [przypis edytorski]
1203w bród – mnóstwo (tak wiele, że można w tej obfitości brodzić). [przypis edytorski]
1204item a. itidem (łac.) – również, podobnie, a także. [przypis edytorski]
1205źrał a. źrały (daw.) – dojrzały. [przypis edytorski]
1206trześń a. trześnia – czereśnia. [przypis edytorski]
1207ex (łac.) – z. [przypis edytorski]
1208Niechże go trąd ogarnie – Trędowaci mieli opinię szczególniejszej jurności. [przypis tłumacza]
1209gzło (daw.) – koszula, bielizna. [przypis edytorski]
1210najkrzepciej (daw.) – najsilniej, najmocniej; por. krzepki: silny, mocny. [przypis edytorski]
1211żywot (daw.) – brzuch a. życie (droga życiowa, los). [przypis edytorski]