Kostenlos

Gargantua i Pantagruel

Text
0
Kritiken
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

Rozdział dwudziesty ósmy. Jako brat Jan pokrzepia Panurga w jego rogatych niepokojach

– Wierzę ci – rzekł brat Jan – ale czas zużywa wszystko na świecie. Nie ma marmuru ani porfiru, który by nie zetlał a nie nadwątlił się z latami. Jeśli ty nie jesteś jeszcze w tym położeniu, za niewiele lat wysłucham może twej spowiedzi, iż jajka wiszą ci jak pusta torba dziadowska. Już widzę, że szczeć siwieje ci na głowie. Broda twoja, na skutek pomięszania szarego, białego, czarnego i srokatego wygląda jak mapa ziemska. O patrz tu: oto Azja; tutaj jest Tygrys i Eufrates. To Afryka: tutaj jest góra księżycowa. Widzisz te bagna Nilu? A tutaj Europa. Widzisz Teleme? Ten tu kosmyk cały biały, to są Góry Hiperborejskie. Na święte pragnienie! Mój przyjacielu, kiedy śnieg leży na górach (rozumiem na głowie i na brodzie), nie ma już tam wielkich upałów w dolinach koło rozporka.

– Bodajeś dostał zarazy pyskowej – odparł Panurg. – Nie rozumiesz się na topice. Kiedy śnieg leży na górach, pioruny, błyskawice, gromy, burze, huragany srożą się jak wszyscy diabli po dolinach. Chcesz się przekonać? Idźże do Szwajcarii i popatrz na Jezioro Wundberlickie, o cztery mile od Berna w stronę Syjonu. Wymawiasz mi moją szczeć siwiejącą, a nie widzisz, że ona jest natury czosnku, u którego widzimy głowę białą, a korzeń zielony, sterczący i krzepki.

Prawda jest, dostrzegam ci ja w sobie pewien znak zwiastujący starość, rozumie się, jarą starość. Nie zdradźże go nikomu: niech to zostanie między nami dwoma. A to że winko bardziej mnie cieszy i przypada mi do smaku niż wprzódziej605 bywało; a zaś bardziej niż wprzódy lękam się spotkania mego przełyku z lichym sikoniem. Zważ, że w tym jest już coś niecoś z zachodu; coś co oznacza, że południe już przeminęło. Ale cóż stąd? Toć kompan ze mnie zawsze dobry, taki sam albo lepszy niż dawniej. O to się też nie troskam, do kroćset diabłów! Nie tu moje utrapienie. Lękam się, że w czas jakiejś długiej nieobecności naszego króla Pantagruela, któremu przecież muszę dotrzymywać towarzystwa, ba, choćby szedł prosto do wszystkich diabłów, żona przyprawi mi rogi. Oto wielkie słowo: bowiem wszyscy, z którymi o tym mówiłem, straszą mnie i twierdzą, że jest mi to przeznaczone od niebios.

– Hm – rzekł brat Jan – nie każdemu dano jest nosić rogi. Jeśli będziesz rogalem,

 
ergo 606 śliczniuchna będzie twoja żona,
ergo uprzejmą dla cię będzie ona;
 

ergo będziesz miał wielu przyjaciół; ergo będziesz zbawiony. To jest topika monachalna607. Tylko ci to na lepsze wyjdzie, grzeszniku. Nigdy tak dobrze się czuć nie będziesz, jak wtedy. Nic ci nie ubędzie. Dostatku ci się przymnoży. Jeśli tak ci jest przeznaczone od losów, zali608 chciałbyś się im przeciwić609? Powiedz, kusiu przywiędły, kusiu sparciały, kusiu zatęchły,

 
Kusiu chropawy,
– zziębnięty,
– napojony zimną wodą,
– obwisły,
– czczy,
– zakisły,
– zdrętwiały,
– odarty,
– wyschły,
– niemocny,
– dęty,
– upadły,
– ofajdany,
– zachrypnięty,
– uśpiony,
– jałowy,
– wyciśnięty,
– próżny,
– wątły,
– oporny,
– zwodniczy,
– podatny,
– spróchniały,
– rozluźniony,
– skręcony,
– smutny,
– niezdarny,
– pokraczny,
– chorowity,
– niedokrewny,
– puchowy,
– flakowaty,
– przeźroczy,
– wysączony,
– zmierżony,
– poroniony,
– rozdłubany,
– obłuskany,
– oskubany,
– okapturzony,
– okapłoniony,
– zamyślony,
– zafałszowany,
– skażony,
– zdeprecjonowany,
– przekłuty,
– zagwożdżony
– opaćkany,
– listkowaty,
– wyssany,
– kaszowaty,
– pomarszczony,
– marynowany,
– markotny,
– wypaproszony,
– filigranny,
– zaparty,
– ochwacony,
– zaśmierdziały,
– stępiony,
– zmarznięty,
– robaczywy,
– porażony,
– niezdarny,
– sflajtuszony,
– spętlony,
– wydmuchany,
– skrzywiony,
– rozwodniony,
– nieurodziwy,
– rozlutowany,
– pokraczny,
– rozczochrany,
– zasiniały,
– wypruty z soku,
– zużyty,
– niewydarzony,
– eunuszy,
– grzybowaty,
– stłamszony,
– przerosły,
– okaleczały,
– sfermentowany,
– zwichnięty,
– trzęsący,
– parszywy,
– podziurawiony,
– przepuknięty,
– skrupulatny,
– zżylaczony,
– umartwiony,
– popryszczony,
– urzeczony,
– kulawy,
– zjełczały,
– złachmaniały,
– zmalały,
– obstrzępiony,
– zużyty,
– osłabiony,
– ohydny,
– rozcieńczony,
– fuszerski,
– niewczesny,
– zatumaniony,
– stłuszczony,
– zmatolały,
– kosmaty,
– zardzewiały,
– owrzodzony,
– zmacerowany,
– uwędzony,
– sparaluszowany,
– osmalony,
– przemądrzały,
– nitkowaty,
– przedwczesny,
– odmężczony,
– opieszały,
– strupieszały,
– opaczny,
– porażony,
– zawstydzony,
– hypokondryczny,
– markotny,
– niewesoły,
– zgnębiony,
– piaszczysty,
– zżarty łupieżem,
– zrozpaczony,
– ogłupiały,
– wyszydzony,
– wycofany z obiegu,
– upadły,
– jąkało,
– bredzący,
– szczupły,
– pstrokaty,
– poderżnięty,
– pognieciony,
– łatany,
– obłupiony,
– odrętwiały,
– bezduszny,
– omylny,
– unicestwiony,
– kluskowaty,
– zzerowaciały,
– wypruty
 

Kuś-kusiu diabelski, Panurgu, mój stary druhu: skoro ci jest tak przeznaczone, czy chciałbyś wstecz cofnąć gwiazdy w ich biegu? Wyważyć z zawiasów wszystkie kręgi niebieskie? Łgarstwo zadawać poruszającemu je Intelektowi, stępiać wrzeciona Parek, wysadzać je z panewek, szkalować ich szpulki, plątać im kądziel, gmatwać kłębki?

Niechże cię febra ściśnie, kusiuniu! Porwałbyś się na większe dzieło i zuchwalsze niż niegdyś Olbrzymi. Chodź no, kusieńko. Czy wolałbyś być zazdrosnym bez przyczyny czy rogalem bez świadomości o tym?

– Nie chciałbym – odparł Panurg – być ani tym, ani tym. Ale, jeżeli raz przekonam się o czymś podobnym, będę umiał zrobić porządek: chybaby kijów zabrakło na świecie.

Na honor, bracie Janie, najlepsze co mogę zrobić, to nie żenić się wcale. Słuchaj, oto co mi mówią te dzwony teraz, kiedy je słychać bliżej: „Deń, deń, deń, nie żeń się, nie żeń. Żona, żona, żona, z rogów to korona; znajdziesz rogi u niebogi. Deń, deń, deń, nie żeń się, nie żeń. Do kroćset fur beczek! Zaczyna mnie to już złościć. Cóż wy, pały zakutane, żadnego na to lekarstwa nie znacie? Czyżby natura tak pokarała ludzkie istoty, iżby żonaty mężczyzna nie mógł przejść przez to życie, nie popadając w czeluści i niebezpieczeństwa stanu rogatego?

– Nauczę cię – rzekł brat Jan – jednego środka, przy pomocy którego żona nigdy nie uczyni cię rogalem bez twej wiedzy i zezwolenia.

– Proszę cię o to – rzekł Panurg – mój ty kusiu aksamitny. Powiedzże, moja serdeńko.

– Weź – powiedział brat Jan – pierścień Hansa Karwela, nadwornego jubilera króla Melindy610.

Hans Karwel był to człek uczony, wytrawny, pracowity, zacny, roztropny, stateczny, pobożny, miłosierny, litościwy, pełen filozofii: poza tym ćwik wesoły, dobry kompan i przy tym kpiarz nad kpiarze; niezłej sobie tuszy, z trzęsącą nieco głową, ale zgoła jeszcze nieszpetny i do rzeczy. Na stare lata ożenił się był z córką rajcy konkordatu, młodą, ładną, żywą, przymilną, zalotną, nieco zbyt uprzejmą dla sąsiadów i czeladzi. Otóż stało się, iż po upływie kilku tygodni, mistrz Karwel zaczął być o nią zazdrosny jak tygrys: zgoła powziął podejrzenie, iż ona chodzi poza dom dać sobie wytrząsać pośladki. Aby tej rzeczy zapobiec, zaczął jej opowiadać coraz to piękniejsze opowiastki, tyczące nieszczęść wynikłych z cudzołóstwa; czytywał jej często żywoty cnotliwych niewiast; palił kazania na temat czystości; kupił książkę całą ku pochwale wierności małżeńskiej, a przepełnioną wstrętem dla niegodziwości zamężnych ladacznic; i dał jej piękny naszyjnik, cały przybrany wschodnimi szafirami. Mimo to wszystko, zdała mu się tak zalotna i w tak bliskiej komitywie z sąsiadami, że zazdrość jego wzmagała się coraz to więcej.

 

Owóż jednej nocy, gdy spoczywał z nią w łóżku, dręcząc się w takich rozważaniach, przyśniło mu się, iż rozmawia z diabłem i że mu opowiada swoje utrapienia. Diabeł pokrzepiał go na duchu i włożył mu na średni palec pierścień, mówiąc: „Daję ci ten oto pierścień; dopóki go będziesz miał na palcu, żona twoja nie będzie mogła z nikim obcować cieleśnie bez twojej wiedzy i zezwolenia”. „Serdeczne dzięki, panie diable – odparł Hans Karwel. – Wyrzekam się Mahometa, jeśli pozwolę go sobie komukolwiek zdjąć z palca”. Diabeł zniknął. Hans Karwel, pełen radości, obudził się i zobaczył, że ma palec w sekretnym miejscu swojej żony. Zapomniałem opowiedzieć, że żona jego, czując to, cofnęła się kuprem wstecz, jakoby mówiąc: „Nie, nie, nie to trzeba tam włożyć”; i wówczas to zdawało się Hansowi, że ktoś chciał mu ściągnąć jego pierścień. Czyż to nie jest niezawodne lekarstwo? Idź za tym przykładem i staraj się, radzę ci z serca, abyś zawsze miał pierścień twej żony na palcu”.

Na tym zakończyła się ich rozmowa i wędrówka.

Rozdział dwudziesty dziewiąty. Jako Pantagruel zwołuje zgromadzenie złożone z teologa, lekarza, prawnika i filozofa, aby rozjaśnić wątpliwości Panurga

Przybywszy do pałacu, opowiedzieli Pantagruelowi dzieje swej podróży i pokazali mu pismo Mruczysława. Pantagruel, odczytawszy raz i drugi, rzekł:

– Nie zdarzyło mi się widzieć odpowiedzi, która by bardziej przypadła mi do smaku. Chce powiedzieć przez to ogólnie, że w sprawie małżeństwa każdy musi kierować się własnym zastanowieniem i polegać na własnej decyzji. Takie zawsze było i moje mniemanie i toż samo powiedziałem ci za pierwszym razem, kiedy się o tym zgadało. Ale ty drwiłeś sobie z tego w duchu, przypominam sobie; bowiem widzę, iż dufność w siebie i miłość własna zaślepiła cię z kretesem. Uczyńmyż inaczej. A zatem:

Wszystko, czym jesteśmy i co posiadamy, składa się z trzech rzeczy: z duszy, z ciała i z dóbr doczesnych. Dla ubezpieczenia każdej z tych trzech rzeczy przeznaczone są dzisiaj trzy odmiany ludzi: teologowie dla duszy, lekarze dla ciała, prawnicy dla dóbr doczesnych. Jestem zdania, abyśmy tu zaprosili w niedzielę na obiad teologa, lekarza i prawnika. Z nimi wspólnie naradzimy się nad twoim kłopotem.

– Na świętego Szpikulca – odparł Panurg – to niczym mądrym nie pachnie, już to czuję. Bowiem patrzcie, jaki ten świat jest zbakierowany611. Dajemy w opiekę duszę naszą teologom, którzy po największej części są heretycy; ciała lekarzom, którzy wszyscy mają wstręt do lekarstw i zgoła ich nie używają; a dobra nasze adwokatom, którzy nigdy między sobą się nie procesują.

– Pleciesz jak fircyk dworski – rzekł Pantagruel. – Owóż ja przeczę zaraz pierwszemu punktowi, zważywszy iż główne, ba, nawet zgoła jedyne i wyłączne zatrudnienie naszych godnych teologów zmierza do tego, mową, pismem i uczynkiem, aby wykorzenić błędy i herezje (tak bardzo im nienawistne) i wpleniać głęboko w serca ludzkie prawdziwą i żywą wiarę katolicką. Drugi punkt pochwalam, a to z przyczyny, iż godni lekarze tak pilnie się troszczą o część profilaktyczną i zachowawczą swego zdrowia, iż nie potrzebują zgoła terapeutyki i leczenia się lekarstwami. Co do trzeciego punktu, to jasnym jest, iż godni adwokaci tak są pochłonięci swoim zawodem i troską o dobro drugich, że nie mają czasu ani możności myślenia o swoim własnym. Dlatego w najbliższą niedzielę zaprosimy jako teologa naszego ojca Hipotadesa612, jako lekarza naszego mistrza Gałeczkę613, jako prawnika naszego przyjaciela Pletewkę. Jeszcze jestem zdania, abyśmy dopełnili tetrady Pitagorejskiej i dla onego dopełnienia poprosili naszego wiernego filozofa Wiatraczka, zważywszy, iż doskonały filozof, a takim jest Mistrz Wiatraczek, rozstrzyga nieomylnie wszystkie przedłożone wątpliwości. Karpalim, wydaj rozkazy, abyśmy wszystkich czterech mieli tu w najbliższą niedzielę na obiad.

– Sądzę – rzekł Epistemon – że w całym kraju nie można było lepiej wybrać. Nie mówię tego jedynie z przyczyny doskonałości każdego w swoim zawodzie, która jest ponad wszelkie wątpliwości; ale prócz tego: Gałeczka jest żonaty, a nie był nim przedtem; Hipotades nigdy nim nie był i nie jest; Pletewka był, a nie jest; Wiatraczek był i jest. Oszczędzę Karpalimowi jednego trudu. Pójdę zaprosić Pletewkę (jeśli nie macie nic przeciwko temu). Jest to mój stary znajomy; mam z nim pomówić w sprawie przyszłości i awansu jego syna, zacnego i uczonego młodzieńca, który studiuje obecnie w Tuluzie jako słuchacz bardzo uczonego i godnego profesora Boissone614.

– Zrób – rzekł Pantagruel – jak uważasz. I rozważ, czy mogę co uczynić dla jego syna albo też dla uczczenia mistrza Boissone, którego kocham i szacuję jako jednego z najdzielniejszych w swoim zawodzie. Przyłożyłbym się do tego z całego serca.

Rozdział trzydziesty. Jako Hipotades, teolog, udziela rady Panurgowi w kwestii jego małżeństwa

W następną niedzielę, zaledwie obiad był gotów, zjawili się zaproszeni z wyjątkiem Pletewki, sędziego królewskiego w Fonbecie. Skoro wniesiono drugie danie, Panurg, skłoniwszy się dwornie, rzekł:

– Panowie, chodzi tu tylko o jedno słowo. Czy mam się żenić, czy nie? Jeśli wy nie rozstrzygniecie mojej wątpliwości, uważam ją za nie do rozstrzygnięcia, jako są Insolubilia de Alliaco615. Bowiem jesteście wszyscy tu wybrani, przebrani i przesiani przez sito, każdy jako najwyborniejszy w swoim cechu, na kształt pięknego grochu przebranego na misie.

Ojciec Hipotades, zachęcony przez Pantagruela, i uczczony pokłonem przez wszystkich obecnych, odparł z bezprzykładną skromnością:

– Mój przyjacielu, pytasz nas o radę, ale najpierw trzeba, żebyś ty sam siebie się poradził. Żali616 czujesz w swoim ciele dokuczliwe ukłucia pożądliwości zmysłowej?

– Bardzo mocno – odparł Panurg – nie bierzcie mi tego za złe, ojcze.

– Ani trochę, mój przyjacielu – odparł Hipotades. – Ale, w tym utrapieniu, czy posiadłeś od Boga dar i szczególną łaskę powściągliwości?

– Dalibóg, nie – odparł Panurg.

– Żeń się tedy, przyjacielu – rzekł Hipotades – bowiem lepiej jest pojąć żonę, niżli gorzeć ogniem pożądliwości.

– To się nazywa mówić, mój ojcze, do rzeczy, bez kręcenia się koło własnego pępka jak koczur koło szpyrki. Dzięki wam, czcigodny ojcze; ożenię się bez najmniejszego wątpienia i rychło. Zapraszam was na wesele. Do stu kapłonów, będziemy sobie hulać. Ustroję was w bukiecik z krasnymi wstążeczkami, będziemy jedli gęś, do kroćset, i zapijali co najlepszym winkiem. I, jeśli raczycie mi wyświadczyć tyle zaszczytu i honoru, poproszę was, byście powiedli pierwszy taniec dziewiczy.

Pozostaje mała wątpliwość do usunięcia. Mała, powiadam, mniej niż nic. Zali żona nie przyprawi mi rogów?

– Z pewnością nie, mój przyjacielu – odparł Hipotades – jeśli taka będzie wola boska.

– O, miłosierdzie boże, racz nam być ku pomocy – wykrzyknął Panurg. – Dokądżeż wy mnie odsyłacie, dobrzy ludzie? Do trybów warunkowych, do jeżeli, do dialektyki, kędy czyhają same sprzeczności i niemożliwości. Gdyby mój mułek latał, mój mułek miałby skrzydła. Gdyby ciocia miała wąsy, byłby wujaszek. Jeśli Bóg pozwoli, nie będę rogalem: będę rogalem, jeśli Bóg pozwoli. Gdybyż to jeszcze był warunek, który by zależny był ode mnie: tedy nie rozpaczałbym o tym. Ale wy mnie zdajecie na prywatne rozporządzenie Pana Boga, odsyłacie mnie do departamentu jego drobnych przyjemności. Ojczulku szanowny, kiż diabli mieszać do tego imię boskie! Zdaje mi się, iż lepiej wam będzie nie trudzić się na moje wesele. Rozgardiasz i harmider weselników zbawiłyby was całego konceptu. Wy lubicie ciszę, spokój i samotność. Wierzajcie mi, lepiej będzie zostać w domu. A przy tym wy tańczycie sobie dość nietęgo i wstyd by tak było otwierać zabawę. Poślę wam kołacza do domu i bukiet ze wstążkami także. Wypijecie za nasze zdrowie, jeśli macie ochotę.

– Mój przyjacielu – rzekł Hipotades – zrozum dobrze moje słowa, proszę cię o to. Skoro ci mówię: „jeśli taka będzie wola boska”, czy robię ci tym jaką krzywdę? Czyż to źle powiedziane? Czy to jest jaki warunek bluźnierczy albo gorszący? Czy to nie jest uczczenie naszego Pana, Stwórcy, opiekuna, wspomożyciela? Czy to nie znaczy ogłosić go jedynym rozdawcą wszelakiego dobra? Czy to nie znaczy uznać, że wszyscyśmy zależni od jego łaski i woli? Że niczym nie jesteśmy bez niego, nic nie znaczymy, nic nie możemy, jeśli jego święta łaska na nas nie spłynie? Czy to nie znaczy uczynić kanoniczne zastrzeżenie dla każdego naszego przedsięwzięcia, i wszystko co zamierzamy zdać na to co rozrządzi jego święta wola, tak na niebie jak i na ziemi? Czyż to nie znaczy najlepiej uczcić jego święte imię? Mój przyjacielu, nie będziesz zaprawdę rogalem, jeśli Bogu się tak spodoba. I nie trzeba bynajmniej rozpaczać o możności poznania jego woli, jakoby rzeczy nieprzeniknionej i dla której trzeba by zasięgać zdania jego przybocznej rady i zaglądania do kancelarii jego uciech prywatnych. Dobry Bóg wyświadczył nam tę łaskę, iż nam je odsłonił, zwiastował, oznajmił i jawnie opisał w świętej Biblii.

Tam znajdziesz napisane, że nigdy nie będziesz rogalem, to znaczy że nigdy żona twoja nie będzie wszetecznicą, jeśli ją pojmiesz urodzoną z ludzi zacnych, chowaną w cnotach i pobożności, obracającą się i przebywającą jedynie w towarzystwie ludzi przejętych dobrymi obyczajami, miłujących i lękających się Boga, starających mu się przypodobać wiarą i przestrzeganiem świętych przykazań, lękających się obrazić go i stracić jego łaskę przez brak wiary i przekroczenie jego świętego prawa, w którym surowo wzbronione jest cudzołóstwo i nakazane jest wyłącznie przynależeć do swego męża, miłować go, służyć mu, najlepiej go kochać po Bogu. Dla wzmocnienia tego wychowania, ty, z twojej strony, będziesz ją utrzymywał w przyjaźni małżeńskiej, będziesz ją utwierdzał w bojaźni bożej, będziesz jej świecił dobrym przykładem, będziesz żył wstydliwie, obyczajnie, cnotliwie w swoim stadle, tak jak chcesz, aby ona ze swej strony w nim żyła: bowiem jako zwierciadło nazywa się doskonałe nie to, które więcej jest ozdobione złoceniem i drogimi kamieńmi, ale to, które wiernie odbija przeglądające się w nim przedmioty, tak samo nie ta biała głowa godniejsza jest szacunku, która jest bogatsza, piękniejsza, wykwintniejsza, pochodząca z szlachetniejszego rodu, ale ta, która bardziej się stara w obliczu Boga umacniać w cnotach i stosować do obyczaju swego męża. Widzisz, jako Księżyc nie przyjmuje światła ani od Merkurego, ani od Jowisza, ani od Marsa, ani od innej planety albo gwiazdy jakiej bądź na niebie, jeno przyjmuje je jedynie od Słońca, swojego małżonka, a i od niego też nie przyjmuje więcej, niżli ono samo mu daje przez swoje oddziaływanie i wejrzenie. Tak będziesz ty dla swej żony żywym wzorem i przykładem cnót i poczciwości. I nieustannie masz używać łaski Boga ku swojej pomocy.

 

– Chcesz tedy – rzekł Panurg, skubiąc sobie włosy z brody – abym zaślubił doskonałą niewiastę, opisaną przez Salomona? Umarła już, to więcej niż pewne. Nie zdarzyło mi się jej spotkać, o ile wiem: niech mi to Bóg odpuści. Dziękuję ci wszelako, mój ojcze. Zjedzcie ten kawałek marcypanu, to wam dobrze zrobi na trawienie; a potem wypijcie kubek tego korzennego winka: jest bardzo zdrowe na żołądek. A zaś my jedźmy dalej.

Rozdział trzydziesty pierwszy. Jako Gałeczka, lekarz, udziela rady Panurgowi

Panurg, ciągnąc rzecz swoją dalej, rzekł:

– Piękne słowo wyrzeczone przez owego mistrza, który miszkował617 braciszków w opactwie Sosyniaku, skoro już wymiszkował brata Kłapoucha, było: „Następny618”. I ja mówię podobnież: „Następny”. A zatem, czcigodny mistrzu Gałeczko, zaordynujcie mi. Mamli619 się żenić czy nie?

– Na chody mojego muła – odparł Gałeczka – nie wiem, co mam odpowiedzieć na to zagadnienie. Powiadasz, iż czujesz w sobie dokuczliwe ukłucia pożądliwości. Otóż znajduję w naszej nauce lekarskiej (a wzięliśmy to z doktryny dawnych platoników), że pożądliwość cielesną można powściągnąć za pomocą pięciu środków.

Za pomocą wina.

– Nic słuszniejszego – rzekł brat Jan – kiedy dobrze zaleję pałę, nie chce mi się nic więcej, jeno spać.

– Mam na myśli – rzekł Gałeczka – wino zażyte nieumiarkowanie. Bowiem przez nieumiarkowane zażycie wina przychodzi w ciele ludzkim niejakie oziębienie krwi, zwolnienie nerwów, rozcieńczenie essencji nasiennej, przytępienie zmysłów, niepewność ruchów: co wszystko jest z przeszkodą dla aktu rozrodczego. Jakoż, w rzeczy, widzicie, iż Bachusa, boga opilców, wyobrażają malarze bez zarostu i w szatach niewieścich, jako całkiem zniewieściałego i owałaszonego eunucha. Inaczej ma się rzecz z winem przyjętym umiarkowanie. O tym poucza nas starożytne przysłowie, które powiada: iż Wenera przykrzy sobie bez kompanii Cerery i Bachusa. I, wedle opowieści Diodora Sycylijczyka, było mniemaniem starożytnych, a zwłaszcza Lampsaceńczyków620, jak to zaświadcza Pauzaniasz, iż jegomość Priapus był synem Bachusa i Wenery.

Po drugie, za pomocą niektórych ziół i roślin, które czynią człowieka oziębłym, wyzutym z sił, niezdatnym do czynności płodzenia. Doświadczenie wskazuje nam tu nimfieński nenufar, amerynę, wierzbę, konopie, powój, tamariks, mandragorę, witeks, cyrkutę, storczyk polny, skórę hipopotama i ume; które, wprowadzone do ciała ludzkiego, tak przez swoje przymioty przyrodzone, jak przez swoiste własności, mrożą i niweczą nasienie rozrodcze; albo też rozpraszają duchy, które powinny je zawieść do miejsc przeznaczonych od natury; albo zaczopowują drogi i przewody, przez które nasienie wydobywa się na zewnątrz. Jak znów przeciwnie, mamy inne zioła, które ogrzewają, podniecają i uzdalniają człowieka do czynności wenerycznej.

– Nie potrzeba mi tego, Bogu dzięki – rzekł Panurg – może wy, mój mistrzu, z przeproszeniem waszym? Mówię to bez złej myśli i nie chciałem was urazić.

– Po trzecie – ciągnął Gałeczka – przez wytężoną pracę. Bowiem z niej przychodzi tak znaczne wyczerpanie ciała, iż krew, która jest w nim rozmieszczona dla odżywienia każdego członka, nie ma czasu ani ochoty, ani możności wytwarzania tej wypociny nasiennej i nadmiaru owego kosztownego przesączu. Natura zachowuje wszystek sok dla siebie jako potrzebniejszy do utrzymania swojej osobowości niż do rozmnożenia rodzaju i gatunku ludzkiego. Tak powiadają o Dianie, iż jest czysta, bowiem nieustannie zatrudniona jest na łowach. Tak nazywano u Latynów obóz castra od słowa castus, czysty, bowiem żołdacy i osiłki zatrudnieni w nim byli w nieustannej pracy. Tak pisze Hipokrates, lib.de Aere, Aqua et Locis, o niektórych ludach w Scytii, jako o bardziej bezsilnych niż eunuchy do ćwiczeń Wenery, bowiem nieustannie pędzili żywot na koniu i przy pracy. Jako przeciwnie, powiadają filozofowie, bezczynność jest matką wyuzdania. Kiedy pytano Owidego o przyczynę, dla której Egistos stał się cudzołożnym, odpowiedział, iż było to z przyczyny próżniaczego życia. I gdyby kto odjął światu próżnowanie, natychmiast zginęłyby sztuki Kupidyna; jego łuk, kołczan i strzały stałyby mu się daremnym ciężarem; nigdy by nie zranił nikogo. Bowiem zaprawdę nie ma tak zdatnego łucznika, iżby zdołał ugodzić żurawia bujającego w powietrzu i jelenia gnającego przez zarośla (jako, wierę, czynili Partowie), to znaczy dosięgnąć człowieka wówczas, gdy znoi się i trudzi. Dopada ich wówczas, gdy są w spoczynku, siedząc albo leżąc wygodnie. Jakoż Teofrast, zapytywany niekiedy, jakie zwierzę albo jaką rzecz uważał za bóstwo zabaw miłosnych, odpowiadał, iż były to igraszki próżniaczych duchów. Diogenes podobnie powiadał, iż porubstwo jest zatrudnieniem ludzi niezatrudnionych inaczej. Dlatego Kanachus Licyjończyk, rzeźbiarz, chcąc okazać, iż bezczynność, próżniactwo, lenistwo są nauczycielami rozwiązłości, uczynił posąg Wenery siedzącej, a nie stojącej, jak wszyscy jego poprzednicy.

Po czwarte, przez pilne zatopienie się w naukach. Bowiem przez to przychodzi niesłychane wycieńczenie sił ducha, tak iż nie zostaje nic, co by zdolne było skierować do właściwego miejsca ową wypocinę rozrodczą i spęcznić ów nerw jamisty, którego czynnością jest wydzielać ją na zewnątrz, dla utrzymania rodzaju ludzkiego.

Aby się przekonać, że tak jest, spójrzcie na wygląd człowieka zatopionego w jakichś studiach. Ujrzycie, jak wszystkie arterie na szyi i czole napięte są niby struna na kuszy, aby mózgowiu dostarczyć pod dostatkiem substancji dla napełnienia komórek zdrowego rozumu, imainacji621 i pojmowania, rozumowania i wnioskowania, pamięci i kojarzenia, chybko biegając od jednego do drugiego, drogą przewodów wykrytych przez anatomię na krańcach tej cudownej sieci, którą kończą się arterie622. Ujrzycie zgoła, jak w takiej osobie, zagłębionej w swoim studium, zawieszone są wszelkie czynności naturalne, ustają wszystkie wrażenia zewnętrzne; wręcz zda się taki człowiek jak gdyby pozbawiony życia, wyprowadzony sam z siebie jakowąś ekstazą; i przyznacie, iż Sokrates nie chybił w tym określeniu, kiedy mówił: „Filozofia jest nie czym innym, jak rozmyślaniem o śmierci”. To było przyczyną, dlaczego Demokryt się oślepił, mniej sobie ważąc utratę wzroku, niżeli przeszkodę w swoich kontemplacjach, w których czuł, iż omamienia wzrokowe są mu zawadą. Dlatego dziewicą jest Pallada, bogini mądrości, opiekunka ludzi żyjących w nauce. Tak dziewicami są Muzy: tak i Charytki trwają w wiecznej czystości.

I, przypominam tu sobie, co gdzieś czytałem: owóż Kupido, zapytywany czasem przez swoją matkę, Wenerę, czemu nie dobiera się do Muz, odpowiedział, iż zdają mu się tak wdzięczne, tak miłe, tak poczciwe, tak skromne i nieustannie zajęte, ta badaniem gwiazd, tamta szeregowaniem cyfer, inna mierzeniem ciał geometrycznych, inna znowuż ćwiczeniami retorycznymi, inna tworzeniem poetyckim, inna tonacjami muzyki, że, zbliżając się do nich, zwalniał łuk, zamykał kołczan i gasił swą pochodnię ze wstydu i z obawy, aby im nie przeszkodzić. Potem zdejmował sobie opaskę z oczu, aby jawniej móc się im napatrzyć i posłuchać ich lubych śpiewów i poezji. Przy czym doznawał takiej rozkoszy, iż nieraz czuł się jakoby urzeczony ich pięknością i słodyczą i usypiał kołysany tą harmonią. I ani mu w głowie nie postało podbierać się do nich albo odrywać je od ich zatrudnień.

Tym punktem obejmuję i to, co pisze Hipokrates we wspomnianej księdze, mówiąc o Scytach; i w dziele zatytułowanym de Genitura, gdzie mówi, iż niezdolnymi do czynności rozrodczych stają się wszyscy ludzie, którym przecięto arterie parotyczne będące w sąsiedztwie ucha; a to dla przyczyny wyłożonej powyżej, kiedy wam mówiłem o rozluźnieniu duchów życiowych i krwi oneż duchy żywiącej, którą krew te arterie przewodzą: twierdzi też ów mędrzec, iż znaczna część substancji nasiennej pochodzi z mózgu i ze szpiku pacierzowego.

Po piąte, przez czynność weneryczną.

– Tum was czekał – rzekł Panurg – i to wybieram dla siebie. Poprzedzających niechaj używa kto chce.

– Oto właśnie – rzekł brat Jan – co wielebny Scyllino, przeor w klasztorze św. Wiktora w Marsylii, nazywał umartwianiem ciała. I jestem tego zdania (a to samo zapatrywanie miał i pustelnik pewien ze św. Radegundy koło Szynionu), że nie mogli snadniej pustelnicy Tebaidy umartwić swojego ciała, powściągnąć swej wszetecznej pożądliwości, poskromić bunty zmysłów, jak czyniąc to po dwadzieścia pięć albo trzydzieści razy dziennie623.

– Widzę tu oto w Panurgu – rzekł Gałeczka – męża kształtnej budowy ciała, umiarkowanych soków humoralnych, dobrej kompleksji duchowej, w wieku dorzecznym, w czasie pomyślnym i w statecznej chęci ożenienia się: jeśli napotka białą głowę o podobnej temperaturze, spłodzą razem dzieci godne jakiegoś zamorskiego królestwa. Im wcześniej to uczyni, tym lepiej, jeśli chce oglądać jeszcze swe dziatki podrosłe i zaopatrzone.

– Mistrzu szanowny – rzekł Panurg – ożenię się, nie wątpcie o tym, i to rychło. W czasie waszych uczonych wywodów ta pchełka, którą mam w uchu, łaskotała mnie bardziej niż kiedykolwiek. Proszę was na wesele. Szeroko się zabawimy, za to wam ręczę. Jeżeli macie wolą, przyprowadźcie waszą żonę, takoż krewne jej i sąsiadki, to się samo rozumie. Jak hulać to hulać.

605wprzódziej (daw.) – wcześniej. [przypis edytorski]
606ergo (łac.) – a więc. [przypis edytorski]
607topika – nauka logiczno-retorycznego prowadzenia argumentacji. [przypis tłumacza]
608zali (daw.) – czy. [przypis edytorski]
609przeciwić się (daw.) – sprzeciwiać się, przeciwstawiać się. [przypis edytorski]
610pierścień Hansa Karwela, nadwornego jubilera króla Melindy – Tradycyjna opowiastka, powtarzająca się u wielu autorów. [przypis tłumacza]
611zbakierowany – tu: wykolejony. [przypis edytorski]
612Hipotades – Wedle dawnego klucza, Hipothades ma przedstawiać spowiednika Ludwika XII i Franciszka I, Wilhelma Pavi, przeciwnika Lutra i małżeństwa kapłanów. [przypis tłumacza]
613Mistrz Gałeczka – (w oryg. Rondililis) ma oznaczać kolegę Rabelais'go z Montpellier, doktora Wilhelma Rondelet. [przypis tłumacza]
614profesor Boissone – profesor prawa i radca sądu w Tuluzie. [przypis tłumacza]
615Insolubilia de Alliaco – Jedno z tych insolubiliów Piotra d'Ailly brzmiało: „Czy, prowadząc świnię na jarmark, chłop wiedzie sznur czy świnię?”. [przypis tłumacza]
616żali a. zali (daw.) – czy. [przypis edytorski]
617miszkować – kastrować. [przypis edytorski]
618mistrza, który miszkował braciszków w opactwie (…) – W niektórych współczesnych klasztorach kastrowano mnichów, aby upewnić się co do ich czystości. [przypis tłumacza]
619mamli – konstrukcja z partykułą -li o znaczeniu pytajnym; inaczej: czy mam. [przypis edytorski]
620Lampsacenia – Miasto w Małej Azji, siedziba kultu Priapa, który, wedle legendy, był jego założycielem. [przypis tłumacza]
621imainacja a. imaginacja (daw.) – wyobraźnia. [przypis edytorski]
622spójrzcie na wygląd człowieka zatopionego w jakichś studiach (…) jak gdyby pozbawiony życia, wyprowadzony sam z siebie jakowąś ekstazą – Ustęp ten, opisujący człowieka zatopionego w studiach, należy do klasycznych w lit. francuskiej. [przypis tłumacza]
623nie mogli snadniej pustelnicy Tebaidy (…) powściągnąć swej wszetecznej pożądliwości (…) jak czyniąc to (…) trzydzieści razy dziennie – Klasztor św. Wiktora miał opinię, iż obserwowano [tj. zachowywano; red. WL] tam śluby czystości jeno in quantum potest humana fragilitas pati. [przypis tłumacza]