Бесплатно

Latawica

Текст
Автор:
iOSAndroidWindows Phone
Куда отправить ссылку на приложение?
Не закрывайте это окно, пока не введёте код в мобильном устройстве
ПовторитьСсылка отправлена
Отметить прочитанной
Шрифт:Меньше АаБольше Аа

– Ale skąd? Przecież we wsi nikt wam powiedzieć tego nie mógł, bo ja nikomu nie śmiałabym była tego powiedzieć.

– Dlaczego?

– Dlaczego? A czyby to nie było śmiechu z tego, gdyby się dowiedziano, że taka latawica, dziadówka, chce za męża Sobka, co jest najśwarniejszy parobek we wsi.

– Więc ty go kochasz?

– Ba, gdybym go nie kochała, czybym to się tak głodziła, harowała od rana do nocy, poniewierała się jak pies między ludźmi? Ale to wszystko bez tego Sobka. Bo trzeba wam wiedzieć, że on chce gwałtem bogatej dziopy15 Słyszałam to na weselu Jędrka. Kiedy go namawiano do żeniaczki i radzili mu to tę, to ową, on powiedział: każda dobra, byle miała grunt i pięć stów papierków. Ja siedziałam wtedy przy piecu, i kiedy to usłyszałam, to jakby mnie wrzącą wodą kto oblał, tak mi się zrobiło gorąco, a potem w domu ani rusz usnąć; było mi, jakby kto ciało świecami palił, a w głowę ćwiekiem wbiły się owe pięć stów papierków. Gdybym je miała – myślałam sobie – toby Sobek był mój. I od tego czasu zaczęłam sobie odmawiać wszystkiego, skąpiłam sobie na jedzenie, chodziłam obdarta, bo mi żal było każdego krajcara na łachy16 – pracowałam, zarabiałam, gdzie można było, handlowałam krajcarami gorzej od Żyda; ludzie mną za to poniewierają, wyśmiewają, zbiedziałam od ciężkiej pracy i wyschłam jak trzaska; ale będę miała, com chciała. Bo połowa gruntu po tatusiu mnie się patrzy17. A na jesień zaniosę Sobkowi pięć stów papierków.

– A jak cię nie zechce?

Bryzgnąłem jej jak zimną wodą tem pytaniem, by ją otrzeźwić trochę, bo ilem poznał Sobka, wiedziałem, że niewart takiej charakternej dziewczyny.

Wzdrygnęła się, spojrzała na mnie i pomyślała chwilkę, a potem potrząsnęła niedowierzająco głową i rzekła:

– Nie, onby tego nie zrobił. Ja słyszałam, jak przysięgał, że się z taką ożeni.

*

Domyśli się zapewne łatwo najniedomyślniejszy czytelnik, że odtąd innemi już oczami spoglądałem na Hankę, że przez wzgląd na nią pogodziłem się także z Chranczówkami i nie myślałem już o przeprowadzeniu się do wsi, zwłaszcza, że położenie chaty, w której mieszkałem, także mnie przywiązało do miejsca. Chata stała na stoku Gubałówki, lesistego wzgórza, skąd szeroki był widok na całą zakopiańską dolinę, pokrajaną łożyskami potoków, i na całe Tatry od węgierskich wyniosłych szczytów, aż po Orawskie góry. Oko jak orzeł mogło bujać w szerokiej przestrzeni nieba. Gospodarze także byli nieźli ludziska, Jędrek mruk wprawdzie, mało gadał i fajka jak kłódka wisiała mu cały dzień w ustach, ale zato wieczorami, leżąc wznak na łóżku, wygrywał mi na skrzypkach różne góralskie i węgierskie melodje, a Tereska znowu tak wdzięcznie szczerzyła do mnie białe ząbki, taka była wesoła, rozmowna, że prawdziwa przyjemność była patrzeć na tę figlarną kobietkę i rozmawiać z nią; dodawało to humoru i apetytu. Dzieci jej także miały swoje zalety, bo były niekrzykliwe i ani ich znać nie było koło domu: starsze najczęściej boso, w zgrzebnych koszulkach brodziły po łąkach za kwiatkami, a najmłodsze wisiało w izbie na żerdzi w płachcie, jak w hamaku zawinięte. Miałem tedy spokój, dobrych gospodarzy i piękne położenie.

Hankę widywałem tylko tyle, gdy mi rano sprzątała izbę, lub przyniosła jakie sprawunki, lub list z miasta. Zresztą cały dzień była we wsi, do późnej nocy. Biegała jak chart za zarobkiem, podejmując się wszystkiego, co tylko zysk przynosiło. Obsługiwała, faktorowała, najmowała się do noszenia rzeczy na wycieczki, żętycy z szałasów, listów na pocztę; a nawet do opowiadania powiastek ludowych i piosenek. Do tej ostatniej posługi wynajmowała ją sobie Gwiazda literacka, chcąc łatwym sposobem przyjść do dokładnej znajomości ludu i miejscowości; wynajmowała sobie latawicę jak malarz modela i kazała jej opisywać sobie ważniejsze miejscowości w górach, których jej się zwiedzić nie chciało, opowiadać podania ludu i pieśni jego nucić – wszystko to rozumie się dlatego, aby mieć materjału jak najwięcej do pisania.

Hanka, z początku, jak mi mówiła, była zakłopotana tem żądaniem i nie wiedziała jak temu podołać, ale w krótkim czasie przyszła do takiej wprawy, że gdy Gwiazda coraz więcej ją naciskała pytaniami, komponowała jej przeróżne powieści, które kiedyś jako skarbnica ludowych podań figurować będą może w jakim zbiorze lub piśmie. Wypadki takie, przytrafiają się dość często owym badaczom ludu, którzy z książeczką i ołówkiem w ręku, przejeżdżają przez wsie i chcą, by lud za kieliszek wódki lub hojny datek pieniężny wyśpiewał im i wygadał napoczekaniu swoje tajemnice, swoją wiarę, bóle, tęsknoty, nie wiedząc snać o tem, że to tylko drukowani poeci skorzy są do takiego natychmiastowego wywnętrzania wszystkich skrytości duszy. Lud chowa takie rzeczy na dnie duszy, i potrzeba długo z nim żyć, wtajemniczyć się w jego życie, by dobyć z jego głębin te twory jego wyobraźni i uczucia. Zagadnięty o to obcesowo, albo milczy, albo kłamie. Hanka robiła to ostatnie; wymyślała niestworzone rzeczy, co jej ślina na język przyniosła, podawała najfałszywsze nazwiska gór, skomponowane naprędce powieści, a Gwiazda spisywała to wszystko w dobrej wierze i z przekonaniem, że studjuje lud. Przyszła nawet na podstawie jednej takiej powieści do odkrycia łączności i podobieństwa między powieściami naszego ludu, a indyjskiemi. Podobieństwo rzeczywiście mogło być bardzo wielkie, gdyż Hanka powiastkę tę słyszała ode mnie, a ja wziąłem ją żywcem z Lalla Rouck. Spekulacja ta literacka bardzo spodobała się górskiej dziewczynie, znajdowała korzystniejszem daleko komponowanie gadek, niż noszenie żętycy, bo Gwiazda płaciła nieźle, i stos notatek etnograficznych, geograficznych, rósł pod rękami Gwiazdy z wielką szybkością. Były tam wprawdzie i rzeczy ciekawe i prawdziwe, bo Hanka tylko w potrzebie uciekała się do kłamstwa, to jest, chciałem powiedzieć, do inwencji poetycznej – i nagadała dużo o Mateju, rozbójniku zakopiańskim, o życiu juhasów w szałasach i na halach, o weselach, jak się odbywają w górach, o skarbach zaklętych lub ukrytych po lasach i mnóstwo innych rzeczy, bardzo zajmujących, o których jednak Goszczyński, Zeiszner i inni, dawno już podali wiadomość. Nasza Gwiazda nie wiedziała o tem, bo zwyczajem wielu literatów współczesnych nic prawie nie czytała, prócz własnych utworów – i była najpewniejszą, że ona pierwsza jak Kolumb drugi, poda światu literackiemu wiadomość o tych nieznanych krainach. Być może, iż chodząc i szperając, możeby znalazła była coś nowego; ale pani Gwiazda nie wychylała się prawie za próg swego mieszkania, oczami tylko odbywała spacery po górach, bo Fredo nie znosił wycieczek górskich. Raz był w Kościeliskach i dostał kataru, a drugi raz psy na Małej Łące tak go poszarpały, że Gwiazda znienawidziła góry, górali, a szczególniej psy liptowskie, nie mające żadnej delikatności, wychowania, ani względów dla takich stworzeń jak Fredo. Zyskała na tem Hanka, bo odtąd jej język stał się jedynem źródłem wszelkich wiadomości uczonej literatki o górach, – a paczka banknotów w skrzynce powiększyła się zapewne o kilka papierków.

Cieszyło mnie to bardzo – rozumie się nie to, że papiery literackie mnożyły się na udręczenie czytającej publiczności – jeno że papiery Hanki przybywały, i zbliżały ją do upragnionego celu, do którego szła z takiem wytrwaniem i energią.

Ta siła charakteru i uczucia budziła we mnie szacunek dla prostej dziewczyny i tak żywo zająłem się jej losem, że prawie z równą jak ona niecierpliwością wyczekiwałem, rychło li stanie u celu pragnień swoich. Brakowało jeszcze czterdziestu papierków. Była to dla niej ogromna suma, na którą trzeba było ciężko pracować kilka miesięcy, a tu już goście, od których jedynie zarobić coś mogła, rozjeżdżali się powoli. Hanka z przestrachem mówiła mi raz o tem, że może przed zimą nie zbierze sobie tych pieniędzy. Chciałem jej dopomóc – rozumie się nie z własnej kieszeni, bo tej ubytek czterdziestu guldenów mocno dałby się uczuć – ale drogą kwesty, praktykowanej przez najbogatsze osoby; dlaczegóźby i mizerny literatek nie mógł zdecydować się na tak łatwy sposób czynienia dobrze. Udałem się tedy do osób majętniejszych mieszkających wówczas w Zakopanem, opowiedziałem im historję góralskiego romansu, bez wymienienia jednak nazwisk głównych bohaterów i poprosiłem o składkę. Wielu znalazłem chętnych, szczególniej między młodymi, którzy jakoś lepiej umieli odczuć i zrozumieć głębokość uczucia mojej protegowanej. Tylko pani Gwiazda znalazła tę cichą miłość zanadto trywjalną i pozbawioną głębszych motywów dramatycznych, i nie dała nic prócz obietnicy dziesiątej części z czystego dochodu z jakiegoś poematu Idealna, który miał wyjść niezadługo.

Mimo że Gwiazda mi nie dopisała, na którą może najwięcej liczyłem – zebrałem w przeciągu tygodnia około trzydzieści dwa guldeny, które niebawem zaniosłem Hance.

15dziopa (gw.) – dziewczyna. [przypis autorski]
16łachy (gw.) – szaty. [przypis autorski]
17patrzy (gw.) – należy. [przypis autorski]

Другие книги автора