Kostenlos

Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoje opisuiący

Text
0
Kritiken
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

Rozdział XVI

We dwie godziny zrobił się dzień iasny. Pogladaiąc na Xiężyc, zdziwiłem się, iż balon móy nie tak był wysoko, iakem się spodziewał. Zniknął mi iednak z oczu kray sielański, bo wiatr wschodowy coraz się bardziey wzmagaiąc, niosł mię z sobą gwałtownie. Przez kilka godzin byłem prawie w iedney wysokości, chociaż często przydawałem gazu. Widząc na koniec, iż ciężar złota nie dopuszczał mi wyżey się podnieść, zacząłem wyrzucać z łodzi cięższe bryły, na kształt kupca wrzucaiącego w morze towary swoie, gdy mu nawałność grozi utratą życia.

Mgły grube, które potym171 okryły Xiężyc nie dały mi widzieć, co się ze mną działo i w iakim mieyscu znaydowałem się od dni czterech. Z tym wszystkim byłem bez naymnieyszey boiaźni, częścią dlatego iż miłość oyczyzny i nadzieia iey oglądania nie wystawiały mi przed oczy niebezpieczeństwa, na które się puszczałem, częścią iż iak ostrzelany żołnierz mniey zważałem na to, co mię pierwszą razą niezwyczaynie czyniło trwożliwym. Spuściwszy się na Opatrzność, czekałem losu, iaki mię spotka, a w tych prawie myślach z wielkim zadziwieniem obaczyłem się na ziemi, a co osobliwsza bez żadnego szwanku. Nayprzód radość nadzwyczayna napełniła mię, widząc się blisko oyczyzny z tak wielkiemi skarbami; ale potym przypatruiąc się niebu, poznałem, iż ta radość była nadaremna, bom został na Xiężycu, kray tylko odmieniwszy, a nie płanetę.

Łatwo się każdy domyśli, iaki mię smutek ogarnął, zastanowiwszy się nad tym, żem utracił Sielanę i został bez nadziei oglądania oyczyzny. Jeżeli pierwey utyskiwałem na kolegę, że mię sprowadził na Xiężyc, nierównie bardziey172 narzekałem na siebie, żem ten kray utracił, w którym mogłem przepędzić resztę dni moich daleki od wszelkich trosków.

Uspokoiwszy nieco żal w sobie, naypierwsza myśl moia była ukryć w ziemi złoto i drogie kamienie, kilka tylko bryłek biorąc do kieszeni. Zachowawszy skarby i balon móy, z żywnością udałem się w tę stronę, gdzie mi się zdawało iakobym słyszał łoskot koni i wozów. W samey rzeczy, wszedłszy na wzgórek, obaczyłem wielki gościniec i pełno wozów tam i nazad idących. Przystępuiąc bliżey, ośmieliłem się spytać, iak się ten kray nazywał? a gdy mię nikt nie zrozumiał173, udałem się daley w tę stronę, gdzie się schodziły drogi, maiąc przez cały czas oczy tam wlepione, gdziem skarby moie zachował.

Mimo roztargnienia, w którym zostawałem, myśląc o moim stanie, dziwiłem się pogladaiąc częścią na pola, które miały urodzaie bardzo mizerne, częścią na lud mieszkaiący w nikczemnych chatach, którego postać wybladła oznaczała nędzę, a powierzchowność sama okazywała niewolą174 i zgłupiały umysł.

Uszedłszy blisko pół mili, postrzegłem miasto, którego okolice i położenie zdawały mi się być podobne do naszey Warszawy. Zdziwiony częścią przeciwieństwem, które widziałem przez pomieszanie nędzy z okazałością w mieszkańcach kraiu tego, częścią wielkim podobieństwem do moiey oyczyzny, udałem się iak nayspieszniey do miasta.

Zgiełk i zamieszanie, które obaczyłem wchodząc, tak mię odurzyły, że długo przyiść do siebie nie mogłem z zadziwienia, patrząc na różne narzędzia, które ludzie i konie ruszały. Jedni na nich siedzieli, drudzy za niemi; ci coś nieśli, tamtych niesiono, ieden ciągnął, drugi pchał, ten bił, tamten krzyczał, ów uciekał, drugi za nim gonił. Szedłem z boiaźnią, aby mię nie roztratowano, oglądaiąc się na wszystkie strony i za każdym prawie krokiem albo szturkniony175 byłem od przechodzących, albo uciekać musiałem przed karetami i końmi w czwał176 idącemi177.

Momenta178, które miałem wolne od boiaźni, aby mię nie roztrącono, obracałem na przypatrywanie się miastu i domom pięknieyszym. Ale mimo okazałości to mię dziwiło, iż rzadko się widzieć dał dom iaki, który by nie był okopcony od dymu, a każdy (iakem się potym179 dowiedział) miał tę niewygodę, która iest prawie powszechną w Warszawie, iż trudno o kominek, aby nie dymił. Mieszkańcy miasta tego, żyiąc inszym sposobem iak obywatele Sielany, przez ciekawość, którą pospolicie miewaią ludzie w próżnowaniu żyiący, zbiegać się zewsząd poczęli i wkoło mię obstępować, dziwuiąc się ubiorowi, który miałem na sobie. To mię przymusiło, abym daley nie szedł i szukał dla siebie domu, w którym bym odpoczął po podróży. Gdym chciał wniyść do iednego domu, usłyszałem głos w polskim ięzyku witaiący mię po jmieniu moim. Obróciłem się w tę stronę i z wielkim podziwieniem obaczyłem mego kolegę. Po uściskaniu wzaiemnym i oświadczeniu wspólney radości, iaka bydź180 mogła w sercu osób zostaiących w podobney przygodzie, spytałem się go, iakim przypadkiem dostał się w te strony i iak się nazywa kray ten i miasto, dokąd nas obydwóch los i osobliwsze zdarzenie sprowadziło. Opowiedział mi w krótkości, iako uleciawszy w balonie z Magaty doznał różnych przypadków, które przyobiecawszy dokładniey mi opowiedzieć powolnego181 czasu, uspokoił po części ciekawość względem wiadomości o kraiu. Dowiedziałem się, iż to państwo nazywa się Wabad, iż miasto, w którym naówczas byliśmy, zowie się Modol i że mieszkańcy kraiu tego tak iak my, Ziemianie, kochaią się w bogactwach, a przenosząc nade wszystko złoto, nie znaią oszczędności, pracy i innych przymiotów, któremi się zaszczycaią Sielanie.

 

Ucieszony, żem się dostał do takiego kraiu, gdzie skarby, które wywiozłem z Sielany, nie były próżnym ciężarem, uczyniłem nadzieię przyszłego szczęścia koledze memu i pokazawszy mu to złoto, które miałem przy sobie, prosiłem go, aby mi opatrzył dom iaki, gdzie bym mógł odpocząć po fatydze z podróży. Kolega, od roku iuż bawiąc się w Modolu, umiał iakokolwiek182 ięzyk i znał zwyczaie kraiowe; opatrzył dla mnie mieysce, zamienił złoto za dwieście sześćdziesiąt gubolow, co uczyni na naszą monetę trzysta dwanaście czerwonych złotych, i był przewodnikiem moim w nieznaiomym kraiu.

Rozdział XVII

Gdyśmy oba byli na osobności, kolega zaczął mi opowiadać przypadki swoie w ten sposób:

„Wysłany do Magaty, dostałem się w służbę iednemu z tamteyszych rolników, który mię naglił bez miłosierdzia do pracy. Kray ten, maiąc ziemię płonną183 i po większey części skalistą, wyżywić nie może tyle wołów i koni, ile potrzeba do uprawy roli, a tak wszystka praca zlewa się na rękę ludzką; z tym wszystkim potrzeba, zaostrzaiąc dowcip184, dokazuie tego, iż skała nawet wydaie z siebie pożytek.

W tym stanie równaiącym się ciężkiey niewoli zostałem przez trzy miesiące; bo chociaż w pierwszych dniach zaraz przemyślać zacząłem o ucieczce moiey, położenie iednak kraiu czyniło wszelkie moie zamysły nadaremne. Nie widząc innego sposobu do ucieczki, zacząłem robić balon, ale z tym większą ostróżnością, im bardziey obawiałem się mieszkańców, aby zamysłu mego nie dociekli. Dopomogło mi niebo, iż przełamawszy tysiączne przeszkody, puściłem się w balonie na los, gdzie mię wiatr poniesie.

W pięć godzin blisko po moiey ucieczce przebywszy morze, na które poglądałem z boiaźnią, postrzegłem kray szeroki, a ucieszony tym widokiem, gdy mi gazu nie wystarczało do dalszey podróży, opuściłem się na dół o półtory185 mili od stołecznego miasta. Nayprzód radość, a potym186, zastanawiaiąc się nad dalszym losem moim, tak ciężki mię żal ogarnął, iż gdyby przeciwności, których doznałem w życiu, mniey czułym mię na wszystko nie uczyniły, umarłbym był naówczas z rozpaczy, widząc się w takich przygodach, a bez sposobu do życia. Uzbroiony na koniec odwagą zwykłą wszystkim awanturnikom, udałem się na los w tę stronę, gdzie mię instynkt prowadził i zaszedłem do miasta.

Furburpal, stolica Kamuty (tak się nazywa kray, w którym zostawałem), ma w sobie mieszkańców, którzy się zdaią tak zawsze być zatrudnieni, iak gdyby świata całego interesa187 mieli na głowie. Wszystkie ulice okryte są bez przestanku karyolkami, wolantami, jedźcami, końmi, a co większa ci nawet, którzy ekwipażow nie maią, nigdy inaczey nie wychodzą z domu, tylko ubrani do podróży, maiąc ostrogi na nogach i pręcik na konia w ręku. Charakter tego narodu iest osobliwszy. Wszyscy prawie obywatele są żywi, prędcy, wiele o sobie rozumieiący188, gardzący zdaniem ludzi podeszłego wieku, niespokoyni, cierpieć niemogący żadney podległości, niestateczni, prowadzący życie bez celu i łatwo puszczaiący się na wszelkie niebezpieczeństwa utraty wstydu, zdrowia i maiątku.

W takim kraiu zostaiąc bez sposobu do życia, czyniłem naypodleysze usługi, abym się wyżywił, wszelkie starania przykładaiąc do tego, ażebym iak nayprędzey mógł zrozumieć ięzyk. Potrzeba, przełamuiąc wszelkie trudności, była i dla mnie nayskutecznieyszym sposobem. W krótkim czasie zrozumiałem mówiących i sam iakokolwiek189 mówić począłem. Język tego kraiu nie iest trudny, bo zamiast słów używaią po części Kamutanie głowy, oczu, rąk, nóg i całego ciała, których różne ruszania tłumaczą myśli pełne taiemnic, tak iż pierwszy raz widząc ich mówiących, rozumiałem, żem się dostał między naszych fircykow, których z francuskiego zowiemy ptymetrami190.

Umieiętność ięzyka posłużyła mi do tego, żem znalazł służbę u iednego pana za lokaia, bo tam lepiey płacą takim, którzy pomagaią do utraty maiątku, niż tym, którzy chodzą około powiększenia intraty191. Płaca moia była znaczna. Prawda, że mię często miiała, ale różne sekretne usługi i facyendy192, które mi pan zlecał, nie były bez korzyści. Nie ma lepszego życia, iak służyć u takiego pana, który się sam rządzić zaczyna. Zegarki, tabakierki, pierścienie przechodziły z rąk kupcow do rąk lichwiarzow, a ia, dogadzaiąc potrzebom pańskim, nie zapominałem także o moich tak dalece, iż obrot móy i przemysł193 wkrotce mię na tych nogach postawił, iż kieszeń moia była dla pana ostatnią ucieczką w iego potrzebach194.

Przez kilka miesięcy służby moiey u pana, rozbiwszy kilka wolantów i karyolek ustawicznym po bruku trzaskiem, zapaliwszy kilkoro koni szalonym na nich dokazywaniem, roztratowawszy kilkoro ludzi, komedye, reduty, karty, słodkie bilety i odpisy, z któremi biegałem, tak nam obom przewiodły głowę, że pan na maiątku, a ia zapadł na zdrowiu. Wzięto mię do szpitala, a pan za długi osiadł spokoynie w areście195.

Gdym odzyskał siły, dostałem inney służby. Pani moia, młoda mężatka, nudząc sobą w domu przy starym mężu, była ustawicznie iak w podróży, kręcąc się po cudzych domach. Byłem pilny w usługach, bo mi się równie dobrze działo iak w pierwszey służbie. Wkrótce przypuszczony do wszystkich sekretów, byłem lokaiem i konfidentem196; ale gdy o powierzonym mi sekrecie całe iuż miasto szemrać poczęło, straciłem łaskę u pani, żem dobrze łgać nie umiał, i wygnany byłem od pana, żem prawdy przed nim nie mówił.

Po różnych innych przypadkach chwyciłem się na koniec handlu, a zasłyszawszy, iż w Modolu zrobić można fortunę z tych wszystkich wymysłów, których do stroiu swego potrzebuią damy, umyśliłem, nabrawszy takich towarów, puścić się w te strony i maiąc sposobność do tego, wykonałem móy zamysł.

Z początku handel szedł mi pomyślnie. Nowość wszędzie popłaca, ale osobliwie w tym kraiu, gdzie stróy tak się odmienia iak pogoda iesienna. Towary sklepu mego dawały ton w naypierwszych domach, a im dziwacznieysze były, tym bardziey się podobały damom. Już przychodziłem do znacznych kapitałów, ale co pospolicie ruynuie kupców, to i mnie zgubiło. Przyszedłem do ubóstwa, daiąc na kredyt takim, którzy wszystko stracili, i w tym stanie zostaiesz mię teraz, kochany przyiacielu”.

Ulitowawszy się nad losem kolegi, ponowiłem mu nadzieię przyszłego naszego szczęścia; a gdym go prosił, aby mi opisał mieszkańców kraiu tego, tak daley mówić zaczął:

„Miasto Modol iest u Wabadanów całym ich kraiem, bo w nim tylko znayduie się obfitość wszystkiego, wyiąwszy pracę, rzetelność i oszczędność, których szukać trzeba na wsi. Wielka część maiętnych Wabadanów dlatego lubi siedzieć w tym mieście, że tu o to się tylko stara, aby mieć różne zabawki. Jedni bawią się tym, co pochlebia ich wyniosłości, drudzy szukaią tego, co się zgadza z ich skłonnościami, inni żenią się i rozwodzą, inni tracą i facyenduią197, a wszyscy prawie mieszkaią, iedzą, mówią, stroią się i ekwipuią iak ten naród, który o kilkaset mil iest od Modolu. Zbytki, które ztamtąd198 wywożą, ruynuią ich dostatki i niszczą kray cały, tak iż praca nędznych wieśniaków nie wystarcza, aby dogodzić wszystkim ich wymysłom.

 

Płeć niewieścia w tym mieście gra naywiększą rolę. Wiele dam tuteyszych mimo wielowładności, którą maią nad płcią naszą, tak iednak są podległe modzie, swey wielowładney pani, iż tak despotycznie rządzi niemi, chociaż rozkazy iey bywaią częstokroć przeciw wygodzie, wdziękom i skromności. Modolanki miałyby sobie za krzywdę, gdyby używały sukien z materyi kraiowey. Wszystko, cokolwiek stróy ich składa, iest zagranicznym towarem. Nowość iest ich panuiącą skłonnością, dlatego wstydziłyby się wdziać na siebie tę suknią199, w którey ie widziano iuż ze dwa razy; a ta odmiana iest przyczyną, iż nie maią dotąd żadnego opisania stroiu, bo naylepsze pismo byłoby niedostatecznym. Jednego dnia noszą trzewiki płaskie, drugiego wysokie na piędź200 od ziemi. Raz głowa większa, drugi raz mnieysza. Boki czasem mniey wypukłe, czasem szerokość ich równa się prawie wysokości całey osoby. Zdaie się iednak, iż naywięcey maią do czynienia z włosami. Raz ie przystrzygaią, drugi raz nadstawiaią cudzemi, podwiiaią do góry, spuszczaią na dół, smaruią, posypuią, czeszą, kędzierawią201, maluią sadzą i wyrywaią.

Mimo tylu odmian na głowie na żadną iednak ieszcze nie natrafiły, aby im przypadła do gustu. Wstydząc się tych włosów, z któremi tyle korowodów robią, zasłaniaią ie chustkami, kapeluszami wielkiemi i małemi, podgiętemi i spuszczonemi na oczy, wstążkami, kwiatkami, kitkami, siatkami, kornetami, kapturami i kapturkami…

Co do kolorów, te koleią iedne po drugich staią się modnemi. Po białym, czarnym, żółtym i zielonym nastaie ciemny, iasny, blady, żywy i nie ma tak brzydkiey rzeczy, którey by kolor nie wszedł kiedyżkolwiek w modę. Przyczyna tego iest ta, iż każda Modolanka ma się za piękną i w samey rzeczy piękność iest u niektórych naypierwszą zaletą. Jak tylko iakiey panience zanosi się na urodę, nayprzód radość rodziców, powinszowania przyiaciół i podchlebstwa domowych dadzą iey do myślenia, że iest piękną i że uroda nie iest pospolitym przymiotem. Potym202 przystąpią zwierciadła, które iey tę prawdę podchlebniey203 ieszcze wytłumaczą. Na koniec chłopcy tak iak i nasi, powtarzaiąc często z wzdychaniem, ale tak głośno, aby ona słyszała: »Jakże ładna! Jakże świeża!«, przewrócą iey głowę. Rozumi204, że uszczęśliwić męża dosyć iest na tym, aby mieć urodę”.

Gdy mi kolega opowiedział przypadki swoie i opisał zwyczaie mieszkańców Modolu, ciekawy był także wiedzieć, co mi się zdarzyło od tego czasu, iak nas rozłączono w Sielanie. Rozmowa nasza trwała długo, zwyczaynie iak takich osob, które doznały rozmaitego losu. Kolega obmyślił dla mnie wieczerzą205. Posileni i ciesząc się wspólnie w naszych przygodach, gdy mię sen coraz bardziey zniewalać zaczął, udaliśmy się na spoczynek i zasnąłem tak twardo, iak na owey Górze Nadmorskiey Snu, gdyśmy przybili do Sielany.

Rozdział XVIII

Przez dwa dni po przybyciu moim do Modolu siedziałem w domu, nigdzie nie wychodząc, częścią dla spoczynku, częścią zaprzątniony różnemi sprawunkami, aby się oporządzić w iak naygustownieysze suknie, które nosić zwyczay był naówczas w Modolu. Zleciłem po większey części to staranie koledze memu, któremu daiąc pieniądze, zdziwiłem się, gdy mi powiedział, iż tam nie było zwyczaiu płacić kupcom za towar, dlatego aby biorąc od nich na regestr206, drożey przychodziło panom, albo też aby im przepadło u panów.

Niż207 mi przyniesiono, co potrzeba było do przyzwoitego ubioru, prosiłem mego kolegi, aby mię wprowadził do iakiego ogrodu, gdzie bym się przypatrzył z daleka mieszkańcom. Wchodząc postrzegłem (iak mi się zdawało) kilka stad ptaków z wielkiemi czubami i długiemi ogonami. „Coż to za ptastwo208?” – spytałem się. „Są to ptaszki – odpowiedział mi – zabawne i miłe, które zrzucaią z siebie piórka kilka razy na dzień. Niektóre z tych ptaszków wtenczas się ze snu budzą, kiedy słońce skłania się ku zachodowi. Dzielą się na różne stada. W iednym są same roztropne, w drugim płoche i lekkomyślne, w trzecim świergocące, w czwartym skubiące piórka swoie od rana do nocy…”. Domyśliłem się i z mowy, i bliżey przystępuiąc, że to były damy tego kraiu, których czuby i ogony czyniły podobne do ptaków. „Jak widzę – rzekłem do kolegi – nie iesteś przyiacielem płci, którą tak opisuiesz”. „To osobliwsza – odpowiedział – iż nigdy z umiarkowaniem mówić o niey nie można. Nikt nadto nie mówi, chwaląc cnotliwe kobiety, i nikt mało, ganiąc te, które nie są takiemi, iak być powinny. Co do ogonów, które noszą u sukień209 – rzekł daley – iest to znak, którym damy dobrego urodzenia różnią się od innych. Moda każe im nosić ogony, a ucinać koniom. Przyprawia, gdzie nie ma ogonów, a ucina potrzebne”.

Przyszedłszy do domu, wysłałem kolegę, aby się starał dla mnie o iak naypięknieyszy ekwipaż, sam zaś udałem się spieszno na owo mieysce, gdziem zostawił zagrzebane skarby. Znalazłszy ie nietknięte, wziąłem tyle złota i drogich kamieni, ilem mogł unieść, resztę zaś zakopawszy iak pierwey, powróciłem do miasta.

Zdziwił się kolega, widząc część tylko tych skarbow, które z sobą przyniosłem. kupcy, krawcy, szewcy, stelmachy, siedlarze210, złotnicy, jubilerowie, kamerdynerowie, laufry, lokaie, hayducy, huzary, masztalerze… cisnąć się poczęli do mnie, iedni prosząc o robotę, drudzy szukaiąc służby. Żaden z nich próżno nie odchodził, a dwór moy coraz się bardziey powiększać począł.

Wkrótce wieść się rozeszła po całym mieście, iż znaczny iakiś pan przybył do Modolu. Kolega móy, widząc, iż Modolanie łatwo przyznaią tytuł, który awanturnicy daią sobie przyieżdżaiąc do nich, radził, mi, abym się przezwał kontemkimem, bo w tym kraiu wiele iest takich, którzy by radzi, aby im ten tytuł dawano. Pod tym imieniem gdy mię ogłoszono w gazetach, po całym Modolu o niczym nie gadano, tylko iż kontemkim Zdarzyński iest kawaler bogaty, grzeczny i rozumny, bo kto ma pierwszy przymiot, wszystkie inne przyznaią mu w Modolu.

Tego mi tylko nie dostawało211, abym się mógł rozmówić; ale iak tylko wieść się rozeszła, iż kontemkim Zdarzyński chce się uczyć wabadskiego języka, zewsząd metrowie212 zbiegać się poczęli. Jeden z nich ośmiu ludzi maiący za sobą, z których każdy nosił na ramieniu tak wielką xięgę, iż stękał pod ciężarem, wszedł do mnie z tą całą biblioteką. Spytałem się, co by to było?213 Powiedziano mi, iż metr ięzyka wabadskiego, maiący łatwe sposoby uczenia, przychodzi dawać mi lekcyą214. Otworzyłem iedną xięgę, którey, iak mi przeczytał i tłumaczył kolega, taki był tytuł: Krótki i łatwy sposob nauczenia się języka wabadskiego. Tom VII części pierwszey. O jmieniu215. Inne xięgi były o innych siedmiu częściach mowy, podzielone na kilkanaście tomów.

Przez trzy niedziele, łożąc co dzień cztery godziny na naukę języka, ieszczem był nie skończył Wstępu do pierwszey części O dobrym wymawianiu. Litery: t, r, x dwoiako się wymawiaią u Wabadonów, czego ia nie mogłem dokazać, nie maiąc ucha do rozeznania tey odmiany. Sprzykrzywszy sobie na koniec tę nudną naukę, odesłałem nauczyciela i za nim pełną brykę Krótkiego i łatwego sposobu nauczenia się ięzyka wabadskiego.

Naypierwszą wizytę oddałem iednemu młodemu kawalerowi, który się nazywał Molkarim. Ten, w młodym wieku odbywszy wiele podróży do różnych kraiów, szczycił się wielką wiadomością i miał u siebie wiele osobliwości zagranicznych. Ostrzeżony od kolegi mego, iż Wabadanie nie maią zwyczaiu zwać się po imieniu własnym, dlatego iż cierpieć nie mogą równości, którą im przepisało dawne prawodawstwo, dowiedziałem się, iż Molkarim ma sobie za honor, gdy mu kto mówi: kontemkim ax Melas Kakiry ax Garo Bago. Co znaczy urząd bez powinności i bez intraty216.

Wszedłszy do pokoiu, zostałem go siedzącego u stolika. Dwóch ludzi krzątało się około iego włosów, trzeci mu twarz malował różnemi kolorami, czwarty, trzymaiąc w flaszeczkach zapachy na kształt wonnych wódek, których fircykowie nasi używać zwykli, skrapiał to wszystko, co on brał na siebie, piąty wyściełał mu poduszkami łydki217, szosty trzymał zwierciadło przed nim i podawał mu muszki218, które on kładł na twarz, chociaż krost w tym mieyscu nie było. Obaczywszy mię wchodzącego, wyciągnął rękę i przywitał się grzecznie. Po rozmowie o elementach219 przez kolegę, którego używałem za tłómacza220, prosiłem go, aby mi pozwolił oglądać dom i wszystkie, które miał w nim, osobliwości. Kakiry ax Garo Bago, kazawszy zawołać frotera, dał mu rozkaz, aby mię wszędzie prowadził. Zdziwiłem się nayprzód, słysząc, iż froter mniey ieszcze ode mnie umiał po wabadsku, ale mi tłómacz powiedział, iż był sprowadzony z innego kraiu, aby mu drożey płacono za to, że mówi innym ięzykiem.

Pierwszy pokóy był obity materyą drogą, ale tak cienką, iż trwać dłużey nie mogła iak rok ieden. Ciekawość mię wzięła, abym się spytał, dlaczego by tak słabe obicia dawano w tym kraiu?221 Dowiedziałem się, iż zwyczay był taki w Modolu, aby co rok, a czasem i częściey, odmieniać meble, a ztąd222 wniosłem sobie, iż sprawiedliwie czynią, gdy używaią tak słabych obicia223. Drugi pokóy był ieszcze nieskończony. Stolarze usadzaiący posadzkę woskowaną, póty każdą taflę tarli, póki twarzy swey iak w zwierciedle nie obaczyli. Chciałem przez tłómacza224 pomowić z niemi o sposobie dawania posadzki w naszym kraiu, alem się dowiedział, iż nie rozumieią ięzyka, bo ich sprowadzono o kilkaset mil od Modolu, aby usadzili posadzkę. Trzeci pokóy był cały w boazeryach, które robiono w Angili, o siedmset mil blisko od Modolu. Te boazerye kosztowały 7000 gubolow; i chociaż nie przypadaią do miary i są nadpsute w drodze, mocno iednak podobaią się panu, dlatego że ie w Angili robiono. Czwarty pokóy był gabinetem kąpieli, którego model przysłano z Pazary o pięćset mil blisko od Modolu, kosztował piętnaście tysiecy gubolów. Piąty miał w sobie grotę sadzoną kamykami i skorupami z różnych kraiów sprowadzonemi. Daley szły pokoie równie kosztowne i tyleż osobliwości w sobie maiące. Ostatnim był gabinet ciekawości z galeryą do ogrodu.

Wszedłszy do tego gabinetu, znalazłem w nim różne kollekcye tym droższe, im ie z odlegleyszych kraiów sprowadzał Kakiry ax Garo Bago. Kraiowe produkta będące pospolite nie miały tam mieysca, oprócz pchły okowaney w łańcuch, którą naturalista żywił, sadzaiąc na rękę, aby się pasła. Powiadano mi, co każda osobliwość kosztować mogła, i iak miarkowałem, gabinet ten z skorup, kamykow, embryonow i trawek kosztował 59201 gubolow, a roczne utrzymywanie iego 2600 czerwonych złotych naszych, rachuiąc pensyą dla naturalisty i trzech pisarzów historyi naturalney.

Ciekawość mię wzięła, abym się dowiedział, o czym piszą ci historycy utopieni tak w swoiey professyi. Pierwszy z nich kończył wielką xięgę in folio o anatomii gąsienicy, iey chorobach i pożywieniu. Drugi, przez pięć lat zastanawiaiąc się nad paiąkami, dociekł, iż to stworzenie nauczyło ludzi kunsztu tkackiego i myśliwców, iak stawiać sieci na zwierza, o czym napisał dyssertacyą 5684 kart in quarto maiori. Trzeci na koniec, przez mikroskop uważaiąc móla, dociekł, iak można rozmnożyć to stworzenie i napisał xiążkę bardzo ciekawą in octavo maiori.

Chciałem był wyiść iak nayprędzey z gabinetu, gdzie zarażone powietrze embryonami i spirytusami oddech we mnie tamowało, ale naturalista, o każdym kamyku długo rozprawiaiąc, póty mię męczył, pókim mu nie przyznał, iż głęboko docieka natury.

Wyszedłszy z gabinetu, poszedłem oglądać ogród, w którym znalazłem wszystko, czegokolwiek wymysł ludzki i zbytek dokazać może. Natura, którą tam naybardziey chciano naśladować, zamieniła się w sztukę. Dwóch architektów pracowało około dziwnych rzeczy, których iednak dokazać nie mogli. Pierwszy chciał, aby kaskadę obrócić do góry, ale mimo różnych machin hidraulicznych225 woda płynęła zawsze na dół. Drugi ustawicznie muruiąc i ustawicznie waląc, zostawiał domy rozrzucone, które, dlatego że były niedokończone, weszły w modę i wszędzie takie rozwaliny stawiano. Co do drzew i ziół, które w tym ogrodzie były, ponieważ Modolanie kochaią się w dziczyźnie, te były bez żadnego owocu. Dlatego wety226 są drogie w Modolu, bo ie sprowadzać muszą z zagranicznych kraiów.

Powróciwszy do pałacu, zastałem liczną kompanią227. Kakiry ax Garo Bago prezentował mię wszystkim pod imieniem kontemkima zwiedzaiącego cudze kraie. Wszystkie prawie damy obróciły na mnie oczy, ale nie umieiąc ięzyka i nie wiedząc zwyczaiu, iakim sposobem okazuie się grzeczność w Modolu, byłem z daleka, wszystkiemu się przypatruiąc.

Nayprzód cała kompania siedziała posępno228 i czasem tylko dało się słyszeć iakie słowo; a ztąd229 wnosiłem, iż tak sobą nudzi, iak czasem u nas w Warszawie. Gdy dano karty, podzieliła się cała kompania na kilka mnieyszych. Zdziwiony, iż ten wynalazek był także znany w tym kraiu, przypatrywałem się, iaki będzie koniec tey zabawki. Zdawało mi się, żem był wpośrzód230 Ziemian, patrząc na to, co robiono z kartami. Tam, gdzie była gra w wielkie pieniądze, nie widać było ani podległości, ani uszanowania, ani względów, ani żadney litości; owszem wszystkich serca tak się stały okrutne, iż to, co czyniło przykrość iednemu, było dla drugiego radością. Młodzi kawalerowie tak się zgrywali do ostatniego iak u nas, a damy tak traciły czas, zdrowie i honor i tak za nich mężowie płacić musieli iak i nasi niektórzy. Druga kompania złożona z dam i kawalerów dobranych była wzdychaiąca. Cztery damy i tyleż mężczyzn231, siedząc w osobnych kanapach i mdleiącym okiem poglądaiąc na siebie, zachowały głębokie milczenie. Czasem tylko słyszałem słowa, które, iak mi kolega tłómaczył232, znaczyły utyskiwanie na los i że iedno drugie nazywało okrutnym. Trzecią kompanią233 składały damy i ieden kawaler, który iak tylko wszedł do pokoiu, wszystkie go obskoczyły, aby oglądać suknią234, którą miał bardzo pięknie wyszytą. Kawaler nic nie mówił, ale każda dama o coś go pytała; on na to czasem „tak iest”, czasem „nie”, do iedney przemówił oczami, do drugiey głową, do inney uśmiechem pełnym taiemnicy. Wszystkie podawać sobie z ust do ust poczęły, iż iest rozumny i grzeczny. W samey rzeczy iego twarz i figura były wymową; jak tylko się pokazał, wszystko iuż powiedział. W czwartey kompanii siedziały trzy damy, które gadaiąc o modach, iedna drugiey chwaliła suknią, a wszystkie trzy bawiły się pieskiem235. Piąta na koniec, złożona z kilku mężczyn głęboko uczonych i dwóch dam dobrze znaiących interesa dworow cudzoziemskich, bawiła się około poprawy rządu, wypowiadania woyny i stanowienia pokoiu. Gdy do tey kompanii przyniesiono gazetę, przystąpiłem także i ia z tłómaczem, chcąc wiedzieć, iakie były nowiny w tym kraiu, i iak mi powiadał, to w sobie zawierały.

„Z Montgotu dnia trzeciego czerwca. Flotta nasza napowietrzna krążąca między 42. i 43. gradusem236, złożona z dwudziestu pięciu balonów, z których siedm było o piętnastu, sześć o dziesięciu, a dwanaście o pięciu harmatach, doszła nieprzyiacielskiey flotty. Po czterominutney utarczce balony: Orzeł, Gryf i Wspaniały wpadły nam w ręce. Wiatr i Ocean spalone; a Panna, wytrzymawszy naywiększy attak, przebita utraciła gaz i spadła na dół. Rachuią z obu stron zabitych 112, rannych 321, z których 164 felczerowie w lazaretach dorznęli, a 159 na całe życie zostało inwalidami”. „Otoż – pomyśliłem237 sobie – równe głupstwo trzyma się Xiężycanów iak i nas Ziemian, że się zabiiaią za cudzy interes”. Nowy iednak sposób woiowania, którego wynalazek iest u nas dopiero w pierwszych początach, wzbudził we mnie nadzieię, iż mogę ieszcze kiedyżkolwiek oglądać oyczyznę. Bo mimo wielkiego podobieństwa od Kraiu naszego, które znaydowałem w Modolu, zawsze iednak iako cudzoziemiec wzdychałem do mey oyczyzny. Reszta gazet zawierała w sobie wiele dat, a mało rzeczy… Około dwunastey przed północą usiedliśmy do stołu, bo zwyczay iest w Modolu, iż w ten czas dopiero maiętni spać idą, kiedy pospólstwo budzi się do pracy. Wieczerza była na kształt wieczerzy naszych. Nayprzód cicho, potym238 szmyr239, daley słowa, których trudno było rozeznać, żarty po większey części bez dowcipu, fałszywe nowiny, złe sądzenie o rzeczach, trochę politykowania, a wiele obmowy240, przy końcu wieczerzy gadano o nowych słowach, które tak były dziwaczne, iak gdyby u nas zamiast Ziemi mówił kto: podsłoneczna kraina, zamiast strachu: popłoch, zamiast pięknie: kraśnie, zamiast organizacyi: uczłonkowacenie, zamiast kości odartych z skóry i ciała: kościotrup, zamiast dzidki do zębów: zębodłub… Ganiono wszystkie xiążki, które wychodzą w kraiowym ięzyku, dlatego iż Modolanie te tylko czytać lubią, które im przywożą z stroiami i meblami, aby za nie wychodziły z kraiu pieniądze.

Nie znaiąc dzieł, o których była mowa, bawiłem się tymczasem wypytywaniem nazwisk tych potraw i likworow, które były na stole. Supa241 miała smak podobny do naszych sup z ryżu albo migdałow, ale mi powiedziano, iż o kilkaset mil od Modolu rodzą się te ziarna, z których ią robią, i dlatego że nie są produktem kraiowym, czynią potrawę tak pospolitą, iż ią w uboższych nawet domach widzieć często można. Inne półmiski zastawione mięsiwem były częścią z bydląt domowych, częścią z dzikich, które aby więcey kosztowały, trzymano ie w zwierzyńcach, a znaczną część z dalekich stron zwożono do Modolu. Przyprawę tych wszystkich potraw o tysiąc mil sprowadzono do kraiu i aby wolno było iey używać, płacą za to Wabadanie obcym państwom, aby te więcey miały intraty na woysko i gnębiły nim słabych sobie sąsiadow. Śrzodek242 stołu był zastawiony piramidami, których nie robiono w kraiu, ale że były kruche i że ie gdzie indziey robią, dlatego zwyczay iest stawiać te ozdoby po wszystkich stołach. Między likworami nie było, iak mi powiadano, likworów produktu kraiowego. Doktorowie, którzy wolą pić zagraniczne, decydowali, iż kraiowe są szkodliwe zdrowia i krew zapalaią. Dano na koniec wety, podczas których naszym sposobem z różnych butelek zaczęło się zdrowie. Rozumiałem, żem czytał słownik geograficzny, gdy mi powiadano imiona tych narodów, które się składały na te wszystkie zbytki i gdyby mię był pierwszego dnia zaraz nie ostrzegł kolega, iż ten kray iest nayuboższy we wszystko, rozumiałbym był, że ma kilka portow napełnionych okrętami, które mu zewsząd dowożą produktow zagranicznych.

171potym – dziś popr.: potem. [przypis edytorski]
172nierównie bardziey (daw.) – o wiele bardziej. [przypis edytorski]
173ośmieliłem się spytać, iak się ten kray nazywał? a gdy mię nikt nie zrozumiał – dziś popr. pytajnik rozdzielający zdania składowe tego wypowiedzenia powinien zostać zastąpiony przecinkiem; tu: zachowano przykład daw. interpunkcji. [przypis edytorski]
174niewolą (daw.) – dziś popr. forma B.lp r.ż,: niewolę. [przypis edytorski]
175szturkniony – dziś popr.: szturchnięty. [przypis edytorski]
176czwał – dziś popr.: cwał; najszybszy chód konia. [przypis edytorski]
177albo szturkniony byłem od przechodzących, albo uciekać musiałem przed karetami i końmi w czwał idącemi – rzecz okropna patrzyć na tyle koni i karet w ręku szalonych stangretów, którzy się wyścigaią wpośrzód ludzi obciążonych wiekiem, niewiast ciężarnych, dzieci i kalek. Człowiek piechotą przepychaiący się przez tłum ludzi i roztrącaiący ich byłby osądzony za waryata; ten sam, wsiadłszy do karety, ma prawo, aby się przed nim wszyscy umykali. W mieście takim, gdzie policya chodzi piechotą, wszystkie ustawy ściągaią się ku dobru piechotnych. Powozy i ludzie tam idący, trzymaią się prawey strony, powracaiący lewey. Ten sam porządek mogłby być po wszystkich wielkich miastach, nie czekaiąc Roku dwóchtysiącznego czterechsetnego czterdziestego; [Rok dwóchtysiączny czterechsetny czterdziesty: aluzja do noweli fantastycznej Ludwika Sebastiana Merciera z 1771 roku L'An 2440, rêve s'il en fut jamais; red. WL]. [przypis autorski]
178momenta – dziś D.lm: momenty. [przypis edytorski]
179potym – dziś popr.: potem. [przypis edytorski]
180bydź – dziś popr.: być; autor stosuje obie formy zamiennie. [przypis edytorski]
181powolny (daw.) – kształtowany według (własnej) woli; wolny. [przypis edytorski]
182iakokolwiek – dziś popr.: jakkolwiek. [przypis edytorski]
183płonny – jałowy, nieurodzajny. [przypis edytorski]
184dowcip (daw.) – inteligencja, rozum. [przypis edytorski]
185półtory – dziś popr.: półtorej. [przypis edytorski]
186potym – dziś popr.: potem. [przypis edytorski]
187interesa – dziś popr. forma M.lm: interesy. [przypis edytorski]
188wiele o sobie rozumiejący (daw.) – zarozumiały. [przypis edytorski]
189iakokolwiek – dziś popr.: jakkolwiek. [przypis edytorski]
190ptymetr (z fr. petit maître) – zdrobnienie od: mistrz, nauczyciel; tu: sztukmistrz. [przypis edytorski]
191intrata – dochód. [przypis edytorski]
192facjenda (daw.) – spekulacja, interes. [przypis edytorski]
193przemysł (daw.) – tu: przemyślność, pomysłowość. [przypis edytorski]
194kieszeń moia była dla pana ostatnią ucieczką w iego potrzebach – nie iest to rzadkim przykładem (mówi ieden autor) widzieć maiętnego, któremu sto tysięcy nie wystarcza do życia i że pożycza u tego, który żyie z tysiąca. Staraiący się o summy na kontraktach lwowskich upatruią pospolicie czterokonnych skarbników, bo sześciokonny ekwipaż częstokroć nie miewa więcey iak pozłacane szory. [przypis autorski]
195w areście – dziś popr.: w areszcie. [przypis edytorski]
196konfident (daw., z łac.) – tu: osoba zaufana, której powierza się sekrety; powiernik. [przypis edytorski]
197facyendować – robić interesy; spekulować. [przypis edytorski]
198ztamtąd – dziś ubezdźwięcznione: stamtąd. [przypis edytorski]
199tę suknią – dziś popr. B.lp r.ż.: tę suknię. [przypis edytorski]
200piędź – daw. jednostka miary długości, równa szerokości dłoni (pięciu palców, stąd nazwa) i wynosząca ok. 20 cm. [przypis edytorski]
201kędzierawić – dziś: kędzierzawić; por. kędzior: lok. [przypis edytorski]
202potym – dziś popr.: potem. [przypis edytorski]
203podchlebnie – dziś popr.: pochlebnie. [przypis edytorski]
204rozumi – dziś popr. forma 3.os.lp: rozumie. [przypis edytorski]
205obmyślił (…) wieczerzą – dziś B.lp r.ż.: wieczerzę. [przypis edytorski]
206na regestr – na kredyt. [przypis edytorski]
207niż (daw.) – tu: zanim. [przypis edytorski]
208ptastwo – dziś popr.: ptactwo. [przypis edytorski]
209sukień – dziś popr.: sukien. [przypis edytorski]
210siedlarz – dziś: siodlarz. [przypis edytorski]
211nie dostawać (daw.) – nie starczać; brakować. [przypis edytorski]
212metr (z fr. maître) – nauczyciel. [przypis edytorski]
213Spytałem się, co by to było? – dziś popr. zdanie to powinno kończyć się kropką jako twierdzące; tu: zostawiono dla przykładu daw. interpunkcję. [przypis edytorski]
214lekcyą – dziś popr. B.lp r.ż.: lekcję. [przypis edytorski]
215O jmieniu – o imieniu, tj. o rzeczowniku. [przypis edytorski]
216intrata – dochód. [przypis edytorski]
217wyściełał mu poduszkami łydki – ta moda iest także u nas. Mała noga, a grube łydki maią być pięknością. [przypis autorski]
218muszka – sztuczny pieprzyk; malutki, zwykle okrągły plasterek z czarnego materiału (jedwabiu, tafty, aksamitu lub skóry), który wedle mody rokokowej w XVIII w. przyklejano na twarzy, szyi lub dekolcie dla ozdoby i kontrastu z jasną cerą, jak również dla maskowania niedoskonałości. [przypis edytorski]
219Po rozmowie o elementach – osoby, które muszą z sobą gadać, a nie maią o czym, zaczynaią pospolicie rozmowę o deszczu albo o pogodzie. Taki dyskurs pewna osoba nazwała rozmową o elementach. [przypis autorski]
220tłómacz a. tłomacz – dziś popr.: tłumacz. [przypis edytorski]
221abym się spytał, dlaczego by tak słabe obicia dawano w tym kraiu? – dziś popr. zdanie to, jako twierdzące, powinno kończyć się kropką, a nie pytajnikiem; tu: zachowano przykład daw. interpunkcji. [przypis edytorski]
222ztąd – dziś popr. ubezdźwięcznione: stąd. [przypis edytorski]
223tak słabych obicia – dziś popr. B.lm: (…) obić. [przypis edytorski]
224tłómacz a. tłomacz – dziś popr.: tłumacz. [przypis edytorski]
225hidrauliczny – dziś popr.: hydrauliczny. [przypis edytorski]
226wety – deser. [przypis edytorski]
227kompanią – dziś popr. B.lp r.ż.: kompanię. [przypis edytorski]
228posępno – dziś: posępnie. [przypis edytorski]
229ztąd – dziś popr. ubezdźwięcznione: stąd. [przypis edytorski]
230wpośrzód (daw.) – dziś: wpośród a. pośród. [przypis edytorski]
231tyleż mężczyzn – dziś popr.: tyluż mężczyzn. [przypis edytorski]
232tłómaczyć a. tłomaczyć – dziś popr.: tłumaczyć. [przypis edytorski]
233kompanią – dziś popr. B.lp r.ż.: kompanię. [przypis edytorski]
234suknią – dziś popr. B.lp r.ż.: suknię. [przypis edytorski]
235wszystkie trzy bawiły się pieskiem – damy, które mężow swoich nie nazywaią kotkami, iak był zwyczay w Paryżu 1760, sprawiedliwie robią, że kochaią pieski. Te stworzenia (mówi ieden) są osobliwsze. Panowie uskarżaią się na służących, ci na panów, bogaci na rzemieślników, ci na bogatych, mężowie na żony, te na mężów, rodzice na dzieci, te na rodziców, kochanek na kochankę, ta przez dziwactwo na kochanka; a każdy swego psa chwali i daleko prędzey znaleźć można dobrego psa niż dobrego człowieka. W całey Warszawie ledwie iest kilka złych psów; pytam się poczciwych ludzi, ieżeli liczba filutów nie iest daleko większa. [przypis autorski]
236gradus – stopień. [przypis edytorski]
237pomyśliłem – dziś popr. pomyślałem. [przypis edytorski]
238potym – dziś popr.: potem. [przypis edytorski]
239szmyr – dziś popr.: szmer. [przypis edytorski]
240żarty po większey części bez dowcipu, fałszywe nowiny, złe sądzenie o rzeczach, trochę politykowania, a wiele obmowy – Candide [Voltaire'a]. [przypis autorski]
241supa (fr. soupe, ang. soup) – dziś: zupa. [przypis edytorski]
242śrzodek (daw.) – dziś: środek. [przypis edytorski]