Kostenlos

Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoje opisuiący

Text
0
Kritiken
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

Rozdział VII

Chociaż zamiast filozofii Arystotelesa, historyi o Helenie, Parysie i Kassandrze zacząłem się ćwiczyć w pożytecznieyszych naukach, że iednak na te czasy trafiłem, kiedy każdy prawie chciał, aby go zwano poetą, zarażony chorobą pisania wierszów, wszedłem także w poczet rymopisów, same tylko powitania i powinszowania piszących, którzy nie mogąc wyrównać dobrym poetom, znaleźli sposób psuć podłym wierszem prozę i nudzić nią czytaiących.

Naymizernieyszy wierszopis, byleby podchlebiał (co damy zowią słodyczą), podoba się płci, która nie lubi, aby ią ganiono. Nazywano mię poetą, tak iak wielu innych, którzy nie lepiey pisali ode mnie. W samey rzeczy z kilkuset w spółkolegów nie więcey iak sześciu wyiąwszy, mogłem iść w porównanie z innemi, ponieważ równie iak oni blisko przystępowałem do piękności wierszow Pluchowskiego73, a czasem nawet w osobliwości słów nowych i poetycznych ozdobach przechodziłem innych, przyrównywaiąc moią Kloę do świeżości poranku74, świetności jutrzenki, białości alabastru, rumianości róży, wzywaiąc bogów i bogiń, aby ią zachowały w tey cudotworney piękności.

Z tym wszystkim ta, ktorey pochwały śpiewałem pod jmieniem Kloe, odzyskawszy wolność przez śmierć niespodzianą matki, innemu serce swoie oddała. Tknięty do żywego tą niestatecznością, zacząłem pisać satyry, koiąc żal, który nosiłem w sercu, zemstą literacką.

Wpośrzód pochwał i laurów, które sam sobie dawałem, wuy móy, wpadłszy w chorobę, mimo zapewnienia doktorów, iż przyidzie do zdrowia, z tym się światłem pożegnał. Nim wieść ta doszła do matki, która iako nayblizsza sukcessorka dziedziczyć miała cały maiątek po bracie, uwinąłem się iak nayprędzey, sprzedaiąc pozostałe sprzęty. Ta sprzedaż i gotowizna w dniu iednym los móy odmieniła. Wziąłem żałobę po tak dobrym wuiu, aby pokryć radość pochodzącą z sukcessyi. A że z odmianą losu odmienia się oraz75 i sposób myślenia, zacząłem się podnosić na dwa palce od ziemi, zadzierać głowę do góry i protekcyonalnym tonem okazywać względy moie tym, którzy mi się kłaniali. Przyuczony wkrótce do odbierania głębokich ukłonów ludzi szukaiących w tym własnego zysku, odsuwałem się, gdy kto z niższych ode mnie śmiał bliżey przystąpić i tknąć się atmosfery, która mię na dwa kroki wkoło otaczała76.

Matka moia, dowiedziawszy się o śmierci brata, a wuia mego, obięła po nim dwie wsie, które były w Podgórzu, wypuszczaiąc mi Stratyń z gotowizną i meblami, które zarwałem po śmierci iego. Nowo nabyte dziedzictwo przewróciło mi głowę. Rozumiałem, że kto ma wieś, ma szyby złote, które wystarczać będą na wszystkie potrzeby: zacząłem więc nayprzód myślić o ekwipażu, bo zostały po wuiu był iuż staroświecki. Kareta robiona u Dangla w Warszawie, nie w Londynie, wychodziła z mody. Konie rosłe, prawda, ale, iak zwyczaynie mechlemburskie bywaią, powolne, niezdatne były do karyolki. Maciey, stangret poddany z Stratynia zwany zawsze Macieiem, nie mógł się przyuczyć, aby go zwano kutszerem. Zamieniłem nayprzód karetę z końmi za prawdziwą angielską; sprzągłem cug i furmankę, a cały dwór odprawiwszy, przyiąłem ludzi młodych, dobrego wzrostu i przystoynych na twarzy. Liberya, chociaż bez galonów, tak iednak była kosztowna, żem oszukał dowcipnie77 prawo oszczędności. Garderoba moia ponieważ dla prawa oszczędności nie mogła być tak kosztowna, iak bym był sobie życzył, przechodziłem co dzień z iednego woiewództwa do drugiego, a czasem w dniu iednym byłem Lublaninem, Sendomirzaninem, Wołynianinem, Kijowianinem, Litwinem i Wielkopolaninem.

Jak tylko się rozświeciło szczęście, porzuciłem nauki, zostawuiąc ie tym, którzy nie maią psów, koni, wolantów, i karyolek; a iako kawaler dystynguiący się78 dobrym ekwipażem, zacząłem figurować na wielkim świecie. Ale w krótkim czasie gotowizna po wuiu i pożyczone dwa tysiące czerwonych złotych nie wystarczały na potrzeby, których co dzień więcey przybywało.

Oczekuiąc intraty z Stratynia, ułożyłem iuż był w głowie, na co ią obrócić. Strzelec, ile79 w Warszawie był mi bardzo potrzebny. Garderoba, chociaż niedawno sprawiona, ale, iak zwyczaynie na wielkim świecie, z mody iuż wychodziła. Koni wierzchowych para iak dla kawalera nie były zbytkiem. Resztę wydatku składały drobne bogatele: sprzączki nowego fasonu, zegarek kameryzowany, pierścień, tabakiera złota z emalią (chociaż tabaki nie zażywałem), rękawek d'Angola, kapelusze, laski, bagietki, ostrogi, kopersztychy, miniatury i wódek pachnących wszelkiego rodzaiu.

Przyszedł pożądany dzień św. Jana; ale zamiast intraty odebrałem wiadomość, iż kredytór móy wszedł przez tradycyą80 do Stratynia. Nie naymilsza to była nowina, zwłaszcza gdym się zastanowił nad tym, że w iednym pół roku przeiadłem prawie czteroletnią intratę. W nadzieię iednak dalszych perspektyw i łask, które mi obiecywano z krescytywy81, przypożyczyłem ieszcze dziesięciu tysięcy złotych do dalszego porachunku z kredytorem moim.

W krótkim czasie przeszedłszy przez to wszystko, za czym się ubiega młodzież, niszcząc maiątek i zdrowie, naroztrącawszy ludzi konnym ieżdżeniem po ulicach, nagłuszywszy trzaskiem karet i karyolek, zacząłem chodzić piechotą, rozważaiąc sobie, iż stan bankrutów ma także swoie słodyczy.

Rozdział VIII

Będąc raz na teatrze, przystąpił do mnie ieden (iak się oświadczał) przyiaciel niegdyś wuia mego, ale iakem się potym82 dowiedział, wielki oszust i bankrut, który nagle przyszedłszy do milionów i nagle ie utraciwszy, miał ieszcze iakiś sposób utrzymywania się mimo wrzasku i nalegania natrętnych kredytorów. Powierzchowność iego błyszcząca uderzyła mię w oczy. Miałem się za szczęśliwego, żem wszedł z nim w poufałą rozmowę, a bardziey ieszcze, gdy przypuszczony byłem (iak mi powiadał) do związku krwie z zacnym iego imieniem.

Zdziwiony ludzkością tak godnego kuzyna, ofiaruiącego mi dom i wszelkie wygody, usiadłem z nim do karety; a pocieszony nadzieią, iż kredytem iego, który miał u wszystkich, wsparty będę w żądaniach moich i otrzymam od matki cząstkę iaką fortuny pozostałey po oycu, rozumiałem, iż moment poznania iego był epoką dalszego dla mnie uszczęśliwienia.

 

W kilka dni spytany, gdym mu opowiedział, w iakim stanie są interesa moie, podał mi proiekt, ale z wielką oboiętnością, abym mu uczynił donacyą Stratynia w zamian dobr, które miał na pograniczu. Kondycye83 iego zdawały mi się na ten czas wielkim dobrodzieystwem, bo za czternaście tysięcy intraty zyskiwałem dwadzieścia w dobrach, które mi dawał. Oprócz tego przyimuiąc na siebie długi, obiecywał mi płacić co miesiąc czerwonych złotych pięćdziesiąt, poki dobra nowo nabyte ode mnie nie oswobodzi z zastawu.

Im z większą oboiętnością proiekt ten był mi podany, tym niecierpliwiey oczekiwałem końca, nagląc z moiey strony, aby przyszedł do skutku. Uczyniliśmy sobie donacyą dobr w zamian danych, a w krótkim czasie Stratyń, przechodząc z rąk do rąk, był na kształt monety, która cyrkuluie po kraiu.

Kuzyn móy przez cały poranek bywał zatrudniony. Gabinet, gdzie interesa swoie ułatwiał, był na kształt kantoru przenośnego, ale co dzień w inszym mieyscu, w którym pięciu ludzi rachowało miliony intrat, a w domu iego widzieć się nieraz dawał wielki niedostatek. Gdy dnia iednego postrzegłem go w odmiennym nieco humorze, ośmieliłem się spytać, co by za przyczyna była tego pomieszania. Przełożył mi zażalenia swoie częścią na bankierow, którzy dla niedostatku bankow wypłacić mu nie mogą wexlow, częścią na komisarzow, którzy dla złey drogi nie przysyłaią mu zaległey od roku intraty, a dawszy mi poznać delikatność swoią, iak wiele go to kosztuie, gdyby się sam starał o pożyczenie pieniędzy, prosił mię, abym się podiął tey przysługi dla niego i sprowadził w dom iego P. Skarbnika, który od dwóch dni przybył do Warszawy dla odebrania za dekretem sto pięćdziesiąt tysięcy.

Uczyniłem zadosyć żądaniom kuzyna. Sprowadziłem P. Skarbnika. Assumpt do interesu był od uraczenia, potym84 nastąpiły ukłony, po nich oświadczenie przyiaźni, daley przyrzeczenie protekcyonalney łaski, na koniec sto piędziesiąt tysięcy wpadły nam szczęśliwie w ręce. P. Skarbnik z donacyą dóbr nabytych przy Wołoszczyźnie, i z nadzieią dostąpienia orderów i urzędów, pożegnał nas i Warszawę.

Ta facyenda85 odmieniła nam obydwóm zły humor. Kuzyn nazaiutrz według zwyczaiu (kiedy były pieniądze) rozdał bilety na bal. Gdy się ziechali goście, zdziwiłem się, widząc go, iż na newkę kierową wysypał garść obrączkowego złota, ale prawie odszedłem od siebie, gdy nieszczęśliwa newka przegrała dukaty. Walet karowy iuż zaczął trochę odbiiać, ale as dwa razy zagięty pozbawił wszelkich nadziei. Na koniec dama pikowa obsypana złotem zabrała resztę stu pięćdziesiąt tysięcy. Rozdarł ią kuzyn z gniewu, a ia w zapomnieniu i ciężkim żalu porzuciłem gości i noc całą przepędziłem w wielkich niespokoynościach.

Nazaiutrz, gdym się gotował, iak by pocieszyć strapionego kuzyna, wszedł do mnie w tak wesołym humorze, iak gdyby wczora nic nie miał przeciwnego. Poznałem z dalszey mowy, iż nowa facyenda sprawiła mu ten wesoły humor.

Żyłem w tym domu spokoynie przeszło cztery miesiące. To tylko mię dziwiło, iż ile razy wyieżdżałem z kuzynem, zawsze przez garderobę i skryte schody schodziliśmy na tyły dziedzińca i poboczną bramą, właśnie iak ukradkiem wymykaliśmy się z domu. Gdy dnia iednego wszedłem do przedpokoiu, zastałem w nim pełno ludzi rozmaitego gatunku. Nie wiedząc, co by te assamble znaczyły, opowiedziałem kuzynowi podziwienie moie. Alem się bardziey ieszcze dziwił, gdy mi on bez ogrodki powiedział, iż ci goście są iego kredytorowie, których, nie chcąc słuchać natrętnych uskarżeń, zostowuie poty w nadziei pomowienia z sobą, póki się nie dowiedzą od ludzi, iż pan wsiadł iuż do karety i z domu wyiechał. „Ah! Przyiacielu – rzekłem do niego – iakże możesz być spokoyny na to zamieszanie, które co dzień w domu twoim widzisz?”. Rozśmiał się kuzyn i z twarzą wesołą: „Iuż to lat kilka – rzecze – iak patrzę na to z wielką spokoynością. Im bardziey się pomnażaią długi, tym większey spokoyności nabywam, zdaiąc zupełnie na kredytorów troski, których doznaią nieostrachani pozwami i tradycyami dłużnicy”.

Gdy to mówił, usłyszałem rozruch iakiś w pałacu; a spytawszy się, co by to było, dowiedziałem się, iż P. Starosta, przyiść nie mogąc do dóbr sprzedanych sobie od kuzyna dla86 kredytorów, którzy ie dawniey zatradowali, traduie nam pałac, meble i wszystkie sprzęty domowe. Przerażony tym niepomyślnym przypadkiem, a boiąc się, aby podobnie nie stało się także z dobrami, które nabyłem od niego, wpadłem iak nayprędzey na pocztę, śpiesząc się dniem i nocą do moiego dziedzictwa. Ale iakżem się zdziwił, gdym tam obaczył P. Skarbnika, który, trafić nie mogąc do dóbr nabytych przy Wołoszczyźnie, po uczynionym kilkakrotnie manifeście o expulsyą przez kredytorów z tych dóbr, które ia nabyłem, ostatnią ieszcze nadzieię swoią pokładał w Warszawie, dokąd wybieraiącego się, na samym prawie wsiadaniu zastałem. Wysłuchawszy cierpliwie wszystkiego, co mu żal przeciwko mnie niosł naówczas do gęby, nie mogłem go przekonać, iż równie mnie, iako i iego zgubiły facyendy87.

Powróciliśmy oba do Warszawy, ale wszystkie starania nasze były nadaremne. Ten, który uciekał przedtym skrycie z domu przed kredytorami, podobnym sposobem uchodził przede mną. A lubo88 każdy palcem go wytykał, w bezkarności iednak swoiey znayduiąc dla siebie schronienie, śmiał się i z prawa, i z tych, których złupił.

Rozdział IX

Będąc coraz w smutnieyszym stanie, a nie maiąc nadziei wsparcia od matki, postanowiłem na koniec dla uniknienia hałasu moich kredytorow puścić się za granicę. Do tey myśli posłużył mi przypadek, tym dziwnieyszy, im był osobliwszy. Współuczeń móy niegdyś i antagonista w szkołach, syn sławnego doktora Panien Starego Sącza spotkał się ze mną przypadkiem na ulicy. Stan iego, iak uważałem, nie był naylepszy, ale że pospolicie w nieszczęściu inaczey myślą ludzie, okazałem mu ukontentowanie moie z tey przygody. Zaproszony od niego do domu, dowiedziałem się, iż wzgardziwszy profesyą oyca swego, chwycił się pożytecznieyszych nauk, szukaiąc ruchu ustawicznego, kwadratury cyrkułu, lekarstwa powszechnego i kamienia filozoficznego. Że zaś, iak mi powiadał, nie masz w Polszcze nadgrody89 dla ludzi uczonych, odkrył mi myśl swoią, iż się miał puścić w balonie aerostatycznym, aby szukał gdzie indziey lepszego szczęścia dla siebie.

Nie wiem, czyli przeznaczenie moie czyli też strapiony umysł nieszczęśliwościami, których doznałem, były mi powodem, żem przyiął podany proiekt puścić się z nim w tę podróż. Prawda, iż kilka balonów spalonych na powietrzu, a mianowicie w Hiszpanii, gdzie sławny tey żeglugi admirał połamał sobie nogi i potłukł ciężko głowę, mimo 8000 realów wyznaczonych za to od xiążęcia Asturyi trwożliwym mię z początku czyniły; ale los móy i niespokoyność nakłoniły na koniec do tego, żem przystał na podany proiekt.

Uczyniwszy potrzebne przygotowanie do tey podróży, dnia 21 marca (bo ta iedna tylko data potrzebna iest do moiey historyi) o godzinie szostey z rana, trzymaiąc łódź przywiązaną do balonu mocną liną przy ziemi, zaczęliśmy go napełniać gazem tak szczęśliwie, iż w trzynastu minutach podniosł się do góry.

Gdyby niektóre przyczyny nie były nam na przeszkodzie, zrobilibyśmy byli widowisko dla całey Warszawy. Wszakże w tym wieku, kiedy się każdy szczyci z ludzkości, chętnie iednak patrzy na to, co iest z hazardem życia cudzego; i im większe widzi niebezpieczeństwo, tym żywszą radość okazuie klaskaniem.

Jak tylko kolega móy przeciął linę, która nas utrzymywała przy ziemi, natychmiast balon podniosł się z nami z taką szybkością, iż w krótkim czasie zniknęła nam z oczu Warszawa.

Rozdział X

Przez dni kilka byliśmy na powietrzu, maiąc wiatr, który nas niosł ku zachodowi. Poglądaiąc na ziemię, boiaźń we mnie coraz się bardziey wzmagała. Ale niech mi daruie czytelnik, że mu nie dam dostatecznego opisania dalszey żeglugi naszey. Wolę wyznać prawdę, iż strach odeymował mi tę przytomność, która potrzebna iest do zastanowienia się nad każdą okolicznością kontentuiącą ciekawość, niżeli chełpiąc się z odwagi pokrzywdzać fałszywą powieścią prawdę i oszukiwać albo nudzić nią czytaiących. Dosyć na tym, iż cokolwiek w podroży swoiey Charles, Robert, d'Arlande, Pilastro de Rosier, Blanchard i inni opisali, wszystko to nam się przytrafiło. Po różnych odmianach ciepła i zimna, po nieznośnym bólu, który mi się dał uczuć w uszach, osłabiony na siłach i nie mogąc oddychać dla cienkości90 powietrza, wpadłem na koniec w słabość i utraciłem zmysły.

W tym stanie iak długo zostawałem, nic nie wiem, ponieważ nie przyszedłem do siebie, aż po upadku moim, otrzeźwiony wodą, w którey się zanurzyłem. Widząc nowe dla siebie niebezpieczeństwo, wywarłem wszystkie siły, abym się ratował; a osłabiony, gdy się iuż puszczałem w głąb wody, aby mię zalała, szczęściem osobliwszym dostałem dna nogami i obaczyłem kolegę mego, który się ieszcze pasował z wodą, nie wiedząc, iaka była głębokość mieysca. Słoność i niesmak, który uczułem w ustach, dały mi poznać, że woda była morska. Oglądaiąc się na wszystkie strony i nigdzie dla siebie nie widząc ratunku, żałować począłem, żem zaraz nie utonął, bo moment życia, który mi zostawał, był dla mnie tym nieznośnieyszy, im bardziey stawiał mi przed oczy śmierć, która z letka91 przychodzić miała. I gdyby kolega nie dodawał mi był serca, czyniąc nadzieię, że nas zachowa Opatrzność, odważyłbym się był podobno92 dobrowolnie szukać dla siebie śmierci.

 

W godzinę po upadku naszym znacznie odstąpiło morze, zkąd oba wnieślimy sobie, iż ku północy musi być kray iakiś bliski, który opuszczaiąc, morze wracało nazad do łoża swego. Nie tracąc czasu, udaliśmy się ku brzegom, które, od północy opasane górami, zasłaniały nam dalsze położenie kraiu.

Słońce, którego wielkość nadzwyczayną postrzegłem, chociaż się iuż skłaniało ku zachodowi, tak iednak było dla nas przykre, iż ten kray wziął kolega za Gwineę lub inną iaką krainę pod ekwatorem93.

Opatrzność, która nas zachowała od śmierci, miała oraz94 staranie o dalszym życiu naszym. Kilka gniazd iay ptaszych, któreśmy znaleźli, były dla nas posiłkiem. Odpocząwszy nieco i maiąc pokrzepione siły, weszliśmy na iedną górę przed zachodem słońca, aby ztamtąd95 odkryć położenie mieysca i kray nam nieznaiomy. Kolega, maiąc wzrok bystrzeyszy ode mnie, postrzegł odległe równie96 i pola na kształt winnic porządnie wkoło drzewami osadzone; a ztąd97 powziął nadzieię, iż kray ten kwitnący rolnictwem, musi być mieszkalny i obywatele iego niedzicy.

Znużony podróżą i zwątlony na siłach, usiadłem pod cieniem drzewa osobliwszego iakiegoś rodzaiu, a gdy mię sen zniewalać począł, kolega, poglądaiąc na słońce, które iuż zachodziło, a z przeciwney strony postrzegłszy wielką iakąś płanetę98 na kształt Xiężyca, ale świetnieyszą i daleko większą, gdy się coraz lepiey przypatrywać począł gwiazdom i innym ciałom niebieskim: „Ah! Przyiacielu – zawoła – ieżeli nam Opatrzność pozwoli szczęśliwie powrócić do oyczyzny, ile pożytkow przyniesie Europie ta podróż nasza? Jak wiele domysłow nowych czynić będzie można, zbiiaiąc zdania astronomow naszych, którzy z iednego tylko punktu, iakim iest Ziemia, patrząc na rozległość świata całego, chcą nam wyperswadować, iż ich mniemania są nieomylne. Ile nowych sekretów natury, które powiększą umieiętność fizyczną? Ile ciekawości do historyi naturalney, które pomnożą zbiór osobliwych rzeczy? Nigdy Kolumb i Ameryk odkryciem nowych kraiów tyle się nie wsławili, ile my tą naszą podróżą. Bo ieżeli się nie mylę, ile tylko wiadomość astronomii zapewniać mię może, kray ten, w którym zostaiemy, iest kraiem na Xiężycu”.

Struchlałem na te słowa. Widząc iednak rzecz prawie niepodobną do wiary, rozumiałem, iż kolega, po tylu fatygach i niebezpieczeństwach zapaloną maiąc głowę, gadał od rzeczy. Ale poznawszy, iż na wszystkie moie pytania rozsądnie odpowiadał: „iakże przyiacielu – rzekłem do niego – moglibyśmy przebyć tak wielką odległość, iaka iest między Xiężycem i Ziemią? Powietrze coraz delikatnieysze im wyżey się wznosi, byłożby zdatne do oddychania płucom przyuczonym do grubszey atmosfery?”.

„Prawda – odpowiedział – iż astronomowie nasi naznaczaią wielką odległość Xiężyca od Ziemi, ale wielu z nich i ci, którzy tu byli99 upewniaią, iż ta odległość nie iest tak wielka, aby iey przebyć nie można. Podróż naszą zaczęliśmy 21. Marca, w czasie porównania dnia z nocą, kiedy Xiężyc i Słońce naysktuteczniey wywieraiąc swe siły attrakcyi, sprawuią naywiększe przybywanie i ubywanie morza. A ieżeli woda przyciągniona od Xiężyca mimo swey ciężkości wznosi się i robi na oceanie górę, daleko bardziey powietrze, leksze od wody, wznosi się do góry i robi ostrokrąg, którego wierszchołek100 rozciąga się prawie aż do wierzchołka ostrokręgu zrobionego na Xiężycu dla tey samey przyczyny. Popędzeni wiatrem zachodnim wpadliśmy nayprzod w ostrokrąg ziemny, a w nim balon nasz lekszy od powietrza, wzniosłszy się do góry, utracił własność dążącą do centru Ziemi i nabył własności uciekaiącey od centru, a tak spadliśmy własnym ciężarem na Xiężyc”.

Jm pozorniey dowodził kolega, tym większa brała mię rozpacz. Złorzeczyłem moiey płochości, ale bardziey ieszcze iemu, że był przewodźcą do moiey zguby.

„O! lekkomyślni ludzie? – zawołałem westchnąwszy – do czegoż was nie wiedzie ciekawość i nienasycone łakomstwo złota? ile nędznych ofiar tey zapalony chciwości zgubił nieszczęśliwy wynalazek żeglugi, ile dzikości, okrucieństwa, zarazy, chorób, zepsucia obyczaiów, niesprawiedliwości naiazdów i rzezi, któremi się wsławili zamorskich kraiów łakomi naiezdcy?”

Kolega zdawał się być nieczuły na wszystko. Przez cały czas maiąc oczy wlepione w niebo, tak był zamyślony, iak gdyby wielkie iakie rzeczy układał w głowie. Co do mnie, żem nie umarł na ten czas z żalu, dzięki naturze, która nas z czasem przysposabia do przyięcia spokoynie naywiększego ciosu. Śmierć sama nie iest tak okropna, gdy osłabione zmysły chorobą albo wielkim iakim nieszczęściem odeymą moc imaginacyi, iż nie tak żywo wystawia ią sobie.

Już trzy godziny (iak miarkować mogłem) upływało po zachodzie słońca, a Ziemia, będąc naowczas w pełni101, tak iasną noc czyniła, iż czytać można było. Kolega poglądaiąc częścią ku północy, gdzie były owe równiny, częścią ku zachodowi, gdzie się pokazywały lasy: „Oto – rzecze, skazuiąc palcem na pierwsze mieysce – Dolina Newtona, to: Góra św. Katarzyny, którą astronomowie nasi zmierzyli, iż ma 31 mil wysokości. To mieysce, na którym spoczywamy iest: Góra Nadmorska Snu102. To: kray darowany naszemu Kopernikowi takim prawem iak Ferdynand Katolik nabył do kraiow odkrytych. To…”. Mało będąc ciekawy wiedzieć, co się roić mogło w głowie astronomów naszych, a mniey ieszcze myśląc o tym, co mi kolega rozprawiał w ten czas, kiedy rzecz szła o coś więcey niż o Dolinę Newtona, zasnąłem szczęśliwie znużony długim niewczasem103. Gdy nazaiutrz dogrzewać poczęło ałońce, obudziliśmy się oba i naradziwszy się, co daley czynić z sobą, poszliśmy ku równiom. Świeżość powietrza, delikatność trawy, wonność kwiecia i piękność drzew nieznaiomego mi rodzaiu wzbudzały we mnie osobliwsze iakieś wzruszenia. Kolega przekonywał mię większemi coraz dowodami, że się nie mylił w swoim zdaniu, ale im lepiey poznawałem, żeśmy byli na Xiężycu, tym większa brała mię rozpacz z utraty na zawsze oyczyzny. „Ci – mówiłem do niego – których łakomstwo albo zapalona chciwość chwały wyprowadza z oyczyzny o kilka set mil morzem do nieznaiomego kraiu, maią przecież iakąkolwiek nadzieię powrotu. Ale stan nasz cięższy iest nierównie od śmierci. Ta, wszystko odeymuiąc ludziom, odbiera im razem czułość; nam po utracie oyczyzny, krewnych, przyiaciół, znaiomych i maiątku zostaie czucie tey straty bez żadney nadziei iey odzyskania”. W takich narzekaniach coraz bliżey przystępuiąc ku równiom, obaczyłem ludzi sprzątaiących z pola i usilnie się krzątaiących. Boiaźń mię brała przystąpić bliżey, ale wpośrzód nieznaiomego kraiu i ze wszech stron wystawiony na niebezpieczeństwa postanowiłem raczey z rąk ludzkich szukać dla siebie śmierci albo ratunku.

Jak tylko postrzegli nas mieszkańcy, zbiegać się zewsząd poczęły tłumy, rzucaiąc narzędzia rolnicze i biorąc broń, którą każdy miał z sobą w polu. Obskoczeni wkoło, nie rozumieiąc ich mowy, zaczęliśmy podnosić oczy i ręce do nieba, biorąc ie niby za świadka naszey niewinności. Kazali nam iść za sobą i przyprowadzonych do wsi, niedaleko od tamtego mieysca będącey, stawiono nas przed sędziwym starcem, którego lud cały witał z wielkim uszanowaniem.

Satumo (tak się nazywał ów sędziwy człowiek, rządca kraiu tego), przystąpiwszy do nas, pytał się, iak mogłem miarkować, zkąd iesteśmy i po co przychodziemy? Odpowiedziałem mu w kilku słowach, skazuiąc palcem ku zachodowi, iż tam iest nasza oyczyzna i że ztamtąd104 nieprzewidziany przypadek sprowadził nas tak daleko. Poznałem, że mię nie zrozumiał Satumo; ale nie wiedząc, iak bym mógł myśl moią wyłożyć, pokazywałem znakami, iż iesteśmy ludzie spokoyni i nic złego nie zamyślamy.

Zaprowadzono nas do bliskiego domu, gdzie znalazłszy wszelką wygodę, odpoczęliśmy po podróży i odzyskali siły, które nam niewczas, głód i okropne przypadki znacznie osłabiły. W kilka dni potym105 dano nam narzędzia rolnicze i razem z innemi, którzy szli w pole, kazano pracować. Nieprzyuczony do ręczney roboty, miałem się z początku za równie nieszczęśliwego iak Doświadczyński106 u Nipuanów; ale z czasem sił nabieraiąc, też same uwagi, które mu prace iego słodziły, mnie także dodawały serca. „W kraiu naszym – myślałem sobie – rolnictwo zostawione wzgardzonemu od nas poddaństwu, tu iest powinnością każdego, aby własnemi rękami uprawiał tę ziemię, która go żywi. Jeżeli mieszkańcy kraiu tego nie żyią naszym sposobem, trzeba się poddać pod pierwszy wyrok, który wszystkich ludzi skazał na prace aż do potu czoła”. W samey rzeczy mieszkańcy kraiu tego (iak daley poznałem) mieli rolnictwo za naypierwszą powinność życia społecznego. Sam nawet rządca kraiu, sędziwy Satumo, nie lenił się iść czasem za pługiem i ten chleb, który pot czoła iego skrapiał, był naymilszą iałmużną dla niemogących pracować (bo pod tym imieniem zowią tam ubogich).

73Pluchowski – pod tym imieniem wyszydzono złych poetow wiersze: „Ozwiy się lutni/ Dobry wiersz utni…”. [przypis autorski]
74przyrównywaiąc moią Kloę do świeżości poranku – modni kawalerowie używaią tego wyrazu, chcąc chwalić damę z piękności: „Jakże świeża!”. [przypis autorski]
75oraz (daw.) – także. [przypis edytorski]
76tknąć się atmosfery, która mię na dwa kroki wkoło otaczała – ta atmosfera rozciąga się w proporcyi świetności powierzchowney i głupstwa; im większa iest, tym bardziey mnieyszą odpycha. [przypis autorski]
77dowcipnie – przemyślnie. [przypis edytorski]
78dystyngujący się – wyróżniający się. [przypis edytorski]
79ile a. ile że (daw.) – ponieważ. [przypis edytorski]
80tradycja (daw., z łac.) – tu: przekazanie (długu). [przypis edytorski]
81krescytywa – kariera, wzrost znaczenia, poprawa stanu majątkowego. [przypis edytorski]
82potym – dziś popr.: potem. [przypis edytorski]
83kondycja (daw., z łac.) – warunek. [przypis edytorski]
84potym – dziś popr.: potem. [przypis edytorski]
85facjenda – interes, kalkulacja, spekulacja. [przypis edytorski]
86dla (daw.) – z powodu. [przypis edytorski]
87facjenda – spekulacja handlowa. [przypis edytorski]
88lubo (daw.) – choć, chociaż. [przypis edytorski]
89nadgroda (daw.) – dziś popr.: nagroda. [przypis edytorski]
90cienkość – tu: rozrzedzenie. [przypis edytorski]
91z letka (daw.) – dziś popr.: z lekka. [przypis edytorski]
92podobno (daw.) – tu: prawdopodobnie, zapewne. [przypis edytorski]
93ekwator (daw.) – równik. [przypis edytorski]
94oraz (daw.) – także. [przypis edytorski]
95ztamtąd – dziś ubezdźwięcznione: stamtąd. [przypis edytorski]
96równia (daw.) – równina. [przypis edytorski]
97ztąd – dziś popr. ubezdźwięcznione: stąd. [przypis edytorski]
98płaneta (daw.) – dziś: planeta. [przypis edytorski]
99ci którzy tu [na Księżycu] byli – Cyrano de Bergerac, Wilkins, Biskup Chesterski… [przypis autorski]
100wierszchołek (daw.) – dziś popr. wierzchołek; autor stosuje zmienną pisownię. [przypis edytorski]
101Ziemia będąc na ow czas w pełni – ziemia nasza względem Xiężycanów tak iest świetną płanetą, iak Xiężyc względem nas Ziemian i ma też same odmiany na nowiu, pełni i kwadrach. [przypis autorski]
102Dolina Newtona (…) Kray darowany naszemu Kopernikowi (…) – Langrenus i Riccioli, iak mówi de la Lande w Astronomii swoiey 1746, podzielili cały Xiężyc między sławnieyszych Ziemian. Heweliusz, boiąc się woyny domowey, odmienił nazwiska tych kraiów. Obacz Mappę geograficzną Xiężyca wydaną od Akademii Królewskiey Paryskiey 1731; [Langrenus: Michael Florent van Langren (1598–1675), holenderski astronom i kartograf, autor pierwszej astronomicznej mapy Księżyca (1645) z detalami powierzchni i nadanymi przez siebie nazwami obiektów (wiele z nich upamiętniało świętych Kościoła i ówczesnych władców katolickich). Jan Heweliusz (1611–1687): gdański astronom, opublikował Selenografię, czyli opisanie Księżyca… (1647), w którym nadał księżycowym obiektom nazwy odpowiadające miejscom na Ziemi znanym w czasach antycznych. Ricciolli: Giovanni Battista Riccioli (1598–1671), astronom włoski, autor szczegółowej mapy Księżyca, opublikowanej w Almagestum Novum (1651), standardowym informatorze technicznym dla astronomów XVII w.; od Riccioliego pochodzi współczesne nazewnictwo obiektów księżycowych. De la Lande: Joseph Jérôme Lefrançais de Lalande (1732–1807), francuski astronom, którego dzieło, używane jako główny podręcznik przez kilka pokoleń astronomów, Traite d'astronomie zostało wydane w roku 1764.; Red. WL]. [przypis autorski]
103niewczas – brak wypoczynku, niewygoda. [przypis edytorski]
104ztamtąd – dziś ubezdźwięcznione: stamtąd. [przypis edytorski]
105potym – dziś popr.: potem. [przypis edytorski]
106Doświadczyński – tytułowy bohater pierwszej polskiej powieści p.t. Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki (1776), autorstwa Ignacego Krasickiego (1735–1801); wyspa Nipu, na którą trafia Doświadczyński stanowi obraz oświeceniowej utopii: rządzonego racjonalnie państwa oraz sprawiedliwego społeczeństwa. [przypis edytorski]