Kostenlos

Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoje opisuiący

Text
0
Kritiken
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

Rozdział IV

Po tak chwalebnym popisie, udarowany zaświadczeniami szkolnemi o moiey wielkiey nauce, powróciłem do domu. Powitanie, które uczyniłem do matki, było, prawda, nieprzygotowane, ale nie bez ozdob i kwiatów retorycznych, ponieważ naturalnie weszły mi figury podziwienia, zapytania… i kilka uczonych rzeczy z historyi poetyczney, które gładko przystosowałem do niey: o Rumilii, Sterkucyuszu i Krepitusie. Matka moia, napełniona radością, widząc mię tak uczonego, żałowała, iż w powtórnym postanowieniu swoim była iuż bez nadziei podobnego syna.

Pierwsze dni na wsi były dla mnie pomyślne. Zdarzyn, gniazdo imienia naszego, nie był nigdy bez uczonych ludzi i bez dysputy u stołu o cnocie plastyczney41, o początku uszczególniaiącym42, o opowiadanym powszechnym pośledniczym43, a czasem nawet, zapędzaiąc się w materye teologiczne, o Adamie ieżeli miał wlaną umieiętność i tak był stworzony iak my, którzy się rodziemy44, przechodziliśmy przez subtelności Doktora Halskiego45 i wszystkich iemu podobnych. Ponieważ zaś naybardziey miałem głowę nabitą historyą o bogach pogańskich, nie zamilczałem nigdy o Faetonie i Febie, gdy mówiono o wschodzie albo zachodzie słońca; Parnas, Helikon, wody kastylskie, Muzy, Apollo, Parki i fauny były zawsze na placu. Czas nazywałem Saturnem, ogień Wulkanem, morze, ziemię, niebo i piekło – Neptunem, Temizą, Olimpem, Plutonem.

Nie każdy mógł zrozumieć to, co mówiłem w potocznym nawet dyskursie, ale ponieważ za moich czasów ztąd46 tylko poznawano mądrych, kiedy tak wysoko pisali i mówili, iż ich nikt nie zrozumiał, matka moia słuchała wszystkiego z radością, a oyczym, aby się iey przypodobał, chwalił wysoką łacinę, którą mieszałem z polszczyzną, chociaż sam niewiele umiał, bo raz tylko przeszedł w Biczu Donata na pamięć.

Sława przymiotów moich napełniała całą okolicę. Nie opuszczaiąc żadney okazyi, która się podawała do okazania mego rozumu, podiąłem się chętnie mieć mowę do Wielmożney JMść Panny Regentówny przy oddawaniu jey wieńca ślubnego. Nayprzód anagramma z iey jmienia Eleonora tak mi pięknie wypadło, że z niego wziąłem cały assump, potym47 alluduiąc do wieczności, która iest iak koło wieńcowe. „Lubo48 – mówiłem – nietrwała z kwiatem uciecha, przecież kwiecisty ten prezent przy łaskawych Olimpu influencyach nie spełznie, kiedy na nim saydak swóy składa Kupido. Prędzey niebotyczne cedry Saturn zaiadłym zębem obali; prędzey wyschną helikońskie zrzódła, aniżeli rozkrzewioną w serdecznych wirydarzach miłość rozprzęże zazdrosna Juno. Aequa Venus Teucris Pallas iniqua fuit… Przyim ten znak symboliczny, illumque honora Eleonora, który ci Wielmożny JmPan Susceptant49 ofiaruie, aby suscipiat a te50, bo velle suum cuique est. Który czyli życzliwego szczęścia zawieią Zefiry, czyli surowe przeciwney fortuny zadmą Akwilony, stateczny trwać będzie aż do kupressu51”.

Mało takich było z przytomnych gości, którzy by się poznali na wszystkich kwiatkach retorycznych tey mowy. Owszem, Pani Sędzina ciągnąca mię w taniec, gdym iey powiedział, iż taka zabawa nie przystoi uczonym, śmiała pierwsza z tym się odezwać, żem był żakiem szkolnym. Niech sądzi czytelnik, z iakim pomieszaniem i niecierpliwością czekałem końca tych god52, gdzie, zamiast dysputy o uczonych rzeczach, czasem tylko słyszeć się dał spór między urzędniczkami ziemi naszey o pierwszą parę w tańcu, gdzie damy poglądały na mnie tym samym okiem iak Pani Sędzina, a kawalerowie śmiechem zbywali zagadnienia moie filozoficzne.

Przyszedł na koniec oczekiwany piątek, który według zwyczaiu staroświeckiego kończył uciechy weselne. Powrociłem do domu, ale z wielką odmianą w zdaniu matki i oyczyma o przymiotach moich. Ten maiąc się za rozumnieyszego ode mnie, iż znał to lepiey, co iest potrzebnieyszego do życia, śmiał się z materyi pierwszey i z formy Arystotelesa, a matka, dawszy mi do porachowania prowentowe regestra53, przekonać się żadnym sposobem nie dała, iż mądrzy ludzie gardzą tą nauką, która samym tylko kupcom i rachmistrzom iest pożyteczna.

Jm dłużey bawiłem w Domu, tym lepiey co dzień widziałem, iż serce matki stygnąć ku mnie poczęło. Opiekun, wchodząc w iey myśli i swoim chcąc oraz dogodzić, proponował mi stan duchowny, stawiaiąc przed oczy wielkie korzyści, a oyczym, władaiąc sercem matki, dokazał ie na koniec uczynić odrodnym. To dało mi pochop do myślenia, iż wielkie przymioty, które w sobie miałem, potrzebowały pola do okazania tego, com układał w głowie. Wieś iest mieszkaniem ludzi pospolicie myślących, a gospodarstwo zabawą, która nie przystoi uczonym. Człowiek wielkiego dowcipu idzie za chwałą nie pobocznemi drogami, ale przez tłum ludzi patrzących na niego i dziwiących się iego wielkiey duszy. Warszawa tym powabnieysza była dla mnie, im więcey upatrywałem okoliczności, które mię na widok wystawić mogły. Prosiłem matki, aby mię posłała na ten teatr wielkiego świata, gdzie za pomocą wuia mógłbym wyiść na człeka.

 

Stało się, iakem żądał. Matka, obiecuiąc sobie, iż mi duch przyidzie w Warszawie, wyprawiła mię do wuia, polecaiąc mu ten interes, aby wszelkiemi sposobami nakłaniał mię do stanu duchownego.

Rozdział V

Gdyby mi było wolno, iak niektórym dzieiopisom, odeyść daleko od zamiaru i błąkać się z uwagą nad pobocznemi okolicznościami, prowadząc za sobą ziewaiącego czytelnika, opisałbym tu, iak wystawiłem sobie w umyśle Warszawę, pierwszy raz ią zobaczywszy. Rozległość iey zdawała mi się na kształt sylogizmu długiego, który ułożywszy według reguł logiki, stałby się trzecią częścią krótszy. Powietrze grube i zarażone fetorem z cmentarzow i fabryk mydlarskich, na kształt materyi pierwszey Arystotelesa, która szperaiącym w niey zawraca głowę. Hałas ludzi, koni na kształt gwaru i zgiełku podczas zapalonych dysput. A tak powiedziałbym, iż umieiętność moia nic osobliwszego nie znalazła w tym mieście. Ale zamiar móy ma w sobie co innego. Czytelnik, ieżeli iest ciekawy dalszey osnowy życia i przypadków moich, nie zechce mię spuszczać z oka, ale idąc za mną do domu wuia mego, przypatrzy się, iak byłem od niego przywitany.

Nim mu oddałem list matki moiey, którym mię polecała opiece i względom iego, cokolwiek przyiść mi mogło naprędce do głowy, co by okazywało głęboką moią naukę, starałem się iak naylepiey wyrazić. Przerwał mi mowę wuy móy, śmieiąc się i nie chcąc daley słuchać. „Przestańże – rzekł potym54 do mnie – tey szkolney perory. Komplement twóy iest iak z karty. Trzeba zapomnieć o bakalarskiey nauce, która by cię śmiesznym czyniła w posiedzeniu55 ludzi roztropnych”.

Właśnie iak Edyp zagadniony do Swinxa stanąłem, nie wiedząc, co powiedzieć. W dalszey iednak mowie dałem mu poznać, iż zdanie, które o mnie powziął, mocno go pokrzywdzało. A że rozum naylepiey się pokazuie na piśmie, tak iak żołnierza męstwo na placu, przeczytałem mu moią Chryą Działaiącą, prosząc według zwyczaiu, aby mi szczerze zdanie swoie wyłożył.

„Ponieważ chcesz tego, abym ci w szczerości powiedział, co sądzę o tobie, móy kochany siestrzeńcze, iako wuy, nie mam przyczyny, abym cię oszukiwał. Szkoda tych pieniędzy, które rodzice twoi łożyli na to, aby ci przewrócono głowę. I bardzo żałuię straty lat twoich młodych, które na co innego trzeba było obrócić. Starałeś się usilnie o to, abyś był nieużytecznym w kraiu. Jesteś cudzoziemcem w Polszcze i w osobie twoiey przywiozłeś nam Rzymianina do Warszawy. Wiesz, co się działo w Troi, a nie wiesz tego, co się ściąga do naszey oyczyzny. Gadasz po łacinie, a nie umiesz oyczystego języka. Nie ganię ia tego, żeś się po łacinie uczył, ale zbyteczna troskliwość i strata czasu w nabywaniu łaciny iest zawsze z krzywdą dla Polaka.

Co się zaś tycze twego dziwotworu Monodrammaloginekapotos, zdanie moie iest, abyś spalił to, coś napisał, i zapomniał o tym, czegoś się nauczył, a z czasem dopiero przez czytanie xiąg dobrych, rozważanie i obcowanie z ludźmi dobrego gustu nabywał prawdziwey umieiętności, od którey się mocno odbłąkałeś, złych maiąc do tego przewodnikow”.

Stanąłem powtórnie iak bez zmysłów. Prawda, iż niektórzy toż samo mi mówili, ale wielu, a co większa podeszleysi w wieku nauczyciele moi dodawali mi ochoty, twierdząc, iż swego czasu będę ozdobą mieysca, zaszczytem familii i pociechą oyczyznie. Przyszedłszy do siebie właśnie iak z letargu, ostatnia myśl moia była ta, iż mądrzy maią zawsze przeciwników, którzy uwłóczą ich przymiotom, aby się przez to z swoim rozumem popisywali.

Chociaż dom wuia mego zawsze był otwarty, nudziłem iednak sobą, nie słysząc nigdy, aby rozmawiano ani o przymiotach ukrytych, ani o wpływaniu fizycznym, ani o trzecim przyległym56. Owszem, cała kompania tak rozmawiała z sobą, iak gdyby nigdy nie było na świecie Arystotelesa. Uważałem pilnie, ieżeli bym się kiedy nie mógł przyłożyć do dyskursu, ale w wszystkich rozumowaniach nie słyszałem ani sposobu zbiorowego, ani rozbiorowego. To mię zaś naybardziey gniewało, iż wielu, chociaż Francuzów między niemi nie było, gadali iednak do siebie po francusku; a przeciwnie żadnegom nie słyszał, aby się odezwał po łacinie, chociaż mi zawsze mówiono w szkołach, iż ten język iest naypotrzebnieyszy.

Odsunąłem się od kompanii mężczyzn, chcąc się przysłuchać temu, co z sobą rozmawiały damy. Ale ieżeli logika pierwszych była bez porządku, dopieroż bardziey tych, które głębokich nauk nie znaią. Całą ich rozmowę nazwać można było: circulus vitiosus. Same tylko zagadnienia coraz insze, bez żadnych dowodów. Jedna z nich mówiła że: toque à la Rosiere nie był iey do twarzy; druga przyganiała swoiey sąsiadce, iż miała na sobie iakiegoś Malboruga, który iuż nie był w modzie. Trzecia: że iey darowano wczora pieska bardzo rozumnego; insza odezwała się, że ma kapelusz à la Figaro. Ostatnia z nich coś niby z logiki powiedziała: „Czemuż go nie nosisz ma chere amie?”. Przystąpiłem bliżey na te słowa i maiąc porę popisania się z rozumem: „Sprawiedliwie – rzekłem – W. Panna Dobrodzieyka mówisz. Jest to sylogizm in Brocardo. Jak gdyby tak było: Na to zrobiono Figaro, aby go nosić; ale że ta Dama ma Figaro, ergo”…

Jeszczem był nie dokończył sylogizmu, gdy wszystkie usłyszawszy Brocardo śmiać się głośno poczęły. Chciałem ie nauczyć, iak poznać można sylogizm, kiedy iest in Brocardo, ale ich śmiech coraz większy pobudził mię do gniewu. Mądry człowiek prawdę tylko poważać umie, daleki od przesądu, względów i uwodzenia się stronnością. Dowiodłem im przez Sorites, iż się śmieią z własney nieumieiętności. „Kto się śmieie – mówiłem – z rzeczy rozumnych, nie ma ich wyobrażenia; kto nie ma ich wyobrażenia, nie wie, iak przydatnik wiąże się z podpadnikiem57; kto nie wie, iak przydatnik wiąże się z podpadnikiem, nie zna drugiey opercyi duszy, o którey druga część logiki traktuie; kto nie zna drugiey części logiki, nie zna wszystkich innych nauk, do których ona iest kluczem; a kto nie zna wszystkich innych nauk, iest nieumieiętnym, ergo”… Na samym wniosku uchwycił mię za rękę ieden z młodych, który się był przysunął do naszey kompanii, i przerywaiąc, szepnął mi do ucha, iż się uymuie o honor dam, które pokrzywdziłem tą mową. „A ia uymuię się – odpowiedziałem – o honor całego perypatetu, a mianowicie Akademii moiey, która mi przysiąc kazała, iż bronić będę iey honoru58”.

W półtory godziny odebrałem bilet w grzecznych wyrazach zapraszaiący mię nazaiutrz, o godzinie dziesiątey z rana do Jezierny. Nie wiedziałem, co by to było, i pierwsza myśl, która mi przyszła do głowy, napełniła mię radością, iż tam musi się odprawiać iakiś akt publiczny, na który mię proszą, powziąwszy wiadomość o przymiotach moich. Chwała dla ludzi uczonych iest iak powietrze, którym oddychamy. Ta myśl pochlebna utaić nie mogła przed wuiem ukontentowania mego. Ale iakem się zdziwił, kiedym z ust iego usłyszał, iż Jezierna iest szkołą, gdzie młodzież ma popis z nauki zabiiania się, która także wchodzi do iey edukacyi; że honor tego wyciąga, aby mię zabił móy przeciwnik, ieżeli go ia wprzód nie zabiię. Nade wszystko zaś to mię zmieszało, że wuy móy zabronił mi na zawsze powrotu do domu swego, ieżeli nie pokażę tego, iż mniey poważam sobie życie niż punkt honoru. Pierwszy raz obiły się o uszy moie te maxymy honoru i ta nauka, aby się zabiiać. Rozumiałem nayprzód, iż wuy móy żartuie, ale utrata łaski i zabronienie domu dały mi na koniec poznać, iż sylogizm in Brocardo ściągnął na głowę moią nieszczęście. Wszystkie uwagi wuia, iż lepsza śmierć chwalebna niż życie niesławne, były nadaremne. Bardziey kochaiąc życie niż dziwaczny honor, zacząłem przed nim rzewliwie płakać, ale im więcey pozwalałem żalowi, tym bardziey wuy gniewał się na mnie, wyrzucaiąc mi lękliwość, która kobietom tylko przystoi, żałował, że noszę na sobie imię Zdarzyńskich, które w podobnych okolicznościach dało kilkokrotne dowody męstwa umysłu i odwagi serca.

Niech mi każdy wyświadczy, który kiedykolwiek miał do czynienia w podobnym przypadku, iaka była noc moia aż do tey godziny, kiedy nie tak ze snu, iako raczey z letargu ocucił mię Pan Maior, wchodząc do pokoiu mego z nowiną, że ma sobie za szczęście, iż Pan Starosta wuy móy obrał go za sekundanta dla mnie. Te słowa uspokoiły nieco pomieszanie moie. Rozumiałem, iż zwyczay iest dlatego obierać takich przyiaciół, aby ci czynili zgodę między rozróżnionemi! Alem się zdziwił, słysząc na placu sekundanta mego, iż przez gorliwość o honor przyiacielski zezwolić nie chciał na to, aby meta nasza była o siedem kroków, tę daiąc przyczynę, iż w tak delikatney materyi nie przystoi dla odległości mety strzelać do siebie na wiatr.

Widząc oczywiste niebezpieczeństwo życia i przeciwnika mego nie nadto nacieraiącego, pogodziłem się z nim na placu, chociaż sekundanci nasi przytaczali nam ustawę punktu honoru, iż plamę iego krwią tylko zmyć można. Powróciłem zdrów do Warszawy, a nie śmieiąc pokazać się wuiowi, wprosiłem się na czas do iednego klasztoru, póki bym przez przyiaciół nie przebłagał zagniewanego wuia.

Szczęście zdarzyło dla mnie w tym klasztorze uczonego lektora, który w smutnym stanie moim był mi pociechą. Dałem mu poznać moią naukę, rozprawiaiąc o wszystkim, cokolwiek być może subtelnieyszego w filozofii Arystotelesa. Weszliśmy z sobą w ściślieysze związki przyiaźni, a pochwały, które mi dawał, były powodem dla mnie, żem wynurzył żal przed nim na wuia mego z okazyi pierwszego przywitania i utraty łaski. Ubolewał nade mną, ale bardziey ieszcze nad naukami, które teraźnieysze panowanie przywiodło do upadku. A gdy mi począł wyliczać filozofow perypatetycznych imiona, których xięgi in folio gniią teraz zarzucone w szafach, zdawało mi się, że patrzę na ową ruinę nauk, która była około piątego wieku, gdy barbarzyńcy osiadać poczęli polerowną59 Europę.

Powziąłem wieczną nienawiść ku imionom: Konarskich, Krasickich i Naruszewiczów, którzy pierwsi, iak mi powiedział, pismami swemi odmienili gust nauk i wymowy. Ale nierównie bardziey znienawidziłem sobie imienia Łuskinów i Wiśniewskich, którzy pierwsi wprowadzili do Polski nowość poźnieyszey filozofii i obalili kilku wiekami ubezpieczoną naukę Arystotelesa. Zostawuiąc czasowi pracę około przywrócenia do dawney sławy filozofii perypatetyczney, zacząłem wprzód myśleć o sposobach przebłagania wuia. A zażywszy wiele trudności, zostałem na koniec przywrócony do łaski.

 

Rozdział VI

Wyszedłszy raz z domu, słyszałem, przechodząc koło Świętego Krzyża60, iż dwie przekupki kłóciły się z sobą. „Poczciwaś! – mówiła iedna do drugiey. – Rada byś mię z moiey pracy wyzuć… Poczekay, doczekam się tego, że sama wprzód zniszczeiesz… Nic nie miałaś, nic nie masz i nic nie będziesz miała… Gdyby mi przyszło…”.

„Coż to iest? – rzekłem sam do siebie – ta baba nie była w Akademii Sandeckiey, a zna retoryczne figury? Używa ironij, antonomazyi, diasyrmu, synekdochy, anafory…”. Zastanowiłem61 się nieco, abym się iey spytał, co by ią tak mocno gniewało. „Oto ta zła kobieta – odpowie. – Nie żal by mi było, gdybym z nią żyła obłudnie….”. Zdziwiłem się ieszcze bardziey. Coż znowu? ta baba umie także logikę, sylogizm iest in Darapti.

Powróciłem do domu cały w myślach, rozbieraiąc w głowie słowa wuia mego, które do mnie mówił na pierwszym powitaniu. Pośmiewisko i wytykanie palcem tych, ktorzy mię znali, przypadek niedawny z damami i świeże zdarzenie z przekupką dały mi poznać, iż trzeba coś więcey umieć niż to, czego mię uczono w szkołach, aby bydź62 użytecznym, i uczonym człowiekiem. „Toż nauka moia – myślałem sobie – ma bydź szczerym głupstwem? y nauczyciele moi, głupszemi ieszcze ode mnie?”. Zastanawiaiąc się dłużey nad tą uwagą, przyznałem na koniec, iż moia retoryka i filozofia były próżno straconym czasem. Sama natura sposobi nas do tych figur, których dziwacznych nazwisk i używania uczono mię w szkołach, a rozsądek naylepiey pokazuie, iak szukać przyczyn na poparcie zdania, nie chodząc, czyli63 to iest in Barbara czyli w iednym z tych dziwactw.

Poznawszy potrzebę oyczystego języka, którym pierwey gardziłem, starałem się usilnie, abym się go nauczył. Że zaś iak w szkołach nie miałem dobrego przewodnika do tey nauki, wziąłem się za radą niektórych do czytania xiążek takich autorów, którzy przez osobliwość wyrazów stali się sami osobliwemi. W krótkim czasie głowa moia była iak magazyn maiący w sobie same świeże towary, ponieważ naybardziey starałem się o to, aby umieścić w pamięci wszystkie nowe słowa. Ztąd64 tak wielką zabrałem chęć do czystey polszczyzny, iż kuiąc nowe wyrazy, wolałem rzecz niezrozumianą uczynić, aniżeli używać słow wziętych z obcych ięzykow, idąc po prostu za zwyczaiem, który ie przyswoił. A tak z iednego błędu nieznacznie wpadłem w drugi.

Sprzeczka o słowa była dawniey materyą pism i przyczyną krwawych utarczek; bo na nich się tylko cała filozofia i inne umieiętności zasadzały. Gdy raz podczas obiadu wszczęła się ta uczona rozprawa między literatami, których wuy móy miewał czasem u siebie: ieżeli65 człowiek uczony ma iść za zwyczaiem, czyli też zwyczay ma się stosować do uczonych ludzi, byłem przeciwny zdaniu wuia mego, przychylaiąc się do tych, którzy utrzymywali, iż wszędzie uczeni idą przeciw zwyczaiowi66.

Często obcuiąc z takiemi literatami, nauczyłem się polskiego języka inaczey wcale67, iak nim pisał Skarga i teraz pisze Krasicki. Wuy móy nie lubił słów nowych i te tylko chwalił, które nie dziwactwo, ale potrzeba wynayduie, aby ułatwić trudność w wyrażeniu myśli; ale nie chciał zwać nigdy poezyi rymopisarstwem, geografii ziemiopisarstwem, historyi dzieiopisarstwem… „Czyliż – mówił – dlatego mowę dawnych Rzymian poczytać można za ubogi ięzyk, że wiele słów wzięli od Greków i sobie ie przywłaszczyli? Nie na wielości nazwisk iedney rzeczy, ale na dostateczności wyrażenia wszystkich działań duszy naszey zależy obfitość ięzyka. Rzymianie, a po nich Francuzi i inne narody, doskonaląc swą mowę, mniey dbali o wyrazy techniczne, które wzięli z obcego ięzyka i które bardzo łatwo odmienić mogli w oyczyste. Naywiększym ich staraniem było przykładać się do tego, co iest istotną potrzebą. Niechże i nasz ięzyk ma tyle wyrazów, ile iest wyobrażeń, to go uczyni dostatecznym, bo obfitością malowania rozlicznych spraw duszy przechodzi, iak mi się zdaie, wszystkie znaiome mi ięzyki. Nie ma nic podobnego w łacińskim, francuskim, włoskim i niemieckim, co by wyrażało znaczenia słów: będę palił, spalę, zapalę, podpalę, przepalę, przypalę, dopalę, nadpalę… Toż we wszystkich słowach w czasie przeszłym i przyszłym. Mało iest takich narodów, których mowa miałaby w sobie pomnieyszaiące imiona z pieszczotą i powiększaiące z wzgardą; słowa wyrażaiące częste powtarzanie spraw naszych i to uszczególnienie trzech rodzaiow w czasie przeszłym i przyszłym, które Polacy maią w swoim ięzyku. A ieżeli w samych tylko wyrazach technicznych widzieć się daie niedostatek ięzyka naszego, czemuż przykładem innych narodów nie mamy ich z tego zrzódła czerpać, zkąd68 wypłynęły nauki. Jeżeli teologia, filozofia, gramatyka zostały przyswoione; za cóż inne maią się odmieniać?”.

Chociaż wielu przychylało się do zdania wuia mego, ia iednak zapalony chęcią, aby wyczyszczać ięzyk, chroniłem się usilnie wyrazów: papier, mur, sos, dach, ratusz, iarmark, dlatego że nie były oyczyste. Ale chwytaiąc się czystey polszczyzny, nierychło postrzegłem, żem poszedł tąż samą drogą, którąm się w szkołach odbłąkał od prawdziwey nauki.

Prawda, iż wuy móy starał się wszelkiemi sposobami, abym gust popsuty naprawił. Dla tey przyczyny zalecał mi dzieła Krasickiego, Naruszewicza, mowy seymowe Jgnacego Potockiego, Zabawki wierszem i prozą Franciszka Karpińskiego… Ale częścią uprzedzony o tym przez rozmowę z o.69 lektorem, częścią iż inne pisma wpadały mi w ręce, nierychło się wziąłem do czytania tych xiążek.

Ostatnią nadzieię poprawienia gustu mego w naukach pokładaiąc wuy w francuzkim ięzyku, kazał mi się go uczyć. Widziałem sam potrzebę, nie żeby umieiętność iego służyć mi miała do czytania xiążek pożytecznych, ale że we wszystkich posiedzeniach, gdzie ton dobry przeszedł z Paryża, rzadko Polak mówi do Polaka oyczystym ięzykiem. Metr70 móy iako sam był naybiegleyszy w dzieiach romansowych, tak do tey umieiętności ciekawość we mnie wzbudzaiąc, wprawił mię w gust czytania takich tylko xiążek.

Dzięki pierwszym wynalazcom romansów i dzieł teatralnych, iż tych pism na samey intrydze miłości założyli osnowę. Poźnieysi źli w wielu rzeczach naśladowcy to także szczególnie za cel sobie wzięli, aby nie nudzić moralnością młodego czytelnika, ale wzbudzaiąc w nim ciekawość intrygami miłości, podżegać ogień, zapalać imaginacyą i przewracać głowę dziwacznemi awanturami71.

Jaka tylko z podobnych xiążek wpadła mi w ręce, zawsze to coraz głębiey zostawało w umyśle, iż miłość iest ów ogień niebieski, który wchodził w ułożenie ciał i świata całego, który ożywia naturę, utrzymuie ią i czuć się daiąc w każdym stworzeniu, staie się głosem powszechnym iey wyroku. „O miłości! Miłości!” – wołałem iak ów bohatyr St. Preux72, którego przypadki wystawiałem sobie za wzór heroicznego kochania.

41o cnocie plastyczney – De virtute plastica. [przypis autorski]
42o początku uszczególniającym – Principium individuationis. [przypis autorski]
43o opowiadanym powszechnym pośledniczym – Praedicatum univesale posterioristicum. [przypis autorski]
44o Adamie ieżeli miał wlaną umieiętność i tak był stworzony iak my, którzy się rodziemy – nauczyciele umieiętności lekarskiey Akademii Douay [w roku] 1745 wydali zagadnienie: Utrum Adamoes habuerit umbilicum. [przypis autorski]
45Doktor Halski – Doktor Halensis napisał siedem tomow in folio o siedmiu piórach Herubinów. [przypis autorski]
46ztąd – dziś popr. ubezdźwięcznione: stąd. [przypis edytorski]
47potym – dziś popr.: potem. [przypis edytorski]
48lubo (daw.) – choć, chociaż. [przypis edytorski]
49susceptant (daw.) – pomocnik notariusza; urzędnik sądowy przyjmujący zeznania. [przypis edytorski]
51kupres (z łac. cupressus) – drzewo cyprysowe; tu: przen. kres życia (cyprys był uznawany za drzewo żałobne, cmentarne). [przypis edytorski]
50suscipiat a te (łac.) – przyjęty przez ciebie. [przypis edytorski]
52god – dziś popr. D.lp: godów; gody: wesele, okres świąteczny. [przypis edytorski]
53prowentowe regestra – rejestry dochodów. [przypis edytorski]
54potym – dziś popr.: potem. [przypis edytorski]
55w posiedzeniu – tu: na spotkaniu. [przypis edytorski]
56O trzecim przyległym – De tertio adiacente. [przypis autorski]
57przydatnik wiąże się z podpadnikiem – attributum cum subjecto. [przypis autorski]
58Akademii moiey, która mi przysiąc kazała, iż bronić będę iey honoru – zwyczay był przedtym, iż kazano przysięgać młodzieży, iako bronić będzie honoru Akademii; teraz z reformą ustało i krzywoprzysięstwo. [przypis autorski]
59polerowny (daw.) – cywilizowany. [przypis edytorski]
60Święty Krzyż – tu: kościół pod wezwaniem Świętego Krzyża w Warszawie, usytuowany nieopodal skrzyżowania ulicy Krakowskie Przedmieście i Świętokrzyskiej. [przypis edytorski]
61zastanowić się (daw.) – stanąć, przystanąć. [przypis edytorski]
62bydź – dziś popr.: być; autor stosuje obie formy zamiennie. [przypis edytorski]
63czyli – czy z partykułą wzmacniającą -li; znaczenie: czy też. [przypis edytorski]
64ztąd (daw.) – dziś ubezdźwięcznione: stąd. [przypis edytorski]
65ieżeli (daw.) – tu: czy. [przypis edytorski]
66wszędzie uczeni idą przeciw zwyczaiowi – pisma niektóre powstaią przeciw Akademikom francuskim, nazwanym Jch Mość Czterdziestu; iż doskonaląc ięzyk, piszą częstokroć przeciw zwyczaiowi. To może dało pochop Pirronowi do żartu: Jch Mość Czterdziestu maią rozum za czterech. [przypis autorski]
67wcale (daw.) – tu: w całości, zupełnie. [przypis edytorski]
68zkąd (daw.) – dziś ubezdźwięcznione: skąd. [przypis edytorski]
69o. – skrót od: ojciec; tytuł używany wobec wyższego rangą mnicha w klasztorze. [przypis edytorski]
70metr (z fr. maître) – nauczyciel. [przypis edytorski]
71awantura (daw.) – tu: przygoda. [przypis edytorski]
72Staint Preux – bohater powieści epistolarnej Jeana Jacques'a Rousseau Nowa Heloiza, której głównym tematem jest nieszczęśliwa (z powodu różnic klasowych) miłość Saint Preux do Julii d'Estange. [przypis edytorski]