Kostenlos

Fabryka Absolutu

Text
0
Kritiken
Als gelesen kennzeichnen
Fabryka Absolutu
Fabryka Absolutu
Hörbuch
Wird gelesen Artur Ziajkiewicz
Mehr erfahren
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

18. W redakcji nocnej

Największy dziennik ludowy „Przyjaciel Ludu” miał redakcję nie tak bardzo liczną. O godzinie pół do dziesiątej wieczorem siedział w jej lokalu tylko nocny redaktor Kosztial (Bóg raczy wiedzieć, dlaczego fajki nocnych redaktorów śmierdzą tak haniebnie) i pater Joszt, który pogwizdując przez zęby, pisał na jutro artykuł wstępny.

W tej chwili wszedł do redakcji pan metrampaż75 Novotny i przyniósł mokre odbitki szczotkowe76.

– No więc, panowie, artykuł wstępny – warknął. – Kiedyż go mamy złożyć?

Pater Joszt przestał świstać.

– Zaraz będzie, panie Novotny – rzekł skwapliwie. – Nie przypominam sobie pewnego słowa. Czy już mieliśmy „diabelskie machinacje?”

– Onegdaj.

– Aha. A „zbójecka zasadzka?” Też już była?

– Była.

– „Nikczemne oszustwo?”

– Mieliśmy dzisiaj.

– „Bezbożny wynalazek?”

– Chyba ze sześć razy – odpowiedział redaktor Kosztial.

– Szkoda! – westchnął pater Joszt. – Uważam, że zbyt rozrzutnie szafowaliśmy myślami. Jak wam się podobał dzisiejszy artykuł wstępny, panie Novotny?

– Mocny – rzekł pan metrampaż. – Ale czas już składać.

– Zaraz będzie – zapewniał pater Joszt. – Sądzę, że ci z góry byli zadowoleni z numeru porannego. Zobaczycie, że przyjdzie Jego Biskupia Miłość. Powie mi: Dobrze ryczałeś, Joszcie. Mieliśmy już „oszalałą wściekliznę?”

– Mieliśmy.

– Szkoda. „Musimy ustawić nowe baterie i palić, Joszcie”, rzekła do mnie któregoś dnia Jego Miłość. „Bij w nich jak w kaczy kuper! Bo uważasz, wszystkiego do czasu, ale my na wieki”. – A pan, panie Novotny, nie ma w zapasie jakiego takiego dobrego słówka?

– No, więc dajmy na to „zbrodnicza tępota”, albo „perwersyjna złośliwość”.

– Niczego sobie – odetchnął z ulgą pater Joszt. – Powiedz pan, panie Novotny, skąd pan bierze takie dobre pomysły?

– Ze starych roczników „Przyjaciela Ludu”. Ale ten artykuł wstępny, wasza wielebności!

– Zaraz się zrobi. Poczekajcie: „Zbrodnicza tępota i perwersyjna złośliwość wiadomych kół, które bałwanami Baala mącą czystą wodę Skały Piotrowej… Aha, zaraz będzie: Skały Piotrowej, mącą czystą wodę, tak, i ustawiają na niej złotego cielca, który zwie się diabłem czyli Absolut…”.

– Artykuł wstępny? – ozwał się głos we drzwiach lokalu nocnej redakcji.

– Laudetur Jesus Christus77. Wasza Biskupia Miłości – zerwał się pater Joszt.

– Macie artykuł wstępny? – zapytał biskup Linda, wchodząc żwawym krokiem. – Któż to pisał poranny wstępniak? Rany boskie, wyście nas urządzili! Który idiota napisał to?

– Ja – wyjąkał pater Joszt, cofając się. – Ja… Wasza Biskupia Miłości… ja myślałem…

– Ja ci dam myśleć! – ryknął biskup Linda, upiornie łyskając okularami. – Masz! – Zgniótł w ręku poranny numer „Przyjaciela Ludu” i rzucił go Josztowi pod nogi. – „Ja myślałem”! Patrzcież, on myślał! Czemuś nie telefonował? Czemu nie zapytałeś, co masz pisać? A wy, panie Kosztial? Jak pan może zamieszczać coś podobnego? Pan także pewno myślał? Novotny!

– Słucham – rzekł pan metrampaż, drżąc ze strachu.

– Dlaczego kazał pan to złożyć? Pan także myślał?

– Nie, ja nie myślałem – protestował metrampaż. – Ja muszę składać, co mi panowie poślą.

– Nikt nic nie musi, tylko, co każę ja! – oświadczył stanowczo biskup Linda. – Siadaj, Joszcie, i czytaj, coś rano naględził. Mówię ci: czytaj!

– Już od dawna – czytał pater Joszt drżącym głosem swój własny artykuł wstępny – już od dawna, niepokoi nasz ogół… nikczemne oszustwo…

– Co?

– Nikczemne oszustwo, Biskupia Miłości – jęknął pater Joszt. – Ja myślałem… ja… ja teraz widzę… że…

– Że co?

– Że to jest trochę za mocne, to „nikczemne oszustwo”.

– Pewno, że za mocne. Czytaj dalej.

– …nikczemne oszustwo z tak zwanym Absolutem… którym masoneria, Żydzi i inni postępowcy… bałamucą świat. Zostało naukowo dowiedzione…

– Patrzcie państwo – krzyknął biskup Linda. – Joszt nam coś naukowo dowiódł! Czytaj dalej!

– …naukowo dowiedzione – bąkał nieszczęsny Joszt – że tak zwany Absolut… jest takim samym szwindlem niedowiarków… jak sztuczki mediów, które…

– Poczekaj no – rzekł z nagłą łaskawością biskup. – Napisz taki artykuł wstępny: Zostało naukowo dowiedzione… Napisałeś? A więc, dowiedzione, że ja, pater Joszt, jestem osioł, fujara, niezguła… Napisałeś?

– Napisałem – szepnął zmiażdżony Joszt. – Wasza Miłość raczy dyktować dalej.

– Wrzuć to do kosza, synu – rzekł pan biskup – i rozwieś swoje głupie uszy. Czytałeś dzisiejsze gazety?

– Czytałem, Wasza Mił…

– Wygląda tak, jakbyś ich nie czytał. Dzisiaj rano, paterku, ukazał się przede wszystkim komunikat związku monistów, że Absolut jest właśnie tą Jednością, którą moniści zawsze uważali za Boga, że więc kult Absolutu w pełni odpowiada nauce monistów. Czyś to czytał?

– Czytałem.

– Dalej wiadomość, że loże masońskie zalecają swoim członkom kult Absolutu. Czytałeś?

– Czytałem.

– Dalej, że na synodalnym zjeździe luteranów superintendent Maartens miał pięciogodzinny wykład, w którym dowodził tożsamości Absolutu z objawionym Panem naszym. Czytałeś?

– Czytałem.

– Dalej, że na zjeździe Siódmej Międzynarodówki delegat rosyjski Paruskin-Rebenfeld zaproponował oddawanie czci Towarzyszowi Bogu, który sympatie swoje dla ludu roboczego objawił tym, że wstąpił do fabryk. Przyjęto z wdzięcznością do wiadomości, że Najwyższy Towarzysz postanowił pracować zamiast wyzyskiwanych. Uchwalono wniosek, aby na dowód solidarności zagaił generalny strajk we wszystkich swoich zakładach. Po tajnej naradzie prezydium, wniosek cofnięto jako przedwczesny. Czytałeś?

– Czytałem.

– Wreszcie przyjęto rezolucję, że Absolut jest wyłącznie majątkiem warstw proletariackich i ludowych i że burżuazja nie ma prawa czcić Go lub też przyjmować od Niego cuda. Zarządzono opracowanie robotniczego kultu Absolutu oraz nakazano tajne uzbrojenie na wypadek, gdyby kapitał spróbował wyzyskiwać albo przywłaszczyć sobie Absolut! Czytałeś to?

– Czytałem.

– Dalej, manifest Wolnej Myśli, komunikat Armii Zbawienia, oświadczenie Teozoficznej Centrali Adyar, list otwarty do Absolutu, a podpisany przez Wspierające się Gminy Chałupników, manifest Związku Właścicieli Karuzel podpisany przez prezesa Bindera, dalej Głos Jednoty Kostnickiej, numer specjalny „Głosów z Tamtego Świata”, „Baptysowskiego Czytelnika” i „Abstynenta”… Człowieku, czytałeś to wszystko?

– Czytałem.

– Więc widzisz, synu miły. Wszędzie tam z wielkim hałasem przywłaszczają sobie Absolut, robią mu honory i świetne propozycje, mianują go członkiem honorowym, mecenasem, protektorem, Bogiem, i Bóg wie czym jeszcze, a tymczasem taki jakiś półgłówek, pater Joszt, tak jest, Joszt, maluchny Joszcik, nadyma się i krzyczy, że wszystko jest nikczemnym oszustwem i naukowo dowiedzionym szwindlem! Jezus Maria, tyś nas urządził!

– Ależ, Wasza Miłości, miałem przecież nakazane… pisać przeciwko… przeciwko tym wszystkim zjawiskom…

– Miałeś nakazane – przerwał mu pan biskup surowo. – Ale czy nie widzisz, że się sytuacja zmieniła? Ech, mój Joszcie – wołał biskup, powstając – nasze świątynie opustoszały, a owieczki pobiegły za Absolutem. Joszcie, człowieku głupi, jeśli mamy pozyskać owieczki dla siebie, musimy zdobyć Absolut. We wszystkich kościołach poustawiamy atomowe Karburatory, ale takich rzeczy, ty moja wielebnostko, nie rozumiesz. Zapamiętaj sobie, to jedno: Absolut musi pracować dla nas: musi być nasz, id est78, musi być tylko nasz. Capiscis79, mi fili80?

 

– Capisco81 – szepnął pater Joszt.

– Deo gratias82. Teraz, Joszciku, wykręcisz się, ale na całego. Napiszesz ładny artykulasek wstępny, w którym powiesz, że Święta Kongregacja, uwzględniając prośby wiernych, przyjęła Absolut na łono Kościoła. Panie Novotny, masz pan tu o tym List Apostolski. Weźmie pan na to grube czcionki cycero83 na pierwszą stronicę. Pan, panie Kosztial, poda w „Wiadomościach Miejscowych”, że prezes G. H. Bondy przyjmie w niedzielę z rąk arcypasterza sakrament chrztu. Doda pan do tego radosne powitanie, rozumie pan? A ty, Joszcie, siadaj i pisz… Poczekaj no, jakieś mocniejsze słowo na początek.

– Och, Wasza Miłości, może by: zbrodnicza tępota i perwersyjna złośliwość wiadomych kół…

– Bardzo dobrze, pisz: – Zbrodnicza tępota i perwersyjna złośliwość wiadomych kół już od miesięcy stara się sprowadzić nasz lud na błędne drogi. Publicznie głosi się heretycki fałsz, że Absolut jest czymś innym, niż owym Bogiem, ku któremu już od kołyski wznosiliśmy ręce… Masz to?… Wznosiliśmy ręce w dziecinnej wierze… i miłości… Masz to? Więc dalej…

19. Proces kanonizacyjny

Łatwo zrozumiecie, że w danych warunkach przyjęcie Absolutu na łono Kościoła było wielką niespodzianką. Zostało to przeprowadzone właściwie tylko papieskim Breve84, a kolegium kardynalskie stanęło wobec faktu dokonanego i zastanawiało się jedynie nad tym, czy można Absolutowi udzielić sakramentu chrztu. Postanowiono poniechać tego. Chrzest Boga jest jawną tradycją kościelną (vide Jana Chrzciciela), ale i w tym wypadku nowochrzczeniec musi być osobiście obecny. Prócz tego było bardzo łaskotliwym zagadnieniem politycznym, która osobistość panująca miałaby być kumem85 Absolutu. Dlatego Święta Kongregacja zaleciła, aby przy najbliższej mszy pontyfikalnej Ojciec Święty pomodlił się za nowego członka kościoła. Stało się to w formie bardzo uroczystej. Dalej, włączono do nauki kościelnej, że obok sakramentu chrztu, krwi, uznaje Kościół Święty także chrzest uczynków cnotliwych i zasłużonych.

Nawiasem mówiąc, na trzy dni przed wydaniem Breve przyjął papież w dłuższej audiencji prezesa G. H. Bondy'ego, który przedtem przez czterdzieści godzin konferował z sekretarzem papieskim monsignorem Pulpettim.

Niebawem została przeprowadzona prosta beatyfikacja Absolutu, formą super cultu immemorabili w uznaniu cnotliwego żywota Absolutu, obecnie Błogosławionego, i zarządzono regularny, ale przyśpieszony proces kanonizacyjny, oczywiście z dalekosiężną modyfikacją: nie chodziło bowiem o kanonizowanie Absolutu, ale o deifikowanie. Została natychmiast ustanowiona komisja deifikacyjna z kół najwybitniejszych uczonych kościelnych i pasterzy. Jako Procurator Dei86 działał z mianowania wenecki arcybiskup, kardynał dr Varesi, jako Advocatus Diaboli87 funkcjonował monsignor Pulpetti.

Kardynał Varesi przedstawił siedemnaście tysięcy zaświadczeń o dokonanych cudach, które podpisali prawie wszyscy kardynałowie, patriarchowie, prymasowie, metropolici, książęta kościoła, arcybiskupi, generałowie zakonów i opaci. Do każdego zaświadczenia dołączono badania znakomitości ze świata lekarskiego, orzeczenia wydziałów uniwersyteckich, opinie profesorów nauk przyrodniczych, technologów i ekonomistów, a wreszcie podpisy naocznych świadków, notarialnie potwierdzone.

Tych siedemnaście tysięcy dokumentów, jak wywodził monsignor Varesi, to tylko znikomy ułamek cudów istotnie dokonanych przez Absolut, bo realna ich liczba według bardzo ostrożnej oceny przekroczyła już trzydzieści milionów.

Prócz tego przedłożył Procurator Dei obszerne opinie najlepszych fachowców – specjalistów całego świata. Tak np. przedstawiciel wydziału lekarskiego w Paryżu, profesor Gardien, po dokładnym zanalizowaniu szeregu przypadków napisał, co następuje:

„…Ponieważ tedy liczne wypadki, przedstawione nam do zbadania, były z lekarskiego punktu widzenia absolutnie beznadziejne i naukowo rzecz biorąc nieuleczalne (paraliż, rak, ślepota po chirurgicznym wyjęciu obu oczów88, chromość skutkiem operacyjnego odjęcia obu dolnych kończyn, śmierć skutkiem całkowitego oddzielenia głowy od tułowia, strangulacja u powieszonego i dwa dni wiszącego itd.), wydział lekarski Sorbony uważa, że tak zwane cudowne wyleczenie tych wypadków należy przypisać bądź to zupełnej nieznajomości anatomicznych i patologicznych przesłanek, braku doświadczenia klinicznego i nieznajomości praktyki lekarskiej, albo też – czego wyłączać nie zamierzamy – interwencji siły wyższej, nie ograniczanej ani prawami przyrody, ani ich znajomości”.

Psycholog, profesor Meadow (Glasgow) napisał:

„…Ponieważ w czynach tych przejawia się stanowczo istota myśląca, zdolna do tworzenia skojarzeń, pamiętania, a nawet wniosków logicznych, istota, która tych psychicznych operacji dokonywa89 bez pomocy mózgu i układu nerwowego, jest znakomitym potwierdzeniem mej miażdżącej krytyki psychofizycznego paralelizmu, głoszonego przez profesora Mayera. Stwierdzam, że tzw. Absolut jest istotą duchową, świadomą i inteligentną, aczkolwiek naukowo, jak dotychczas, mało jeszcze zbadaną”.

Profesor Lupen z brneńskiej Politechniki napisał:

„Na miarę wyczynu pracowniczego Absolut jest siłą zasługującą na najwyższy szacunek”.

Sławny chemik Wilibald (Tybinga) napisał:

„Absolut posiada wszystkie warunki istnienia i naukowego rozwoju, albowiem w sposób wzorowy odpowiada einsteinowskiej teorii względności”.

Kronikarz nie będzie wam dalej zabierał czasu wyliczaniem opinii światowych sław naukowych: wszystko to było zresztą opublikowane w „Aktach Sanctae Sedis”90.

Proces kanonizacyjny posuwał się w szybkim tempie, a tymczasem kolegium wybitnych dogmatystów i egzegetów opracowywało dzieło, w którym na podstawie Pisma Św. i dzieł Ojców Kościoła i Doktorów ustalono tożsamość Absolutu z Trzecią Osobą Boską.

Ale zanim doszło do uroczystej deifikacji, patriarcha konstantynopolitański, jako głowa kościoła wschodniego, zadekretował tożsamość Absolutu z Pierwszą Osobą Boską, Stwórcą. Do tego, zaiste heretyckiego poglądu przyłączyli się starokatolicy, obrzezani chrześcijanie abisyńscy, ewangelicy wyznania helweckiego, nonkonformiści i kilka co większych sekt amerykańskich. Rozgorzała z tego powodu żywa walka teologiczna. Co do Żydów, to rozpowszechniła się między nimi tajna nauka, że Absolut jest to stary Baal, a Żydzi liberalni przyznawali się jawnie, że w takim razie wyznają Baala.

Wolna Myśl zjechała się w Bazylei. W obecności dwóch tysięcy delegatów ogłoszono Absolut jako Boga Wolnych Myślicieli, po czym zaatakowano z niewiarygodną gwałtownością klechów wszystkich wyznań, którzy, jak twierdziła rezolucja, „chcą korzystać z jedynego naukowego Boga i zamknąć go w brudnej klatce dogmatów kościelnych i kleszego zaboboństwa, aby w niej skarlał”. Ale Bóg dostrzegalny dla oczu każdego postępowego, nowoczesnego myśliciela, „nie ma nic wspólnego z średniowiecznym kramarstwem tych faryzeuszów; jedynie Wolna Myśl jest jego parafią, jedynie Bazylejski Kongres ma prawo ustalać naukę wiary i rytuał Wolnej Religii”.

Mniej więcej w tych samych dniach niemiecki Związek Monistów zakładał podczas wielkich uroczystości kamień węgielny pod przyszły Arcychram Atomowego Boga w Lipsku. Doszło przy tym do jakichś starć, szesnaście osób odniosło rany, a sławnemu fizykowi Luttgenowi rozbito okulary.

Nawiasem dodajmy, że tegoż roku na jesieni zdarzyły się jakieś zjawiska religijne w belgijskim Kongu i w francuskiej Senegambii. Murzyni całkiem nieoczekiwanie pozarzynali i zjedli misjonarzy i kłaniali się jakimś nowym bałwanom, które nazywali Ato albo Alolto; później wyszło na jaw, że były to motory atomowe i że w sprawie tej maczali ręce niemieccy agenci i oficerowie. Natomiast w powstaniu muzułmańskim, które wybuchło w Mekce w grudniu tegoż roku, dowiedziono obecności kilku francuskich emisariuszy, którzy w pobliżu Kaaby ukryli dwanaście lekkich atomowych motorów Aero. Późniejsze bunty mahometan w Egipcie i w Tripolisie i rzezie w Arabii kosztowały około 30 000 istnień Europejczyków.

Dwunastego grudnia dokonano wreszcie w Rzymie deifikacji Absolutu. Siedem tysięcy duchownych z gorejącymi świecami w ręku towarzyszyło Ojcu Świętemu do bazyliki Świętego Piotra, gdzie za głównym ołtarzem ustawiono największy dwunastotonowy Karburator, ofiarę koncernu MEAS dla Stolicy Świętej. Obrzęd trwał pięć godzin, przy czym zagnieciono tysiąc dwieście wiernych i gości. Ściśle o godzinie dwunastej w południe zaśpiewał papież In nomine Dei Deus91 i w tejże chwili rozegrały się dzwony wszystkich katolickich świątyń świata, wszyscy biskupi i księża odwrócili się od ołtarza i zwiastowali wierzącemu ludowi: Habemus Deum92.

 

20. St. Kilda

St. Kilda93 to wysepka, czy tylko skalisko pliocenowego tufu daleko na zachód od Hebrydów. Kilka niskich brzózek, garść wrzosu i ostrej trawy, stado gnieżdżących się tu mew i na poły arktyczny motylek rodzaju Polyommatus94 oto całe życie tej straconej przedniej straży naszej części świata, stojącej między nieskończonym falobiciem morza i równie nieskończonym przypływem i odpływem wiecznie mokrych chmur. Zresztą St. Kilda była, jest i będzie zawsze nie zamieszkana95.

Ale w ostatnich dniach grudnia zarzucił tu kotwicę statek IKM „Dragon”. Statek wysadził na ląd cieślów, którzy z przywiezionych belek i desek zbudowali do wieczora duży, drewniany, niski barak. Dnia następnego przyjechali tapicerzy i przywieźli najładniejsze i najwygodniejsze meble. Dnia trzeciego wylądowali tu stewardzi, kucharze i kelnerzy i nazwozili do baraku mnóstwo naczyń, win i konserw, i w ogóle wszystkiego, co kultura wynalazła dla dostojnych, łakomych i potężnych panów.

Na czwarty dzień z rana przypłynął statkiem H. M. S. „Edwin” R. H. Sir O'Patterney, angielski premier. Po upływie pół godziny przypłynął poseł amerykański Horatio Bumm. Potem po kolei – każdy na statku wojennym: chiński pełnomocnik Mr Kei, premier francuski Dudieu96, carski generał rosyjski Buchtin, cesarsko-niemiecki kanclerz dr Wurm97, włoski książę Trivelino98 i japoński ambasador Janato. Szesnaście angielskich torpedowców krążyło wokół St. Kildy, aby uniemożliwić dostęp reporterom, albowiem zjazd ten Najwyższej Rady Wielkomocarstwowej, pośpiesznie zwołany przez wszechmocnego Sira O'Patterneya, miał się odbywać przy najściślejszym wyłączeniu publiczności.

Istotnie, torpedą został zatopiony duński szkuner do połowu wielorybów „Nyls Hans”, który próbował prześliznąć się w nocy przez łańcuch torpedowców. Oprócz dwunastu ludzi załogi zginął przy tej sposobności reporter gazety Chicago Tribune, Mr Joe Hashek. Pomimo to sprawozdawca New-York-Heralda, Bill Prittom, bawił przez cały czas na St. Kildzie w przebraniu kelnera i jego pióru zawdzięczamy tych kilka wiadomości, które nawet po późniejszych dziejowych katastrofach przechowały się o tym pamiętnym zjeździe.

Pan Bill Prittom twierdził, że ta wysoka konferencja polityczna dlatego odbywała się na miejscu tak opuszczonym, aby była wyłączona bezpośrednia ingerencja Absolutu na jej uchwały. Wszędzie indziej mogło się zdarzyć, że Absolut zdołałby się wśliznąć w zgromadzenie mężów tak dostojnych w postaci natchnienia, oświecenia, albo i cudu, co w wyższej polityce byłoby oczywiście rzeczą wprost niesłychaną. Zdaje się, że pierwszym celem konferencji było porozumienie się w polityce kolonialnej. Państwa miały się porozumieć i zobowiązać, że nie będą popierały ruchów religijnych na terytoriach innych państw. Podnietą ku temu była agitacja niemiecka w Kongu i Senegambii, dalej tajne wpływy francuskie przy wybuchu mahdyzmu w angielskich strefach mahometańskich, a przede wszystkim japońskie przesyłki Karburatorów do Bengalu, gdzie wrzała straszliwa rewolta najróżniejszych sekt. Narady odbywały się przy drzwiach zamkniętych. Wydano jedynie komunikat, że Niemcom przyznaje się sferę wpływów w Kurdystanie, a Japonii na niektórych wyspach greckich. Sojusz angielsko-japoński i francusko-niemiecko-rosyjski znalazły tu w pełni wyraz wielkiej serdeczności.

Po południu przyjechał osobno na torpedowcu pan G. H. Bondy i został przyjęty na audiencji Najwyższej Rady.

Dopiero około godziny piątej (według czasu angielskiego) zebrali się dostojni dyplomaci przy obiedzie i Bill Prittom miał przy tej sposobności możność słuchania rozmów przedstawicieli Wysokich Umawiających się Stron na własne uszy. Po obiedzie rozmawiali o sporcie i aktorkach. Sir O'Patterney z białogrzywą głową poety i z bystrymi oczami rozmawiał żywo o połowie łososi z jego ekscelencją premierem Dudieu, którego żywe ruchy, donośny głos i pewne je ne sais quoi99 zdradzały dawnego adwokata. Baron Janato, odsuwając wszelki napój, słucha milcząc i uśmiecha się, jakby miał usta pełne wody. Dr Wurm przerzuca karty akt, generał Buchtin przechadza się po sali z księciem Trivelino, Horatio Bumm, zupełnie sam, robi na bilardzie serię karamboli (widziałem jego piękny tripple-boussard przez rękę, który oceniłby należycie każdy znawca), podczas gdy Mr Kei, podobny do bardzo żółtej i bardzo wysuszonej staruszki, przebiera jakiś buddyjski różaniec: jest on mandarynem100 w swoim państwie Słońca.

Nagle wszyscy dyplomaci skupiają się dokoła pana Dudieu, który opowiada:

– Tak jest, panowie, c'est ça101. Nie możemy wobec Niego pozostać obojętni. Trzeba Go albo uznać, albo odmówić Mu uznania. My Francuzi jesteśmy raczej za tym drugim.

– Dlatego, że u was działa jako antymilitarysta – rzekł nie bez pewnej złośliwości książę Trivelino.

– Nie, panowie – zawołał Dudieu – na to nie liczcie. Armia francuska jest nietknięta. Jako antymilitarysta! Wielkie rzeczy! U nas było już tylu antymilitarystów! Panowie, dobrze Go pilnujcie: jest to demagog, komunista, un bigot102, diabli wiedzą co tam jeszcze, ale zawsze radykał. Oui, un rabouliste103, c'est ça104. Trzyma się najdzikszych popularnych haseł. Idzie z tłumami. U was, Wasza Książęca Mość – zwrócił się nagle do księcia Trivelino – jest nacjonalistą i upaja się iluzjami imperium rzymskiego. Ale baczność, książę, takim jest tylko po miastach, podczas gdy na prowincji trzyma z klechami i wyczynia mariańskie cuda. Jedną ręką pracuje dla Watykanu, drugą dla Kwirynału. Albo jest w tym jakiś jego zamiar, albo… czy ja wiem. Moi panowie, możemy powiedzieć to sobie szczerze: wszyscy mamy z Nim kłopoty niemałe.

– U nas – rzekł w zamyśleniu Horatio Bumm, opierając się na kiju bilardowym – interesuje się także sportem. Indeed, a big sportsman105. Faworyzuje wszystkie rodzaje gier sportowych. Osiągnął bajeczne rekordy w sporcie i w sektach. Jest socjalistą. Trzyma z mokrymi. Zamienia wodę w drinks106. Niedawno temu na bankiecie w Białym Domu wszyscy, ech, wszyscy się strasznie podgazowali. Wiecie, pili tylko wodę, ale On im ją w żołądku przemienił w drinks.

– To dziwne – wywodził Sir O'Patterney – u nas wygląda raczej konserwatywnie. Zachowuje się jak wszechmocny clergyman107. Meetings108, pochody, kazania na ulicach i such things109. Sądzę, że jest przeciwny nam, liberałom.

Baron Janato ozwał się z uśmiechem:

– U nas jest jak u siebie. Bardzo, bardzo miły Bóg. Bardzo się przystosował. Bardzo wielki Japończyk.

– Jaki tam znowu Japończyk! – zawołał warkliwie generał Buchtin. – Co wy gadacie, batiuszka! To Rosjanin, prawdziwy Rus, Słowianin. Szeroka ruska dusza, Ekscelencjo. Trzyma z nami, mużykami110. Niedawno temu nasz archimandryta111 urządził mu procesję: dziesięć tysięcy świeczek a ludu, gaspada112, jak maku. Zjechały się dusze chrześcijańskie z całej matuszki Rosiji. I cudy nam robi, Ojciec nasz – dodał generał, żegnając się i kłaniając po pas.

Cesarski kanclerz niemiecki podszedł do rozmawiających i po chwili milczącego przysłuchiwania się rozmowie, rzekł:

– Tak, potrafi podobać się ludowi. Wszędzie przybiera mentalność danego kraju. Jak na swój wiek jest zdumiewająco ruchliwy. My to stwierdzamy na sąsiadach. W Czechach na przykład zachowuje się jako kolosalny indywidualista. Każdy ma tam swój Absolut na własną rękę. U nas mamy Absolut państwowy. U nas Absolut dojrzał natychmiast do wyższego państwowego uświadomienia. W Polsce działa niby jakiś gatunek alkoholu… U nas działa… jako… jako… höhere Verordnung, verstehen sie mich113.

– Czy także w waszych krajach katolickich? – z uśmiechem pytał książę Trivelino.

– To są takie lokalne różnice – odpowiedział dr Wurm. – Niech panowie tego nie przeceniają. Niemcy są tak zjednoczone, jak nigdy dotąd. Ale dziękuję waszej książęcej mości za katolickie Karburatory, które do nas przemycacie. Na szczęście są kiepskie, jak wszystkie włoskie wyroby.

– Spokojnie, spokojnie, panowie – wtrącił się w rozmowę Sir O'Patterney. – W zagadnieniach religijnych neutralność! Co do mnie, to łososie łowię na haczyk dwoisty. Onegdaj złowiłem łososia takiej długości. Widzicie panowie? Czternaście funtów.

– A nuncjusz papieski? – zapytał dr Wurm.

– Stolica Święta prosi, abyśmy utrzymali pokój za wszelką cenę. Żąda, aby mistycyzm został policyjnie zakazany. W Anglii nie da się tego zrobić w ogóle… Mówię wam, panowie, czternaście funtów. Heaven114, musiałem się dobrze trzymać, żeby nie wpaść w wodę.

Baron Janato uśmiechnął się jeszcze grzeczniej:

– Ale my nie chcemy neutralności. On jest wielki Japończyk. Cały świat może przyjąć japońską wiarę. My także chcemy rozsyłać po świecie misjonarzy i nauczać wiary.

– Panie baronie – rzekł O'Patterney bardzo poważnie – wie pan, że świetne stosunki naszych państw…

– Anglia może przyjąć wiarę japońską – uśmiechał się baron Janato – i stosunki będą jeszcze świetniejsze.

– Słuchaj, batiuszka – zawołał generał Buchtin – nie chcemy żadnych japońskich wiar. Jeżeli ma być wiara, to niech będzie prawosławna. Niby dlaczego? A dlatego po pierwsze, że jest prawosławna, po drugie, że jest ruska, po trzecie, że tego chce nasz Car, a po czwarte, że my mamy, mości panowie, największe wojsko. Ja, moi panowie, prosto po żołniersku: po prawdzie i sprawiedliwości. Jeśli już jakaś wiara, to tylko nasza prawosławna.

– Dajcież spokój, panowie – rzekł wzburzony Sir O'Patterney. – Nie na to się tu zebraliśmy przecie!

– Całkiem słusznie – rzekł dr Wurm. – Musimy się porozumieć co do wspólnego démarche115 wobec Boga.

– Którego? – rzekł nagle chiński pełnomocnik Mr Kei, podnosząc wreszcie pomarszczone powieki.

– Którego? – powtórzył zaskoczony dr Wurm. – Przecież jest chyba tylko jeden.

– Nasz japoński – uśmiechał się przymilnie baron Janato.

– Prawosławny, batiuszka, i żaden inny! – krzyczał generał, czerwony jak indyk.

– Budda – rzekł Mr Kei i spuścił powieki, całkiem już teraz podobny do wyschłej mumii.

Sir O'Patterney zerwał się gwałtownie.

– Gentlemani – rzekł – proszę, pójdźcie za mną.

Po czym panowie dyplomaci udali się znowu na salę obrad. O ósmej wieczorem wybiegła jego ekscelencja generał Buchtin, z twarzą już purpurową i z pięściami zaciśniętymi. Za nim dr Wurm, układając swoje akta. Sir O'Patterney, nie licząc się ze względami grzecznościowymi, wychodził z kapeluszem na głowie, bardzo czerwony, za nim szedł zamilkły M. Dudieu. Książę Trivelino oddala się blady, za nim baron Janato, stale się uśmiechając. Jako ostatni wyszedł Mr Kei, z oczami spuszczonymi, przesuwając w palcach paciorki arcydługiego różańca.

Na tym kończy się sprawozdanie, które pan Bill Prittom ogłosił w „Heraldzie”. Urzędowego komunikatu o tej konferencji nie wydano – prócz wspomnianego już o strefach wpływów – a jeśli nawet zapadła jaka uchwała, to niewiele była warta. Albowiem „w łonie dziejów”, jak brzmi termin ginekologiczno-historyczny, przygotowywały się wydarzenia nieoczekiwane.

75metrampaż (z fr. mettre en pages: umieszczać na stronach) – łamacz, pracownik zecerni formujący kolumny druku ze szpalt złożonych przez zecera. [przypis edytorski]
76odbitka szczotkowa – próbny wydruk, na którym można sprawdzić jakość składu i nanieść korektę. Dawniej był to wydruk odbijany ręcznie przez przyłożenie kartki papieru do złożonych szpalt posmarowanych farbą i ostukanie jej szczotką. [przypis edytorski]
77Laudetur Jesus Christus (łac.) – niech będzie pochwalony Jezus Chrytus. [przypis edytorski]
78id est (łac.) – to jest. [przypis edytorski]
79capiscis (z wł.) – zniekształcona forma capisci: rozumiesz (2 os. lp cz. ter.). [przypis edytorski]
80mi fili (łac.) – mój synu. [przypis edytorski]
81capisco (wł.) – rozumiem. [przypis edytorski]
82Deo gratias (łac.) – Bogu dzięki. [przypis edytorski]
83czcionki cycero – dużymi literami; cycero w typografii to jednostka długości, wynosząca 12 punktów typograficznych, czyli ok. 4,5 mm. Nazwa pochodzi od rozmiaru czcionek użytych w wydaniu listów Cycerona z 1468 r. [przypis edytorski]
84breve (łac.: krótkie) – oficjalna publikacja papieskiego stanowiska w sprawie mniejszej wagi. [przypis edytorski]
85kum – tu: ojciec chrzestny. [przypis edytorski]
86Procurator Dei – urzędnik w procesie kanonizacyjnym, przedstawiający zasługi kandydata na świętego. [przypis edytorski]
87Advocatus Diaboli (łac.: adwokat diabła) – potoczna nazwa urzędnika znanego oficjalnie jako Promotor Wiary (łac. promotor fidei), który w procesie kanonizacyjnym ma za zadanie znalezienie ewentualnych wad i grzechów kandydata na świętego, tak aby decyzja o kanonizacji była podejmowana tylko w przypadku naprawdę godnych kandydatów. [przypis edytorski]
88oczów – dziś częstsza forma D. lm.: oczu. [przypis edytorski]
89dokonywa – dziś powszechna forma 3 os. lp. cz. ter.: dokonuje. [przypis edytorski]
90Akta Sanctae Sedis – oficjalny organ prasowy Watykanu, wychodzący od r. 1865, w 1908 r. zastąpione przez „Acta Apostolicae Sedis”. [przypis edytorski]
91In nomine Dei Deus (łac.: w imię Boga Bóg) – tytuł inkantacji, wymyślonej przez autora na okoliczność obrzędu deifikacji, czyli ubóstwienia, uznania Absolutu za boga. [przypis edytorski]
92Habemus Deum (łac.: mamy boga) – nawiązanie do tradycyjnych słów wypowiadanych podczas ogłaszania wyboru nowego papieża: habemus papam. [przypis edytorski]
93St. Kilda – należący do Szkocji archipelag wysp na Atlantyku, oddalony od wybrzeży Szkocji o kilkadziesiąt kilometrów. [przypis edytorski]
94Polyommatus – modraszek. [przypis edytorski]
95St. Kilda była, jest i będzie zawsze nie zamieszkana – w rzeczywistości największa wyspa archipelagu, Hirta, była zamieszkana od czasów prehistorycznych. Ostatnich rdzennych mieszkańców (kilkadziesiąt osób mówiących po gaelicku) ewakuowano z wyspy w 1930 r. [przypis edytorski]
96Dudieu – nazwisko znaczące: fr. du dieu oznacza boski, związany z bogiem. [przypis edytorski]
97Wurm – nazwisko znaczące: niem. Wurm oznacza robaka. [przypis edytorski]
98Trivelino – nazwisko znaczące: Trivelino to typ z komedii dell'arte, postać sprytnego sługi. [przypis edytorski]
99je ne sais quoi (fr.: nie wiem co) – coś nieokreślonego, ale wyraźnie zauważalnego; najczęściej: szczególne wrażenie (głównie pozytywne), jakie wywiera dana osoba. [przypis edytorski]
100mandaryn – wysoki urzędnik w Chinach w czasach cesarstwa. [przypis edytorski]
101c'est ça – o to chodzi. [fr.: to jest to. Red. WL] [przypis tłumacza]
102un bigot (fr.) – pobożniś. [przypis tłumacza]
104oui, un rabouliste (fr.) – tak jest, krzykacz. [przypis tłumacza]
103rabouliste – por. ang. rabulistic, z łac. rabula: krzykliwy adwokat, nieudolny prawnik skupiający się na drobiazgach. [przypis edytorski]
105Indeed, a big sportsman (ang.) – naprawdę wielki sportowiec. [przypis tłumacza]
106drinks (ang.) – napoje. [przypis tłumacza]
107clergyman (ang.) – duchowny. [przypis tłumacza]
108meetings (ang.) – wiece. [przypis tłumacza]
109such things (ang.) – takie rzeczy. [przypis tłumacza]
110mużyk (ros. мужик) – chłop. [przypis edytorski]
111archimandryta (gr. ἀρχιμανδρίτης, archimandritis: szef owczarni) – duchowny sprawujący władzę nad klasztorem w Kościele prawosławnym, odpowiednik katolickiego opata. [przypis edytorski]
112gaspada (z ros.) – panowie. [przypis tłumacza]
113höhere Verordnung, verstehen sie mich (niem.) – wyższe rozporządzenie, rozumiecie mnie, panowie? [przypis tłumacza]
114Heaven (ang.) – Nieba. [przypis tłumacza]
115démarche (polit., fr.) – oświadczenie a. wystąpienie dyplomatyczne jednego państwa wobec drugiego w konkretnej sprawie. [przypis edytorski]