Kostenlos

Kawaler Gluck

Text
0
Kritiken
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

Zatrzymał się.

– I znów widziałeś to Oko?

– Widziałem, widziałem znowu! Długie lata wzdychałem w krainie marzeń – tam – tam! Przebywałem w czarownej dolinie i przysłuchiwałem się, jak śpiewały między sobą kwiaty. Tylko słonecznik milczał i chylił zamknięty kielich ku ziemi. Niewidzialne węzły ciągnęły mnie ku niemu – podniósł głowę – kielich rozwarł – i z niego błysło mi Oko. Teraz, niby promienie, potoczyły się tony z głowy mej ku kwiatom, które chciwie je sączyły. Coraz większe stawały się liście słonecznika – promienie tryskały z jego wnętrza – otoczyły mnie dokoła – Oko, a z nim i ja – zniknęliśmy w kielichu.

Przy ostatnich słowach podskoczył i szybkim, młodzieńczym krokiem pośpiesznie wybiegł z pokoju. Na próżno czekałem na jego powrót: postanowiłem tedy wrócić do miasta.

Byłem już w pobliżu Bramy Brandenburskiej24, gdy ujrzałem nadchodzącą w mroku długą postać – i wnet rozpoznałem swego dziwaka.

– Czemuż to mnie pan tak nagle opuścił?

– Było zbyt gorąco – i już dzwonił Eufon.

– Nie rozumiem pana.

– Tym lepiej.

– Tym gorzej, gdyż chciałbym wielce rozumieć pana w całości.

– Czy pan nic nie słyszy?

– Nic.

– To już przeszło. – Idźmy dalej. W gruncie niezbyt lubię towarzystwo. Ale – pan nie jest kompozytorem – pan nie jest berlińczykiem.

– Nie mogę zrozumieć, co pan czuje przeciw berlińczykom. Tu, gdzie sztuka takiej czci doznaje i w tak wysokiej mierze jest uprawiana, dobrze czuć by się powinien człowiek pańskiego ducha artystycznego.

– Myli się pan. Ku udręce swej skazany tu jestem, jako duch wyosobniony, błądzić w próżni!

– W próżni – tu – w Berlinie?

– Tak, czuję się tu jak w próżni, gdyż żaden duch pokrewny nie wyjdzie tu na moje spotkanie. Jestem sam.

– Ależ artyści – kompozytorzy?

– Precz z nimi! Ci krytykują, krytykują i rozcieńczają wszystko do najbardziej rozcieńczonej miary; ryją wszystko na wskroś, aby tylko jaką ubożuchną myśl znaleźć; wciąż ględząc niedorzeczności o sztuce, o zmyśle artystycznym i Bóg wie o czym – nie są zdolni nic stworzyć, i gdy im coś tak zjawi się w duchu, jakby kilka idei miało im zaświtać, wtedy z okropnej ich lodowatości poznasz, jak są dalecy od słońca: to lapońska robota.

– Sąd pański wydaje mi się zbyt surowy. W każdym razie muszą pana zadowalać wspaniałe przedstawienia w teatrze.

– Raz się przemogłem, aby znów pójść do teatru i usłyszeć operę mego młodego przyjaciela, jakże się ona zowie? – Ach, cały świat jest w tej operze! Poprzez pstry zgiełk barwnie przybranych ludzi ciągną duchy Orkusowe25, wszystko ma tu głos i wszechmocny dźwięk – do licha! – myślę o Don Juanie26. Ale nie mogłem wytrzymać nawet uwertury, co była wykonana prestissimo27, bez sensu i zrozumienia; a przecież przygotowałem się do tej sprawy modlitwą i postem, gdyż wiem, że Eufon zanadto jest od tych mas poruszany i staje się nieczysty.

– Gdybym nawet i ja przystał, że arcydzieła Mozarta28 bywają tu wykonywane w sposób bardzo niedbały, to jednak opery Glucka cieszyć się mogą wcale godnym wystawieniem.

– Tak pan sądzi? – Chciałem raz słyszeć Ifigenię w Taurydzie. Wchodząc do teatru słyszę, że grają uwerturę Ifigenii w Aulidzie. Hm – sądzę, to omyłka; więc dają tę Ifigenię! Dziwię się bardzo, gdy oto brzmi andante, którym się rozpoczyna Ifigenia w Taurydzie, po czym następuje burza. Dwadzieścia lat dzieli jedno od drugiego. Całe wrażenie, cała gorliwie obmyślana ekspozycja tragedii przepadła! Ciche morze – burza – Grecy na ląd wyrzuceni – opera skończona. Jak to? Czy kompozytor dla igraszki napisał uwerturę, że ją, niby sztuczkę na trąby, można pakować, gdzie i jak się komu podoba?

– Przyznaję, że to nieporozumienie. Jednak – czyni się przecież wszystko, by posiadać dzieła Glucka.

– Ejże! – powiedział krótko i uśmiechał się gorzko i coraz bardziej gorzko. Nagle odszedł i nie mogłem go zatrzymać. W jednej chwili jakby zniknął i przez parę dni kolejno szukałem go w Parku Zoologicznym na próżno.

*

Minęło parę miesięcy, gdy w pewien dżdżysty, zimny wieczór – zapóźniony szedłem w oddalonej części miasta i śpieszyłem do swego domu na Friedrichstrasse29. Musiałem przechodzić koło teatru; huczna muzyka, trąby i kotły przypominały mi, że właśnie grano Armidę30 Glucka i nawet chciałem wejść na przedstawienie, gdy naraz pobudził moją uwagę szczególny monolog tuż pod oknem, gdzie słychać prawie każdy ton orkiestry.

– Teraz wychodzi król – grają marsza – bębnić, jeno bębnić – jest właśnie rześki – jedenaście razy musicie to dziś robić – pochód nie jest dość pochodowy – Ha, ha! – maestoso31 – wleczcie się, dzieci! – Patrzcie, tam figurant ma rozplecione sznurowadło – Dobrze, po raz dwunasty – i zawsze uderzać na dominantę32 – O wszechmocne bogi, to się nigdy nie skończy – Teraz wyśpiewuje on swój komplement – Armida dziękuje z pokorą – Jeszcze raz? Oczywiście, brak jeszcze dwóch żołnierzy. – Teraz łomocze się recitativo33. – Jakiż zły duch mnie tu przypędził!

23Brama Brandenburska – zabytkowa budowla w Berlinie, jeden z charakterystycznych punktów miasta. [przypis edytorski]
24Orkus (mit. rzym.) – demon śmierci. [przypis edytorski]
25Don Juan – Don Giovanni, opera Wolfganga Amadeusza Mozarta na podstawie sztuki Moliera Don Juan. [przypis edytorski]
26prestissimo (muz., wł.) – tempo w muzyce: bardzo szybko. [przypis edytorski]
27Wolfgang Amadeusz Mozart – austriacki kompozytor, żył w latach 1756–1791. [przypis edytorski]
28Friedrichstrasse – ulica w centrum Berlina. [przypis edytorski]
29Armida – opera Christopha Willibalda Glucka z 1777 roku. [przypis edytorski]
30maestoso (muz., wł.) – tempo w muzyce: majestatycznie. [przypis edytorski]
31dominanta (muz.) – piąty stopień gamy. [przypis edytorski]
32recitativo (muz., wł.) – recytatyw, melodeklamacja na tle muzycznym, element opery. [przypis edytorski]

Weitere Bücher von diesem Autor