Wyszłam jak obłąkana, zapomniawszy nawet podziękować Maryni, a w domu aż przestraszyłam mamę.
– Mamo! Mamusiu! Aldona jest moją! Ona będzie u nas mieszkała, będzie spała ze mną, jeść będzie ze mną, matuchno! Gdzie moja chusteczka jedwabna, muszę ją owinąć! Położę ją na łóżeczku, a sama prześpię się na kanapie, dobrze, mamusiu? Uszyjesz jej jutro taką suknię, jak u tej pięknej damy na obrazku, prawda, mateczko?
I drżałam jak w gorączce, i śmiałam się i płakałam. Mama wypytywała mnie, skąd mam lalkę, ja nie mogłam związać słów, jąkając Bóg wie co, a mama patrzyła na mnie ze smutnym uśmiechem.
Nagle otworzyły się drzwi i weszła niania Maryni.
– Ładnie się pani córka sprawuje! – brutalnie zwróciła się do mamy: – mojej panience ściągnęła lalkę!
– Co? zerwała się mama, blednąc.
I ja zrozumiałam.
– Ja nie brałam! Marynia mi ją podarowała!
– A juści, podarowała! Marysieńka moja, aniołek najmilszy, sama przyjmuje to złe na siebie. „Ja – powiada – podarowałam jej lalkę”! Darowała? Ale i niania nie ślepa. Czy widziane to rzeczy, ażeby darmo dawać komu takie kosztowne przedmioty?
– Kobieto, wy się mylicie! – wyrzekła mama, drżąc na całym ciele: – moja Kocia nie weźmie nic cudzego.
– Pani naturalnie wypada jej bronić – nieprzyjaźnie odparła służąca. – Jak i co było, to rzecz nasza, a lalkę proszę oddać.