Kostenlos

Echo

Text
0
Kritiken
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

W znaczném od wsi oddalaniu, rozdzielona z nią cała szerokością ogrodów i łankiem puszystego grochu, pod nizką ścianką niedorosłego żyta, pośrodku pustéj drogi – drobna ta, nieruchoma figurka wyglądała uciesznie i prawie fantastycznie. Możnaby ją było wziąć za wyrosłego z ziemi gnomka, bosonogiego i z czerwonym czubkiem nad głową. Czego to maleństwo tu przyszło? Co je na tym miejscu zatrzymało? Jaki widok: wzlatującego ptaka, czy błyszczącego owadu, czy kwiatu, podnoszącego z nad żyta jaskrawą koronę, tę cichą, zachwyconą radość wlewała mu w wielkie błękitne źrenice? Trudno było odgadnąć; ale w zamian pewném się wydawało, że groziło mu w tém miéjscu niéjakie niebezpieczeństwo. Dwukonne wozy, po wyładowaniu siana, wracające na łąkę, ukazywały się już zdala i wnet, wnet, ze spadzistości gruntu, wprost na nie zjeżdżać miały. Przyspieszyłam kroku, oczy dziecka powoli zwróciły się na mnie i w téj saméj chwili, w mgnieniu oka, zaszła w niém dziwna zmiana. Najprzód, drżenie przestrachu wstrząsnęło całém jego ciałem, a potém drobne ręce wzniosły się ku głowie i czerwoną czapkę ścisnęły kurczowym ruchem przerażenia, które téż wykrzywiło mu rysy i do niepodobieństwa prawie szeroko rozwarło oczy. Pomyślałam, że malec przeląkł się nieznanéj sobie istoty ludzkiéj. Nic w tém jeszcze nie było dziwnego. Z uśmiechem i pieszczotliwemi słowy zbliżałam się ku niemu, kiedy nagle, z osłupienia i oniemienia swego przebudzony, wydał on z siebie krzyk przeraźliwy i uciekać począł, ale tak uciekać, że aż drobne stopy plątały mu się po piasczystéj drodze, że aż upadał, nosek i bez tego już czarny od pyłu, w piasek pogrążając, lecz ze wszelką możliwą sobie szybkością podnosił się z ziemi, biegł daléj, drobne ramiona rozpościerał i wydawał coraz przeraźliwsze krzyki, śród których wyraźnie rozróżniałam słowa:

– Zjé! zjé Mamo! oj zjé! dalibóg zjé Mamo! Mamo!

Biegł wprost pod koła szybko nadjeżdżających wozów. Dogonić go, pochwycić i na brzeg łanku, gęstwiną grochu porosłego usunąć – było rzeczą łatwą. Ale wtedy przestrach malca wzrósł do stopnia, który zaczynał być dziwnym. Daremnie z czułością głaskałam go po głowie i twarzy, daremnie wyjęty z kieszeni karmelek usiłowałam włożyć mu w rozwarte i wykrzywione usta, daremnie do małego, czerwonego jak tulipan ucha, przykładałam dość długo tentniący zegarek, trwoga jego wzrastała, konwulsyjne prawie targania wstrząsać zaczęły członkami ciała, strumieniem łez zalane policzki drgały; w oczach malowała się zupełna i zarazem bolesna nieprzytomność. Nie widział, nie słyszał, nie czuł nic; z nieludzkiém już prawie wiżdżeniem, z zadziwiającém wytężeniem wszystkich sił swoich, wrzeszczał wciąż jedno:

Weitere Bücher von diesem Autor