Kostenlos

Historia żółtej ciżemki

Text
0
Kritiken
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

Dziś, jako niewiasta pięćdziesięcioletnia, szła strojna pod baldachimem, nie z powagą a majestatem monarchini, ale z wyrazem zadowolenia i szczęścia w twarzy: wszak miała obok siebie męża najlepszego i trzech synów umiłowanych.

Niska, otyła, o twarzy okrągłej i policzkach wydatnych, wyrazem oczu płaciła za wszystkie niedostatki oblicza i postaci. W tych oczach dużych, ciemnosiwych odzwierciedlała się dusza czysta i rozum niepospolity. Czasem jakiś złoty ognik strzelał z głębi szarych źrenic… może iskierka dumy… córa cesarzów, matka królów…

Na głowie miała czepiec biały atłasowy, złotem gęsto zahaftowany, tak ciasno do czoła przylegający, że ani pasemka włosów nie było widać; wierzch czepca zdobiła maleńka korona z diamentów i szafirów. Naszyjnik bardzo misternie pleciony z pereł układanych w gwiazdy, a łączonych ze sobą podwójnym rzędem szafirów. Widno te były ulubione klejnoty królowej, bo i od środkowej gwiazdy naszyjnika spadał na piersi ogromny szafir w kwadrat szlifowany, grubą złotą ramką objęty. Stanik ze złotej lamy629, wycięty w okrąg, naszywany był górą drogimi kamieniami na dwa palce szeroko; listwa gronostajowa łączyła go poniżej bioder z brokatową błękitną spódnicą; dołem sukni bieliły się także gronostaje.

Skoro tylko miłościwi państwo przestąpili próg kościoła, zabrzmiały organy i z chóru popłynęła pieśń starodawna do Najświętszej Panny: „O Gospodzie630 uwielbiona”… Olbrzymi kościół przepełniony był dostojnikami państwa, konsulami miejskimi, z burmistrzem na czele, i potężnym zastępem kupiectwa a mieszczan krakowskich, co w dniu dzisiejszym święcili chlubę swej ofiarności dla Matki Boskiej. Oni to, bez udziału innych stanów, hojnymi składkami dali sposobność mistrzowi do stworzenia arcydzieła. Postroili się też na to swoje święto w co najbogatsze żupany, szuby, kiereje; złote łańcuchy błyszczały na piersiach mężczyzn, kosztowne manele631 na rękach, wspaniałe kolce632 w uszach kobiet…

Szmer czci serdecznej powitał najmiłościwszych państwa, głowy pochyliły się nisko, baldachim posuwał się z wolna ku prezbiterium.

– Gdzie Wawrzek? – szepnął Stwosz do Stanka.

– Właśnie co wbiegł bocznymi drzwiami; stoi po prawej, przy swoich ojcach633.

– Powiedzże mu, aby miał nóż w pogotowiu; ty stań po lewej, nie spuszczajcie oka ze mnie.

Wyjrzał przez szparę.

– No w imię Boże… przecinać sznury!

Z chrzęstem i łomotem opadła olbrzymia płachta płócienna na ziemię; służba kościelna zasunęła ją w kąt.

Z tysiąca piersi ludzkich, ściśnionych nagle świętą grozą, wydarł się stłumiony okrzyk… potem westchnienie jękliwe poszło ku ołtarzowi, potem cisza; nawet organy oniemiały.

Chyba to nie kościół, a przedsionek nieba… grzeszne, niegodne tak wielkiego szczęścia oczy ludzkie oglądają Matkę Zbawiciela w blasku chwały wiekuistej! Zgromadzony tłum utkwił pałające uwielbieniem oczy w ołtarzu i trwał bez ruchu w świętym zapamiętaniu.

Król Kazimierz przesunął rękę po oczach, odetchnął głęboko i postawił parę kroków; Wit Stwosz podszedł również i schylił się, dotykając ziemi beretem.

– Niech was Bóg w zdrowiu chowa do setnych lat, mistrzu! – rzekł król serdecznie wzruszony – nijaka pochwała, nijaka podzięka nie wypowie tego, co człek uczuwa, stojąc przed waszym dziełem. Słowa krzepną na ustach; co byś rzekł, wszystko za mało.

– W łaskawości wielkiej oceniacie moją pracę ponad zasługę, miłościwy panie – odpowiedział Stwosz – atoli z niezmierną uciechą słucham waszej mowy, lękałem się bowiem, czy nie jest pychą a próżnym zarozumieniem to, com myślał, poglądając sam na te wizerunki. Dzięki waszym słowom mogę się radować spokojnie.

– Za dzieło tak wielkiego kunsztu podziękuje wam potomność – ciągnął dalej król – ja zasię ino za to wdzięczen jestem, żeście przysporzyli blasku memu panowaniu. Kto wspomni imię mistrza Wita, chyba i o Kazimierzu nie zabaczy. Bóg wam zapłać.

Zdjął z siebie złoty łańcuch włoskiej roboty i włożył go na szyję Stwosza; ten zaś chwycił oburącz rękę królewską i całował ją ze łzami w oczach.

– Miłościwy, najdobrotliwszy królu… czymże się za tyle łaski odwdzięczę!

– Niedługo już mego przebywania na ziemi – rzekł król cichym i drżącym głosem – niechby wasze dłuto obraz mojej osoby na grobowym kamieniu wyrzezało. Uczynicie mi to?

Wit Stwosz ze zwykłą sobie żywością zaprzeczył głową i rękami.

– Nie, nie, tego momentu nie chcę dożyć… toli634 bez mała w jednych leciech jesteśmy; niechże mnie Bóg pierwszego zawoła! Wyście światu potrzebniejsi ode mnie.

Kazimierz położył mu rękę na ramieniu.

– Nie odmawiajcie mi. Niech mam tę pociechę przy śmierci, że w majestacie królewskim spoczywał będę.

Stwosz popatrzył na króla smutnie i wymówił jedno słowo:

– Przyrzekam.

– A teraz – rzekł Kazimierz swobodnym tonem – zechciejcie mi być przewodnikiem w oglądaniu ołtarza.

Zbliżyli się obaj na tyle, by nie tracić całości, a widzieć dokładnie szczegóły, i Stwosz wskazywał ręką pojedyncze figury, tłumaczył i opowiadał.

Wawrzuś wtulił twarz we fałdy matczynego rańtucha i nie myślał o niczym, nie patrzył na nikogo, jedno tylko wiedział, że po tylu, tylu takich strasznie długich latach tęsknoty jest przy matusi, ma ją dziś i jutro, i zawsze mieć może, kiedy tylko zechce… Poręba tak blisko!

Podniósł głowę, spojrzał.

– Matusiu… co wam?

Wojciechowa patrzyła w ołtarz; z oczu jej ciche, kropelka za kropelką, spływały łzy.

– Matusieńko, co wam?

– Nie wiem, synku…

Król Kazimierz zasiadł na podwyższeniu naprzeciw ołtarza, obok miał żonę i synów, a ksiądz biskup dopełniał poświęcenia.

Przez wysokie, wydłużone okna, zaszklone stubarwnymi szybami, sączyło się złociste słońce, nabierając głębokich, przyćmionych kolorów, jakby promienie jego przenikały przez płatki kwiatów lub skrzydła motyle. Tęczowe smugi padały na strzeliste kwiatony tryptyku, ślizgały się po fałdzistych szatach i brodatych twarzach apostołów, skrzyły w klejnotach zdobiących monarszą parę, igrały na łańcuchach mieszczan i złotogłowiach635 mieszczek. Cały kościół tonął w tych bajecznych blaskach, mienił się i płonął, i grzmiał dźwiękami organów, które uderzały o sklepienie. Była w tym wszystkim odświętna, triumfalna radość tych błogosławionych jagiellońskich czasów, gdy zwycięstwa nad wrogiem, wewnętrzne bogactwo i bujność duchowego życia dochodziły w Polsce do szczytu potęgi i chwały.

Złamany zakon krzyżacki, świeże trzechkrotne636 zwycięstwo Olbrachta nad Tatarami, plemię jagiellońskie na czeskim tronie, kraj kwitnący, miasta zasobne, drogi handlowe otwarte na wschód i zachód; w podziemiach kościelnych Na Skałce niedawna jeszcze trumna pierwszego dziejopisa637 Polski, Długosza638, tu, przed wiekopomnym swym dziełem, Wit Stwosz, artysta największy w całej ówczesnej Europie; a gdzieś może w tłumie, nie znany nikomu, szesnastoletni długowłosy młodzieniaszek, żak639 przesławnej Akademii Krakowskiej – Mikołaj Kopernik.

 

A z tej ziemi płodnej w tyle wielkich dusz i wielkich dzieł wykwitają w tym pokoleniu kwiaty niebieskie… jedne zerwane już dłonią śmierci, inne rozsiewające jeszcze świętość dokoła siebie.

Jan Kanty640, Szymon z Lipnicy641, królewicz Kazimierz642, Izajasz Boner643, Stanisław Kazimierczyk644, Michał Gedroyć645, Ładysław z Gielniowa646, Jan z Dukli647.

Biskup Fryderyk na stopniach ołtarza podniósł oburącz promienistą monstrancję648, która jak słońce przez chmury przeświecała przez gęste kłęby kadzidła. Pobłogosławił nią cały lud, rozmodlony na klęczkach, po czym postawił ją na ołtarzu i zaintonował hymn świętego Ambrożego.

Potężny chór tysiącznych głosów z wonnym tumanem kadzideł wzbijał się w górę i płynął w tęczową glorię, w łunę blasków i kolorów, pod sklepienie błękitne, usiane gwiazdami… zdawało się, że pójdzie aż w niebo, do stóp tronu Bożego, niosąc słowa podzięki i chwały:

TE DEUM LAUDAMUS649!

629lama – tkanina jedwabna przetykana złotymi lub srebrnymi nitkami. [przypis edytorski]
630Gospodź a. Gospodzin (daw.) – Pan Bóg. [przypis edytorski]
631manela (daw.) – metalowa bransoleta. [przypis edytorski]
632kolce – tu: kolczyki. [przypis edytorski]
633ojcowie (daw.) – rodzice. [przypis edytorski]
634toli (daw.) – tu: przecież. [przypis edytorski]
635złotogłów – tkanina ze złotych nici. [przypis edytorski]
636trzechkrotny – dziś popr.: trzykrotny. [przypis edytorski]
637pierwszego dziejopisa – autorka pomija tutaj dwóch poprzednich wielkich kronikarzy dziejów polskich: Galla Anonima, nieznanego z imienia mnicha benedyktyńskiego, który żył w czasach Bolesława III Krzywoustego (na przełomie XI i XII w.), oraz Wincentego Kadłubka, biskupa krakowskiego z przełomu XII i XIII w. Być może autorka miała na uwadze to, że Jan Długosz w swojej pracy starał się być obiektywny i korzystał z dokumentów, podczas gdy jego poprzednicy tworzyli dzieła, których charakter moralizatorski górował nad ścisłością faktów historycznych. [przypis edytorski]
638Jan Długosz herbu Wieniawa (1415–1480) – kronikarz, duchowny, dyplomata, wychowawca synów Kazimierza Jagiellończyka. [przypis edytorski]
639żak (daw.) – student. [przypis edytorski]
640Jan Kanty (1390–1473) – Jan z Kęt, święty Kościoła katolickiego, ksiądz, wykładowca Akademii Krakowskiej. [przypis edytorski]
641Szymon z Lipnicy (ok. 1440–1482) – kaznodzieja bernardyński, zaraził się cholerą od chorych, którymi opiekował się podczas zarazy. [przypis edytorski]
642święty Kazimierz Jagiellończyk (1458–1484) – drugi syn Kazimierza II Jagiellończyka, namiestnik ojca w Wilnie, uważany za dobrego władcę, poprawił bezpieczeństwo w kraju i sądownictwo. Umarł młodo na gruźlicę i został kanonizowany. Jest patronem Litwy. [przypis edytorski]
643Izajasz Boner (ok. 1400–1471) – sługa Boży Kościoła katolickiego, augustianin, kierownik katedry teologii Akademii Krakowskiej. [przypis edytorski]
644Stanisław Kazimierczyk (1433–1489) – święty Kościoła katolickiego, kaznodzieja krakowski. [przypis edytorski]
645Michał Gedroyć (ok. 1420–1485) – sługa Boży Kościoła katolickiego, bakałarz sztuk wyzwolonych Akademii Krakowskiej. [przypis edytorski]
646Ładysław z Gielniowa a. Władysław z Gielniowa (ok. 1440–1505) – bernardyn, błogosławiony Kościoła katolickiego, jeden z najwybitniejszych poetów średniowiecznych, autor m.in. pieśni Jezusa Judasz przedał za pieniądze nędzne. [przypis edytorski]
647Jan z Dukli (ok. 1414–1484) – święty Kościoła katolickiego, kaznodzieja franciszkański. [przypis edytorski]
648monstrancja – naczynie liturgiczne w kształcie słońca na nóżce, w którym wystawia się hostię podczas mszy i procesji. [przypis edytorski]
649Te Deum laudamus (łac.) – Ciebie, Boga, wysławiamy; hymn kościelny, śpiewany przy szczególnie uroczystych okazjach. [przypis edytorski]