Księzycowy Taniec

Text
Aus der Reihe: Więzy Krwi #1
0
Kritiken
Leseprobe
Als gelesen kennzeichnen
Wie Sie das Buch nach dem Kauf lesen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

Oczy Envy rozszerzyły się, gdy przypomniała sobie, jak oglądała go w klatce i jej uda rozpalił ogień…niestety, jej policzki też. „Nie” wyszeptała, nieco zbyt ochryple. „Nie tańczę. Stoję za barem w kilku innych klubach w okolicy i pomyślałam, że złożę aplikacje skoro już tu jestem.”

„Szkoda” Devon uśmiechnął się podchodząc do biurka i otwierając szufladę. Nadal nie powiedziała mu jak się nazywa, ale jeżeli wypełni formularz, będzie wiedział wszystko. Musiał się też upewnić, że nie pracowała w Nocnym Świetle.

Był zmęczony tym, że ciągle przysyłali tu swoich ludzi na przeszpiegi. To Quinn zakończył przyjaźń pomiędzy kuguarami i jaguarami, więc jeśli o niego chodzi, to równie dobrze kuguary mogły ich wreszcie zostawić w spokoju.

Ktoś z Nocnego Światła podesłał im ostatnią osobę, którą zatrudnili, a teraz, kiedy została zamordowana, kuguary oczekiwali od księżycowego tańca odpowiedzi… tak jak gliniarze. Na jego nieszczęście, w tą jedyną noc, kiedy tu pracowała, poprosiła, by umieścić ją z nim w klatce.

Devon wyciągnął krzesło spod biurka – wiedział, że najskuteczniejszym sposobem, by ją tu zatrzymać było danie jej tego, co chciała. „Możesz to wypełnić teraz. Może zanim noc się skończy, będziesz miała nową pracę.”

Envy usiadła, ale spojrzała na monitor i zmarszczyła brwi. „Myślisz, że właściciel widział jak potraktowałam Trevora paralizatorem?” przygryzła dolną wargę, wyobrażając sobie jak to musiało wyglądać. „Naprawdę żałuję, że to zrobiłam.”

Devon nachylił się nad krzesłem udając, że też patrzy w monitor. Przysuwając usta do jej ucha zapytał. „Jeżeli właściciel by to widział i zapytał cię o to, co byś powiedziała?” Powoli odetchnął, chłonąc zapach, który go otulał i rozgrzewał jego krew.

Envy zaczęła odwracać głowę, by na niego spojrzeć, ale zatrzymała się. Uczucie, które rozbudził swoją bliskością rozlewało się po jej ramieniu i karku. „Byłam po prostu wredna.” Odetchnęła, czując gorąco w brzuchu. Ten facet był niebezpieczny dla jej zmysłów. Nie wiedziała, czy odwrócić się i go polizać, czy uciec i szukać schronienia.

Kąciki ust Devona podniosły się w uśmiechu, ale nie zmienił pozycji. „Więc chodzisz sobie w różne miejsca i traktujesz facetów paralizatorem bez powodu?” Wyczuwał jak jej podniecenie rośnie, co powodowało niekomfortowy ucisk w jego spodniach.

„Nie” Envy z radością znalazła coś, co ją rozproszyło i sięgnęła po pióro leżące w pojemniku na biurku i zaczęła wypełniać ankietę. „Tylko tych, którzy na to zasługują” odpowiedziała, nie chcąc o tym więcej rozmawiać.

Devon wyprostował się. Zwalczył chęć, by ściągnąć ją z krzesła i posadzić na biurku przodem do siebie. Trzymał pasmo jej jedwabistych włosów pomiędzy swoimi palcami w miejscu, gdzie opadały na krzesło.

Był cicho podczas gdy wypełniała formularz, dokładnie czytając co pisze. Envy Sexton. Na szczęście kluby należące do kuguarów i wampirów nie znajdowały się na długiej liście klubów, w których pracowała. Wiedział, że wystarczy kilka telefonów, by miała więcej czasu – wystarczy zadzwonić, by skreślili ją z grafiku. Nie chciał się z nikim dzielić tą dziką kocicą.

Envy skończyła pisać i zaczęła wstawać, ale Devon położył jej dłoń na ramieniu, żeby ją zatrzymać. Szybko wziął papier z jej ręki i ruszył w kierunku drzwi.

„Zostań tu. Wrócę za kilka minut z odpowiedzią.” Devon sięgnął do klamki, ale zatrzymał się gdy się odezwała.

„Jak się nazywasz?” zapytała Envy, zastanawiając się, czy nie lepiej przekazać formularz właścicielowi osobiście. Może nawet miałaby z głowy rozmowę o pracę.

„Devon Santos” odpowiedział, po czym zniknął za drzwiami zanim zdążyła go powstrzymać.

Wiedział, że Nick czeka zaraz za drzwiami ponieważ go wyczuł. Podał mu formularz, po czym poinformował „Mamy nową barmankę” Poczekał, aż Nick przejrzy dokument wiedząc, że brat szuka tych samych informacji, które sam już sprawdził.

Nick wygonił kilka wampirzych fanek i jednego wampira, który się wślizgnął i to zrujnowało mu nastrój tej nocy. Nienawidził wampirów i wszystkich ludzi, którzy byli na tyle głupi, by się z nimi zadawać. Nie widząc żadnej wskazówki co do tego, by dziewczyna mogła mieć z nimi coś wspólnego i wyczuwając podniecenie brata, Nick zdecydował, by Devon się wszystkim zajął.

Wreszcie oddał mu formularz. „Powiedz jej, żeby zostawiała paralizator w domu” Nick popatrzył na brata. „Kat powiedziała, że facet, którego potraktowała paralizatorem był jej chłopakiem, a ten, który go wyprowadził w kajdankach to jej brat.”

„Ten jej chłopak miał broń. Wyczułem to.” Devon wzruszył ramionami, chociaż jego oczy zwęziły się. „Może jednak nie był takim dobrym chłopakiem.”

„Bądź ostrożny, kiedy o nią chodzi’” Nick pokręcił głową, kiedy zauważył, że brat jest jeszcze bardziej zainteresowany dziewczyną. „Jeśli chcesz, żeby tu była, to ty masz ją kontrolować w czasie, kiedy tu przebywa.” Nick zazgrzytał zębami, kiedy poczuł zapach wampira. Bez słowa odwrócił się i wyszedł po schodach na górę.

Envy nerwowo rozglądnęła się wokół i zobaczyła windę, której wcześniej nie zauważyła. Podniosła delikatną brew widząc, że zamiast zwykłych przycisków jest tam klawiatura. Stukała piórem w biurko zastanawiając się jak długo powinna czekać. Nadal musiała się dowiedzieć, czy Chad naprawdę aresztował Trevora, czy po prostu zmusił go, by opuścił klub.

Rozejrzała się po biurku próbując zająć czymś myśli. Była urodzonym śledczym, tak samo jak Chad – chociaż on starał się to ukryć. Prawdę mówiąc, Chad byłby świetnym detektywem. Mówił wszystkim, że był tylko policjantem do bicia, ale to wcale nie była prawda. Był dowódcą swojej brygady SWAT.

Nareszcie spojrzała na dokument, który z roztargnieniem podniosła. Było to potwierdzenie dostawy. Przeleciała wzrokiem informacje dotyczące płatnika i zauważyła nazwisko na dole strony. Trzasnęła dokumentem o biurko. Devon Santos… do cholery z nim. Był jednym z cholernych właścicieli, a pozwolił jej myśleć, że jest zwykłym tancerzem.

W tym momencie drzwi do biuro otworzyły się i Devon wszedł do środka. „Kiedy chcesz zacząć?”

* * *

Nick szybko przeszedł przez parkiet, następnie schodami w kierunku wyjścia. Popchnął drzwi z siłą większą niż było to potrzebne i zerknął na mężczyznę próbującego przejść przez ochronę. Większość bramkarzy była zmiennokształtna – potrafili więc wyczuć wampira, nawet gdy nie było żadnych widocznych znaków.

Wyczucie mody u normalnych wampirów w mieście wypływało chyba z subkultury Gotów. Ale w ciągu kilku ostatnich miesięcy pojawiło się chyba dziesięciu ubranych w garnitury lub zwykłe stroje klubowe, którzy próbowali się dostać do środka. Dlatego właśnie obecnie bardziej polegali na rozpoznawaniu zapachu, a nie na wyglądzie. Reguła numer jeden… żaden wampir nie mógł przejść bez pozwolenia właścicieli.

„Czego tu szukasz?” zapytał Nick, starając się brzmieć profesjonalnie z uwagi na ludzi wokół. Mężczyzna przechylił głowę i złośliwie się uśmiechnął – Nick aż się spienił.

„Chciałbym wejść do środka.” Powiedział Kruk. Jego źrenice rozszerzyły się – używał swoich mocy, by zaczarować wszystkich, którzy mogli ulec wampirzemu zaklęciu przymusu.

Nick obejrzał go od stóp do głów. Facet miał czarne włosy z końcówkami zafarbowanymi na neonowy fiolet, które opadały mu na twarz. Był bardzo młody, prawdopodobnie nie miał nawet dwudziestu pięciu lat. Miał bardzo bladą skórę i grubo nałożony eyeliner wokół oczu. Na ustach miał nałożoną czarną szminkę – nawet paznokcie miał pomalowane na czarno.

„Przepraszam pana…” Nick stał spokojnie, obserwując każdy ruch wampira. Nieważny rozmiar czy wiek – wampiry były niebezpieczne i nie wolno było ich nie doceniać.

„Kruk, mów do mnie Kruk.” Odpowiedział mężczyzna, zastanawiając się, gdzie są granice cierpliwości jaguara.

„Przykro mi, Kruku, ale mamy pełno.” Wyjaśnił Nick, zaciskając palce na swoim dwustrzałowym derringerze, który trzymał głęboko w kieszeni skórzanej kurtki. Miał w nim wydrążone kule wykonane z srebra i napełnione wodą święconą. Koniuszki ust podniosły się w lekko sadystycznym uśmiechu, gdy poczuł drewniane ostrze noża z kościaną rękojeścią przytroczonego do przedramienia.

„Dlaczego więc wszyscy ci ludzie nadal stoją w kolejce?” zapytał Kruk, widząc, jak złoto zaczyna przebłyskiwać w tęczówkach jaguara.

Nick uśmiechnął się, ale wyglądało to bardziej jakby zagryzał zęby. „Oni mają rezerwacje”

Oczy Kruka jaśniały w przytłumionym świetle jak gdyby rozpalone złowrogo wewnętrznym płomieniem. Nick zszedł po trzech stopniach na poziom ulicy i stanął pomiędzy Krukiem, a resztą ludzi. Nachylił się do jego ucha.

„Odejdź, wampirze.” Wyszeptał z lodowatym spokojem, przyciskając końcówkę drewnianego sztyletu do żeber Kruka tak, by nikt nie widział. „Nie wejdziesz.”

Nick wyprostował się i założył ręce z przodu – wystarczyłby jeden ruch, by dźgnąć wampira sztyletem. „Przepraszam pana, miłego wieczoru”.

Kruk znów się uśmiechnął, tym razem prawie przyjemnie. „O, na pewno taki będzie.”

Odwrócił się od drzwi i poszedł w dół ulicy z rękami w głęboko w kieszeniach czarnych jeansów. Gwizdał jakąś złowrogo brzmiącą melodię. Kiedy jaguar nachylił się, by szepnąć mu ostrzeżenie do ucha, zauważył, jak jego pan przemknął się za nimi do klubu. Nie widział Kane’a od dłuższego czasu. Prawdę mówiąc, to był pierwszy raz, kiedy go ujrzał od kilku tygodni, chociaż wielokrotnie czuł spojrzenie swego stworzyciela na karku.

To, co zaskoczyło Kruka to to, że Kane z własnej woli chciał wejść do legowiska swoich wrogów. Jego pan opowiedział mu o tym, jak został pochowany żywcem przez przywódcę tego klanu jaguarów. Czy jego pan miał swój własny plan?

„Wrobili cię, mój panie, ale tym razem upewnię się, że będą mieli krew na rękach.” Wyszeptał Kruk do siebie zanim wtopił się w cień. Wiedział, że nie będzie musiał długo czekać. Nadal czuł zapach krwi swojej ostatniej ofiary unoszący się z wiatrem w kierunku Księżycowego Tańca.

 
* * *

Kat patrzyła, jak Chad i Jason pomogli nieszczęsnemu chłopakowi wyjść z klubu… w kajdankach. Mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale po prostu musiała się dowiedzieć, co chcieli z nim zrobić. Chociażby po to, by nie rozmyślać o tym przez resztę nocy.

Wyszła przez jedne z bocznych drzwi i kryjąc się w cieniu poszła za nimi. Z jej wyostrzonymi zmysłami nie musiała podchodzić zbyt blisko, by ich słyszeć.

Chad i Jason zablokowali Trevora pomiędzy jego samochodem, a radiowozem tak, żeby zdenerwowany chłopak nie wpadł za Envy z powrotem do klubu. Chad zdjął mu kajdanki – wiedział, że nie może aresztować chłopaka bez wyraźnego powodu… no chyba, że Trevor go do tego popchnie.

„Założę się, że to ty jej powiedziałeś, że tu jestem.” Warknął Trevor do Jasona. „Nie myśl, że nie zauważyłem jak ci staje na jej widok. Nie mogłeś nie wtykać nosa w nie swoje sprawy, co?”

Chad wysunął rękę kiedy Jason zrobił krok do przodu. „Jason, ja go przejmę. Może wrócisz do środka i zobaczysz, czy nie znajdziesz tam Envy? Nie chcę jej tu dopóki Trevor nie odjedzie.”

„Nie powstrzymasz mnie przed ponownym wejściem. Jestem w pracy!” wysyczał Trevor bez zastanowienia.

„Tak, widzieliśmy nad czym pracujesz” Jason zacisnął pięści, ale widząc wyraz twarzy Chada zdecydował, że jednak lepiej wejść do środka zanim nie tylko Trevor wyląduje tej nocy w kajdankach. Odwrócił się na pięcie i rzucił Trevorowi przez ramię ostatnią uwagę „Znajdziesz nas na parkiecie… w objęciach.”

Trevor wyskoczył do przodu, ale Chad odepchnął go na samochód. Ku jego zaskoczeniu, Trevor był dużo silniejszy niż wyglądał i musiał użyć sporo siły. „Ostrzegałem cię, żebyś nie pieprzył mojej siostry dopóki nie powiesz jej prawdy o tym, kim naprawdę jesteś i dlaczego włóczysz się po klubach. Do jasnej cholery, chłopie, Envy myśli, że jesteś niczym więcej jak pieprzonym chłopcem z bractwa. Jak chciałeś jej zaimponować, to trzeba było powiedzieć jej prawdę. Jedyne, czego nie może przełknąć to kłamstwo. Zwłaszcza kiedy ktoś okłamuje właśnie ją.”

Kat skoncentrowała się na Trevorze. Co to do cholery miało znaczyć?

„Wiesz równie dobrze jak ja, że gdybym jej powiedział, że pracuję pod przykrywką już zawsze zastanawiałaby się czy ją wykorzystuję, kiedy idę z nią do klubu.” Zagrzmiał Trevor. Wyprostował się, ale nie próbował znów wrócić do klubu. Jeśli użyłby swojej prawdziwej siły, Chad byłby już martwy – a on nie lepszy niż ludzie, na których poluje.

Ta świadomość bardzo pomogła mu uspokoić się na tyle długo, by opanować swoje zwierzęce instynkty. Nadal jednak był wkurzony. „Kurwa, ona potraktowała mnie paralizatorem!”

„Zasłużyłeś sobie, bo jesteś podejrzanym, zdradzającym chłopakiem. Hej, masz to tylko dlatego, że ją okłamałeś. Skończ na dziś, chyba, że idziesz nawiedzać jakieś inne bary. Poza tym, Envy nadal ma paralizator.” Chad uśmiechnął się złośliwie. „Dobrze ci radzę, daj jej spokój przynajmniej na resztę nocy… a jeszcze lepiej, na resztę jej życia skoro nie możesz być czysty.”

Trevor zagryzł zęby, ale nic więcej nie powiedział. Chad nie mógł go zmusić, by trzymał się z daleka od Envy, ale pozwolić by trochę ochłonęła było prawdopodobnie dość mądrą radą.

„Dobra, ale to” skazał na klub „nie jest bezpiecznym miejscem dla twojej siostry i dobrze o tym wiesz.” Otworzył gwałtownie drzwi, aż Chad odskoczył, żeby nimi nie dostać. Zatrzasnął drzwi i po kilu sekundach palił gumę na parkingu.

Kiedy Trevor był na tyle daleko, by Chad nie widział świateł samochodu, złapał telefon i wystukał numer do kogoś, kto był mu winien przysługę. Zatrzymał się przy najbliższym sklepie i zaparkował za ciężarówką, by nikt go nie zauważył.

Frustrowało go to, że musiał ją tam zostawić wiedząc jak Devon na nią patrzy. Nawet jeśli to nie on był mordercą, ten wyraz twarzy nie oznaczał nic dobrego. Chad myślał, że może używać przemocy wobec niego kiedy chodzi o Envy, nie? Zobaczymy, czy mu się spodoba jak dowie się, kto jest tym słabszym. Przy okazji zajmie się też Jasonem.

Kat przesunęła się głębiej do cienia kiedy Chad odwrócił się i spojrzał w jej kierunku. Zmarszczyła brwi, wiedząc, że nie mógł jej zobaczyć… nie miał tak wyostrzonych zmysłów jak zmiennokształtni. Zdmuchnęła z oczu kosmyk włosów i czekała, podczas gdy Chad po prostu gapił się w jej stronę. Westchnęła, gdy w końcu odwrócił się i wszedł z powrotem do klubu.

Więc Trevor był gliną pod przykrywką, a siostra Chada o tym nie wiedziała… wygląda na to, że Jason też nie. Ten służbista, Trevor, mówił, że pracuje tu nad jakąś sprawą. Kat zgrzytnęła zębami – wiedział, że musiało mu chodzić o te morderstwa. Musi powiedzieć Warrenowi, żeby pospieszył się i znalazł tego, który zostawia po sobie krwawy ślad zanim zwalą winę na nich.

* * *

Envy wstała powoli zastanawiając się, dlaczego Devon nie przyznał po prostu, że był właścicielem klubu – mógł ją przecież sam zatrudnić. Nienawidziła tego, kiedy ludzie ją okłamywali, ale jego nie znała i przynajmniej nie był jej nic winien – trzymała więc język za zębami. Szkoda tylko, że nie chciał tam zostać.

„To było strasznie szybko” popatrzyła na niego wyczekująco i skrzyżowała ręce na piersi.

„Wstawiłem się za tobą. Czasami mnie słuchają” Devon obserwował ją z ciekawością, wyczuwając, że jej zapach się zmienia. Była na niego zła. Podobał mu się ten zapach.

„Może dlatego, że jesteś właścicielem tego klubu?” nikły uśmiech zniknął z twarzy Envy.

A więc to dlatego była wściekła. Nie lubi tego, gdy ktoś coś przed nią ukrywa. Zapamięta to. Devon powoli pochylił głowę. „Jestem jednym z właścicieli. Klub należy do mnie, moich dwóch braci i mojej siostry. Staramy się konsultować ze sobą, gdy zatrudniamy nowych pracowników.”

Envy spojrzała na niego. Nagle poczuła się źle. “Przepraszam. Nie miałam na myśli…” poddała się z westchnieniem i pochyliła ramiona.

„Przynajmniej nie wyjęłaś paralizatora” Devon uśmiechnął się, mając nadzieję, że poprawi jej nastrój.

Envy zaczerwieniła się i poczuła nagłą potrzebę zniknięcia mu z oczu zanim zrobi z siebie jeszcze większego głupka. „Pracowałam głównie popołudniami, a jutro mam wolne, więc jeśli…” poinformowała go nerwowo. Trzymała się blisko wyjścia i zaczęła się przemieszczać w jego kierunku – zanim ta praca stanie się najkrótszą w jej historii.

„Do zobaczenia wieczorem” Devon otworzył jej drzwi, kiedy po kawałeczku podchodziła do nich. „O siódmej”

Patrzył jak biegnie i pozwolił jej odejść – wiedział, że da radę ją złapać jeśli odbiegnie za daleko. Zamknął drzwi do biura i patrzył, jak idzie obrzeżami parkietu w kierunku schodów. Zwęził oczy, gdy jeden z facetów, z którymi wcześniej tańczyła złapał ją za ramię, by zwróciła na niego uwagę. Devon skoczył do drzwi, ale Kat zdążyła wślizgnąć się do środka zanim wyszedł do Envy.

„Ta dziewczyna za paralizatorem” zaczęła Kat, ale przestała widząc wyraz twarzy brata.

„Nazywa się Envy i jutro w nocy masz jej pokazać co i jak. Właśnie przyjąłem ją na barmankę.” Devon skrzyżował ręce na klacie opierając się tyłem o biurko.

„Schowaj pazury” Kat przechyliła głowę kiedy Devon zerknął na monitor i stężał w napięciu. Poszła za jego wzrokiem i parsknęła, widząc Jasona i Envy na środku monitora. „Jej, czyż ona nie ma dziś wielu adoratorów?” Wiedziała, że nie jest to tak do końca prawda, ale chciała zobaczyć reakcję Devona. Dostała co chciała, gdy usłyszała skrzypienie cienkiego plastiku, gdy Devon chwycił krzesło trochę za mocno.

Devon rzucił okiem na Kat „Dlaczego jesteś w moim biurze?”

Kat uśmiechnęła się do niego. To będzie super zabawa. Przeszła obok i wskazała na ekran. „Ten facet nazywa się Jason Fox – trochę z nim gawędziłam przy barze, podczas gdy czekał na swoich przyjaciół.”

Devon podniósł brew czekając, aż siostra przejdzie do sedna.

„To Jason do niej zadzwonił, żeby przyszła do klubu. Właściwie zaprosił ją na randkę.” Uśmiechnęła się, gdy krzesło przełamało się pod naciskiem ręki Devona. „Nie wiem, co mu odpowiedziała, ale Jason powiedział „Dlaczego więc Trevor mizia się z kimś innym na parkiecie?”

„Więc dlatego tu przyszła.” Devon cedził przez zęby, upuszczając kawałek plastiku na biurko. „Jestem pewien, że do czegoś zmierzasz.”

„Tak, ale to tak fajnie obserwować jak cię skręca.” Kat podjęła opowieść gdy popatrzył na nią tym swoim idź-do-diabła wzrokiem. Kiedyś kupi prawa autorskie do tego wyrażenia. „Nieważne. Z tego, co słyszałam, to wszystko było ustawione. Jej brat dał jej paralizator, bo wiedział, że będzie na tyle wściekła, by użyć go na zdradzieckim chłopaku. Ale tak naprawdę Trevor wcale jej nie zdradzał.”

„Co?” krzyknął Devon. Nie podobało mu się to, dokąd prowadziła rozmowa.

Kat spędziła następne dziesięć minut informując brata o wszystkich małych, brudnych sekretach. Tak dla beki, nie ominęła też faktu, że Jason od dawna jest zakochany w Envy.

Rozdział 3

Jason pociągnął Envy w swoje ramiona „Jesteś mi winna taniec.”

Cieszył się, że nie była typem osoby, która zabije posłańca przynoszącego złe wieści. Gdyby nie on, nadal miałaby chłopaka… byłby to co prawda zdradzający chłopak, ale właśnie dlatego zadzwonił. „Przepraszam” wyszeptał jej do ucha, przyciągając ją bliżej do siebie i poruszając się w rytm muzyki.

Envy przewróciła oczami i bez namysłu mu odpuściła. „Nie masz za co przepraszać.” Przebiegła palcami po jego kręgosłupie. „Znowu jestem wolna, a w międzyczasie znalazłam sobie nową pracę.”

Uśmiechnęła się rozglądając się ponownie po parkiecie. „To miejsce jest trochę inne niż kluby, w których pracowałam. Myślę, że będzie tu interesująco.”

Jason przez chwilę nic nie mówił. Czuł, jak skórzany top okrywający jej piersi prześlizguje się po jego klacie. Podniecało go to. Cieszył się, że nie zauważyła, jak na niego działa – podejrzewał, że gdyby wiedziała – przestałaby.

„Chcesz się powspinać po skałach w sobotę rano?” jego ręce zawędrowały w dół i złapały ją za biodra.

„Wspinaczka? Brzmi nieźle. Dawno tego nie robiłam.” Envy kiwnęła głową, a jej oczy rozszerzyły się, gdy przyciągnął ją do siebie. Coś długiego i twardego dotknęło jej brzucha. Przełknęła ślinę i spojrzała mu w oczy.

„Gdzie jest Chad?” odetchnęła, wiedząc, że znów to zrobiła. Nie miała takiego zamiaru. Jason był – nadal jest – jednym z jej najbardziej ulubionych ludzi na całym świecie Ostatnią rzeczą, której chciała to zepsucie tego przez przespanie się z nim. Za bardzo go kochała, by na to pozwolić.

„Jak go ostatnio widziałem, wynosił śmieci.” Jason westchnął, gdy odsunęła się od niego. Podniósł w górę jej brodę tak, by spojrzała mu w oczy. „Trevor na ciebie nie zasługuje.”

„Chad nie aresztował go naprawdę, nie?” zapytała Envy łapiąc Jasona za rękę i prowadząc w kierunku schodów. Unikała takiej rozmowy przez lata i nie miała zamiaru zepsuć tego rankingu.

„Nie, mylę, że potraktowanie go paralizatorem było wystarczającą karą… to i utrata ciebie. Chad tylko się upewniał, że znajdzie drogę do samochodu.” Jason uśmiechnął się krzywo. U szczytu schodów zauważył, że Chad stał przy barze niedaleko wejścia i czekał na nich. Trzymając Envy za rękę, poprowadził ją w jego stronę.

Przez poczucie winy Envy czuła ucisk w piersi. W głębi serca nie była wredną osobą, a to, co zrobiła Trevorowi było bardzo złe. Czuła się dobrze jedynie przez chwilę, która już minęła. Patrzyła w dół, zbyt zawstydzona, by spojrzeć na brata.

Chad ledwie spojrzał na Envy i już wiedział, że czas ją zabrać do domu. „Gotowa?” zapytał, odstępując od baru.

„Mogę ją zawieźć do domu” zaoferował Jason, szybko dodając „Jeśli zechce ze mną chwilkę zostać”.

Chad widział nadzieję palącą się w oczach Jasona i zastanawiał się, czy robi dobrze, czy też naraża najlepszego przyjaciela na upadek. Poczuł wibracje telefonu i podniósł rękę „Zaczekajcie”. Dzwonili z komisariatu, podszedł więc do drzwi, by lepiej słyszeć.

Envy zdmuchnęła grzywkę z oczu – choć brzmiało to dziwnie, miała przeczucie, że Chad został wezwany do pracy. Patrzyła, jak wkłada telefon do kieszeni i podchodzi do nich.

„Możesz zostać z Jasonem?” zapytał Chad. Kiedy kiwnęła głową, położył palec pod jej brodę i podniósł do góry. „Dobrze postąpiłaś z Trevorem, więc rozchmurz się. Prawdopodobnie nie wrócę do domu aż do rana, więc nie czekaj na mnie.”

Envy uśmiechnęła się blado kiedy odchodził. Obaj dotknęli jej brody w taki sam sposób i powiedzieli, że to była wina Trevora, a nie jej. Kochała Jasona, bo był taki sam jak Chad i dlatego właśnie nigdy nie zrobi czegoś tak durnego jak umówienie się z nim na poważnie.

Jak tylko Chad wyszedł frontowymi drzwiami, telefon Jasona zadzwonił. Odwróciła się i obserwowała go, gdy odebrał. Zmarszczyła brwi, gdy jego twarz spoważniała. Wiedział, że w tym tygodniu musiał być pod telefonem i cicho zastanawiała się, czy to strażnicy potrzebowali go w środku nocy. Według niej, to nie mogło być nic dobrego.

 

Kiedy ich spojrzenia się spotkały, jego ramiona obsunęły się z rozczarowaniem.

„Envy, bardzo mi przykro. Muszę iść. Chodź, zabiorę cię do domu.” Jason wrzucił telefon do kieszeni, jak gdyby był jego wrogiem. Miał nadzieję, że spędzi z Envy trochę czasu sam na sam – w ten czy inny sposób.

Envy zmarszczyła brwi, ponieważ wiedziała, że Jason raczej nie kieruje się w stronę domu. „Dzięki za propozycję, Jason, ale wydaje mi się, że sprawiłam już wystarczająco dużo kłopotów jak na jedną noc. Poza tym, od jutra zaczynam tu pracę – pokręcę się i poobserwuję pracę barmanek.” Wzruszyła ramionami i przykleiła na twarzy uśmiech, od którego wszystko ją bolało. „Kto wie, może nawet dostanę jakiś napiwek.”

Jason niechętnie kiwnął głową wiedząc, że musi się spieszyć. „OK, masz mój numer – zadzwoń jakbyś mnie potrzebowała.”

Envy pomachała mu dłonią. „Dobrze, zadzwonię. A teraz idź do pracy. Pracuj ciężko, zarabiaj pieniądze i zabieraj mnie do klubów skoro już jestem wolna.”

Jason uśmiechnął się promiennie i wyszedł.

Envy poczuła, że drętwieje jej twarz. Powoli jej uśmiech znikał. Odwróciła się z powrotem w kierunku parkietu, przyglądając mu się dokładnie, zanim podeszła do baru. Usiadła na jednym z krzeseł przykrytych miękką poduszką i oparła ramiona na blacie.

Siedziała tam gapiąc się na bar przez kilka minut zanim zauważyła, że czysta powierzchnia okolona neonowymi światełkami cyklicznie zmienia kolor. Były tam kawałki jakiegoś szarego kamienia zatopione w pleksiglasie, które błyszczały jakby były pokryte brokatem. Ten „brokat” był tak wymieszany ze szkłem, że gdy światło było czarne, błyszczały jak gwiazdy na niebie.

Szklanka trzymana przez dłoń o długich palcach nagle pojawiła się przed nią. Paznokcie były pomalowane na ładny odcień czerwieni, z czarnymi cięciami wzdłuż paznokcia – wyglądały trochę jak ślady kłów.

Envy spojrzała zaskoczona na kobietę stojącą przed nią. Miała długie, lekko kręcone czarne włosy i egzotyczny wygląd. Envy zamrugała. Była więcej niż piękna. Jej skóra miała kolor ciepłego brązu, a jej oczy miały dziwny, niebieski odcień. Nie tak uderzająco niebieski jak Devona, ale podobny.

„To na koszt firmy” powiedziała Kat i przesunęła drink bliżej. „Wszystkie barmanki dostają darmowe drinki, a mój brat właśnie cię zatrudnił, prawda?” Uśmiechnęła się – chciała poznać dziewczynę, która tak szybko zawróciła w głowie jej bratu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego – Devon nigdy nie traktował dziewczyn serio, może przez to, że co noc otaczały o setki. Ale ta dziewczyną zatrzęsła jego klatką.

Envy zmarszczyła brwi patrząc przez chwilę na drinka i skłamała. „Właśnie chciałam cię o to zapytać” Spojrzała na Kat „Dzięki” uśmiechnęła się słabo. „Nie zaszkodzi” podniosła szklankę do góry i wypiła prawie całą zanim odstawiła na bar z rozszerzonymi oczami.

„Oj” zaśmiała się Envy, machając dłonią przed ustami. „Co to takiego?”

Kat uśmiechnęła się „To specjalność klubu – jutro będziesz to serwować. Nazywa się Gorączka.” Nie powiedziała jej, że zawiera tyle alkoholu, że normalny człowiek bardzo szybko się nim upije. Zazwyczaj zamawiali go nie-ludzie, gdyż ich szybki metabolizm potrzebowali czegoś naprawdę mocnego, by odpłynąć.

„Wiem jak zrobić prawie wszystko, ale przyznaję, że o tym nigdy nie słyszałam. Smakuje jakby był w nim czysty alkohol… bimber?” Kiedy Kat potrząsnęła przecząco głową, Envy zmarszczyła brwi i spojrzała na szklankę. Podniosła ją i powąchała. „Poddaję się. Ale jakbyś mi dała teraz zapalniczkę, zmieniłabym się w smoka wydmuchującego płomienie.” Powiedziała, odkładając szklankę.

„Po prostu baw się. Dziś w nocy możesz to traktować jako przygotowanie do pracy.” Kat zaśmiała się i ponownie napełniła szklankę, chociaż wiedziała, że pierwszy prawdopodobnie wystarczył. Drink miał jeszcze jeden efekt uboczny. Nie była pewna dlaczego, ale działa również jako afrodyzjak na większość dziewczyn. Dlatego nazwala go Gorączką.

„Niektórzy mówią, że to lekarstwo na złą noc.” Kiwnęła głową, wskazując, że Envy powinna go wypić.

Envy wypiła gorącą miksturę, czując, że pierwszy drink zaczyna już działać. Powoli opuściła szklankę, delikatnie odchyliła się do tyłu i szybko położyła dłoń na wierzchu.

„Myślę, że mam już dość” westchnęła z wdzięcznością, kiedy jej napięte mięśnie zaczęły się rozluźniać. „Co w nim jest?”

Barmanka pokazała jej fioletową butelkę. „Wszystko jest już wymieszane – to sekretna receptura mojej babci, więc ci nie powiem.” Zaśmiała się, gdy Envy wydęła wargi. „Przynajmniej będzie łatwe do przygotowania kiedy ktoś to zamówi.”

Kat zerknęła na bar – zauważyła, że resztą gości zajmuje się wynajęta dziewczyna do pomocy. Nachyliła się nad barem. „Może powiesz mi coś o tym gorącym blondynie, z którym przyszłaś?”

Oczy Envy zaświeciły się „Myślisz, że mój brat jest przystojny?”

Kat wzruszyła ramionami – już od dawna nie miała okazji, by się zabawić. Pewnie dlatego Quinn chodził jej po głowie tak często ostatnimi czasy. Potrzebowała powodu, by zapomnieć. „Pewnie. Chciałabym wiedzieć jak spędza noce, by móc do niego dołączyć.” Odpowiedziała i konspiracyjnie puściła jej oczko.

Przypomniała sobie, jak Chad chodził znudzony po mieszkaniu i chwilę się zastanowiła. To było dla jego dobra. „No cóż… czasami lubi się powspinać, robi kawę tak mocną, że mogłaby sama chodzić. Zaufaj mi – sama widziałam. I zazwyczaj pracuje do późna w nocy. Ale wie, jak traktować dziewczynę.” Envy również mrugnęła.

Kat zmarszczyła brwi. “To odwrotnie jak ten surfer, który za tobą łazi.”

Spojrzała na Trevora, wyczuwając jeszcze na nim zapach gniewu. Na początku nie lubiła tego faceta, bo wszedł do jej baru i węszył nie wiadomo za czym. A teraz nie lubiła go jeszcze bardziej, bo Chad go nie lubił… a z jakiegoś powodu ufała osądowi Chada. Oczywiste było, że kocha swoją siostrę.

Envy drgnęła i spojrzała do góry, kiedy ciężka dłoń wylądowała na jej ramieniu. Cholera, właśnie zaczynała się relaksować i zapominać, co zrobiła, musiało się to zakraść i ugryźć od tyłu. Na początku tylko się na niego gapiła, nie wiedząc czy czuje się źle po tym, co się stało czy nadal jest zła. Właściwie nie czuła nic patrząc na mężczyznę, którego całowała tyle razy.

„Musimy porozmawiać” stwierdził Trevor tak spokojnie jak mógł. „Teraz!” Dobra, chyba jednak nie był tak spokojny jak myślał… Cholera.

Envy odepchnęła go, kiedy wziął ją za rękę i próbował odciągnąć od baru. „Myślę, że rozmawialiśmy wystarczająco długo… nie sądzisz? I muszę cię ostrzec, że nadal mam paralizator.” Spojrzała znacząco na jego krocze.

Trevor przesunął rękę przezornie zasłaniając ten obszar i zrobił krok do tyłu. „Spokojnie, ja tylko chciałem z tobą porozmawiać, Envy.”

„Cóż, nie wiem czy ja chcę z tobą rozmawiać.” Envy westchnęła, jak gdyby była znudzona tą myślą. „Nie spoufalam się ze zdradzającymi kłamcami.”

Trevor uśmiechnął się złośliwie. “W takim razie powinnaś kiedyś pomówić z Chadem. On ma…” Poruszała się szybko, ale Trevor był szybszy – złapał jej rękę kilka cali od swojej twarzy i mocno ścisnął nadgarstek. „Myślę, że potraktowanie mnie paralizatorem wystarczy.”

Envy popatrzyła na niego z wściekłością próbując uwolnić rękę, którą trzymał jak w imadle. „Nie wciągaj w to mojego brata. To nie z nim się umawiałam i nie jego znalazłam, jak ociera swoje klejnoty o tyłek innej dziewczyny, podczas gdy druga próbuje go dosięgnąć od tyłu.”

Trevor skulił się i puścił jej rękę. Rozumiał co miała na myśli, jak mówiła o tym w ten sposób. Nie zmieniało to faktu, że to prawdopodobnie Jason ustawił wszystko tak, by wyglądało to gorzej niż było w rzeczywistości. A to, że Chad za tym poszedł, było po prostu nie fair. Nie powiedział jej, że idzie dziś do tego klubu, bo nie chciał, żeby przebywała w jego pobliżu.

Sie haben die kostenlose Leseprobe beendet. Möchten Sie mehr lesen?