Kostenlos

Dwugłos miłości

Text
0
Kritiken
Als gelesen kennzeichnen
Schriftart:Kleiner AaGrößer Aa

– Usta twe otwierają się ku mnie jak kielich kwiatu woniejący pokusą, a wyrazy zlatują z nich jak tęczowe motyle i osiadają mi na sercu. Czy ta urna popiołów, którą w sobie noszę, miałaby zapalić się ogniem twoich czarownych spojrzeń? Nie uwódź mnie, jeśli chcesz jedynie prześlizgnąć się po mojem ciele, jak deszcz rozkoszny a niezdrowy.

– Nie wahaj się, skoro nie zostawiasz za sobą nic, czegobyś nie oddał za to, co cię spotkać może, skoro tylko rozpacz przycisnęła cię do swego łona i karmi gorzką piersią.

Weszli na świecącą drogę i zaczęli w milczeniu posuwać się ku górze. Mężczyzna przystanął – kobieta zapytała:

– Zmęczyłeś się, czy żałujesz ziemi, od której cię odwiodłam?

– Pająk na nitce swej wątłej siatki mógłby mnie od niej odciągnąć, gdybym wierzył, że gdzieindziej znajdę ukojenie dręczących smutków. Szczęśliwy leży tam kamieniem, nieszczęśliwy – puchem, zawsze gotowym do odlotu, byle z nadzieją. Dusza moja rozbiera się teraz z chłodów ziemskich, jak z wilgotnych szat i przywdziewa ciepłą mgłę upojenia. Stąpam w miękki obłok, oddycham spokojem, jest mi lepiej – dobrze… błogosławić cię będę ostatnim wyrazem warg moich, jeśli uprowadzisz mnie z tego pola walki, gdzie zwycięski występek naigrawa się konającej cnocie.

Kobieta oparła rękę na ramieniu mężczyzny i pieściła jego uszy czułą mową.

– Wierz mi, jak wierzysz swym najszczerszym uczuciom. Pokochałam w tobie wszystko a nie najmniej boleść pokrewną mojej. Gdybym mogła, pozbierałabym rozproszone po ścierniskach życia krople skrzepłych łez twoich, nanizała je na promień słońca i zawiesiła je sobie na szyi. Ta rosa twego serca powinna była padać na pierś moją.

– Zamieniłaby się ona w korale, tak była krwawa. Jeśli cierpienia człowieka są przejawami jakiejś jednej siły, to chyba los dla dogodzenia swemu okrucieństwu kradnie naturze najwrażliwsze dzieci i pastwi się nad niemi. Przyrzeka im wszystko, a gdy na jego obietnicy oprą swoje życie – odmawia wszystkiego. Ledwie ukończyłem lata młodości – a już dusza moja jest schnącem, bezlistnem drzewem, które nie przetrwa zimy i nie doczeka wiosny. Obejrz się ze mną albo tylko sięgnij uchem w tę czarną przepaść, na której dnie leży ziemia. Czy słyszysz szum mętny, czy odróżniasz w nim głosy błagalne, tryumfujące, rozpaczliwe? Czy wiesz, w jaką ogólną harmonię one się stroją?

– Uciekajmy!

– Nie śpiesz się.

– Uciekajmy, bo może stamtąd wzlecą i dogonią nas furye, które ścigały moje ciało na łup dla rozpusty, obsypując zdradliwie iskrami namiętności.

– Nie – bezpieczna poza okołem zwierzęcych ścigań, wsłuchaj się spokojnie w tę harmonię zgrzytów. Dotąd ją tylko czułaś, teraz o niej pomyśl. Czy wiesz czemu ona tak dzika, wściekła, ohydna? Bo za słabo brzmi w niej dźwięk, którego ty daremnie szukałaś i ja nie znalazłem.

– Odsuńmy się jeszcze dalej od ziemi, która nas jak przepaść ciągnie

Zaledwie uszli kilka kroków mężczyzna znów zatrzymał się i mówił:

– Zagadki poznania każdy otwiera innym kluczem, ze skarbca tajemnic każdy wykrada inną prawdę, którą uważa za nieomylną busolę i chce nią wyznaczać kierunek wszystkim. Gdy za nim nie podążą i ze swoimi wskaźnikami w różne strony się rozbiegną, on ich dopędza i chłoszcze złorzeczeniem; gdy jego przewodnictwu się powierzą, prowadzi ich dłużej lub krócej, wreszcie ustaje zmęczony błądzeniem i radzi, ażeby towarzysze zaufali własnym przeczuciom. Wiedza człowieka uszlachetnia i obdarza siłą, wiedza ludzi zbliża wzajemnie, ale ich trwale nie spaja mocnemi ogniwami. Nad ludzkością, jak nad jej siedzibą zatoczył się krąg ciemnoty, który niby rzeszotem zasłania nam słońce prawdy; przepuszcza on tylko przez niezliczone dziurki pojedyncze jej promienie, w których zawieszamy się i drgamy jak luźne pyłki. A i ciebie czy pokrewna wiedza ku mnie popchnęła?

– Nie.

– I nie religia, bo nawet żaden Bóg, czczony kornie przez swych wiernych, nie zdołał ich zjednoczyć. Ludzie, którzy wierzą w tego samego stwórcę i rządzcę świata, którzy modlą się w tych samych świątyniach, wyznają te same dogmaty – albo żyją obok siebie zdaleka jak głazy na polu, które można jedne drugimi rozbijać, albo jak rozżarte tygrysy wbijają sobie kły w gardła a pazury w piersi. Stań ponad gromadą, klęczącą przed ołtarzem i skupioną w pobożnem uniesieniu, spuść w nią odłamek cennego kruszcu – jeśli uboga, lub kawałek chleba – jeśli głodna, a zewrze się gwałtownie około ponęty, stłoczy nad nią swe głowy, zmota ręce, zaskrzypi chciwością i huknie gniewem, wyrzucając z siebie zwycięzcę. Wiążące ją łączniki wspólnej wiary prysną wtedy jak szklane pętliczki. Wiary zupełnie jednakiej, gdyż najsłabszy w niej odcień różnicy wystarczy, ażeby ci, którzy uznają nad sobą tego samego Boga, mordowali się i zawieszali jako wota w przybytkach jego chwały, zdarte z nienawistnych czaszek skóry. Daremnie religia wmawia w człowieka, że każdy bliźni jest jego bratem, on, zaprzysięgając to powinowactwo słowem, łamie czynem. Słuchaj – czy rozeznajesz w hałaśliwej zawierusze głosów ziemi dwa ich aż do nas tu bijące prądy? To Nowy zakon walczy ze Starym, jak syn z ojcem, którego pragnie wywłaszczyć i z żebraczym kijem na rozstajne drogi wypędzić. Tam znowu na ciele ludzkości jątrzy się druga rana, tam – trzecia, tam – czwarta, tam piąta i setna, a wszystkie fanatyzm rozpalonym hakiem rozkrwawia, gdy zaczynają się zabliźniać.